cytaty z książki "Historia ucieczki"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Społeczność, która za rzecz naturalną uznaje, że troska o dzieci i o dom ma prawo stłumić pokłady inteligencji u kobiet, jest sama dla siebie wroga i nawet o tym nie wie.
jesteśmy tylko splotem cieni, które od wieków wychodzą na scenę z jednakowym bagażem miłości, nienawiści, żądzy i przemocy.
Myślałam w duchu: może zbyt wielką wagę przykładałam do zdobywania wiedzy, do dobrych lektur, do porządnego języka, do politycznych przekonań; może w obliczu porzucenia wszyscy stajemy się tacy sami; może nawet bardzo uporządkowany umysł nie potrafi znieść myśli o tym, ze nie jesteśmy kochani.
...z każdą decyzją wiąże się jakaś historia, wiele chwil z naszego życia latami ciśnie się w jakimś kącie, czekając na ujście, i to ujście w końcu się pojawia.
Facet pozostaje zawsze na zewnątrz, z wyjątkiem tych kilku szalonych chwil, kiedy się kochacie i wchodzi w ciebie. (...) Tylko dziecko pozostaje, jest częścią mnie. Ojciec zaś jest kimś obcym i obcy pozostaje.
Jesteś pisarką, piszesz o miłości. Wszystko co przeżywamy, karmi naszą wyobraźnię i pozwala tworzyć. Pozwól mi się przytulić, a będziesz miała o czym pisać.
Seks mnie prześladował, pochwycił w swoje szpony: był zarazem obleśny i pociągający, obsesyjnie obecny w gestach, rozmowach, książkach. Bariery pękały, pęta dobrych manier rwały się. A Nino intensywnie korzystał z klimatu, jaki nastał.
...straszne oblicze rzeczywistości nie wystarczy, żeby napisać powieść, bo bez wyobraźni będzie wyglądać jak maska, a nie jak prawdziwa twarz.
Nauczyła się już, że szukanie przyczyn boli, dlatego czekała, aż poczucie nieszczęścia wpierw przemieni się w ogólny zły nastrój, potem w melancholię, a na koniec zostanie pogrzebane przez normalne codzienne troski (...).
Społeczność, która za rzecz naturalną uznaje, że troska o dzieci i o dom ma prawo stłumić pokłady inteligencji u kobiet, jest sama dla siebie wrogą i nawet o tym nie wie.
Życie drugiego człowieka najpierw przyczepia się do ciebie w brzuchu, a kiedy już wyjdzie na zewnątrz, zniewala cię, trzyma na smyczy, przestajesz być panią samej siebie.
...kto daje pieniądze, buduje i rujnuje dokładnie tak, jak ten kto pracuje rękami i głową. Pieniądze stwarzają perspektywy, sytuacje, ludzkie życie.
...choć znałam go od zawsze, nie mogłabym go zatrzymać przy sobie: był tworem mojej wyobraźni, przybywał z czasów dzieciństwa, składał się z dziecięcych marzeń, brakowało mu konkretności i przyszłości.
Czyli tak wygląda prawdziwa rozkosz: zniszczyć powłokę, stopić się, nie wiedzieć, co moje, a co jego.
I nikt lepiej ode mnie nie wiedział, co to znaczy zmaskulinizować własny umysł, żeby zostać zaakceptowany przez kulturę mężczyzn, bo ja to zrobiłam i nadal robię.
[..] życie mi umykało, a ja odnosiłam wrażenie, że coś nieodwracalnie tracę [..].
Dzisiaj trudno mi wytłumaczyć, dlaczego
wypisywałam takie rzeczy, a właściwie dlaczego – choć w niewielkim stopniu uczestniczyłam
w politycznym życiu miasta, choć byłam osobą łagodną – coraz bardziej pociągały mnie
ekstremizmy. Być może wynikało to z poczucia niepewności. A może z nieufności wobec
wszelkiej formy mediacji, którą od najwcześniejszego dzieciństwa kojarzyłam z intrygami
mojego ojca, sprytnie wykorzystującego nieefektywność magistratu. Albo z poznania, czym jest
bieda, bo czułam się w obowiązku, by o tym nie zapomnieć, i chciałam stać po stronie uciskanych,
walczących o obalenie obecnego porządku. A może dlatego, że drobne politykierstwo, postulaty,
o których przecież całkiem zgrabnie pisałam, nigdy tak naprawdę mnie nie obchodziły, chciałam
jedynie, aby doszło do czegoś w ielkiego – często posługiwałam się tym wyrażeniem – i żebym ja
mogła to przeżyć i opowiedzieć.
Powtarzałam sobie, że żeńska samotność umysłu to wielka strata, że odcięcie jednej od drugiej to zwykłe marnotrawstwo.
