cytaty z książki "Marzenie Celta"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Jeśli nauczyłem się czegoś w Kongu, to tego, że nie ma gorszej i bardziej krwiożerczej bestii, niż istota ludzka.
Ludzie, którzy idą na rzeź dla prawdy czy sprawiedliwości, nieraz czynią większą szkodę niż ta, której chcieliby zaradzić.
Zło nosimy w duszy, mój przyjacielu - mówił na poły żarty, na poły serio. - Nie uwolnimy się od niego tak łatwo. W krajach europejskich i w moim jest bardziej zakamuflowane, objawia się w pełnym świetle tylko podczas wojny, rewolucji, rebelii. Potrzebuje pretekstu, by stać się publiczne i zbiorowe. W Amazonii natomiast może pokazywać się z odsłoniętą twarzą i dokonywać najgorszych potworności bez usprawiedliwień patriotycznych czy religijnych. Wystarczy mu zwykła zachłanność. Zło, które nas trawi, jest wszędzie, gdzie żyją istoty ludzkie, a jego korzenie tkwią głęboko w naszych sercach".
(s. 285)
Jego Kongo też uczłowieczyło, jeśli "być człowiekiem" oznaczało poznanie najdalszych granic, jakich mogły sięgnąć: zachłanność, skąpstwo, uprzedzenia, okrucieństwo. Zgnilizna moralna była właśnie tym czymś, co nie istniało wśród zwierząt, wyłączną cechą ludzi. Kongo pokazało mu, że te rzeczy stanowią część życia. (str.75)
Z pytań Thomsona i Halla zadanych podczas przesłuchań wyciągnął zdumiewający wniosek, że rząd brytyjski podejrzewa go o przybycie z Niemiec, by stanąć na czele powstania. Tak pisze się historię! On, który wrócił do kraju, by próbować powstrzymać powstanie, zostanie uznany za jego przywódcę z powodu pomyłki brytyjskich służb specjalnych! Rząd od dawna przypisywał mu bardzo daleki od rzeczywistości wpływ na zwolenników niepodległości. Być może to wyjaśniało kampanię oszczerstw, która rozpętała się w prasie angielskiej podczas jego pobytu w Berlinie z oskarżeniami o sprzedanie się kajzerowi, o to, że jest nie tylko zdrajcą, ale także najemnikiem, a ostatnio o jakieś podłe czyny. Kampanię mającą pogrążyć w hańbie najwyższego przywódcę, którym nigdy nie był i nie chciał być! To właśnie jest historia, gałąź fikcji podająca się za wiedzę.
Roger udał się do siebie wolnym krokiem, nie patrząc na to, co dzieje się wewnątrz barów i domów publicznych, skąd dobiegały głosy, śpiewy, brzęk gitar. Myślał o tych wydartych plemionom dzieciach, oddzielonych od rodzin, stłoczonych w ładowni łodzi, przywiezionych do Iquitos, sprzedanych za dwadzieścia, trzydzieści soli rodzinom, w których spędzą resztę życia, zamiatając, szorując gary, gotując, sprzątając wychodki, piorąc brudną bieliznę, lżone, bite, niekiedy gwałcone przez ojców rodzin lub ich synów. Historia ta sama co zawsze. Historia, która nie ma końca.
Próżne było pytanie, czy kolonizacja jest dobra czy zła, czy gdyby zostawić ich własnemu losowi, Kongijczykom wiodłoby się lepiej czy gorzej. Gdy nie da się zawrócić biegu historii, szkoda tracić czas na zastanawianie się, czy byłoby lepiej, gdyby potoczyła się inaczej."
(s. 60)
Wyjaśniając międzynarodowej opinii publicznej, że jedynym skutecznym środkiem wyplenienia handlu niewolnikami jest użycie "sił porządkowych", król wysłał do Konga dwa tysiące żołnierzy regularnej armii belgijskiej, do których miała dołączyć dziesięciotysięczna milicja złożona z autochtonów, jedni i drudzy utrzymywani przez ludność kongijską. Chociaż większością owego wojska dowodzili oficerowie belgijscy, w jego szeregi, a zwłaszcza w szeregi kadr milicji, przeniknęli osobnicy najgorszego autoramentu, różne ciemne typy, byli więźniowie, łowcy przygód marzący o zbiciu fortuny, szumowiny z rynsztoków i domów publicznych całej Europy. Force Publique usadowiła się, niby pasożyt w żywym organizmie, w niezliczonych wioskach rozrzuconych na obszarze wielkości Europy, od Hiszpanii po Rosję, i żerowała na afrykańskiej społeczności, nierozumiejącej, co się dzieje, lecz widzącej, że oto spadła na nią plaga gorsza niż łowcy niewolników, szarańcza, czerwone mrówki i zaklęcia sprowadzające śpiączkę razem wzięte. Bo żołnierze i milicjanci owej Force Publique byli zachłanni, brutalni i nienasyceni, gdy chodziło o jadło, napitek, zwierzęta, skóry, kość słoniową, kobiety, jednym słowem, o wszystko, co mogło zostać zjedzone, wypite, zrabowane, sprzedane, zgwałcone.
Jak mogło dojść do czegoś takiego?" - zapytywał się na głos. Opowiedział im, że dziewiętnaście lat wcześniej przybył na Czarny Ląd pełen entuzjazmu, przekonany, że przedsięwzięcie kolonialne zapewni Afrykanom godne życie. Jak mogła kolonizacja przemienić się w tak straszliwy rabunek, w to przyprawiające o zawrót głowy okrucieństwo, że ludzie uważający się za chrześcijan torturowali, kaleczyli, mordowali bezbronnych bliźnich i poddawali ich tak strasznym mękom, także dzieci i starców ? Czy nie przybyliśmy tutaj, my, Europejczycy, by skończyć z handlem niewolnikami i przynieść religię miłosierdzia i sprawiedliwości? To zaś, co się tutaj dzieje, jest jeszcze gorsze niż handel niewolnikami, nieprawdaż?
Człowiek powinien żyć dopóty, dopóki czuje, że życie jest coś warte. Jeśli nie, to nie.
Jeśli nauczyłem się czegoś w Kongu, to tego, że nie ma gorszej i bardziej krwiożerczej bestii, niż istota ludzka.