-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać339
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Łowcy
Cytaty
Był niemal bez tchu, gdy stanął o sto jardów za dziewczyną, ukryty za osłoną drzew. Zagwizdał z cicha. Był to szczególnie modulowany dźwięk, którego nauczyła go kiedyś Minnetaki. Rod wiedział, że ten sygnał znają tylko oni oboje. Dziewczyna odwróciła się słysząc gwizd, a Rod cofnął się w głąb lasu. Gwizdnął ponownie i Minnetaki po chwili wahania podeszła bliżej. Za trzecim razem wreszcie odpowiedziała nieśmiało, jak gdyby poznając dźwięk idący z leśnej głębi. Rod gwizdnął po raz czwarty i roześmiał się. Minnetaki powtórzyła sygnał, rozglądając się bacznie pośród kolumnady pni. Chłopak dostrzegł błysk zdumienia w jej oczach i nagle, głośno wołając jej imię, wyskoczył spomiędzy drzew. Minnetaki krzyknęła radośnie i wyciągając ręce, pobiegła mu na spotkanie.
Był niemal bez tchu, gdy stanął o sto jardów za dziewczyną, ukryty za osłoną drzew. Zagwizdał z cicha. Był to szczególnie modulowany dźwięk,...
Rozwiń ZwińStojąc obok Indianin śmiał się również. — Lubisz zwierzęta? — pytał. — Strasznie! — I ja też. Bardziej niż ludzi. (...) A teraz pokażę ci coś ciekawego. Tylko trzeba najpierw przygasić ogień. On lęka się światła. Gdy będzie zbyt jasno, nie przyjdzie. Widząc zaś zdziwiony i trochę niepewny wzrok Minnetaki, dodał: — Nie bój się, to nie duch. Zbliżył się do ognia i długim kijem zwalił umiejętnie spiętrzone polana. Buchnęły słupem iskier, lecz płomień przygasł w istocie, a w jaskini zapanował lekki półmrok. Wtenczas Indianin zadarł głowę, przytknął do ust obie dłonie, złożone w muszlę, i wydał dziwny dźwięk podobny do hukania, zakończony chrapliwą, syczącą nutą. Odpowiedziała mu cisza. Wyczekał chwilę i znów powtórzył hasło. Spod stropu doleciał metaliczny chrzęst. Minnetaki, z wytężeniem wodząca wzrokiem po powale, dojrzała nagle, jak od czarnego tła odrywa się jakiś kształt białawy i lekko kołując spływa w dół. Mimo woli strach ją przeszył, lecz ani drgnęła, a w chwili następnej uśmiechnęła się bezgłośnie, wzdychając jednocześnie z ulgą. To, co poczytała za widmo, było tylko olbrzymią sową śnieżną.
Stojąc obok Indianin śmiał się również. — Lubisz zwierzęta? — pytał. — Strasznie! — I ja też. Bardziej niż ludzi. (...) A teraz pokażę ci co...
Rozwiń ZwińOlbrzymia biała sowa wynurzała się z tego mroku, zatoczyła wielkie kolisko i skryła się znowu w gęstwie drzew. W chwilę potem zabrzmiał jej ponury głos, nieśmiały jednak, jak gdyby mistyczna chwila ciszy nie minęła jeszcze. Śnieg, który padał cały dzień, ustał już i tylko powiew wiatru pieścił czasem oszronione konary. Panował niezwykły chłód; człowiek pozbawiony możności ruchu w ciągu godziny zamarzłby na śmierć. Ciszę przerwał raptem jakiś dźwięk, niski a drżący, niby głębokie westchnienie. Nie wydała go pierś ludzka. Myśliwy, gdyby się tu przypadkowo znalazł, ująłby wnet mocniej kolbę fuzji. Dźwięk szedł z modrzewiowej kępy. Milczenie, które wnet zapadło, zdało się głębsze jeszcze. Sowa, niby bezszelestny kłąb srebrnego puchu, poszybowała nad zamarzłą gładź jeziora. Po chwili westchnienie powtórzyło się, znacznie jednak cichsza. Bywalec kanadyjskich puszcz skryłby się w mroku konarów i słuchałby, i patrzał, i czekał ciekawie; dźwięk bowiem dawał się już rozpoznać jako zdławiony bólem głos rannego zwierza. Bardzo wolno, pełen nieufności zrodzonej w dniu dzisiejszym, olbrzymi łoś wkroczył w obręb księżycowego blasku. Jego wspaniały łeb, zgięty pod ciężarem potężnych rogów, poprzez jezioro zwracał się badawczo ku północy.
Olbrzymia biała sowa wynurzała się z tego mroku, zatoczyła wielkie kolisko i skryła się znowu w gęstwie drzew. W chwilę potem zabrzmiał jej ...
Rozwiń Zwiń