cytaty z książki "Badania terenowe nad ukraińskim seksem"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Prawdziwa ojczyzna to ziemia zdolna cię zabijać nawet na odległość.
Oddasz mi te listy - zarządziła na koniec, szorstko i konkretnie - nie żeby naprawdę tak strasznie chciała mieć te listy, co było, minęło, pal diabli, ale korciło ją, i to jak, żeby uwolnić od niego wszystkie resztki siebie, w których jeszcze szamotał się słabo puls życia - a on z punktu się zamknął, wysuwając bojowo ten swój niebezpiecznie wydatny - gdzie tam do niego pseudomężnym hollywoodzkim spermatozaurom - podbródek: - Ani myślę. Są moje.
Gdy religia stała się instytucją społeczną zeszła na psy - w cerkwi, do której polazłam któregoś dnia (...) panował wyraźny duch zamkniętej wspólnoty (...) - ludzie przychodzili jak na jakieś spotkanie towarzyskie - to socialize, i modlić się na ich oczach jakoś nie wypadało.
wtedy właśnie, gdy zamknęła za nim drzwi z poczuciem nie-do-końca-odegranego przedstawienia, ognistego ćwieka "i-jak-mam-dalej-życ
Że jedyny wybór, jaki miałyśmy i mamy, to między ofiarą i katem: między nieistnieniem a istnieniem-które-zabija?
i to będzie już inna rzeczywistość, inne życie, lecz gorzko pulsujący ból nieudanej dotychczasowości (...) ciągle czekasz, marzysz i walczysz, mając nadzieję na coś, co jest przed tobą, aż wreszcie okazuje się pewnego dnia, że to właśnie było życie - niechże ten ból już się zamknie i siedzi cicho.
och, jakie to z twojej strony szlachetne, złociutka, no, naciesz się sobą, naciesz, fajna jesteś, no nie?
z przemęczenia czując na ustach nieusuwalny uśmiech opóźnionego w rozwoju dziecka
o, świat lubi zakochanych, bo jedynie oni w tępej monotonii dni powszednich pozwalają mu jeszcze przypomnieć sobie, że w rzeczywistości jest inny, lepszy, niż zwykł o sobie myśleć
gdy spytano diabła, dlaczego opuścił niebiosa, odpowiedzial, że chciał być autorem. (...) (rozkładam wycinek z gazety: para starszych milionerów, państwo Brownowie - Richard, lat 79, i Helen, lat 76, otruli się spalinami we własnym garażu, uprzednio zapisując cały majątek - 10 milionów dolarów, nie byle co! - na chrześcijańską filantropię, a do przyjaciół wysyłając list z wyjaśnieniem: oboje byli ciężko chorzy, więc, po trzeźwym rozważeniu sprawy, postanowili, że zamiast bezsensownie przepuszczać zarobioną przez całe życie krwawicę na lekarzy i opiekę medyczną, lepiej pomóc młodym ludziom stanąć na nogi (...) Nieczysta to sprawa tak rozporządzić samym sobą: był w Oświecimiu taki ojciec Kolbe, który podczas kolejnej "selekcji" zaproponował na śmierć głodową siebie zamiast pewnego Polaka, bo tamten zostawił w domu dwóch synów - esesman mruknął i zgodził się na zamianę, i tamten człowiek przeżył i wrócił do siebie, do Warszawy - aby się dowiedzieć, że obaj jego synowie zginęli podczas bombardowania, no i proszę! - ach, ojcze Kolbe, wmieszał się ojciec w nie swoje sprawy, zapragnął ojciec zostać autorem - i naruszył reguły gry, bo temu człowiekowi pisana była śmierć, i kto wie, może gdyby się ojciec nie wmieszał, to jego synowie pozostaliby przy życiu, i szczerze się martwię, tak, tak, proszę się nie śmiać, martwię się o los milionów państwa Brownów - czy naprawdę przyniosą komukolwiek szczęście, czy, nie daj Boże, jakiś stypendysta Browna nie spłonie żywcem w pożarze laboratorium chemicznego, do którego się dostał dzięki tym pieniądzom, a inny, wyszkolony we Włoszech śpiewak, po latach sukcesów i sławy nie poderżnie sobie gardła, gdy straci głos?
