cytaty z książek autora "Tomasz Betcher"
(...) gdy zabijesz mordercę, liczba morderców na świecie pozostanie taka sama.
(...) lepiej jest żyć dla kogoś niż umrzeć dla siebie...
(...) szacunek należy się każdemu, nawet najbardziej sponiewieranemu przez życie.
...młodość jest jak woda nabrana w dłonie, ilekolwiek by się człowiek starał, jak bardzo zaciskał palce - ona i tak ucieknie.
Miarą człowieczeństwa jest to, ile człowieka potrafisz dostrzec w drugim człowieku.
(...) - To jest tak, że gdy przeszkadzasz, to wyganiają, a gdy potrzebujesz pomocy, to nagle stajesz się niewidzialny.
To właśnie od tego czasu, gdy uczucia bawiły się w chowanego, Miłość jest slepa i zawsze towarzyszy jej szaleństwo.
Jest tylko jedna rzecz, która może wyciągnąć cię ze szponów osobistej tragedii. To świadomość, że istnieje na świecie większa tragedia. O ile otworzysz się na tyle, by dostrzec obarczonego nią człowieka.
Jestem trochę jak spławik w wodzie: pół na powierzchni, pół pod wodą. Dla obu narodów zawsze byłem obcy. Polacy traktują mnie jak Roma, a Romowie jak Polaka.
Jedyne, co im pozostało, to zaakceptować swoją odmienność, a może nawet z niej czerpać, poszerzając swoje horyzonty.
Ludzie zapominają, że my, bezdomni, w gruncie rzeczy jesteśmy tacy sami. Nie mamy domu, ale mamy serce i rozum. Można nas przegnać z dworca, z ogródka działkowego, z ławki, ale nie przegna się nas z życia.
Dziewczynka wydęła policzki i skierowała czarne oczy na gospodarza.
-Macie tu wi-fi?
-Wilki? - Gospodarz najwyraźniej nie dosłyszał. -Są.
Wilki?! - powtórzył za nim Jakub z nutą paniki w głosie.
-Tak, są. Ale w domu nie musisz się niczego obawiać. Tylko nie wychodź po nocy na dwór-sapnął, dźwigając kilka krzeseł naraz.
Ci, którzy wycierają sobie gębę chrześcijańskimi hasłami, polską flagą i zawłaszczają patriotyzm, są najgorsi.
Wojny rzadko bywają sprawiedliwe. Od wieków wyglądają tak samo - rozpętują je starzy głupcy, a ci młodzi na nich giną.
Podobno nie ma uczciwych ludzi, tylko tacy, którzy dobrze ukrywają swoje grzeszki.
Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmienił to co mogę zmienić, i mądrości, abym odróżnił jedno od drugiego".
Wróg może nas zranić, złamać i upokorzyć, ale nigdy tak bardzo, jak my samu siebie".
Synu, na wojnie nie masz być ani Polakiem, ani Niemcem. We wszystkich płynie tak samo czerwona krew...
Masz być dobrym człowiekiem. Nawet na wojnie można nim być.
Wolno ci płakać, wolno ci zgrzytać zębami, wolno ci się wściekać, ale nie wolno ci się poddać.
Kawa musi być gorąca jak piekło, czarna jak diabeł i słodka jak miłość.
[…] Dodał gazu. Silnik ryknął, a samolot zaczął się rozpędzać. Lekko oderwał się od powierzchni dachu. Teodor skierował go do góry, wprost na gwiazdy. Po chwili znalazło się po tamtej stronie nieba.
Nawyki były jak blizny - mogły stać się mniej widoczne, ale miało się je do końca życia.
Wiedziała, że czeka ją ciężka przeprawa z córką, która od wielu miesięcy toczyła wojnę podjazdową z całym światem.
Rodzina Julii wtargnęła w jego życie jak tornado, wrzucając wszystko w wielki wir zmian.
Tak czy siak, zginęliby ludzie. Czy życie jednych było warte więcej niż drugich?
- Mamuś, co my teraz zrobimy? – Jakub wsunął szczupłe palce w dłoń Julii.
– Nie wiem… – odpowiedziała, ciągnąc go w stronę drzwi kierowcy.
Otworzyła maskę, ale po dymie nie było już śladu, został jedynie wiercący w nosie zapach spalonego plastiku. Przekręciła kluczyk, lecz silnik był martwy, podobnie jak kontrolki na desce rozdzielczej. Wysiadła z auta, rozglądając się za tajemniczym nieznajomym. O dziwo, stał kilka kroków od samochodu, trzymając na rękach kota.
Zahamowała gwałtownie, zdając sobie sprawę, że właśnie minęli przydrożną kapliczkę. Wrzuciła wsteczny i cofnęła, po czym skierowała auto w polną drogę. Przez chwilę wpatrywała się w ładną, choć nieco zaniedbaną figurę Matki Boskiej.
Pierniki, tak jak ludzie, potrzebują czasu i ciepła.
- Rozumiem. – Nieznajomy przeniósł wzrok na Jakuba i przez chwilę milczał, jakby starał się zrozumieć, o jakiej chorobie mówi Julia. – Jeśli koniecznie chce go pani odwiedzić, musi pani szukać przy kościele w Dukli.
– Przeprowadził się? – spytała zdziwiona. – Czy tam znajduje się jego gospodarstwo?
– Nie. – Po raz pierwszy na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. – Cmentarz.