cytaty z książki "Wykłady amerykańskie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
...kimże jest każdy z nas, jeśli nie wypadkową nabytych doświadczeń, informacji, lektur, wyobrażeń? Życie każdego człowieka jest encyklopedią, biblioteką, inwentarzem przedmiotów, zbiorem rozmaitych stylistyk, gdzie wszystko nieustannie może podlegać przemieszaniu i porządkowaniu na wszelkie możliwe sposoby.
W codziennym życiu czas jest bogactwem, którego pilnie strzeżemy, w literaturze czas jest bogactwem, którym dysponujemy ze swobodą i dystansem. Nie chodzi o to, aby jak najszybciej dotrzeć do upatrzonego celu, przeciwnie, oszczędność jest w tym przypadku cenna, bo im więcej czasu zaoszczędzimy, tym więcej będziemy go mogli roztrwonić. Szybkość stylu i myśli oznacza przede wszystkim zręczność, ruchliwość, swobodę, te właściwości dobrze harmonizują z tekstem, który lubi dywagacje, który lubi przeskakiwać od tematu do tematu i sto razy traci wątek po to, aby odnaleźć go po setnym zakręcie.
W każdym razie wszystkie przedstawione światy, zarówno "rzeczywiste", jak i "fantastyczne", mogą nabrać kształtu tylko za pośrednictwem literatury, w której to, co zewnętrzne, i to, co wewnętrzne , świat i ja, doświadczenie i wyobraźnia, złożone są z tej samej słownej materii. Polimorficzne wizje oczu i duszy mieszczą się w jednostajnych linijkach złożonych dużą i małą czcionką, pośród kropek, przecinków i nawiasów; kartki gęsto pokryte znakami niczym ziarenkami piasku sprowadzają różnobarwne widowisko świata do powierzchni wciąż tej samej i wciąż odmiennej, niczym wydmy przesuwane pustynnym wiatrem.
Wyobraźnia artysty jest światem potencjalności, którego nie zdoła pomieścić żadne dzieło. Doświadczenia gromadzone przez nas w życiu należą do innego świata, który podlega innym zasadom ładu i nie-ładu; słowa, nakładają się warstwami na strony niczym kolory na płótno, tworzą jeszcze inny świat, także nieskończony, ale łatwiej poddający się modelowaniu, mniej oporny wobec formy.
Czasami odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z wybuchem epidemii, która godzi we właściwość najbardziej wyróżniającą rodzaj ludzki, to znaczy w użycie słowa: język zaatakowała dżuma, która objawia się utratą mocy poznawczych i bezpośredniości oddziaływania, poraża automatyzmem, który niweczy ekspresję na rzecz wyrażeń ogólnikowych, anonimowych, abstrakcyjnych, który rozmywa znaczenia, tłumi górne tony rejestru, gasi iskry buchające ze zderzenia słów w nowych kontekstach.
Zalewa nas nieprzerwany strumień obrazów. Najpotężniejsze media przetwarzają świat na obrazy i zwielokrotniają jego wizerunek poprzez fantasmagoryczną grę zwierciadeł: niemal wszystkie obrazy są pozbawione owej wewnętrznej konieczności, jaka powinna cechować każdy z nich, przenikać jego formę i znaczenie, wyzwalać siłę wyrazu narzucającą się naszej uwadze, roztaczać bogactwo możliwych znaczeń. Wielka część tej chmary obrazów natychmiast się rozprasza, niczym sny, które pierzchają bez śladu: pozostaje jednak uczucie obcości i zakłopotania. A być może ta ulotność nie dotyczy jedynie obrazów czy języka - dotyczy także świata. Dżuma atakuje życie jednostek i narodów, sprawia, że ich historia staje się bezkształtna, przypadkowa, chaotyczna, pozbawiona początku i końca. Niepokoję się właśnie utratą owej formy i staram się jej przeciwstawiać, występując w obronie pewnej koncepcji literatury, bo tylko takiej obrony potrafię się podjąć.
Śmierć czyha utajona w zegarach, jak mawiał Belli; podobnie jak czyha niedola pojedynczego istnienia, owego odpryśniętego, kalekiego odłamka, któremu brakuje poczucia własnej zupełności. Śmierć jest czasem, czasem wyodrębnienia, rozłączenia, abstrakcyjnym czasem zmierzającym do własnego końca. Tristram Shandy nie chce się urodzić, bo nie chce umierać. Wszystkie środki, wszystkie sposoby są dobre, aby uratować się od śmierci i wyzwolić od działania czasu. Skoro linia prosta jest najkrótszą drogą spinającą dwa fatalne i nieuniknione punkty, dygresje drogę tę wydłużają; a jeśli owe dygresje będą tak złożone, splątane, pogmatwane, tak szybkie, że zdolne zatrzeć własne ślady, to kto wie, może śmierć nie zdoła nas odnaleźć, może czas zabłądzi, a my pozostaniemy w utajeniu zmiennych kryjówek. - Carlo Levi
Sądzę, że podstawowe mechanizmy ludzkiego umysłu nie zmieniły się od epoki paleolitu, od czasów naszych praojców, myśliwych i zbieraczy, i powtarzają się poprzez wszystkie kultury w historii ludzkości. Słowo wiąże widzialny ślad z niewidzialną rzeczą, z rzeczą nieobecną, upragnioną bądź zatrważającą, jest niczym kruchy mostek fortuny przerzucony nad pustką. Dlatego, też właściwe użycie języka pozwala, jak sądzę, zbliżyć się do rzeczy (obecnych i nieobecnych) z rozwagą, ostrożnością i skupieniem, z szacunkiem wobec tego, co rzeczy (obecne i nieobecne) komunikują bez słów.
