cytaty z książki "Dzienniki 1910-1923"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Jestem doszczętnie pusty i bezmyślny, przejeżdżający tramwaj ma więcej „życiowego sensu”.
Nie rozumiem niczego jak należy i jestem przy tym całkiem mocny, lecz pusty. Niedawno, kiedy po raz nie wiadomo który i o tej samej zawsze godzinie wyszedłem z windy, przyszło mi na myśl, że moje życie złożone z dni, które włażą coraz głębiej, aż do drobiazgów, w uniform monotonii, przypomina zadanie karne, kiedy uczeń zależnie od swojej winy musi wypisać dziesięć, sto lub jeszcze więcej razy jakieś jedno, przynajmniej w powtórzeniu idiotyczne zdanie, tylko że w moim wypadku chodzi o karę określoną wyrokiem: „tyle razy, ile wytrzymasz.
Rodzice oczekują wdzięczności od swych dzieci (niektórzy domagają się jej nawet) są jak lichwiarze, ryzykują skwapliwie kapitał, byle zgarnąć procenty.
Trudności na jakie napotykam, rozmawiając z ludźmi – na pewno dla ludzi niepojęte – mają źródło w tym, że moje myśli, lub trafniej treść mej świadomości, jest zupełnie mglista; że w tym wszystkim – jeśli chodzi tylko o mnie – spoczywam spokojnie i czasem zadowolony z siebie; a tymczasem rozmowa z ludźmi wymaga pointy, podtrzymania i powiązania, więc rzeczy, których mi brak. Nikt nie zechce przebywać ze mną w oparach mgły, a gdyby nawet zechciał, to nie potrafię przepędzić mgły z czoła, między dwojgiem ludzi ona zresztą rozwiewa się i nicestwieje.
Nienawidzę wszystkiego, co nie ma związku z literaturą, nudzi mnie zapuszczanie się w rozmowy (nawet odnoszące się do literatury), nudzi mnie składanie wizyt, radości i cierpienia moich krewnych, nudzą mnie aż po sam rdzeń duszy. Rozmowy odzierają z ważkości, z powagi i z prawdy wszystko to, co myślę.
Moja niezdolność myślenia, obserwowania, stwierdzania faktów, budzenia w sobie wspomnień, mówienia i współprzeżywania rośnie. Kamienieję, muszę to stwierdzić... Kryję się przed ludźmi nie dlatego, żebym chciał żyć spokojnie, lecz dlatego, bo spokojnie chcę pójść na dno.
Gdyby było pewne, że przez jakiś czas przechowuję nie otwarte listy (i to nawet listy o treści przypuszczalnie tak błahej, jak ten oto list), tylko przez słabość i tchórzostwo zwlekając z otwarciem listu, tak jak z otwarciem pokoju, gdzie może już ktoś czeka na mnie niecierpliwie - wówczas można by to dokładnie jeszcze tłumaczyć dokładnością. Założywszy, że jestem dokładnym człowiekiem, muszę spróbować o ile możności rozwlec wszystko, co dotyczy listu, więc pomału go otwierać, pomału i wiele razy odczytywać, długo zastanawiać się za pomocą wielu brlionów przygotywać czystopis odpowiedzi, a w końcu zwlekać jeszcze z wysyłką. Wszystko to potrafię zrobić, jedynie takiego nagłego otrzymania listu nie sposób uniknąć. Opóźniam sztucznie nawet i to, długo nie otwieram listu, leży przede mną na stole, ustawicznie mi się narzuca, ustawicznie go otzrzymuję, nie odbieram jednak.
Niezdolność do znoszenia życia w samotności, nie niezdolność do życia, wręcz przeciwnie, nie jest nawet prawdopodobne, abym potrafił współżyć z kimś, ale jestem niezdolny znosić to wszystko: napaści mego własnego życia, żądania mojej osoby, napór czasu i wieku, nieuchwytna presja żądzy pisania, bezsenność i bliskość obłędu – tak, to wszystko znosić jestem niezdolny. Być może, dodaję oczywiście.
