cytaty z książki "Słowodzicielka"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- W sumie mogło być o wiele gorzej. To mogły być szkielety. Banda rozbójników. Albo jakiś zirytowany mag. Ci są naprawdę okropni.
– Co samotna kobieta robi w takim miejscu? – Głos Jorda był pełen zgrozy. – A gdyby coś z tego, co wymieniłaś, pani, pojawiło się na twojej drodze?
– Och, pożałowałoby, że się kiedykolwiek urodziło. – Dale uśmiechnęła się czarująco i spuściła powieki o długich rzęsach. – Lub że wstało z grobu, zamiast spokojnie w nim leżeć.
Podniosła wzrok. Spojrzenie. jakim go obdarzyła, sprawiło, że Jordowi ciarki przebiegły po krzyżu.
– W końcu sama jestem magiem, którego szalenie łatwo zirytować, a odkąd spadła na mnie, ha, ha, klątwa spadających domów, mam wyjątkowo krótki lont. Wystarczy drobna iskra i…
Strzeliła palcami. W kominku za plecami Jorda buchnął ogień. Rycerz zerwał się gwałtownie, przewracając krzesło.
Kobieta zachichotała.
Poczuła, że miękną jej kolana. Usiadła na składanym krzesełku i wypuściła powietrze. A więc stało się. Oszalała. Dostała bzika. Pomieszały jej się zmysły. Ześwirowała. Sfiksowała. Popadła w obłęd. Postradała rozum. Upadła na głowę.
To wszystko tłumaczy.
- Ale jak już znajdziemy Aenaia, ty będziesz się przed nim tłumaczył, skąd ma żonę…
- Jak to skąd? Nie pamiętasz tej wielkiej uczty, podczas której spił się do nieprzytomności, oświadczył przy świadkach, zrzucił żyrandol na błazna, a potem zasnął w nogach łoża, pła- cząc jak dziecko? – zapytał poważnie rycerz.
- Nie… – zaczęła Cyan.
- No. On też nie pamięta i raczej będzie wolał, byśmy nie wdawali się w co bardziej wstydliwe szczegóły. – Jord wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Zaczynam poważnie się zastanawiać, kto w tym układzie wasalnym jest panem, a kto sługą – mruknęła dziewczyna, wracając do jedzenia.
- Co mu jest? Umarł?
- Trudno powiedzieć. Poza tym, że się nie porusza i lekko dymi, wygląda na całego i zdrowego.
Hidra szturchnął Agniego palcem w bok. Nic, zero reakcji.
- Ciepły jest - zauważył.
- W znaczeniu, że żyje? Rycerz starał się ustalić ostateczną wersję.
- W takim razie raczej jest przegrzany - poprawił się Hidra. - Może dlatego dymi.
I prawdopodobnie skrywa jakąś mroczną tajemnicę, która w najmniej oczekiwanym momencie kopnie nas w dupę - dokończył myśl. Umiejętność czytania naprawdę nie jest mu potrzebna do życia.
Jord zaklął. Rzeczywiście, jeszcze przed chwilą, ledwie rozdział temu, mieli dorodne i piękne konie. Jak mogli tak po prostu zgubić dwadzieścia nóg i kilkaset kilogramów bandyckiego wątku?
- Kolega zapodział flaszkę!
Śmiech i kiwanie głową były najczęstszą reakcją, po czym byli zostawiania w spokoju.
- " Kolega zapodział flaszkę"?! - zapytał Hidra po pierwszym takim wyskoku. - Co to niby ma znaczyć? Skąd ci to przyszło do głowy?
Agni wzruszył ramionami.
- Nie wiem, wydawało mi się po prostu, że to właściwe zachowanie w takiej sytuacji. Poza tym działa, więc o co chodzi?
- Czy ktoś policzył, ile to gówno ma pięter? - zainteresował się w połowie piątego Hidra, starając się ukryć delikatną zadyszkę.
- Za dużo. - Usłyszał z tyłu zipanego Jorda.
Bogowie, czemu na jej wycieraczce stoi nawet nie ciastko, a cała cukiernia? Czym tak nagrzeszyła?
Niebieskooki odwrócił się w jej stronę, dzierżąc kilkanaście centymetrów stali z wygodnym uchwytem. Nie zdążył się jeszcze przekonać, że wszystkie noże w domu czarownicy cierpią na chroniczną tępotę i wymagają natychmiastowego ostrzenia.
- Czy ja chcę wiedzieć, skąd wziąłeś ten strój? - zapytał sucho.
- Spokojnie, wszyscy przeżyli proces pozyskiwania - odpowiedział Hidra.
- Erwonie Jord, to tylko wóz konny - zapewniała nadal dziewczyna. - Tylko że teraz konie są malutkie i wszystkie schowane tam z przodu. Poza tym niczym się nie różni od tego, co znasz.
