cytaty z książki "Blog osławiony między niewiastami"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Jak się człowiek za bardzo szczerzy do życia, to w końcu od tego życia może dostać w zęby
Ale kochać warto. Zresztą za duże ryzyko. Jak się nie pokocha to nie da się sobie szansy, żeby pomimo tych wszystkich "pomimo" któregoś dnia wzruszyć się Jej pierwszą zmarszczką, Jego pierwszym siwym włosem . . .
Zaraz po akcji "Cała Polska - czyta Dzięcioł", ruszamy z projektem: "Nie ma spania, bez czytania". Mamy zamiar rozdać kilka milionów drewnianych drążków o długości od metra do trzech metrów, służących do trącania w dowolną część ciała, które układając się do snu, nie przeczytają przynajmniej pięciu stron książki
Bo mężczyzna jest jak dobre wino. Najlepszy w temperaturze pokojowej
Znam paru dyrektorów i prezesów firm wykorzystywanych jako surowce wtórne. W jakimś miejscu się zużył, to się go wysyła gdzie indziej. Ale może to raczej recydywa niż recykling? Podobne zjawisko panuje w polityce. Tutaj osiąga ona formę klasycznemu recyklingowi jeszcze nieznaną. Otóż z makulatury nie robi się szkła, z plastiku aluminium, a z mazowieckiego prawicowca bez problemu można uzyskać lewicowego działacza chłopskiego . . .
Kiedyś już wypowiadałem się na temat nazw ulic i zabawnych (moim zdaniem) skojarzeń z instytucjami przy nich umiejscowionymi. Zaczęło się od reklamy: „Hotel Orka, ul. Na Ugorze 7”. Chciałem upowszechnić ten zwyczaj. Żeby każdy wiedział, że Wytwórnia Łóżek jest na ulicy Madeja, a Urząd Pracy przy Syzyfa. Odzew na mój apel był zaskakujący. Zwrócili mi Państwo uwagę, że tego nie trzeba robić, że to już jest. I posypały się przykłady: że Urząd Skarbowy w Gdańsku mieści się przy Rzeźnickiej, a przy Rzeźniczej w Krakowie jest Centrum Krwiodawstwa. W Stalowej Woli przy ulicy Niezłomnych jest Wytwórnia Wódek, Izba Wytrzeźwień w Krakowie na Rozrywki 1 (jak ktoś bywa częściej, to można powiedzieć, że nawet na „Powtórki z rozrywki” – zażartował autor tekstu). (…)
Wracajmy do badań. Skoncentrowałem się na urzędach. Dokładniej moich ulubionych: skarbowym i ZUSie. Mój urząd skarbowy, ten do którego każdego roku z uśmiechem na twarzy idę oddać pieniądze, które mi się nie należą, mieści się przy ulicy Wynalazek. W Kędzierzynie Koźlu i Grójcu, pity składa się na ulicy Skargi. Co prawda Piotra, ale jeśli pominąć imię, to przeżycie pasuje emocjonalnie do nazwy ulicy. W Zielonej Górze ta sympatyczna instytucja znajduje się na ulicy Pieniężnego 24, ale najładniej dobrano miejsce dla urzędu skarbowego w Limanowej – ul. Matki Boskiej Bolesnej 9.
A teraz o oddziałach, inspektoratach i biurach terenowych ZUSu. Tylko w Pionkach jest na ulicy Spokojnej. Jeszcze w Rudzie Śląskiej na Niedurnego 44, ale już w Suwałkach – Utrata 4b. Przebojem jest dla mnie adres ZUSu w Zabrzu – ulica Szczęść Boże 18. I to się akurat zgadza. Zazwyczaj tyle mają do powiedzenia, kiedy się tam przychodzi po emeryturę.
Wesoła k. Radości, ulica Dowcip 12, 01.12.2006r.
Wieku mężczyzny nie liczy się w latach, tylko w dobrych kolegach . . .
