cytaty z książek autora "Lucjan Wolanowski"
Życie wokół nas pełne jest prawdziwych tragedii i dramatów, które wymyślone przez pisarza uchodziłyby za wytwór chorej wyobraźni.
W Argentynie dr Hicks nawrócił - jak twierdzi - nie byle kogo, bo samego ówczesnego dyktatora Juana Perona. Nawiasem mówiąc, w dziedzinie grzechu trudno chyba o większy autorytet. Juan Peron wsławił się m.in. tym, że gdy ktoś zwrócił mu uwagę, iż jego najnowsza przyjaciółka Nelly Riva ma 13 lat, to odrzekł: "No to co z tego? Ja wcale nie jestem przesądny!".
Australijscy tubylcy nie mają w swych licznych językach słowa, które inaczej mówiłoby o przeszłości, jak tylko o dniu wczorajszym. To, co się zdarzyło wcześniej, opowiada się bardzo ogólnikowo i mgliście. Kiedy trzeba wyrazić się "dawno, dawno temu", czarni pramieszkańcy Australii powiadają "czas marzeń". Wielki duch Baiamee właśnie w czasie marzeń zstąpił na ziemię i stworzył ludzi oraz zwierzęta. Potem istoty należące do rodzaju człowieczego musiały w świętych miejscach rysować, czyli wskrzeszać istoty z czasu marzeń. Inaczej - wierzyli - nie będzie ani jadła, ani wody, wszystko powoli zginie.
Nieco dalej na północ, gdzie wpada do morza jedna z tysięcy małych rzeczułek, pracowicie torujących sobie drogę między mokradłami - pewien nowo przybyły miał zapytać osadnika, czy nie ma tam wokół plaży rekinów, gdyż chętnie by się wykąpał. Odpowiedź była stanowczo przecząca. Amator kąpieli zrzucił więc szatki i wskoczył do wody. Wyskoczył niemal natychmiast, zielony ze strachu. Kiedy nieco przyszedł do siebie, czynił wyrzuty informatorowi. Ale ten był człowiekiem o czystym sumieniu.
- Pytałeś o rekiny. Kiedy mówię, że nie ma - to znaczy, że nie ma. I tak jest. Rekiny nigdy tu się nie zapuszczają. Boją się krokodyli...
Zresztą w owych niezbyt odległych czasach więźniowie wychodzili sobie w dzień na miasto, aby załatwić swe sprawy, jeżeli tylko zobowiązali się słowem honoru, że wrócą przed ósmą. Gdy pewnego wieczoru grupa spóźnialskich nie została wpuszczona do więzienia, przeszła w pochodzie ulicami miasta, oskarżając administrację państwową, zmuszającą ich do noclegu poza celą - o nieudolność i samowolę.
W roku czwartym ery pasażerskich odrzutowców piszę te słowa ja, Lucjan, syn Henryka, rodem z Warszawy, o tym, com widział w dalekim Hongkongu, gdziem trafił wędrując dookoła świata. Kłaniam się nisko i pod kolana podejmuję mego naczelnego redaktora i wszystkich panów prezesów oraz panów dyrektorów a także panów konsulów i innych możnych tego świata, którzy mnie maluczkiemu podróż taką odbyć zezwolili. Biję im czołem, że lubo skąpo, ale mnie na tę drogę sypnęli nieco grosiwa i dali dobre słowo oraz wizy i inne dokumenty. Kazali też mi wstrzyknąć czy to w ramię, czy pod łopatkę, czy - z przeproszeniem czcigodnych pań - w pośladek szczepienia przeróżne, przed paskudnymi chorobami strzec mające.
Tajfuny mają swe kaprysy, ale - twierdzi znawca - dopiero tornado ma niebywałą fantazję... Wspomina kilka wypadków, sprawdzonych przez meteorologów. A więc kilka trawek zostało wbitych w słup telegraficzny, parowóz został podniesiony z toru, przeniesiony przez wicher na tor sąsiedni i tam ustawiony, ale w innym kierunku. Natomiast dementuje się opowiadanie pewnego chłopa, który twierdził, że tornado odwrócił na lewą stronę szklany dzban z nalewką. Nauka przypuszcza, że nalewki było wtedy zbyt wiele już nie w dzbanie, lecz w naocznym świadku wydarzenia, aby można było je uznać za prawdziwe.
Wieczór jest piękny, po co przerywać przechadzkę? Wędrujmy dalej między gęsto rozstawionymi kioskami i stoiskami, sprzedającymi malajskie specjały. Może damy się przekupniowi namówić na owoc durianu? Wygląda niezachęcająco. Durian jest wielkości kokosa, pokryty kolcami. Wewnątrz jest pięć przegródek, wypełnionych cieczą koloru kremowego. Jak smakuje? Trudno tu znaleźć porównanie. Natomiast lepiej nie pytać, jak pachnie. Doświadczenie ze spożyciem tego owocu da się mniej więcej porównać z zajadaniem truskawek ze śmietaną, ale w szalecie stacji kolejowej. Durian to rzadkie skrzyżowanie subtelnego i orzeźwiającego smaku z nieludzkim smrodem. Idealny owoc dla zakatarzonych smakoszy. Powiadacie, że nie reflektujecie? Trudno, przepraszam i opowiadam dalej.
Historia nie jest nudna. Można się było do niej zniechęcić w szkole, gdzie czyny ludzi tonęły w morzu dat, drzewach genealogicznych dynastii, patosie wielkich słów. Ale przecież księgi historii są księgami życia i wertując wstecz ich karty, można się bardzo wiele dowiedzieć o mentalności narodów, ich sposobie bycia. I z historią jest trochę tak, jak z podróżowaniem: boczne ścieżki są zazwyczaj ciekawsze od uczęszczanych szlaków.
Trzeba zresztą dodać, że według (bardzo wygodnych) wierzeń Izmaelitów - wino zmienia się w wodę w ustach przywódcy sekty, której sam Mahomet zabronił kategorycznie picia alkoholu.
To śpiewa Apolonia Chałupiec, znana niegdyś milionom widzów kinowych na naszym globie jako Pola Negri, zaś w Warszawie (nic świętego!) jako Pola Niegryź...