Wahanie przed urodzeniem się. Jeśli istnieje wędrówka dusz, to ja nie jestem nawet na najniższym szczeblu. Moje życie jest tylko wahaniem przed urodzeniem się.
Wszystkie piękne słowa o urastaniu ponad naturę okazują się bezradne w obliczu pierwotnych mocy życia.
Człowiek nie piszący dziennika bywa w stosunku do czyjegoś dziennika w fałszywej sytuacji. Kiedy czyta na przykład w Dziennikach Goethego: „11 stycznia 1797. Przez cały dzień zajęty w domu robieniem rozmaitych porządków”, wówczas zdaje mu się, że sam nigdy jeszcze nie zdziałał tak mało w ciągu jednego dnia.
Bywam niepunktualny, bo nie odczuwam bólu czekania. Czekam jak bydlę. Ledwie wyczuję jakiś cel swego chwilowego istnienia, choćby nawet bardzo niepewny, zaczynam na skutek swej słabości chełpić się tak bardzo, że dlatego celu, który raz wreszcie sobie wytknąłem, znoszę już chętnie wszystko. Gdybym tak był zakochany, czegóż nie byłbym w stanie zdziałać. Jakże długo czekałem przed laty w cieniu drzew na Rynku, aż przeszła obok mnie pani M., choć przeszła obok mnie – ach, tylko ze swoim kochankiem. Trochę przez niedbalstwo, a trochę przez nieznajomość cierpień spóźniłem się wiele razy na umówione schadzki, czyniłem to jednak również z tą myślą, aby zdobyć nowe zawiłe cele w postaci ponownego, niepewnego szukania tych osób, z którymi się umówiłem, a więc i możliwość równie długiego, niepewnego wyczekiwania. Już stąd, że jako dziecko miałem silny nerwowy lęk przed czekaniem, można by wywnioskować, że byłem przeznaczony do czegoś lepszego, że przeczuwałem jednak swą przyszłość.
Nie tylko na skutek swych warunków zewnętrznych, ale w większym stopniu przez właściwe sobie usposobienie jestem człowiekiem zamkniętym, milczącym, nietowarzyskim i niezadowolonym, czego nie mogę nazwać własnym swym nieszczęściem, gdyż jest to tylko refleksem mojego celu.
Aby prowadzić piękną rozmowę, trzeba po prostu wsunąć rękę głębiej, lżej, senniej pod czekający omówienia temat, wtedy dźwiga się go zdumiewająco łatwo. Inaczej wyłamujemy sobie palce i myślimy tylko o tym, jak to boli.
-Pozwól, ojcze, przyszłości spać spokojnie, tak jak ona na to zasługuje. Bo jeśli zbudzi się ją przedwcześnie, wówczas zyskuje się zaspaną teraźniejszość.
Zagłada świata atlantycka, zagłada lemuryjska, a teraz zagłada przez egoizm. Żyjemy w rozstrzygającym czasie.
-Czego chcesz właściwie ode mnie? Albo lepiej: po coś mnie zbudził? - zapytał inżynier, skrobiąc się mocno w szyję pod swoją koźlą bródką z tym spoufaleniem, z jakim po przebudzeniu odnosimy się do własnego ciała.
Strach przed obłędem. Dopatrywanie się obłędu w każdym uczuciu dążącym wprost, a spychającym wszystko inne w niepamięć. Jeśli tak, to czym jest nie-obłęd? Nie-obłęd znaczy tyle, co stać jak żebrak przed progiem u wejścia i gnić i paść. Ale P. i O. to wstrętni obłąkańcy. Muszą istnieć obłędy większe od swych ofiar. Natężanie się małych wariatów w ich wielkim obłędzie – oto, być może, źródło odrazy.