Rozmyślałam o wielorybach. Mick ostatnio podzielił się ze mną pewną ciekawostką. Humbaki znane są z tego, że wiodą życie rodzinne. Bawią się...
Rozmyślałam o wielorybach. Mick ostatnio podzielił się ze mną pewną ciekawostką. Humbaki znane są z tego, że wiodą życie rodzinne. Bawią się z młodymi, łączą się na stałe w pary, podążają za jednym silnym przywódcą i bez przerwy śpiewają. Ale na przestrzeni lat wielorybnicy zaobserwowali coś dziwnego. (Mick nie jest w stanie wymówić słowa "wielorybnicy" bez krzywienia się. Sporo o nich wie. Za dużo). Jeśli humbak zostaje trafiony harpunem, jego stado odpływa, opuszcza go. Przez jakiś czas żeglarze byli przekonani, że humbaki są niezdolne do odczuwania przywiązania. Zwierzęta wyczuwały krew w wodzie, słyszały bolesne wrzaski i mimo tego nie pozostawały blisko, by móc służyć ofierze pomocą albo dodawać otuchy. Prawda jednak była bardziej skomplikowana. Ludzie to stworzenia kierujące się przede wszystkim wzrokiem. Wielorybnicy sądzili, że skoro nie widzą już stada, to znaczy, że ranione zwierzę zostało porzucone na dobre. Ale Mick mówi, że to nieprawda. Wieloryby mają wyczulony dotyk i słuch, są świadome istnienia fal dźwiękowych i magnetycznych. Przebite harpunem zwierzę jest ciągnięte za statkiem, rozsiewa po morzu swoją krew. W miarę jak wyciągają je na płytkie wody, gdzie czeka je najgorszy możliwy los, stado pozostaje w pobliżu - głęboko, poza zasięgiem wzroku marynarzy - i śpiewa do niego. Śpiewa aż do samego końca.