cytaty z książki "Forta"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Czy ten, kto karmi biednych w nadziei na życie wieczne, jest człekiem dobrym, czy po prostu jest gotów poczekać na nagrodę?
- Nawet w twoich najbardziej mokrych snach jestem daleko poza twoim zasięgiem, Van Reuters.
- Nie doceniasz moich mokrych snów.
Pułkownik mówił tym charakterystycznym, spokojnym, lekko drwiącym tonem, który zawsze budził w Marcinie najgorsze instynkty. Mało prawdopodobne by maszyna potrafiła to odtworzyć. Pocieszająca myśl.
Głos Micheleta był ponury jak orszak żałobny. Czasami Falejczyk zastanawiał się, czy Francuz podobnie mówi również w cywilu, czy po prostu służba działa na niego depresyjnie.
Jeżeli czyjekolwiek sumienie postanowi go zabić... to znaczy, że zapewne ma rację.
Mogę panu zaoferować prawdę, kapralu, ale nie zamierzam tracić czasu na próbę przekonania pana do jej przyjęcia.
Wszyscy korzystają na koniecznych decyzjach, co nie przeszkadza im szczerze nienawidzić tych, którzy je podejmują.
Thorne zmrużył lekko oczy, a na jego usta wpełzł ironiczny uśmieszek.
- Cały pododdział, tak - odpowiedział szybko Wierzba. Nie chciał ryzykować, że szeregowiec zepsuje całe spotkanie, zachowując się... cóż, jak zwykle.
Robota wyglądała na skrajnie trudną, ale z drugiej strony, wolał chyba to, niż spróbować szczęścia na Nowej Kaledonii. Ktoś kiedyś powiedział mu, że akty największej odwagi wynikają ze skalkulowanego tchórzostwa. Musiał wtedy mieć na myśli właśnie taką sytuację.
Miała całkiem miły uśmiech i przez moment Wierzba pozwolił sobie na wiarę, że to dobry znak. Potem zobaczył oznaczenia na mundurze.
"Pulvis et umbra sumus", mówiły białe litery na obwodzie jednolicie czarnego emblematu jednostki. Dowództwo Operacji Specjalnych. Polak parsknął cicho. No tak, nie mogło być ani przez chwilę dobrze. Oesy, unijni ludzie od mokrej roboty.
Przed oczami natychmiast błysnęło mu wspomnienie Weissa pracowicie wpisującego swoje imię to oprawianego w skórę notatnika, z którym nigdy się nie rozstawał. Każdy wpis wydawał się dziełem innego człowieka i była to chyba najbardziej przerażająca rzecz, jaką Marcin widział u ludzi ze swojego plutonu.
Sprawiała wrażenie miłej osoby, co dla Falejczyka było wyraźną zapowiedzią problemów.
Odzyskanie kontaktu ekonomicznego i politycznego. Czyli zabranie wszystkiego, co mogło być przydatne, i wbicie unijnej flagi. Rabunek i aneksja.
Cenne rzeczy rzadko dało się uznać za dobre wiadomości. Cenne rzeczy okazywały się często cenne dla więcej niż jednego stronnictwa.
Szeregowiec wyglądał jak swoja własna wersja wcielenia niewinności, pechowo dość odległa od powszechnie uznawanej. Marcin przez chwilę zastanawiał się, jak duży popełnił błąd, wyznaczając akurat jego do kontaktu z kimkolwiek.
- Żadnych głupich komentarzy - mówił Thorne, obserwując przez przednią szybę ciężarówki oczekujących na nich ludzi. - Von Braun może wyglądać pociesznie, ale to silny gracz.
- Jak silny? - zainteresował się Szczeniak. - Znaczy, jak silny może być ktoś, kto działa wewnątrz bazy wojskowej?
- Nigdy-nie-znajdą-twojego-ciała-silny. - Mina Sorena Thorne'a wyraźnie sugerowała, że szeregowiec nie żartuje.
Marcin, kiedy był młodszy, często wyobrażał sobie, że ludzkość opuszcza jakąś planetę i jedynym śladem, jaki po niej pozostaje, są pracujące wciąż przetworniki, tworzące środowisko dla gospodarzy, którzy już nigdy nie wrócą. Pamiętał, że wtedy wydawało mu się to bardzo smutne, choć czas zdążył już wymazać wspomnienie, dlaczego.
Na razie wszystko wyglądało, jakby szło zgodnie z planem. Dokładnie tak, jak zwykle na pół minuty przed wpadnięciem w zasadzkę, nawiedziła Marcina ponura myśl.
Ludzki umysł boi się świadomości bycia zbrodniarzem. Mordercą. Łatwo chwyta się jakiejkolwiek rzeczy, która pozwala mu uwierzyć, że nim nie jest. "Przecież nie wyganiamy ich na śmierć". "Rzucił się na mnie, nie miałem wyjścia". "To był rozkaz".
Opanowanie dowódcy udziela się oddziałowi, tak mówił przyspieszony kurs podoficera. Zabawne, nie mówił wiele na temat radzenia sobie z własną paniką.
Falejczyk skrzywił się w ironicznym uśmiechu, przeznaczonym tylko dla niego samego. Niemal bawiło go to, iż istniały okoliczności, w których kontrola nad połową okrętu i duże prawdopodobieństwo strącenia przez ostrzał z planety wydawały się korzystne.
- Jest pan mordercą, pułkowniku. - powiedziała SI z głośnika. Jej głos nie wyrażał żadnych emocji, jakby maszyna po prostu stwierdzała fakt.
- Każdy ma jakieś wady. - Mężczyzna uśmiechnął się rozbrajająco.