Pokonać kostuchę Josh Bazell 5,4
ocenił(a) na 19 lata temu Książka jest manifestacją amerykańskiej ignorancji i potwierdzeniem modnego ostatnimi laty hasła, że pisać każdy może, ale nie każdy powinien.
Widać tu, jak autor na siłę próbuje wciskać między wątki fabularne swoje przekonania i idee. Wychodzi na jaw jego kompletny brak znajomości faktów historycznych, konkretnie dotyczących rzekomo "polskich" obozów zagłady - kierowanie się stereotypami i przekłamanymi, propagandowymi informacjami. Autor bardzo chętnie przywołuje obrazy z okresu II wojny światowej i według niego całe zło, które spotykało Żydów (dziadkowie głównego bohatera byli polskimi Żydami)pochodziło od Polaków, nie wiem, czy znalazłam jakąkolwiek wzmiankę o nazistowskich Niemcach, no może o nazistowskich Polakach.
Nie rozumiem. Kiedy amerykańscy autorzy wreszcie zrozumieją, że żeby o czymś pisać, trzeba na ten temat cokolwiek wiedzieć i weryfikować swoją wiedzę korzystając z wiarygodnych źródeł. Przy czym liczba mnoga nie została użyta przeze mnie przypadkowo. To po pierwsze - zakłamanie prawdy historycznej. A i pozwolę sobie przypomnieć autorowi, że II wojna światowa trwała w latach 1939 - 1945, bo czasami miałam wątpliwości, czy naprawdę zdawał sobie z tego sprawę.
Drugie to rzekomy czarny humor. Ja osobiście go nie widzę, chociaż przeczytałam kilka znakomitych książek, gdzie on faktycznie bawił jak w książkach Pilipiuka, Ziemiańskiego, czy Grzędowicza. Gdzieś w komentarzach przeczytałam, że przezwiska Naplet i Duposzczak wywołują za każdym razem salwy śmiechu. Doprawdy? Według mnie to żenujące i naprawdę mało ambitne.
Kolejne to wyuzdanie, zbytnie nagromadzenie wulgaryzmów w książce. O ile to drugie w książkach mi nie przeszkadza, ponieważ przyznaję, potrafią one dodać książce specyficznego charakteru, to akurat w tej wulgaryzmy są zwyczajnie męczące, a przekleństwa po prostu ubogie.
Nie przeczytałam całej książki, było to zwyczajnie niewykonalne, chociaż starałam się wykrzesać więcej chęci - to nic nie dało. Szło mi jak po grudzie. Straciłam z nią niemal cały dzień i, jak rzadko kiedy, naprawdę pożałowałam straconego na nią czasu.
Przynajmniej wiem jedno: nie powinno oceniać się książki po okładce, ale i po opisie na jej odwrocie, bo uwierzcie ten opis to zwyczajny chwyt reklamowy, pic na wodę, fotomontaż. Książka nie zasługuje chyba nawet na miano beznadziejnej i zastanawiam się skąd te wysokie noty...