Otóż do treści mojej notki biograficznej wkradły
się, wskutek jakiegoś błędu technicznego, zupełnie przypadkowe słowa
z jakiejś innej strony. A dokładniej są to fragmenty reklam. W efekcie
wygląda to tak (zachowuję oryginalną pisownię):
Artur Andrus (ur. 27 grudnia 1971 w Lesku) – polski dziennikarz,
reklama, poeta, kuferki na biżuterię, autor tekstów piosenek,
przeprowadzki, artysta kabaretowy i konferansjer. Redaktor programu
Powtórka z rozrywki, meble, gospodarz spotkań w warszawskiej Piwnicy
pod Harendą oraz w łódzkiej Przechowalni, meble kute konferansjer
imprez kabaretowych, bombki choinkowe promotor wielu młodych
kabaretów felgi.
Prawie wszystko się zgadza.
Właśnie dostałem od znajomych zdjęcie pewnego nagrobka, który znajduje się (albo znajdował, bo fotografię zrobiono parę lat temu) na cmentarzu w Złotowie. Na kamieniu wyryty jest napis: "Tu spoczywa mój mąż, który dręczył mnie wciąż, leżąc w tym grobie ulżył mnie i sobie". Z opisu dołączonego do zdjęcia wynika, że podobno rodzina męża zaskarżyła żonę - autorkę tej sentencji - jednak sąd uznał, że nie ma mowy o szarganiu czyjegoś dobrego imienia, ponieważ na nagrobku nie ma żadnych danych personalnych osoby pod nim leżącej. Nie wiem też w jakich okolicznościach zakończyło się ziemskie życie bohatera tej opowieści, ale nie zdziwiłbym się, gdyby rodzina zmarłego umieściła po drugiej stronie kamienia sentencję: „Tutaj leży Janek, leży tu przez babę, co w ataku złości rzuciła kebabem. Ty tu sobie Janku spokojniutko leż, dręczyłeś ty żonę, żona ciebie też". I to chyba jedyna rozsądna reakcja na atak: kebabem na kebab, wierszem na wiersz. Fakt, że tutaj dyskusja nie musi się zakończyć, bo może przecież pojawić się odpowiedź: „Ja go szanowałam, on mnie miał w pogardzie, owszem też dręczyłam, ale on mnie bardziej". Myślę, że ostatnim elementem tej walki na nagrobki byłoby pojawienie się tabliczki z napisem: „Tylko ludzie mali, tylko dzikie ludy, piorą na cmentarzach swe domowe brudy. Dobry smak marnieje, obyczaj się karli. Prosimy o spokój. Pozostali zmarli".
Kebabem go!, 24.042008r.
Funkcjonariuszu! Posłuchaj wróżby, masz to spisane na dłoni: niech Ci miłość do służby Życia nie przysłoni! Bo kiedyś, po latach wielu westchniesz: jak ten czas leci. Usiądziesz w wygodnym w fotelu, spojrzysz na swoje dzieci, rzucisz okiem na syna i obleci Cię strach . . . Bo syn Ci przypomina żółty wiślany piach; A ta istotka drobna, Córka - ideał kobiety, jest łudząco podobna do szwagra geodety.
Nie używaj zwrotu z "mać", sam sobie jesteś winny,
O żonę trzeba dbać! A jak nie, to zadba kto inny!
Jednak ten socjalizm był wredny. Wredny i głupi. Bo co można powiedzieć o systemie, który zużycie papieru toaletowego przeliczał na g ł o w ę obywatela?
Bezwzględny polski kapitalizm zmusza mnie do kupowania w dużych galeriach handlowych. Mam takie uczucia wobec tych przybytków, że już sama nazwa „galeria” nie kojarzy mi się z miejscem prezentacji sztuki, ale miejscem, w którym czule się jak galernik.
Numer pudełka, 24.10.2006r.
Minęła już niestety epoka „Książek skarg i wniosków”, wywieszanych w sklepach i tak zwanych „punktach gastronomicznych” na kawałku sznurka oryginalnie przeznaczonym do snopowiązałki. Już nikt nie napisze, że: „Pani ekspedientka nie obsługuje w kolejności, gdyż twierdzi, że klient powinien się najpierw wyszumieć”.
Gastroatlas Polski, 27.11.2006r.
Oczywiście można szukać winnych, chociaż to bez sensu, bo bez względu na stan faktyczny i tak znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że zanikanie płci to efekt porozumień Okrągłego Stołu.