- Rycerz na chrupko z pieczoną koniną - odpowiedział zgodnie z prawdą Hidra, podnosząc dłoń do ust. Zrobiło mu się trochę niedobrze. - Specjalność karczny "Pod Wielkim Paskudnym Czarnym Smoczyskiem".
- Nie mamy wyboru - zdecydował Jord. - Jeśli nie siła argumentu, to argument siły.
Gdybym wiedziała, że twórczość literacka jest tak diabelnie niebezpiecznym i ryzykownym zajęciem, nigdy nie napisałabym ani słowa.
Nic mi nie daje wiedza, gdzie ktoś był, o ile nie chcę wypytywać ludzi. Żeby kogoś zabić, potrzebuję wiedzieć, gdzie będzie. Zanim tam dotrze.
Tonął. Ewentualnie dusił się - trudno było orzec, gdy rozpaczliwie machał rękami w rzece czarnych jak noc liter i co chwilę znikał pod jej powierzchnią. Palce wpadały mu na brzuszki samogłosek, kanty spółgłosek tarły o suchą jak papier skórę. (...)
A potem nagle wypadł na szeleszczącą trawę, która z sekundy na sekundę nabierała barwy, miękkości, zapach.
-Ale jak już znajdziemy Aenaia, ty będziesz się przed nim tłumaczył, skąd ma żonę...
-Jak to skąd? Nie pamiętasz tej wielkiej uczty, podczas której spił on się do nieprzytomności, oświadczył przy świadkach, zrzucił żyrandol na błazna, a potem zasnął w nogach łoża, płacząc jak dziecko?- zapytał poważnie rycerz.
-Nie..- zaczęła Cyan.
-No. On też nie pamięta i raczej będzie wolał, byśmy nie wdawali się w co bardziej wstydliwe szczegóły.
Tej nocy śnił jej się Szmaragdowy Gród. Wędrowała po słonecznie żółtej drodze, stukając obcasami posrebrzanych trzewików.
– Chciałbym mieć więcej odwagi – mówił Jord. – Żeby nigdy niczego się nie bać.
– Tacy zwykle szybko kończą martwi – zauważyła kwaśno Cyan. – Masz wystarczającą ilość odwagi, by być wielkim wojownikiem.
– Chciałbym mieć więcej rozumu – wzdychał Agni. – Umieć czytać i pisać, porozumiewać się z każdym.
– Mądrość a nauka to dwie diametralnie różne rzeczy – cierpliwie tłumaczyła Cyan. – Możesz się nauczyć pisania i czytania, ale mądry jesteś wystarczająco. I do tego empatyczny.
– Jaki?! – żachnął się Agni.
– Masz wielkie serce – mówiła Cyan. – Mógłbyś nim dodatkowo obdzielić kilka innych osób. Na przykład takiemu Hidrze z pewnością przydałoby się serce.
– Mam serce. – Usłyszała grobowy głos za swoimi plecami. Kiedy się odwróciła, spostrzegła tylko czarny cień o żarzących się niebiesko oczach. W wyciągniętej przed siebie dłoni trzymał wciąż bijące serce. Cyan spuściła wzrok. Jej ubranie zalane było krwią, w piersi ziała wielka dziura.
Zbójca także zlustrował przeciwników: chudzielec, piękniś i rycerz. Łatwy łup.
– Oddajcie nam wszystkie cenne rzeczy, to może pozwolimy wam odejść – zaproponował.
– No nie wiem, trudno będzie mi się rozstać z taką twarzą.
– Agni zaprezentował się z lepszego profilu.
– Panowie, na pewno dojdziemy do kompromisu – zapewnił Hidra, podnosząc ręce. Na moment coś metalicznie błysnęło przy jego nadgarstkach. – Powiedzmy… wy zostawcie wasze konie i zabawki, a my może pozwolimy wam odejść.
Jord lekko wysunął miecz z pochwy.
– Nie? – Hidra nie zamierzał czekać na odpowiedź. Pochylił się i zaatakował pierwszy, ślizgiem wpadając między napast- ników.
Utknąłem bez sensu i bez fabuły z dwoma irytującymi i przepoconymi facetami, których na dodatek wcale nie lubię!
Nadal nie mamy pojęcia, gdzie jest nasz dowódca ani co powinniśmy robić.
- Kolejny arystokrata? - Hidra zasłonił twarz dłonią. - Po polach was sieją?
- Wspaniale - podsumował młodzian z grobową miną. - Mam nadzieję, że mój przodek, poza ładną buzią, miał jednak jakiś popisowy boski numer. Na przykład powstawanie z popiołów.
- Agni, Żar Niebios - powtórzył czerwonowłosy. - Brzmi nieźle, prawda?
- Nie powtarzaj tego Jordowi, bo zabije cię śmiechem - podpowiedział mu Hidra, ruszając po krętych schodkach w dół.