Czempionki Jovana Reisinger 6,3
ocenił(a) na 634 tyg. temu Historie i portrety kobiet ukazane w "Czempionkach" Jovany Reisinger mogłyby być nawet zabawne, gdyby nie były podszyte dosyć paskudną podpinką. Nadając swoim bohaterkom imiona, będące jednocześnie tytułami kolorowych magazynów, autorka sugeruje, że operować może pewnymi ogólnikami, a życie swoich postaci - podobnie jak okładki barwnych gazet - wystawi na widok publiczny.
Zatem od początku zdajemy sobie sprawę z pewnej umowności tych biografii, rozumiemy dlaczego wzajemnie się one sobie "przeglądają", komentując i krytykując nie-swoje wybory.
Przyznam, że nie do końca pojmuję do czego w tej pozycji Reisinger zmierza, a czuję, że powinnam to wiedzieć, tym bardziej - że jak się okazuje - są to postaci znajdujące się gdzieś tuż obok mnie. Autorka mieszka bowiem w Bawarii, podobnie jak większość bohaterek..
Z jednej strony powieść ukazuje obłudę i przypudrowaną wrogość kobiet wobec siebie nawzajem. Sukces koleżanki nie cieszy, co rusz spod dywanu pozornej przyjaźni wysuwa się brzydka zazdrość, czasem wręcz zawiść.
Do głosu dochodzą również męczone latami hasła i głupie powiedzonka, w stylu tego, że kobiety nieatrakcyjne to po prostu lenie - i niby nie jest to na serio, a jednak szpileczka wypełnia co chwilę poduszkę, przeszywając sukcesywnie tą przedziwną filozofię.
Takich przykładów jest tu mnóstwo, a nawet gdy gdzieś tam na marginesie pojawi się podziw dla rówieśniczki, szybko trzeba zasłonić go maską obojętności.
Ale nie tylko kobieta kobiecie wilkiem, nie - również panowie zupełnie się tu nie popisują, Reisinger kreśli sylwetkę typowego przemocowca, znudzonego playboya, czy natrętnego sąsiada. Zdawać by się mogło, że ten deficyt pozytywnych postaci, buduje tutaj smutny świat, zwróconego przeciwko sobie środowiska, które w najlepszym wypadku marzy o świętym spokoju, a generalnie szuka okazji, by komuś podłożyć nogę.
Autorka jakby początkowo chciała ujawnić opresję wobec kobiet - pozornie oddaje im głos i przestrzeń, jednocześnie w jakiś przedziwny sposób w głębi duszy kolejno z nich szydzi. A przynajmniej ja mam takie wrażenie.
Czy zatem "Czempionki" to godne podziwu liderki, królowe sukcesu, wyemancypowane, próbujące żyć na swoich zasadach? Czy raczej zgorzkniałe, samotne zazdrośnice, które wnoszą do społeczeństwa sporo uszczypliwości i fałszu?
Jeśli mam być z wami zupełnie szczera, muszę przyznać, że - już po lekturze - wciąż nie znam odpowiedzi. 🤷♀️
Pomimo faktu, że całość dosyć sprawnie się czyta, nie bardzo pojmuję sam zamysł autorki, i nie do końca wiem, co ów defilada żeńskich protoplastek chciała mi tak naprawdę przekazać. Może Wy będziecie mieć w tym względzie więcej szczęścia..