Substytucja Krzysztof Buczak 7,6
ocenił(a) na 629 tyg. temu 1. Dlaczego?
Trafiłam na ten tytuł na facebookowym profilu autora i chciałabym czytać książki mniej popularne, np. takie, które są na końcu katalogu Legimi. Czasem są to miłe zaskoczenia.
2. I jak?
Uwaga: będę krytykować, ale od razu zaznaczę, że książka mi się podobała, bo kto doczytuje taki tekst do końca?
Początki były trudne. Nie wciągało. Ale obiecałam, że przeczytam i za którymś razem się udało. I z książką jest tak jak z moim jej czytaniem: początki męczące, a im dalej, tym lepiej. No i po drodze przypomniało mi się, że to moje drugie spotkanie z pisarzem; „Eterny” słuchałam jakiś czas temu, ale albo to nie była książka dla mnie, albo jakoś między nami nie zaiskrzyło.
Wrażenie ogólne: warto przejść przez pierwsze dwie części, żeby przeczytać kolejne dwie. Bardzo się one różnią. Język, styl, bohaterowie dużo zyskują w toku pisania / lektury. Historia staje się atrakcyjniejsza. Acha, pomińcie „Prolog”.
„Substytucja” to dość ambitny zamysł – z punktu widzenia narratora. Nawet ryzykowny – uczynić narratorką młodą dziewczynę, próbować w sposób wiarygodny przedstawić jej uczucia, emocje, przeżycia, także te o charakterze erotycznym… Może już zdążyłam zapomnieć, jak czują i rozumują młodzi, ale mam wrażenie, że nie słychać w książce fałszywych nut. Wyczuwalna jest głęboka troska autora o narratorkę / bohaterkę, o przedstawienie jej motywacji, jej historii, jej uczuć jak najprecyzyjniej, oddając jej sprawiedliwość. Bo Evelyn mimo młodego wieku (21 lat) sporo w życiu zdążyła przejść. I dużo ją jeszcze czeka. Nowi znajomi. Nowa praca. I tu wchodzi motyw substytucji, switchersi, jinxy itd. Fantastyka. Autor zgrabnie łączy wątki uczuciowe (związki Evelyn, niejednoznaczność jej uczuć) z wątkami kryminalnym i fantastycznym. Bo jeśli ktoś ma jakiś dar, wyjątkowe umiejętności, to najłatwiej i najszybciej można je wykorzystać gdzieś tam poza granicami prawa, np. w pospolitym napadzie. Można też dać nauczkę złemu szefowi czy – to ciekawy wątek – wykorzystać w celu badania swojej seksualności. Dar jest etycznie obojętny, jego wykorzystanie takie jednoznaczne już nie jest.
A potem część trzecia i część czwarta – i tu moim zdaniem autor czuje się najlepiej. Może się „rozpisał”, może już się tak nie stara? Nie wiem, ale o wiele lepiej się to czyta, trzecia i czwarta część są o wiele lepsze, warto było czekać. „Substytucja” przekształca się w powieść polityczno-sensacyjną, z mocnymi akcentami satyrycznymi. I jedną karykaturą najbardziej ekstremalnego przedstawiciela miejskich działaczy. I jest tu parę ładnych zwrotów akcji, niejednoznacznych wyjaśnień (Santos!). I refleksja nad sposobem zmiany świata – lewica? anarchiści? liberałowie? demokracja? terroryzm? dyktatura? religia? Ładnie pokazane jest zaangażowanie młodych ludzi, ale też zagrożenia związane ze zbytnim radykalizmem albo wiarą w siłowe rozwiązania. No i, dobrze, że nie wprost to napisane, kto zużywa najwięcej jednorazowych opakowań, butelek i puszek, taki żarcik autora.
O co młodzi mają pretensje do rodziców? ” - Mieszkają w domku pod miastem i zimą ciągle palą śmieciami. Tłumaczyłem im dziesiątki razy, że w ten sposób trują siebie i sąsiadów, to mówią mi, że przecież smog był zawsze, więc robienie teraz z tego afery jest lewackim spiskiem. Ciągle najeżdżają na LGBT, mimo że nawet nie wiedzą, co to znaczy.” Widać, że autor dobrze się czuje w miejskich, zaangażowanych społecznościach, że jest nimi autentycznie zainteresowany, ale nie jest bezkrytyczny.
Ale co z tzw. fantastyką? Mam wrażenie, że to tylko sposób na sklejenie wszystkiego w jakąś całość, na rozwiązanie trudności w budowaniu akcji. Bo nie chodzi w tym wszystkim o tytułową substytucję, a o świat, zagrożenia związane ze zmianami klimatycznymi, nadmiarem plastiku, niechęcią ludzi do ograniczania swoich potrzeb dla dobra planety.
Wdzięcznie brzmią tytuły czterech części (etapów); kłania się Rufus Wainwright. Ładne motta. Ma się ochotę niektóre zapisać… Generalnie, im dalej w las (książkę),tym więcej drzew (tym lepiej się to czyta). Także z powodu języka. Na plus – użycie w sposób naturalny feminatywów. Na minus – męczy czytanie dwóch pierwszych części. Tak bardzo czuć ciężką pracę autora nad językiem, który jest absolutnie poprawny i nudny w sumie. Męczy skłonność do dopowiadania, wyjaśniania wszystkiego do ostatniego słowa. Dialogi, które prowadzą donikąd. Powycinać, poprzycinać, poprzestawiać. W dodatku język narracji jest niespójny. Narratorka ma 21 lat i jest bystrą dziewczyną z pewną luką w edukacji. A trafiają się jej sformułowania z zupełnie innego świata: „obraz nędzy i rozpaczy”, „górnolotne gdybania”, „czy czasem w ich oczach nie wychodzę na ladacznicę ze swoim dziwacznym ubiorem”. Stylizacja języka narratorki jest – moim zdaniem – niedoskonała. Słychać w nim kilka różnych głosów z różnych czasów i środowisk. Trochę to autor tłumaczy lekturami narratorki, ale wciąż mnie to nie przekonuje.
Koniecznie: wyrzucić na zawsze ze słownika wyrazy „krocze” i „ciężko” i jego po-chodne! Bo ciężko wytrzymać powtarzanie tego „ciężko”… A krocze psuje nastrój. Krocze się nacina (choć nie powinno się tego robić) przed porodem. No, sory. I nawet tylko dwa błędy ortograficzne to już za dużo. Korekta, do pracy!
3. Dokąd mnie to prowadzi?
Poszukam kolejnych mniej znanych książek, licząc na kolejne pozytywne zaskoczenia – jak w przypadku „Substytucji” Krzysztofa Buczaka.