cytaty z książek autora "Judith End"
Kiedy zamykają się za mną szklane drzwi, świat na zewnątrz znika. Zostawiam za drzwiami codzienność, w której muszę funkcjonować, ludzi, którzy nie mają pojęcia, co się ze mną dzieje, czas, który pędzi bez wytchnienia, tak szybko, że nie mam nadziei go dogonić. Tutaj czas się wreszcie zatrzymuje.
Każdy pyta, ale nikt nie chce wiedzieć naprawdę.
Śmierć krzyczy do mnie każdego dnia ze stron gazet, z ekranu telewizora. Wiem, jak wyglądają umierające dzieci, ale mojemu własnemu "ja" śmierć nie wydaje się przez to mniej absurdalna. Niesprawiedliwość życia objawia się przecież zawsze w losie innych. Problem w tym, że ja również dla większości (a ściślej - dla wszystkich oprócz mnie samej) jestem jedną z tych innych. Czemu nie miałabym więc być tą osobą, której historia nie ma happy endu.
(..) życie jest czasem potworne , ale niezależnie od tego , co było , jest i będzie , zawsze znajdzie się powód do radości .
Zamykam oczy - smutne jezioro pod powiekami wylewa potoki, które spływają po moich skroniach i policzkach. I nagle uspokajam się całkowicie, oddycham równo i miarowo, nic już nie czuję. Nawet strachu. Może tak właśnie jest, może emocje same się wyłączają, gdy człowiek nie może już ich znieść.
Koleżanki próbują stworzyć atmosferę normalności. Jednak normalność istnieje tylko dla nich, nie dla mnie.
Istotą człowieczeństwa jest świadomość swojego położenia, to, że ma się rozum - wyostrzony, błyskotliwy, nie dający się wyłączyć w celu ucieczki przed czarnymi myślami.
Jestem matką chorą na raka, która musi zapewnić przyszłość swojemu dziecku na wypadek własnej śmierci. Lęk i smutek wymazują przeszłość i wszystkie inne aspekty życia, gdyż dopuściłam do swojego serca tę najgorszą myśl. A mimo to ludzie mijają mnie jak gdyby nigdy nic. Dźwigają torby z zakupami, wlokąc za sobą małe dzieci, lub wołają na psy. W wiacie autobusowej jakaś gruba baba odrywa gumę do żucia, która jej się przylepiła do podeszwy, a kilku pryszczatych wyrostków przechwala się komórkami. Jak to możliwe? Dlaczego ludzie zachowują się tak, jakby wszystko było normalnie, jakbym nie miała raka i nie mogła umrzeć? Mam ochotę ich zatrzymać, chwycić za kołnierz, krzyczeć: "Pomóżcie mi! Muszę żyć dla mojego dziecka! Zostaw tę gumę, kobieto, i zrób coś, żebym nie umarła!". Ale nikt się za mną nie ogląda. Nikt nie doświadcza tego, co ja. Każdy czuje tylko swój własny ból.
Być może najgorsze jest to, że z poczuciem bezpieczeństwa traci się orientację i nagle przestaje być jasne, kim się właściwie jest.