cytaty z książek autora "Irena Jurgielewiczowa"
Ula pomyślała z bólem, że pies, skrzywdzony przez złych, stracił zaufanie nawet do dobrych.
Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy.
Nie wiem, kiedy się zobaczymy, może nieprędko, ale ja Ciebie nigdy a nigdy nie zapomnę. I może kiedyś tak się stanie, że przyjadę i zapytam, czy mnie pamiętasz.
Czy jakiegokolwiek chłopaka można poznać naprawdę? Wiedzieć, co taki myśli i czuje, co się kryje za jego zewnętrznym zachowaniem, za jego słowami? Te słowa są przeważnie szorstkie albo kpiące, albo po prostu głupie. A czasem znów inaczej: wydają się jakby nie dokończone, zawierają ukrytą intencję, którą powinno się odgadnąć, a to jest właściwie niemożliwe...
Tylko że między tym, co „przychodzi do głowy”, a tym, co ktoś drugi w logicznym wywodzie, w trzeźwych słowach przedstawia, jest wielka różnica. Bardzo wielka - i sprawia ból.
Wiesz... przypomniałem sobie swój sen. Śniło mi się, że spadam. Z jakiejś wysokiej góry, na której leżały kamienie - prosto w przepaść. Strasznie się bałem. A potem nagle to już nie była przepaść, tylko łąka - i zobaczyłem ciebie.
...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal.
Stworzenie, które się boi, nie chce być z ludźmi, jak mu coś jest.
Marzeniami nie można jednak żyć długo, wystarczy na nie paru sekund, mijają i potem jeszcze trudniej pogodzić się z rzeczywistością.
Nie ten jest prawdziwie odważny, kto się niczego nie boi, ale ten, kto bojąc się - nie ucieka.
Ona nawet tego nie rozumie, ale naprawdę mogłabym się jej przydać.
Zenek zamrugał dziwnie. Ula odwróciła się ku oknu. Wiedziała już, że nie należy patrzeć w twarz mężczyzny, który ma łzy w oczach - choćby nawet nie był jeszcze dorosły.
Jeśli przyjaźń, to na długo, inaczej nie warto.
Miłość. Mówi się: miłość. I czasem to zdaje się oznaczać przygodę i rozrywkę, a czasem coś takiego, przez co ktoś ma 'zmarnowane życie', jest 'złamany' czy nawet, nie mogąc się z jej utratą pogodzić - umiera.
Przybysz z dalekich stron nie był w oczach Julka intruzem, który wdarł się bezprawnie na wyspę i którego się co prędzej przepędza, jak to należałoby zrobić z młodocianym mieszkańcem Olszyn. Był kimś takim jak rozbitek, którego w czasie burzy wciąga się na statek i który potem okazuje się księciem, przegnanym przez złych ludzi z własnego królestwa – i do którego wróci, zwoławszy szlachetnych i wiernych przyjaciół. Albo jeżeli nie jest księciem, to przynajmniej bohaterskim kapitanem, który tkwił na pokładzie swego okrętu, wydając rozkazy aż do chwili, kiedy zmyły go fale. Udzielić pomocy komuś takiemu to nie tylko obowiązek, to zaszczyt.
Wpatrywała się w litery, które złożyły się na śliczne słowa, nie mogąc oderwać od nich oczu: „moja miłość do Ciebie... moja miłość do ciebie...".
Zbliżając się do domu doktora, Julek poczuł lekki niepokój na myśl, że Ula spyta, po co przyszedł. Gdyby miał dla niej jakieś zlecenie, jakąś wiadomość, to co innego, wtedy sprawa byłaby prosta. Mówi się: „przyjdź tam i tam", „zrób to i to", i leci się dalej. Teraz jednak chodzi właśnie o to, żeby nie lecieć dalej, tylko zostać i porozmawiać. Jak się taką rzecz robi? Julek boi się wygłupić, jego młodociana ambicja jest bardzo wrażliwa. Może Ula się roześmieje i da mu do zrozumienia, że do rozmowy z nią jest za dziecinny?