cytaty z książki "Samobójstwo na raty"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie ma nic, poza pustym bólem, co chwyta za gardło i dusi uparcie. Nie ma nic, poza rezygnacją, co odbiera siły i ciągnie na dno. Nie ma nic, poza żalem, co przypomina to, co zostało utracone. Nie ma nic, poza myślami usilnie kierującymi w jedną stronę.
Nie ma nic – nadziei nie ma. Wiary nie ma. Bezpieczeństwa nie ma. Sensu nie ma. Oparcia nie ma. Bliskości nie ma. Porozumienia nie ma. Zrozumienia nie ma. Wybaczenia nie ma. Dobrej woli nie ma.
W tej chorej walce z samą sobą, stanęłam po złej stronie. Zamiast przezwyciężać słabości – niszczę siebie, z wściekłą irytacją opluwam swoje imię, z bezsilną rezygnacją zabijam w sobie resztki człowieka. Stanęłam po złej stronie – sama sobie jestem wrogiem...
Nienawidzę życia – za to, że jest. Sama świadomość, że istnieję, boli i przeraża. A żyletka mnie w tym tylko utwierdza. Tak bardzo niszczy psychikę. Powoli każe uwierzyć, że życie jest niewarte zachodu. Że jest bezwartościowe.
Przerażenie. Że znów. Że to wróciło. Te transy, podczas których mogłabym pociąć całe ciało, a wciąż byłoby mi mało.
Powoli wracają emocje. Rozpacz. Bezsilność. Gdyby ktoś tu był i mnie przytulił... ale w domu pusto. Pies skulony siedzi pod drzwiami. Piszczy, żeby go wypuścić. Nawet on nie chce ze mną przebywać w jednym pomieszczeniu. Widać, że się boi. Mnie.
Wiesz, od czego jestem uzależniona? Od życia. Od tego pieprzonego, bolesnego życia. I od bólu egzystencjalnego. I z tego nałogu pragnę się wyzwolić. Ale twierdzicie, że to chore i trzeba mnie leczyć. Chory jest świat. Chorzy są ludzie. Prawdziwa jest tylko śmierć i cierpienie. I ta chwila bolesnej agonii…
Często w nocy lub kiedy jest źle, męczy mnie przeszłość. Przypomina mi się, jak kiedyś pragnęłam czuć śmierć. Autodestrukcja – powolne wyniszczanie. Z biegiem czasu byłam coraz gwałtowniejsza. Chciałam wszystko zaraz, już! Byleby więcej nie czuć.
Jak zraniony ptak ze złamanymi skrzydłami. Uwięziony w klatce przykrytej kocem. Zatruty ptak. Mający świadomość swojej agonii. Ptak, który się nie buntuje. Jakby patrzył na swoją śmierć z boku.
Patrzę, jak marnuję swoje życie. Nie umiem temu zapobiec. Może już nawet nie chcę… robię wszystko, żeby się pogrążyć, jeszcze bardziej dobić. Rozdrapuję najboleśniejsze rany i z zafascynowaniem obserwuję, jak krwawią. Panicznie boję się życia. Sam fakt, że istnieję mnie paraliżuje.
Nienawidzę życia – za to, że jest. Sama świadomość, że istnieję, boli i przeraża. A żyletka mnie w tym tylko utwierdza. Tak bardzo niszczy psychikę. Powoli każe uwierzyć, że życie jest niewarte zachodu. Że jest bezwartościowe. Błędne koło samoudręczenia, z którego nie umiem zrezygnować.
Życie to pierdolony koszmar, z którego może mnie obudzić tylko śmierć.
Życie i przypadki przynoszą nam czasem najprawdziwsze skarby. A ty wiesz, że to o tobie!
Rozpacz, strach, rezygnacja – oto sztandarowe słowa! Krwią na rękach wypisane. Jak trwać? Jak żyć czy też umierać? Skoro myśli o śmierci męczą mnie równie szybko jak chęć życia?
Uśmiercić pieprzony mózg. Zabić samoświadomość. Po prostu – umrzeć. W końcu nie być.
Czy cierpię? Tak! Ból ten, metafizyczny, tak podrażnił nerwy, że słyszę poszumną mowę kwiatów. Na oczach moich kiełkują ziarna w ziemi od łez wilgotnej. Tak. Cierpię z pewnością. Księżyc mi oczy wypala, trzepot skrzydeł motyla stał się nieznośnym dźwiękiem. Wariują zmysły, gdy nie ma cię przy mnie!
Coraz częściej się czuję jak staruszka, która całe swoje życie zmarnowała i teraz, na łożu śmierci, żałuje, że nie przeżyła życia.