cytaty z książek autora " A.M. Chaudière_Ann Kovska"
-Z cierpieniem można żyć, choćby nie wiadomo jak było wielkie- powiedział powoli.- Nie jest to łatwe, ale nie jest też niemożliwe.
-Ludzie potrafią świetnie odgrywać swoje role, kiedy trzeba.
Powinnością naszą jest doszukiwać się w codzienności rzeczy niecodziennych, drobnych, dających nadzieję. Gdy się wie na co zwracać uwagę, nawet w najgorszych chwilach można wypatrzeć choćby jej iskierkę.
Powinnością naszą jest nauczyć się magazynować takie iskierki i posługiwać się nimi, gdy sięgamy dna.
Była tylko niewolnicą zmuszoną do posłuszeństwa, nauczoną posłuszeństwa, posłuszną. Zdominowaną. Dla niej nie było już ratunku.
Nie zastanawiała się nad przyszłością, bo nie miało to żadnego sensu. Przyszłość była, jest i będzie nieznana. Z przeszłością zaczynała się oswajać. A przynajmniej na jawie. Chciała żyć teraźniejszością.
Trudno dostrzec światło, gdy nieustannie otacza cię ciemność.
Niewolnica nie powinna kochać, czuć czy myśleć. Powinna uniżenie służyć swemu panu, tak aby był rad.
-Może dlatego, bo gdzieś w głębi wiedziałem, że ona ma rację. W dodatku słusznie nadmieniła, że inni Aszarte zabiją nas, jeśli się dowiedzą.-Potrząsnął głową.-Dlatego byłem dla ciebie taki...-Westchnął po chwili zastanowienia,ale nie dokończył myśli.-Nieco mi zeszło, nim przyznałem się sam przed sobą, że pokochałem własną niewolnicę...
Wampir ostatni raz spojrzał na Arinę, która dostrzegła w jego oczach żałość i upadł bezwładnie u jej stóp. Jak marionetka. Jak pokonany. Schwytany.
Zniewolony...
Podziękowała jej grzecznie i zabrała się najpierw za ciasto czekoladowe.
- Niemiła? Po prostu lubisz mieć wszystko pod kontrolą. Mój ojciec był pantoflarzem. - Popatrzyłam, jak wsuwa ciasto. - Nie powinnaś zacząć od prawdziwego śniadania?
- Lubię rządzić się swoimi prawami, może tak. Kontrola to pojęcie względne. Każdy jej potrzebuje, inni mniej, jedni bardziej. Dla jednych kontrolą jest na przykład sztuka. Taki rzeźbiarz, kiedy tworzy, ma kontrolę nad powstającym dziełem i to mu wystarcza, chociaż jest to substytut, jeśliby odnieść się do jego życia. Takie złudzenie. Dla innych kontrolą jest prowadzenie przedsiębiorstwa niemal samodzielnie, na własnych zasadach. - Uśmiechnęła się. - Ja sięgam dalej. - Dokończyła ciasto. - Powiedz, dlaczego deser powinniśmy zostawiać na koniec? Bo tak wypada? Bo nie przystoi? Bo co ludzie powiedzą? Albo bo każdy tak robi? A jeśli w tym momencie, za pięć minut, w ten lokal wjedzie samochód i trafi akurat w nasz stolik? Mam umrzeć ze świadomością, że najlepsze zostawiłam na koniec, a końca nie doczekałam? - Napiła się herbaty. - Wiem, trochę brutalne porównanie, ale jeśli czegoś chcesz, Fanny, sięgaj po to jak najszybciej. Nie zostawiaj na później, bo nie wiesz, czy przyszłość nadejdzie. Życie jest za krótkie na planowanie - dokończyła i przysunęła sobie jajka.
Opuścił wzrok, jak tylko poczuł na nadgarstkach chłodne złoto i nie podniósł go już do samego końca. Został pokonany. Zniewolony. I w tym samym momencie stał się nic nie znaczącą istotą Nowego Świata, jakich zwłaszcza w tych rejonach, nie brakowało.
Nie słowa są ważne, a czyny. W dzisiejszych czasach istotnym jest to, co robisz, a nie co mówisz, choćby nie wiem jak było piękne. Czyny wyrażają wszystko. I wszystko mówią o człowieku.
- Bo ty zazwyczaj straszliwie się nudzisz, gdy mnie długo nie ma...
- Okropnie.
- I zaczynasz tęsknić za moim optymizmem...
- Niewiarygodne.
- A co ważniejsze, widzisz? Z marszu poprawił ci się humor. Zaledwie przed momentem miałeś taką minę, jakbyś optował za uśmierceniem kogoś.
- Zwalczyłem w sobie tę nieoczekiwaną chęć mordu. Czasowo.
To tak, jakby jego bliskość działała na nią uspokajająco, jakby wszelkie troski znikały w momencie, gdy ogarniał ją jego zapach i ciepło.
Wiara, Arino. To nic innego jak przekonanie, że istnieje coś poza tobą, jak... nadzieja czy miłość. Jeśli wierzysz, że coś takiego istnieje, masz nadzieję, to masz także siłę, by z wiary uczynić coś niemal namacalnego.
Krzykiem tym mogłaby wypłoszyć wszystkie istoty, które skrywała ta nieżyczliwa ziemia, mogłaby sprawić, że niebo zaczęłoby płakać nad jej losem, że piekło zmroziłby lód, że umarli przewróciliby się w grobach...
Kierował nim obłęd człowieka, który opacznie zrozumiał do, co widział. Człowiek zdradzonego. Człowieka, który w istocie okazał się nie być człowiekiem.
Levi dałby sobie rękę uciąć, że ona kiedyś miała rogi.
Mówił tak, jakby pierwszy raz ubierał w słowa swoje wspomnienia.
Przyszłości bała się bardziej niż śmierci, z której to przeświadczeniem nauczyła się żyć.
- Nikt was nie nauczył, że rozmawianie bez słów jest niezbyt mile widziane w towarzystwie?
- Sam stworzyłeś to towarzystwo - zauważył Severio z rozbawieniem.
Ostatnio dzień w dzień gubiła się w rzeczywistości.
Wiem. Ale czy tego chcesz, czy nie, to transakcja wiązana. Pomagając mi, możesz liczyć także na moją pomoc.
Tyle możliwości, pomyślał Levi z westchnieniem. I żadna optymistyczna.
Zaspokojenie i... szczęście. Spłynęło na nich jak błogosławieństwo. Jak gdyby przeznaczenie się dokonało, pozwalając im od tego momenty podejmować decyzje samodzielnie, wyzwalając ich spod władzy przewrotnego losu.
Westchnęła cicho i zerknęła na brata, który szczerzył się, jakby mu za to płacili.
Wszak każdy ma prawo do szczęścia. Bądź jego substytutu.
I już nie będzie uśmiechów losu, światła gwiazd, czułości ukochanego, zapachu lasu w deszczowy poranek, życzliwości przyjaciół czy żalu. Nie będzie niczego. Nawet pustki.
Odpowiedź twierdząca stała na scenie ubrana w czarną, sięgająca ziemi aksamitną suknię.