... ona była przecież "poetką głęboko tragicznego odczuwania świata", jak kiedyś napisał o niej tam w domu jeden rąbnięty krytyk, a jakże, odziedziczyła to jak grupę krwi, i w tym kraju, z jego kodeksem przymusowej szczęśliwości, który oczywiście masowo produkuje neurotyków i psychopatów, wyzywająco obnosiła swoje historyczne cierpienia, jak rasowy pies medal z wystawy - z leciutkim uśmiechem wyższości mówiła wprost do ufnie rozwartych ust (słowa padały w nadstawiony kielich wina i marszczyły lśniącą powierzchnię): w waszej kulturze nieszczęście ma charakter wyłącznie osobisty, samotność, tragedie miłosne, te wszystkie kliniczne kazirodztwa, które czterdziestoletnie baby zaczynają ponoć na kozetkach psychoanalityków wydłubywać ze swej dziecięcej pamięci i w które, prawdę mówiąc, niespecjalnie wierzę - jak człowiek pochodzi do psychiatry rok czy dwa, nie takie rzeczy sobie przypomni - ale nie znacie stanu podległości niezwyciężonemu, metafizycznemu złu, kiedy od was kompletnie nic nie zależy...
Pragnienie bycia Autorem-tworzenia- to zakusy na wyłącznie boże prerogatywy. Bo nikt z nas w rzeczywistości nie tworzy, Panie i Panowie-pamiętamy wszyscy przykład na twórcze myślenie ze szkolnego podręcznika do psychologii-syrena, pół kobieta, pół ryba- co za ubóstwo, jeśli się zastanowić, jaka rzeźnicka fantazja- kawałek stąd, kawałek stamtąd, zlepić razem i pysznić się: oto twórczość! A ex nihilo-nie próbowaliście? Nie da się? I o to właśnie chodzi!
i ten pachnący (oraz czuły, a jakże!) mężczyzna spróbował sprawić ci garderobę (...) zegarek z bransoletką znów podkreślił artystyczną szczupłość nadgarstka, a bujnie zwisające kolczyki - długą, bezbronną szyję (...) i chociaż odrzucenie tych wszystkich luksusów przerosło jednak twoje siły, to historia na tym się skończyła
Sądzę, że mieli rację wszyscy ci klerykalni rygoryści - ikonoklaści, purytanie i reszta - że sama idea ikony czy rzeźby kościelnej profanuje boskość - spółka religii ze sztuką naprawdę jest kompromisem religii, nieuniknionym ustępstwem - spowodowanym niemożnością - otóż to! - nawiązania bezpośredniego kontaktu bez uciekania się do podsuwanych zmysłom, wulgarnie oczywistych bzdetów (...). Prawdopodobnie bezpośredni kontakt kiedyś istniał, ale teraz można tylko do niego wzdychać...
Nie należy, och, nie należy gonić za zimnym gwiezdnym blaskiem bezmiłosnego piękna: nie tych, co trzeba, wspólników zyskujemy na tej drodze.
(...) ciągle czekasz, marzysz i walczysz, mając nadzieję na coś, co jest przed tobą, aż wreszcie okazuje się pewnego dnia, że to właśnie było życie.
Boże Ty mój, jak to wszystko trzeba umieć - być chorym, być samotnym, być bezdomnym: każda z tych rzeczy jest sztuką i każda wymaga talentu i pracy. Fine, będziem się uczyć.
- "Niewolnicy nie powinni mieć dzieci" - "Co też ty mówisz, jak śmiesz, to grzech!" - "Bo to dziedziczne".
Pragnienie bycia autorem - tworzenia - to zakusy na wyłącznie boże prerogatywy.
Tylko miłość broni przed strachem. Ale kto (co)obroni przed strachem samą miłość?
Niewola to zakażenie strachem. A strach zabija miłość. A bez miłości wszystko - i dzieci, i wiersze, i obrazy - staje się brzemienne śmiercią.
