Jak makiem zasiał Anna Trojan 5,2
ocenił(a) na 64 lata temu Książka z serii „Asy kryminału”, ale dla mnie to raczej horror. Dobrze, że obecny jedynie na niewielu stronach.
Bezczeszczenie zwłok kobiecych, pochowanych kilka dni wcześniej, a potem wyjmowanych z grobów i pozostawianych samopas na cmentarzu przyprawia o gęsią skórkę (niektórych pewnie o mdłości, chociaż ja akurat okazałam się odporna). Do tego dochodzi samobójstwo miejscowego studenta medycyny i zniknięcie pięknej, choć nieco ułomnej na umyśle, córki rzeźnika - Adeli (jak się okazało nie było to zniknięcie, a kolejna zbrodnia).
Ginie zaaferowany sprawą, a bardziej jeszcze wspomnianą Adelą, młody pomocnik aptekarza. Otruty arszenikiem umiera mierniczy lubujący się w wyciąganiu kobiet z grobowców. O miejscowości położonej gdzieś na Mazowszu (trudno się domyślić jej nazwy) staje się głośno nawet w prasie warszawskiej…
Jednym słowem makabra. Jakby tego było mało przy miejscowym szpitalu znajduje się oddział dla obłąkanych, a plotki głoszą, że tamtejszy lekarz z użyciem baterii galwanicznych leczy wstrząsami, a może nawet ożywia nieboszczyków..
Tropy prowadzą do lekarza (?),aptekarza (?),pielęgniarza Kosmy (?),a może pomocnika aptekarza (?),a może wszystkich naraz (?),by w końcu odpowiedzialnym za zbrodnie uczynić drugiego zastępcę komisarza policji.
Wszystko ok, tylko skąd i jakim cudem komisarz wykoncypował swego zastępcę na zbrodniarza tego nie wiem, chociaż śledziłam powieść z uwagą. Dlatego po ¾ powieści byłam skłonna wychwalać ją pod niebiosa, ale zakończenie mnie totalnie rozczarowało.
Udało się autorce stworzyć grobowy, mroczny klimat i niezłym manewrem było też osadzenie akcji w środku deszczowej, przykrej jesieni. Klimat retro jest za to nieudany. Niby wiadomo, że to wiek XIX, bo mowa o melonikach, lampach naftowych, szeleszczących sukniach, niemniej nic ponadto.
Pozycja warta jest przeczytania, ale potrzeba silnych nerwów.