cytaty z książki "Pamięć wszystkich słów. Opowieści z meekhańskiego pogranicza"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
[...] bóg bez religii jest niczym, ale religia bez boga... o, religia bez boga poradzi sobie świetnie.
To chyba największa siła ludzi, pomyślał. Umiejętność ignorowania prawdy, jeśli jest dla nas niewygodna. Odrzucania wszystkiego, co może zburzyć nasz spokój albo zmusić nas do zmiany poglądów.
[...] hańbą jest poddawać się złu, pochylać przed nim głowę, padać na kolana, zasłaniając się niechęcią do przemocy. Bo zło, któremu się nie przeciwstawisz, urośnie, spotężnieje i pójdzie w świat krzywdzić innych. A ich krzywda będzie twoją winą.
Pierwszym krokiem do głupoty jest zaprzestanie zadawania niewygodnych pytań.
- Ojciec przeor mówił, że przepraszam to potężne słowo, ale jest jak nóż, którego nie można ostrzyć...
Ech, te religijne przenośnie.
- To znaczy?
- Im częściej go używamy, tym bardziej się tępi i gorzej działa. Prawdziwą sztuką jest żyć tak, by nie musieć go co chwilę powtarzać.
Gdy twoja kobieta robi lepiej szablą niż ty, dobrze jest wiedzieć, kiedy ma trudne dni.
Stare wojskowe powiedzenie twierdziło, że nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż żołnierze, którzy sami próbują wypełnić sobie wolny czas.
Istniejemy tylko o tyle, o ile pozostanie po nas coś wartego zapamiętania.
Nadzieja wcale nie umiera ostatnia, po niej do głosu dochodzą szaleństwo i desperacja.
Tak naprawdę ciebie nie ma, nigdy nie było, zostałeś ukształtowany przez innych na ich obraz i podobieństwo, włącznie z ich człowiekowatością. Prawdziwym człowiekiem będziesz dopiero gdy sam wybierzesz swoją drogę.
Teraz wychodzi z ciebie... nie człowieczeństwo, tylko... człowiekowatość. Ten dziwny zestaw cech, będących mieszaniną błędnych pojęć, niemądrych przekonań i sztuki samookłamywania się. Zabiłbyś matkę tej dziewczynki, ale jej samej już nie. Bo dobrzy ludzie nie zabijają dzieci.Mogą je zostawić w głuszy na pewną śmierć z głodu, pragnienia i od wilczych kłów, ale przecież nie będą tego widzieć, więc nie obciąży to ich sumienia. Człowiekowatość w pełnej krasie.
... plany robimy tylko po to, żebyśmy wiedzieli, co właściwie się nie udało.
Pogarda dla wroga odczłowiecza go, pozwala przypisać mu najgorsze cechy, takie jak głupota, tchórzostwo, zezwierzęcenie. Przez pogardę z łatwością sięgamy po okrucieństwo i terror, by przekonać się, że wróg odpowiada nam tym samym, co utwierdza nas w przekonaniu, że się nie pomyliliśmy. Więc gardzimy nim jeszcze bardziej... Na końcu tej drogi dwie oszalałe z nienawiści bestie próbują poprzegryzać sobie gardła.
Bezbronny człowiek stojący naprzeciw uzbrojonego jest tylko w połowie wolny i żywy, bo jego wolność i życie tkwią w rękach tego drugiego.
Pytaj, nawet jeśli spodziewasz się kłamstwa. Czasem sposób, w jaki ktoś kłamie, powie ci więcej o danej rzeczy niż szczera prawda. Bo kłamstwo ma zazwyczaj ukryć słabość.
W pielgrzymce nie chodzi o to, by gdzieś pójść i odbyć jakiś rytuał, pokłonić się sto razy jakiejś figurze czy złożyć wołu w ofierze w odległej świątyni. Droga przebyta na własnych nogach, tysiące kroków postawionych na skale, kamieniach i piasku, to tylko symbol.