Aby ocalić siebie, musisz zapanować nad tym, kto chce panować nad Tobą, musisz wzbudzić strach w tym, kto w Tobie chce strach zaszczepić.
Jest jak księżyc w pełni, który skrywa się za lasem i któremu konary drzew bazgrolą po obliczu.
(...) może w obliczu porzucenia wszyscy stajemy się tacy sami; może nawet bardzo uporządkowany umysł nie potrafi znieść myśli o tym, że nie jesteśmy kochani.
Czyżbyśmy nie przeżywali naszej historii, a tylko ją powielali?
W tym sęk. Muszę pogodzi się z tym, że jestem przeciętnym człowiekiem. Cóż zrobić.
I zaraz wyjaśnił, ale tak, jakbym ja już wszystko wiedziała, a on chciał jedynie powiedzieć na głos, jaka jest jego prawdziwa natura: od dziecka wiedziałem, że nie jestem taki, za jakiego uważają mnie inni, i nawet nie taki, za jakiego sam siebie uważam. Powtarzałem sobie: jestem kimś innym, kto chowa się w żyłach, nie ma jeszcze imienia, czeka. Ale nie wiedziałem, kto to jest, a przede wszystkim jak ten ktoś może być mną, aż w końcu Lila zmusiła mnie – nie wiem, jak to inaczej wyrazić – żebym wziął odrobinę z niej. Wiesz, jaka ona jest, powiedziała: zacznij od tego i zobaczysz, co się stanie; i tak się zmieszaliśmy, to było bardzo zabawne, i teraz ja już nie jestem tym, kim byłem, i nie jestem nawet Lilą, ale całkiem inną osobą, która powoli się określa.
...trzeba przestraszyć tego, kto chce przestraszyć ciebie, nie ma innego sposobu, tylko cios za cios: zabrać co zabierają, i oddać, co dają.
Pietro należał do teraźniejszości, był jak skała, jak kamień graniczny. Wyznaczał początek obszaru (...) gdzie królował rozsądek i rządziły reguły przekazywane z pokolenia na pokolenie, które wszystkiemu nadawały sens.
Widzisz, Lenu, co się dzieje z ludźmi, mamy zbyt wiele w środku, i to nas rozpycha, rozrywa.
Stać się. Ten czasownik od zawsze mnie prześladował, ale dopiero teraz to do mnie dotarło. Ja chciałam się stać, choć nigdy nie wiedziałam kim. I stałam się, to pewne, ale zabrakło mi dopełnienia, zabrakło prawdziwej pasji, zdeterminowanej ambicji. Problem w tym, że chciałam stać się kimś tylko dlatego, że bałam się, iż Lila stanie się nie wiadomo kim i ja zostanę w tyle. Moje stawanie się było stawaniem się po jej śladach. Teraz, już jako dorosła osoba, muszę zacząć stawać się sama dla siebie, bez względu na nią.
Powinnam ci szczegółowo wyliczyć wszystkie małe i duże osłony, jakie sobie wytworzyłam, a które na nic mi się zdały. Pamiętasz, jak bardzo przeraziło mnie niebo na Ischii? Wy mówiliście, że piękne, a ja nie mogłam. Czułam smak zgniłego jajka z zielonkawym żółtkiem zamkniętym w białku i skorupce, i to jajko na twardo się rozpadało. Czułam w ustach gwiazdy jak zatrute jajka, ich światło było białe i gumowate, kleiło się do zębów razem z galaretowatą czernią nieba, przeżuwałam je z obrzydzeniem, czułam chrzęszczące grudki. Rozumiesz? Rozumiesz, co mówię? A przecież na Ischii byłam szczęśliwa, pełna miłości. Wszystko na nic, głowa zawsze znajdzie jakąś szparkę, żeby wyjrzeć tam, gdzie chowa się strach – ponad, pod, z boku. W zakładzie Bruna, na przykład, kości zwierzęce, jak tylko ich dotknęłam, rozpadały mi się pod palcami i wypływał z nich zjełczały szpik. Czułam takie obrzydzenie, że myślałam, że jestem chora. A czy byłam chora, czy naprawdę miałam szmery w sercu? Nie. Jedynym moim problem od zawsze była niespokojna głowa. Nie potrafię jej powstrzymać, muszę ciągle coś robić, naprawiać, ukrywać, odkrywać, umacniać, by potem nagle burzyć, rozwalać.
Trzeba mieć odwagę, żeby w imię sprawiedliwości, z niezachwianą determinacją, z wielkim okrucieństwem ośmielić się przekroczyć pewne granice, wziąć inicjatywę w swoje ręce.