Leonard Cohen. Jestem twoim mężczyzną Sylvie Simmons 7,5
ocenił(a) na 64 lata temu Autorka wykonała wielką pracę, dokumentując twórczość Cohena w najdrobniejszych szczegółach. Zaczyna się świetnie; dzieciństwo i młodość Leonarda opisane są tak, by przygotować nam grunt pod zrozumienie go jako poety. Wspaniale oddany jest klimat wyspy Hydra i początki twórczości, dzięki czemu możemy wczuć się w proces powstawania pierwszych utworów.
Książka ma jednak lepsze i słabsze fragmenty. Środek dłuży się przez dość schematyczną budowę. Autorka relacjonuje powstawanie kolejnych płyt / tomików / książek, pomiędzy nie wplatając opisy ważniejszych związków. Dużo tu nazwisk współpracowników, producentów, muzyków (a nawet opisy ich losów),co pewnie zainteresuje kogoś mocno osadzonego w rynku muzycznym, lecz niekoniecznie fana twórczości Cohena (który zresztą niezbyt się do tych współpracowników przywiązywał). Opisany jest sposób przyjęcia kolejnych płyt przez rynki i dziennikarzy, otrzymujemy pochlebne relacje z tras koncertowych (za którymi nie przepadał),opis kolejnych nagród i honorów (które kompletnie go nie obchodziły). Tak jakbyśmy cały czas musieli się przekonywać, że Cohen odniósł komercyjny sukces. Bardzo dużo uwagi poświęcone zostało np. słabemu przyjęciu twórczości w Stanach.
Brakuje korespondencji między opisywanym życiem Leonarda a tekstami. Pojawiają się fragmenty utworów, które czasem osadzone są w kontekście, ale jest ich zdecydowanie za mało. To bardziej kronika wydarzeń i postaci związanych z twórczością niż wgłębienie się w to, co bohater miał do przekazania. Brakuje narracji, opisów konkretnych wydarzeń, z których można by wyciągnąć symboliczne wnioski obrazujące aktualne myśli poety.
Zawodzi np. brak poświęcenia uwagi najważniejszym utworom. Choćby "In my secret life" jest jedynie wspomniane, a inne ważne utwory rozbierane na części głównie - choć nie tylko - w kontekście wpływów na nie związków Cohena. Brakuje klimatu utworów, przedstawienia ich z prywatnej perspektywy w momencie powstawania, dzięki czemu czytelnik mógłby je na nowo zinterpretować.
Biografia wraca na lepsze tory pod koniec lat 80., gdy ponownie skupia się na duchowym życiu bohatera. Zakończenie jest jednak urwane, brakuje klamry, choć ciekawym (lecz zbyt mało klarownym) zabiegiem jest nawiązanie do listu, który Leonard zakopał w dzieciństwie ("i być może to właśnie jego szukał całe życie"). Jednak to już nie zarzut do autorki. Po prostu biografia powstała kilka lat za wcześnie, gdy trudno było wyrokować, jak potoczy się dalsze życie i twórczość bohatera.
To bardzo dobra biografia dla kogoś, kto jest głodny faktów dotyczących produkcji utworów i przedstawienia Leonarda jako sławnego muzyka. Słabsza, jeżeli oczekuje się podróży przez poezję. A tego oczekiwałbym od biografii, w której kilkakrotnie podkreślone zostało to niecodzienne połączenie piosenki z poezją. Autorka wykonała ogromną pracę dokumentalną, ale może zbyt wielką, przez co czasem przysłania nią to, co ma do przekazania.