(...) prawdziwa miłość zawsze widzi ukrytego w tym drugim (tej drugiej) chłopczyka (i dziewczynkę: weź mnie - zawsze znaczy: weź mnie razem z moim dzieciństwem).
Boże, i co dalej?" - taki podpis widniał pod rysunkiem, który podpatrzyła w jego podręcznym szkicowniku, nieostrożnie zostawionym na wierzchu: na graniastym szczycie góry, na samym czubku, balansował na jednej nodze łysy ludzik z niebezpiecznie wyostrzonymi, jak u autora, rysami twarzy (wszystkie malowane przez niego twarze były umowne i wszystkie nieuchwytnie-zmiennie podobne do siebie, jakby się rozbiegały, niby kręgi na wodzie, od zatopionego oryginału - nigdy w końcu nienamalowanego autoportretu) - ludzik oburącz trzymał drabinę skierowaną do nieba i pytał Boga, co dalej, ale niebo nad nim było puste.
Łacińskie ars, które przeniknęło do większości języków europejskich, germańskie Kunst, które u Słowian zachodnich zrykoszetowało jako "sztuka" - tu właśnie jest zdrowe podejście do sprawy, aż słychać mieszczańskie poobiednie beknięcie po kiszonej kapuście: sztuka, zabawa, niewinne sztuczki, akrobatyczne skoki na linie, melodyjne dzwonienie barokowych zegarów i misternie rzeźbiona tabakierka, nasze mystectwo - mastactwo też jest z tego gatunku, tylko z lekką nutką lekceważenia: no, i czym też dziś nas mastaki uraczą? - i tylko tak unieszkodliwia się, odczarowuje ukrytą pułapkę, i chyba jedna, jedyna starocerkiewnosłowiańszczyzna bezskutecznie ostrzegawczo kiwa suchym palcem: izkusstwo - od izkus, pokusa,, pokuszenie, to samo, o którym mowa w modlitwie: "i nie wódź nas...".
... ona była przecież "poetką głęboko tragicznego odczuwania świata", jak kiedyś napisał o niej tam w domu jeden rąbnięty krytyk, a jakże, odziedziczyła to jak grupę krwi, i w tym kraju, z jego kodeksem przymusowej szczęśliwości, który oczywiście masowo produkuje neurotyków i psychopatów, wyzywająco obnosiła swoje historyczne cierpienia, jak rasowy pies medal z wystawy - z leciutkim uśmiechem wyższości mówiła wprost do ufnie rozwartych ust (słowa padały w nadstawiony kielich wina i marszczyły lśniącą powierzchnię): w waszej kulturze nieszczęście ma charakter wyłącznie osobisty, samotność, tragedie miłosne, te wszystkie kliniczne kazirodztwa, które czterdziestoletnie baby zaczynają ponoć na kozetkach psychoanalityków wydłubywać ze swej dziecięcej pamięci i w które, prawdę mówiąc, niespecjalnie wierzę - jak człowiek pochodzi do psychiatry rok czy dwa, nie takie rzeczy sobie przypomni - ale nie znacie stanu podległości niezwyciężonemu, metafizycznemu złu, kiedy od was kompletnie nic nie zależy...
Szkoda, że państwa kraj nie zaznał właściwie porządnej wojny – wojna pozwala wiele zrozumieć, jeśli chodzi o życie i śmierć, bo pojedyncze losy, choć bywają wymowne, zazwyczaj nikogo niczego nie uczą;[…].
Dante miał przecież nie tylko Wergiliusza – miał Beatrycze. I jeśli nie żyje w nas miłość, to zamiast się rozszerzać, coraz węższy się staje tunel, przez który w zachwycie pędzimy, coraz nam ciężej się przecisnąć, i już nie lecimy, jak wydawało się na początku, tylko pełzniemy uparcie, wypluwając skrawki własnych płuc i tego, co kiedyś nazywało się darem, zresztą, mój Boże, było darem!
Zawsze pragnąłem tylko jednego – zrealizować się". Ależ zbieg okoliczności, stary –ja też, tylko co to znaczy – zrealizować się?