cytaty z książek autora "Ingmar Bergman"
Człowiek jest absolutnie samotny. Wszystko inne jest złudzeniem. (...) Nie spodziewaj się niczego oprócz zła. Jeśli zdarzy się coś przyjemnego - tym lepiej. (...) Nie będziesz rozczarowana, kiedy wszystko wróci do dawnego porządku. Trzeba żyć ze świadomością, że samotność jest absolutna. Wtedy człowiek przestaje się skarżyć, przestaje narzekać. Dopiero wtedy uzyskuje poczucie bezpieczeństwa i uczy się akceptować ten absurd z pewną satysfakcją.
Umiem dostrzec, że życie ma swoje wspaniałe momenty. Z pewną dozą obiektywizmu mogę skonstatować, że jest ono na przykład dość piękne. I szczodre. Czysto po akademicku potrafię pojąć, że daje ono wiele. Przykro mi tylko, że osobiście uważam je za zasrane
Trzeba nauczyć się żyć, ćwiczę się co dzień. Najgorszą przeszkodę stanowi to, że nie wiem kim jestem, szukam po omacku. Jeżeli ktoś pokocha mnie taką jaka jestem odważę się może w końcu spojrzeć na siebie samą.
M: Pomyśl, co by było, gdybyśmy się spotkali bez maski? Gdybyśmy nie musieli grać tych wszystkich ról, które zostały nam narzucone.
J: To jest niemożliwe. Maskowanie się zaczyna się już w kołysce i trwa przez całe życie. Żaden człowiek nie jest w stanie dowiedzieć się, kim jest naprawdę, jak ty to nazywasz.
Wiesz, na czym polega twój ogromny, niewiarygodny defekt? No, to ja Ci powiem, bo już na to wpadłam. Ty nie potrafisz kochać! A przez kochać mam na myśli kochać, a nie spółkowa, choć sądzę, że i w tym jesteś dość kiepska. Wiesz czym Ty jesteś? Ty jesteś niemal nierzeczywista!Próbowałam Ciebie lubić taką, jaka jesteś, bo myślałam, że jeśli pokocham Jenny bez zastrzeżeń, to może ona stanie się trochę bardziej rzeczywista, to znaczy mniej zalękniona i bardziej pewna siebie, bo takim przecież staje się człowiek, kiedy wie, że jest kochany, choćby to tylko pies kochał człowieka.
Czuliśmy się trochę osamotnieni i wytrąceni. Więc postanowiłem, że będziemy trzymać się razem. Wcale nie byliśmy w sobie zakochani, tylko smutni.
Narzekasz na to, że człowiek człowiekowi jest wilkiem. Obiektywnie rzecz biorąc nie możesz nic na to poradzić. Współczucie jest tylko formą kokieterii i kończy się przeważnie neurotycznym fiaskiem. Albo polityczną histerią. To kwestia gustu, co się z tej alternatywy wybierze
Wyobraźnia powinna się wstydzić. To upokarzające, lecz niezbędne. Codziennie dochodzę do wniosku, że ów proces przed trybunałem rozsądku jest męczący, nieprzyjemny, w dodatku bezsensowny. Codziennie obiecuje sobie, że porzucę projekt, który jest dla mnie źródłem stałego utrapienia. Codziennie zmieniam zdanie i zaczynam na nowo albo drę to, co już napisałem albo posuwam się dalej.
Pragnienie jest niesprecyzowane, lecz uparte. Do czego zamierzam za pomocą tych obrazów? Czymże, jest to tak zwane z n a c z e n i e ? Nie wiem, nigdy nie będę umiał jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Co najwyżej potrafię może później dostarczyć stosownych wyjaśnień. Wiem tylko, iż zżera mnie chęć pokazywania mojego stanu, wykrojenia pewnej przestrzeni z zamętu i chaosu sprzecznych impulsów - przestrzeni, w której wyobraźnia i wola wykuwają we wspólnym wysiłku element mojego sposobu odczuwania świata: owo absurdalne i nigdy nie zaspokojone pragnienie wspólnoty, owe niezręczne próby unicestwienia dystansu i izolacji. (...) Nie poradzę na to, że sprawy przybierają taki obrót, choć uważam, że to dziwaczne, a czasem (gdy patrzę oczyma rozsądku) nawet żenujące. Staram się być rzeczowy, a w każdym razie przemawiam własnym głosem i występuje we własnym, drogo opłaconym kostiumie. Codziennie w kalendarzu leżącym na mym biurku wykreślam odcinek, który pokonałem. W chwili obecnej brak jest stacji przeznaczenia. Wzbudza to we mnie złożone uczucia, w których kryje się złość, upór, uczucie litości dla samego siebie.
