cytaty z książek autora "Teresa Messineo"
Otworzyli oczy i rozejrzeli się wokół: plaża była srebrzystoszara, zapadał zmrok, woda stała się ciemna i wzburzona - lecz wciąż mieli siebie nawzajem, byli w domu, to się działo naprawdę.
Znowu będziemy razem, po tak długim czasie. Znów będziemy silne razem - tak jak musiałyśmy się nauczyć być silne każda osobno.
Na ułamek sekundy jego wzrok pobiegł ku niebu, jakby radość była zbyt wielka, jakby go miała rozsadzić, potem roześmiał się przez łzy, próbując wydobyć słowa, choćby jedno słowo.
- Aye.
Wszyscy zniknęli unicestwieni na zawsze, a po ich egzystencji, miłościach i zawiściach, małostkowych niechęciach i głupich marzeniach nie został żaden ślad.
Oddychała głęboko, wielkimi haustami łapiąc powietrze, łapiąc czystą nadzieję.
Wzdrygnęła się, nigdy by nie uwierzyła, że może to tak wyglądać: że wróg może mieć twarz, budzić w niej uczucia.
Nucąc kojące melodie kołysanek przekraczające granice języków, dawała tym niewinnym istotom jeśli nie uzdrowienie, na jakie zasługiwały, t przynajmniej chwilę wytchnienia, ukojenia i bezpieczeństwa w świecie, który oszalał.
Lecz jak mawiała moja mamusia: póki życie, póty nadziei. Mało to oryginalne, myślałeś w swoim czasie, ale Boże, odkąd zobaczyłem kawałek tej wojny, zrozumiałem, że miała świętą rację.
Śmierć była wszędzie, a tam, dokąd nie dotarła, już nadciągała.
Życie jest najważniejsze, słowo daję. To znaczy nie dbasz o nie, dopóki jakiś głupiec co chwila nie próbuje ci go odebrać.
Czuła, że musi o tym wszystkim pomyśleć, przypomnieć sobie, pożałować tego wszystkiego ostatni raz.
Mam nadzieję, że żyjesz i jesteś bezpieczna i że wygrasz tę wojnę i nigdy tu nie przyjedziesz.
Obserwowali nieustanne zmiany pór roku, a sami pozostawali niezmienni.
Zamknęła się w sobie - albo raczej odcięła się od tej części siebie, która była miła która była nią. Bo kobieta stojąca pośród wilgotnych prześcieradeł nie była nią. Była kimś, kto zdołał oszukać śmierć, lecz zarazem nie wygrał życia.
- To nie zagłodzenie. Wy, Amerykanie, jesteście po prostu słabi. Tęsknicie za krajem. Od tej pory jako przyczynę śmierci ma pan wpisywać "nostalgię".
To było jak zły sen - albo jak dobry sen śniony przez sadystę.
A oto miała przed sobą człowieka, który jej zdaniem powinien być niezłomny, zdolny pokonać własny szok i ból. Powinien dźwignąć swój krzyż, przyjąć ho radośnie jak ktoś, dla kogo jarzmo jest słodkie, a brzmię lekkie, zaczerpnąć z głębi swojego bezbrzeżnego wnętrza i ofiarować im wszystkim słowa nadziei, miłości i zbawienia, za którymi tęsknił ten konający świat. Tymczasem on sam był przerażony.
Muzyka ze świata marzeń, ze świata pokoju, ze świata, który już nie istniał.
Ogołociła swoje serce, chcąc mieć pewność, że nie pozostała żadna szczelina, przez którą mogłyby się zakraść miłość lub inne uczucie; żadna szpara, przez którą mógłby się wedrzeć ból. A jeśli zostały jakieś słabe punkty, bezustannie - czuwając i śpiąc, świadomie i nieświadomie - dokładała wysiłków, by je załatać, zasklepić, żeby za życia pogrzebać swoją duszę. Tylko w ten sposób mogła przetrwać kolejne tygodnie i miesiące, a być może i lata wojny.
Zanosiła się płaczem czystej radości pośród śmierci i zniszczenia, które wciąż jeszcze jej nie dotknęły, które wciąż jeszcze nie były realne, bo on żył. Żył i jak długo pozostanie wśród żywych, wiedziała, że zdoła znieść wszystko - absolutnie wszystko.
Była bezpieczna, zakochana, a żadna siła nie mogła rozdzielić dwojga ludzi kochających się tak mocno. To znaczy żadna oprócz śmierci. Teraz zrozumiała, że śmierć może tego dokonać, że śmierć rozdzieliła miliony kochanków przed nią i rozdzieli kolejne miliony długo po tym, gdy ona i Aaron odejdą w zapomnienie.
Kay rozejrzała się i pojęła, że to piekło. Nie trzeba umierać, by je ujrzeć - człowiek stworzył je tutaj sam dla siebie, jeszcze za życia.
Może Bóg krył się w pustce, w zimnie i bólu, w rozpaczy. Może wiarą było odnalezienie Go właśnie tam. Może nadzieją było już samo wyobrażenie sobie, że może się tam znajdować.
Czuła, że nie została jej ani odrobina odwagi czy siły, cień pewności co do przyszłych losów jej, pacjentów, co do przyszłości całego przeklętego świata.
- Okej, świetnie, zastrzel mnie, skoro musisz, ale nie zasłaniaj światła.
No, śmiało, zakochaj się w nim teraz, tuż przed końcem, niech zostanie jednym więcej zmarłym, którego kochasz, jednym więcej żyjącym, którego możesz stracić.
Dziwnie było kreślić na niemieckich terminach opisujących śmierć i konanie słowa pełne pokoju i miłości.
Błagam, Boże na niebie, niech tam nie będzie gorzej niż tutaj.