Jesteśmy społecznością, która kocha książki

Podeszłam do książki sceptycznie, ja nie z tych, którzy lubią się babrać w kuchni. W ogóle nie gotuję, więc nie wiem co musiałoby się stać, żebym zaczęła robić własne kosmetyki. Podejrzewam, że statystyczny Kowalski też nie odnajdzie wielkiej przyjemności z takich praktyk. Książka jest wydana bardzo ładnie, miło się ją czyta, ale poza zdjęciami i ładnie pachnącym papierem nie ma nam zbyt wiele do zaoferowania. Treść jest tendencyjna, ale jak - to wszystko, absolutnie wszystko już było plus jest powszechnie znaną wiedzą. Takie tam o skórze, konserwantach. Książka jest płytka, poza przepisami jest słabo, nawet bardzo słabo. Piszą, że kosmetyki zawierają połacie niebezpiecznych, niepotrzebnych składników, które tylko wypełniają opakowania, ale poza wodą nie raczyły podać ŻADNYCH innych przykładów. Jestem zawiedziona, 15 minut oglądania ładnych obrazków. Przepisy trochę od czapy niektóre, żeby zrobić balsam, proponują nam użyć masła mango. Każdy ma w kuchni, prawda? Są też prostsze, 2 składnikowe, ale naprawdę trzeba być pasjonatem. Mnóstwo takich można znaleźć w internecie, za darmo. Panie piszą, że te z internetu są be, bo każdy może tam napisać. Ok, a one to są jakieś wybitne panie naukowiec? No niezbyt.