Tak czy owak. Osoba pochłonięta artystycznymi zmaganiami najczęściej przeżywa udrękę. Nie ma w tym nic niezwykłego . A jednak - ten napad zniecierpliwienia i znużenia. Może to dlatego, że dzień jest ponury, deszczowy, jesienny. Może winna jest rozpacz, która rodzi się wtedy, gdy człowiek staję przez niewidzianym murem i wali głową nie mogąc go przebić.
Starałam się żyć tak jak wszyscy inni. I nie udało mi się. Myślicie, że sama tego nie widzę? Nie ma przecież żadnych słów na wyrażenie tego co myślę. To beznadziejne. To zbyt trudne, nie poradzę sobie z tym. Jeden jedyny raz w życiu pojęłam innego człowieka. Przez krótką chwilę. Pojęłam człowieka. Rozumiecie?..
Świat zaczyna się i kończy w tobie samej. Ot i wszystko.
Powiem ci teraz coś bardzo banalnego. Jeżeli chodzi o nasze uczucia, to jesteśmy kompletnymi analfabetami. Jest to smutny fakt i nie dotyczy on tylko ciebie i mnie, ale wszystkich. Uczymy się wszystkiego, co dotyczy ciała, ale ani słowa o duszy. Nasza wiedza o nas samych i naszych bliźnich jest przerażająco mała.
Czasami wydaje mi się, że ty i ja byliśmy jak dwoje rozkapryszonych dzieci, które roztrwoniły wszystko co mają i stoją teraz biedne, zgorzkniałe i złe. Na pewno popełniliśmy jakiś błąd, ale nie było nikogo, kto mógłby nam powiedzieć, co to był za błąd.
Prerogatywy dzieciństwa: poruszać się bez przeszkód między magią i owsianka, między bezgranicznym strachem i nieokiełznaną radością. Nie było żadnych granic prób zakazów i reguł, podobnych do cieni, najczęściej niepojętych. Wiem na przykład, że nie rozumiałem, o co chodzi z tym czasem. Spóźniałem się do szkoły, na posiłki. Trudno było odddzielić twory fantazji, od tego co uważano za rzeczywiste. Gdybym się wysilił, potrafiłbym może sprawić, by rzeczywistość była realna ale istniały duchy, bajki, czy były realne? A Bóg? Jak to właściwie było z Abrahamem i Izaakiem, cy zamierzał podciąć gardło synowi? Identyfikowałem się z Izaakiem, to było realne: ojciec chce poderżnąć gardło Ingmarowi, co to będzie, jeśli Anioł się spóźni. Krew płynie, a Ingmar uśmiecha się blado. Rzeczeczywistość.
(...) zupełny brak problemów jest poważnym problemem.
Nikt mi nigdy nie mówił, co to jest miłość. I wcale nie jestem pewna, czy tak koniecznie trzeba wiedzieć, co to jest. A jeśli chcesz mieć wyczerpujący opis, to możesz zajrzeć do Biblii. Święty Paweł opisał, czym jest miłość. Jedyny błąd tkwi w tym, że ta definicja jest dla nas nie pojęta. (...) Uważam, że wystarczy, jeśli się jest życzliwym wobec tego, z kim się żyje. Tkliwość też jest dobra. Humor, koleżeństwo, tolerancja. Umiarkowane ambicje na wspólny rachunek. Jeśli ma się pod dostatkiem tych składników, to... To miłość nie jest tak ważna.
Uważam, że trzeba swego rodzaju techniki, by móc żyć i być ze swego życia zadowolonym. Trzeba się rzeczywiście wprawiać, nawet bardzo gorliwie, by umieć nie dbać o to czy owo.
Czy myślisz, że ja tego nie rozumiem. Beznadziejne marzenie o tym, aby być. Nie działać, lecz być. W każdej chwili świadoma i czujna. A jednocześnie ta przepaść między tym, co znaczysz dla innych, a czym jesteś dla siebie. Uczucie niepewności i zarazem ciągła potrzeba identyfikacji, żeby w końcu zostać przejrzaną na wylot, zredukowaną, wymazaną. Każdy odgłos jest kłamstwem i demaskacją, każdy gest jest fałszem a uśmiech grymasem: rola żony, koleżanki, matki, która z nich najgorsza? Która cię najbardziej dręczy?
