Zakochana w mroku Franny Billingsley 6,1
ocenił(a) na 76 lata temu Główna bohaterka powieści Franny Billingsley "Zakochana w mroku" jest wiedźmą, o pięknej twarzy, ale okrutnym i niezdolnym do miłości wnętrzu. O tym, kim jest, dowiedziała się od swojej macochy, zanim ta zmarła, a winą za jej śmierć obarcza się właśnie nastoletnia Briony. Dziewczyna uważa również, że to ona skrzywdziła siostrę i wywołała uszkodzenie mózgu bliźniaczki. Nienawidzi za to siebie i zmusza się do opieki nad siostrą, oszczędzając sobie wszelkich życiowych przyjemności. Zapomniałam wspomnieć, że akcja dzieje się na Bagniskach, które swoją nazwę zawdzięczają rozległym bagnom, jak łatwo się domyślić, na których mieszkają Prastarzy. Briony Larkin potrafi z nimi rozmawiać i je widzieć, co tylko potwierdza jej obawy, że jest wiedźmą, nie dopuszczając do siebie innego argumentu. W tym mieście czarownice się wiesza po publicznym procesie, dlatego nikt nie zna tajemnicy nastolatki, macocha zabrała ją do grobu. I tak lata płyną, gdy nagle do miasteczka przybywa Eldric Clayborne, chłopiec-mężczyzna, jak go zwykła nazywać nasza bohaterka, syn odpowiedzialnego za projekt osuszania bagien mężczyzny. Dziewczyna i nieco starszy od niej chłopak zaczynają ze sobą rozmawiać, zakładają Fraternitus Łobuzyficus, powoli przeradza się to w przyjaźń i w coś nieco więcej. Wydarzenia związane z Eldriciem dają do myślenia i Briony zastanawia się, czy rzeczywiście nie jest godna szczęścia i nie potrafi naprawdę kochać.
Książka z początku wydawała mi się bardzo dziwna. Czytałam ją z lekkim znudzeniem, czego nie poprawiała mocno depresyjna główna bohaterka, która kojarzyła mi się z typową nastolatką z problemami i myślami samobójczymi. Było dużo niedopowiedzeń, które traktowałam na minus, gdyż nie miałam wyłożonej "kawy na ławy" i to mnie niemiłosiernie denerwowało, że nie rozumiem, o co chodzi, a to przecież początek powieści, to jak dam radę zrozumieć resztę? Ale okazało się, że to lektura z tych, których tajemnice rozwiązywane są na końcu i w miarę czytania coraz bardziej mi się podobała. Wciągnęłam się do świata Bagnisk, moczar, Prastarych, wybrukowanych uliczek i piwiarni, w której serwują herbatniki, piwo imbirowe i rosół z węgorza. Polubiłam również naszą wiedźmę, a nawet jej nie do końca normalną siostrę, o Eldricu nie wspominając. Przez większość książki nic się nie dzieje. Dosłownie nic. Wyjście do piwiarni, wyjście na bagna, wyjście na cmentarz, wyjście do sądu... ale w punkcie kulminacyjnym trochę się wydarzyło, choć nie wbiło mnie to w fotel. Cieszę się również, że jest to powieść która się rozpoczyna i kończy, nie ma więcej części. Nie dlatego, że nie jest to coś wciągającego, tylko dlatego, że dość miałam już rozbudowanych cykli, które kontynuujesz i finiszu nie widzisz. Nawiążę jeszcze do stylu pisania - na początek nieco dziwny, dla mnie toporny, do którego długo nie umiałam się przyzwyczaić, ale jak już to zrobiłam, to czytało mi się to bardzo szybko, po czym na końcu uznałam, że to zostało napisane w bardzo pięknym stylu, do którego nie mogę się przyczepić, jest po prostu inny, ale czy wszystko musi być takie samo?
Serdecznie zachęcam do zapoznania się z tą pozycją, ponieważ jest to kawał bardzo dobrej fantastyki, nietuzinkowej, z ciekawym pomysłem i wyrazistymi postaciami.