Włączyłem "Przejrzystość" w mój wykaz wartości do ocalenia właśnie po to, aby ostrzec, że grozi nam niebezpieczeństwo utraty jednej z podstawowych właściwości człowieka: mam na myśli zdolność wyrazistego wywoływania wizji nawet z zamkniętymi oczami, zdolność wyczarowywania kształtów i barw z ustawionych rzędem czarnych liter na białym tle kartki papieru, zdolność "myślenia" obrazami. Myślę o takiej edukacji, która przysposobi nas do kontrolowania własnej wewnętrznej wyobraźni, nie stłumi jej, a zarazem nie pozwoli jej popaść w chaotyczne, ulotne dumania, sprawi, że wyobrażenia przybiorą określone kształty, godne zapamiętania, samowystarczalne, wyraziste.
Pisarze bliżsi naszej epoce (poza rzadkimi przypadkami wieszczego powołania) nawiązują łączność z ziemskimi stacjami nadawczymi, takimi jak podświadomość jednostkowa czy zbiorowa, jak czas odnaleziony w doznaniach odzyskanych z czasu utraconego, jak objawienie lub koncentracja bytu w konkretnym punkcie lub chwili. Jednym słowem, chodzi o procesy, które, choć pochodzą od niebios, wykraczają poza nasze intencje i nasza kontrolę, wykraczają poza jednostkowe istnienie.
Każde doświadczenie zanurzone w czasie - tak indywidualne, jak zbiorowe - staje się nieciągłą sekwencją przypadkowych odłamków czasu, z których każdy stanowi zapowiedź możliwych rozwiązań, alternatywnych wariantów zmierzających do własnego końca bądź rozwidlających się w nieznanych kierunkach.
Jednakże nie sposób zmierzyć szybkości myśli, bo myśl nie dopuszcza konfrontacji, nie staje do turnieju ani nie jest zdolna rozmieścić własnych osiągnięć na skali historycznej. Szybkość myśli jest wartością samą w sobie, liczy się przyjemność, którą wywołuje w każdym, kto jest na tę przyjemność uwrażliwiony, nie zaś praktyczna użyteczność, którą mogłaby spowodować.
Wszelako ponad wszystkie te zadziwiające wynalazki największym osiągnięciem popisał się umysł tego, kto potrafi znaleźć sposób przekazywania swoich najskrytszych myśli innej osobie, choćby najbardziej odległej w czasie i przestrzeni, przemówić do tych, którzy przebywają w Indiach, i do tych, którzy się jeszcze nie urodzili ani też nie urodzą przed upływem tysiąca i dziesięciu tysięcy lat, i to z jaką łatwością, tylko dzięki różnorakiemu zestawieniu dwudziestu literek na kartce papieru. - Sagredo
Pozostaje mi tylko wyjaśnić, jakie miejsce w tym morzu fantazji zajmuje świat wyobrażeń pośrednich, to znaczy wyobrażeń dostarczonych nam prze kulturę, czy to przez kulturę masową, czy przez inną formę tradycji. To pytanie zawiera w sobie pytanie następne: Jaka będzie przyszłość wyobraźni jednostkowej w cywilizacji, którą zwykło się nazywać "cywilizacją obrazkową"? Czy zdolność wywoływania obrazów in absentia będzie mogła rozwijać się w świecie coraz bardziej zalewanym przez prefabrykaty obrazów? Dawniej wizualna pamięć jednostki ograniczała się do zbioru jej własnych bezpośrednich doświadczeń i do wąskiego repertuaru wyobrażeń przekazywanych przez kulturę. Możliwość nadawania formy jednostkowym mitom wypływała ze sposobu, w jaki fragmenty owej pamięci zespalały się ze sobą w nieoczekiwanych i sugestywnych kombinacjach. Dzisiaj bombardowani jesteśmy taką ilością obrazów, że nawet nie potrafimy odróżnić bezpośredniego doświadczenia od tego, co widzieliśmy przed paroma sekundami w telewizji. Pamięć pokrywają warstwy szczątkowych obrazów, odkładających się niczym złoża śmieci, i coraz mniej staje się prawdopodobne, by jedna z figur nabrała większego znaczenia niż pozostałe.
Dlaczego, odczuwam potrzebę stawania w obronie wartości, które wielu z nas uzna może za oczywiste? Sądzę, że bierze się to przede wszystkim z mojego przewrażliwienia czy wręcz uczulenia, mam bowiem wrażenie, że użycie języka staje się coraz bardziej niedbałe, przypadkowe, niechlujne, i budzi to we mnie nieprzezwyciężoną irytację. Proszę nie sądzić, że ta moja reakcja wypływa z braku tolerancji wobec innych, bo największą irytację odczuwam, kiedy słucham samego siebie. Toteż staram się mówić jak najmniej i wolę pisać właśnie dlatego, że pisząc, mogę poprawiać każde zdanie tak długo, jak to konieczne, bym odczuł może nie tyle zadowolenie z własnych słów, ile miał choćby wrażenie, że usunąłem przyczyny niezadowolenia, przynajmniej te, które sam sobie uświadamiam. Literatura - mam na myśli literaturę, która odpowiada tym wymaganiom - jest Ziemią Obiecaną, w której język staje się taki, jak być powinien.