Wydaje mi się, że posiadam umiejętność, możliwość kochania, ale wszystko to jest we mnie zamknięte, zaryglowane. A najsmutniejsze, że życie, jakie dotychczas prowadziłam, coraz bardziej tłamsi we mnie te możliwości.
Kobiety przekazywały nam wszy. Wszystko na chwałę bożą. - Giermek "Siódmej pieczęci".
-Mógłbym cię zgwałcić, ale zbrzydł mi ten rodzaj miłości. (SIÓDMA PIECZĘĆ).
-Mam nieciekawe towarzystwo.
-Mówisz o swoim giermku?
-O sobie.
(SIÓDMA PIECZĘĆ).
Czyż możemy dać wiarę tym, co wierzą, skoro nie potrafimy uwierzyć w samych siebie? Co się stanie z tymi spośród nas, co chcieliby uwierzyć, ale nie są do tego zdolni? A z tymi, co i nie chcą wierzyć, i nie są zdolni do wiary?
Raz po raz próbuję pokrzepiać się tym, że życie ma taką wartość, jaką mu sami wymierzymy. Ale nie potrafię pocieszyć się tego rodzaju gadaniną. Chcę mieć coś, do czego bym tęsknił. Chcę mieć coś, w co bym wierzył.
Życie ma dokładnie taką wartość, jaką mu się przypisuje, sformułowanie z pewnością banalne. Dla mnie zrozumienie tego było tak nowe i zapierające dech w piersiach, że nie umiałem go urzeczywistnić.
(...) piękna i genialna aktorka straciła pamięć i zęby i zmarła w wieku lat pięćdziesięciu w szpitalu wariatów. Oto co dostała za swoje wyżycie się.
Wśród tego totalnego szaleństwa istnieje uczynność, niesamolubność, czułość i sztuka.
Wygodne wyjście, zawsze brać winę na siebie. Wtedy jest się silnym, doskonałym, wielkodusznym i miłosiernym.
Żyłem wspomnieniami uczuć, wiedziałem dość dobrze, jak uczucia powinny być odtwarzane, ale spontaniczny ich wyraz nie był nigdy spontaniczny, zawsze istniał jakiś ułamek sekundy między moim intuicyjnym przeżyciem a jego uczuciowym wyrazem.
(...) mój mechanizm snu uległ rozbiciu. Bezsenność albo kiepski sen stały się chroniczne. Gdy śpię cztery albo pięć godzin, nie jest jeszcze tak źle. Często wyciągany jestem jakby jakąś spiralą z głębokiego snu.
Jest to nieprzeparta siła, zastanawiam się, gdzie się kryje. Czy to nieokreślone poczucie winy albo niezaspokojona potrzeba kontrolowania rzeczywistości? Nie wiem, właściwie jest to obojętne. Byle jakoś przetrwać noc za pomocą książek, muzyki, herbatników i wody mineralnej. Najcięższa jest godzina wilków między trzecią i piątą. Wtedy przychodzą demony: zmartwienia, obrzydzenie, strach, przesyt, wściekłość. Nie opłaca się ich tłumić, gdyż wtedy stają się jeszcze gorsze. Gdy oczy znużą się czytaniem, pozostaje muzyka. Zamykam oczy i słucham z pełną koncentracją, dopuszczając demony do siebie. Chodźcie teraz, znam was, znam wasze zachowanie, używajcie sobie, dopóki się nie zmęczycie, nie stawiam oporu. Demony szaleją coraz bardziej, po chwili wypada dno i stają się tylko śmieszne, znikają, a ja zasypiam na jakąś godzinę.
Zaczynam płakać, przeraża mnie to, bo nigdy nie płaczę. W dzieciństwie byłem entuzjastycznym beksą. Matka demaskowała mój płacz i karała mnie. Przestałem płakać. Czasem słyszę obłąkańcze wycie głęboko jak spod ziemi, tylko echo dociera do mnie, przychodzi to bez ostrzeżenia. Nieutulony płacz dziecka, zamkniętego na zawsze.