(…)W radiu usłyszałem informację o wyścigu kolarskim, w którym biorą udział: „Najlepsi kolarze świata i reprezentacja Polski”. Wyraźnie ktoś daje do zrozumienia, że kolarze dzielą się na: najlepszych na świecie i naszych. Zresztą, proszę tylko spojrzeć jak ludzie sami się dzielą. To niezwykłe jakie kryteria się przyjmuje. Parę lat temu na ulicy w Warszawie wisiały plakaty międzynarodowego festiwalu organowego. Wypisano na nich nazwiska artystów i kraje, które reprezentują. Wyglądało to tak: „Janina Nowacka – Polska, Istvan Sabo – Węgry, Jurgen Hintz – Niemcy, Pavel Novotny – Czechy, Janusz Kowalczyk – Radom, Eugen Rakos – Węgry”. W tym przypadku świat się podzielił na Radom i resztę. Albo z wiadomości sprzed kilku tygodni: „Rozpoczyna się szczyt państw G8 – siedmiu najbogatszych państw świata i Rosji”. To tak jakby urządzić sympozjum naukowe na jakimś poważnym uniwersytecie z udziałem „Dwunastu intelektualistów i Zbyszka Ygrekowskiego”. Znaczy, że Ygrekowski sponsoruje to spotkanie, albo ma jakiegoś haka na rektora. Swojej narzeczonej powiedział, że strasznie śmiesznie wygląda w gronostajach i chce jej to pokazać. Albo lokalne wybory miss, w których weźmie udział „Siedemnaście urodziwych mieszkanek naszej gminy i pani Teresa Iksińska”. Od razu można założyć, że pani Teresy nie można zaliczyć do urodziwych, ale na przykład jest córką wójta i dostała się do wyborów z innego klucza.
Ludzie sami się dzielą. Albo dzieli ich los. Na optymistów i pesymistów. Grubych i chudych. Starych i młodych. Bogatych i biednych. Jedynie podział na głupich i mądrych jakoś ostatnio się nie sprawdza. (…)
Hipertensja puli eminentnego jurysty, 19.07.2007r.
W sobotę wieczorem pękła rura w łazience. Rzuciłem się z jakąś szmatą, podstawiłem wiadro. Kiedy już było prawie pełne i pochyliłem się, żeby je wymienić, usłyszałem charakterystyczne „chlup”. Już teraz wiem jaki dźwięk wydaje telefon komórkowy wpadający do wiadra z wodą. Sytuacja stawała się krytyczna. Wody było coraz więcej. Nie mogłem zadzwonić po pomoc, bo mi zalało telefon. Wybiegłem z domu w poszukiwaniu automatu. Znalazłem trzy z napojami, jeden z papierosami, dwa z gazetami i jeden z prezerwatywami. Ale żadnego telefonicznego. Zalewa ci mieszkanie, a tu cywilizacja proponuje coś do picia, palenia, poczytania i... Postanowiłem poprosić kogoś o użyczenie telefonu. Facet w mokrym garniturze wzbudza zaufanie. Pan Janusz, nasza domowa „Złota Rączka, Srebrny Ząb”, był po kwadransie. Co z tego, kiedy nie mogliśmy się dostać do klatki schodowej, bo kod do domofonu miałem zapisany w telefonie? Ktoś życzliwy pokazał mi kiedyś jak dużo informacji można zmieścić na karcie SIM. I teraz nie mam żadnego numeru do znajomych, nie znam kodu PIN do karty bankomatowej, nie pamiętam swojego NIP-u.
Następnego dnia, podczas poszukiwania numeru telefonu serwisu nawigacji satelitarnej GPS, popsuł mi się internet. Przy uruchamianiu mówili, że gdyby coś szwankowało, mam wysłać maila. Ale jak mam wysłać maila, jak mi internet nie działa? Dobrze, że zdążyłem zapisać namiary na serwis nawigacji satelitarnej. Poprosiłem sąsiada, żeby zadzwonił i spytał co mam zrobić, bo mi się zepsuła. Powiedzieli, że mam przyjechać do nich. Na ulicę Postępu 12. Ale jak mam przyjechać, jak mi się nawigacja satelitarna zepsuła? Na szczęście znalazłem prymitywny, drukowany plan miasta, odszukałem kwadrat 38 B1 i pojechałem. Gdybym nie spotkał listonosza, nigdy bym się nie dowiedział, że Postępu 12 jest obok Postępu 7, na rogu Kolczykowej. A dokładnie naprzeciwko jest Postępu 74.
Podanie o nieułatwianie, 13.09.2006r.