-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński2
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Cytaty z tagiem "wyscig szczurów" [12]
[ + Dodaj cytat]Wieczny bieg za doskonałością to wyścig bez końca, ponieważ istnieje doskonale skończona doskonałość. To najczęstsza iluzja, jaką ludzie stawiają sobie za cel. Nauczeni w dzieciństwie, że nie liczy się nic oprócz wybitnych osiągnięć, wytresowani w wiecznym ich poszukiwaniu, jako dorośli czują się przegrani. Muszę być najlepszy, muszę być doskonały, nie wolno się pomylić, nie wolno być głupim, wolniejszym i mniej fajnym. Pogardzamy głupimi, sami wpędzając się w szaleństwo udowadniania swojej wartości.
Im bardziej człowiek stara się okazać, że jest fajny, tym gorzej mu to wychodzi, bo nie jest już wtedy sobą, ale stara się wcielić w różne role i postaci, które z jego punktu widzenia miałyby szanse zostać zaakceptowane.
Człowiek dla zdobycia wysokiej oceny w oczach innych zrobi bardzo wiele, prawie zawsze zbyt wiele. Ja nie byłem wyjątkiem. Wówczas to osoby w firmie stanowiły „moją paczkę”, których opinia liczyła się najbardziej. Korporacyjna Wirtulandia pociągała mnie przede wszystkim dlatego, że zaspokajałem w niej, niemal do syta, własną próżność. Każdy elegancko ubrany, uśmiechnięty, zadowolony z życia. Dowcipny. Nie przeszkadzał mi wyścig szczurów (to była amerykańska korporacja), bo udawało mi się biec przed innymi. Wszyscy współpracownicy i najważniejsze osoby w firmie bardzo mnie cenili. Czułem się wartościowym człowiekiem. A niestety, byłem tylko cennym pracownikiem. A w domu, w świecie R, traktowano mnie jak nieudacznika. Ta odmiana działała na mnie jak narkotyk.
W dzisiejszych czasach symbolami statusu są obciążenie, praca i stres. Narzekanie na przepracowanie to często jedynie zawoalowana próba, by wydać się innym ważnym i interesującym.
Wszędzie panuje chaos. Ludzie po prostu rzucają się na wszystko w zasięgu ręki: komunizm, zdrową żywność, zen, surfing, balet, hipnozę, terapię grupową, orgie, rowery, zioła, katolicyzm, siłownię, podróże, ucieczkę od rzeczywistości, wegetarianizm, Indie, malarstwo, rzeźbę, pisanie, komponowanie, dyrygenturę, wyprawy z plecakiem, jogę, kopulację, hazard, alkoholizm, wędrówki bez celu, mrożony jogurt, Beethovena, Bacha, Buddę, Chrystusa, transcedentalną medytację, heroinę, sok z marchwi, próby samobójcze, szyte na miarę garnitury, podróże odrzutowcem do Nowego Jorku, dokądkolwiek... Te fascynacje zmieniają się nieustannie, mijają, ulatują bez śladu. Ludzie po prostu musza znaleźć sobie jakieś zajęcie w oczekiwaniu na smierć. To chyba dobrze, że istnieje jakiś wybór. Ja już swego dokonałem. Uniosłem flaszkę... Rosjanie wiedzą to i owo.
Nie trzeba być Janis Joplin, by czuć w sobie wielką, czarną pustkę. Można się jej nabawić, żyjąc w kulturze opętanej ideą rozwoju - osobistego i biznesowego. Gdzie nie da się spocząć na laurach, być zadowolonym z osiągnięć, ciągle trzeba pozyskiwać więcej kapitału, nowych użytkowników, więcej rozgłosu. Iść do przodu, w górę, rozrastać się, przyrastać, pęcznieć, szerzyć się, potężnieć i pomnażać. Rozwój nie ma być zrównoważony ani z korzyścią dla wszystkich, tylko taki, żeby innym poszło w pięty. Tym światem rządzi testosteron, więc celem muszą być podbój i dominacja.
- (...)Zostałam wprowadzona w błąd. Nigdy nie przypuszczałam, że Korygian może mnie okłamać.
- Dlaczego? On jest władzą. Ty jesteś tylko jednym z jego pionków.
Łzy zaczęły spływać po policzkach Marii.
- Właśnie to mnie boli. Nigdy nie myślałam, że on może tak postąpić.
- Jak mogłaś oczekiwać, że będzie się inaczej zachowywał. Przecież jest prezydentem. Będzie robił wszystko, co w jego mocy, aby rozsławić wizję Rosji w świecie. Właśnie do tego potrzebne mu jest pokonanie Sache. Prezydent Stanton zrobiłby to samo. Oni obaj są politykami. Dla nich to gra polityczna.
Mam wrażenie, że gram w jakąś grę, której reguł już nie znam. I te reguły są ustalane przez ludzi, których nie znam. I jakoś nie lubię. I jeśli się teraz nie wycofam, to będę w to grał do końca życia. I będą mnie tak pierdolić do końca życia.
CHCĘ!
Poza tym słowo „chcę” wyrażało właśnie utracone przeze mnie ludzkie cechy. Po prostu nie wiedziałem już, czego chcę. Nie potrafiłem dokonać wyboru, tonąłem po uszy w niezdecydowanej dwoistości. Niczego nie robiłem po prostu dlatego, że żadnej rzeczy nie chciałem. Gdzie się we mnie podziało owo proste, czyste, bezpośrednie, tak bardzo ludzkie i dziecięce „chcę”? […]
Nie potrafię już chcieć. Zabiłem w sobie ten dar. Czuję jedynie, że muszę zrobić to, powinienem zrobić tamto, że spodziewają się po mnie tego czy tamtego, że to mój obowiązek postąpić w jakiś sposób, że jestem zobowiązany doprowadzić jakąś sprawę do końca, że wymaga się ode mnie, bym spełnił zawsze to, czego ludzie ode mnie chcą. […]
Najgorsze jest to, że pozwoliłem innej serii nakazów zawładnąć sobą. Rzeczom korzystnym. I znów chodziło nie o to, co chciałem, lecz o to, co było korzystne w mojej sytuacji. „Korzyść”. Słowo wypisane na grobie naszego pokolenia. Ludzie robią to, co korzystne.
Zwłaszcza ja.
Współczesność na ogół niezbyt poważa takie usposobienie: wokół siebie zawsze widziałeś, jak nagradzano działanie, wielkie plany, entuzjazm: w cenie jest człowiek zmierzający do przodu, człowiek ze wzrokiem utkwionym w horyzont, człowiek patrzący prosto przed siebie. Jasne spojrzenie, silny podbródek, stanowczy krok, wciągnięty brzuch. Upór, inicjatywa, przebojowość, triumf wytyczają nazbyt świetlisty szlak nazbyt modelowej egzystencji, kreślą uświęcone obrazy walki o przetrwanie.