Popełniasz błędy, płacisz za nie, upadasz, wstajesz, otrzymujesz cios, liżesz rany. Twoje życie to nie środek wszechrzeczy. Nie leży nawet w pobliżu środka. Ale jest twoje, więc masz żyć najlepiej, jak to możliwe, nie przespać swojego czasu, nie roztrwonić. By, gdy staniesz przed wrotami Domu Snu, nie musieć płakać nad straconymi dniami.
I przeklinam tę niemożność, bo gdybym był kim innym, wyjechałbym z tobą na kraniec świata, by czuć cię, słyszeć i dotykać przez wszystkie oddechy, które mi pozostały.
Religia, której bóg jest tylko czczym wymysłem, a nie Obecnością, taką, która może się w każdej chwili pochylić i zerknąć na ręce swoich kapłanów… Zapewniam cię, że miałaby się doskonale. Rządziłaby światem.
Powinniśmy być cierpliwi i wyrozumiali dla ludzkich słabości, ale zastanawiam się czasem, co powinniśmy robić, kiedy słabość zamienia się w podłość i najbardziej parszywe skurwysyństwo.
I czy brat Domah nie ma racji, cytując swoją heretycką księgę w chwilach, gdy rozwala komuś głowę.
Irytacja przeciągnęła się, otworzyła paszczę i szturchnęła w bok swoją siostrę, złośliwość.
No tak. Stare wojskowe powiedzenie twierdziło, że nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż żołnierze, którzy sami próbują wypełnić sobie wolny czas.
Deana, możesz oszukiwać ludzi, ale na Łzy Pani, jeśli zaczniesz oszukiwać siebie, będzie naprawdę źle.
Od jutra dwumilowe marsze na południe i z powrotem. W pełnym rynsztunku. Dziesiątkami. A dzisiaj wieczorem zrobię niespodziewany przegląd ekwipunku i broni. Uprzedź wszystkich.
Pani, idę ścieżką ślepca, moje kroki są niepewne, a serce drżące, lecz zło nie będzie miało do mnie dostęp, bo Twe dłonie niosą mnie przez ciemność.
(...)
I każdy krok strząsa ze mnie strach, każdy oddech napełnia żyły ogniem, aż nieprzyjaciele Twoi pierzchną i obrócą się w pył. Bo Ty jesteś ze mną.
Złodziej westchnął i położył się na wznak, gapiąc w niebo. Słuchaj, bękarcie, wypierdku zarobaczonej kozy wydupczonej przez stado pijanych, zżeranych przez choroby przyrodzenia bandytów, pomyślał spokojnie, bez zbytniej ekscytacji. To na pewno jest twoje skojarzenie i myśl, bo ja mam w dupie ludzkość, jej wojny i pokoje. Nie interesuje mnie, co tam ci się roi w tym półboskim, ale za to całkiem popieprzonym umyśle, ale nie mam siły, żeby się z tobą o to kłócić. Więc umówmy się, że dasz mi na jakiś czas spokój, żebym mógł odpocząć. Tak na siedemdziesiąt... osiemdziesiąt lat, dobrze? Albo przynajmniej do chwili, gdy wykopię cię z mojej głowy. Znajdziesz sobie wtedy jakieś inne ciało, by je dręczyć i już więcej się nie spotkamy. A teraz pozwól i cieszyć się podróżą, co?
Istniejemy tylko o tyle, o ile pozostanie po nas coś wartego zapamiętania .
...Próbujesz zwalić winę na mnie? Bo pokazuję ci, że jesteś ślepcem z krainy ślepców? Jak niewiele wiesz i rozumiesz? Znów ta twoja człowiekowatość… Jeśli prawda nie pasuje do mojego obrazu świata, tym gorzej dla prawdy. Muszę ją zignorować, zapomnieć, zniekształcić. A jeśli to się nie uda – zniszczyć. I co teraz zrobisz?...
Ci, którym się nie poszczęściło, lądowali na bruku - jak w każdym mieście - mając za poduszkę desperację i bezradność za koc (...)".
Złowił spojrzenie Urgwyra i uniósł swój kubek. Pociągnęli jednocześnie, przez chwilę osiągając ten stopień zrozumienia, jaki jest możliwy tylko w momencie, kiedy jeden człowiek zajrzy pod maskę drugiego i dostrzeże tam kogoś, z kim warto się napić.