Najnowsze artykuły
- ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać1
- ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
- Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński16
- ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Janusz Włodarczyk
1
6,9/10
Pisze książki: literatura piękna
Urodzony: 01.01.1956
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,9/10średnia ocena książek autora
34 przeczytało książki autora
21 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Mały Książę ze strychu Janusz Włodarczyk
6,9
Uwielbiam Małego Księcia. Jest to jedna z tych książek, których po prostu nie da się nie kochać. Dziecięce spojrzenie na świat jest doskonałym sposobem na to, by pokazać wady całego społeczeństwa. Raz na jakiś czas pojawia się historia o Małym Księciu napisana przez kogoś innego. Czasem chwytam za coś z nadzieją, że okaże się choć w połowie tak dobre, jak dzieło Antoine de Saint-Exupéry. Trudno jest dorównać mistrzowi.
W tym roku do kin weszła ekranizacja Małego Księcia. Już byłam w kinie. By nastroić się na ten specyficzny nastrój chwyciłam za Małego Księcia ze strychu czyli historię, o tym, jak pewien mężczyzna znalazł na strychu, w starym kufrze, nieopublikowane fragmenty Małego Księcia. Dowiadujemy się z nich, dlaczego chłopiec opuścił swoją Różę i ukochaną planetę oraz odwiedzimy innych ludzi na innych planetach.
Jest to bardzo realna kontynuacja tego świetnego dzieła, jakim jest Mały Książę. Mimo wszystko brakowało mi tego specyficznego stylu Antoine de Saint-Exupéry'ego. Janusz Włodarczyk bardzo dobrze pisze i czuć w jego książce mnóstwo filozofii, jednak widać różnicę między polską a francuską, choćby przetłumaczoną, prozą. Mimo to z pewnością polecam wszystkim fanom Małego Księcia. Zawsze miło wrócić do świata, który się kocha i uwielbia - choćby nie był do końca taki sam.
Nie da się ukryć, że podobnie jak w oryginale, zamieszczono tutaj piękne ilustracje. Różnią się od tych oryginalnych, ale mają w sobie coś takiego, że można uśmiechnąć się na ich widok. Autor puścił wodzę fantazji nie tylko, jeśli chodzi o fabułę, ale też graficznie. Widać było, że naprawdę dobrze się przy tym bawił. Dobrze mu to wyszło.
Spędziłam na lekturze naprawdę miłe pół godzinki. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś wrócę do Małego Księcia ze strychu - na pewno jednak przekażę go później dzieciakom, gdy już się takich dorobię. Jestem pewna, że będą zachwycone kontynuacją małego chłopca. Sama ucieszyłam się, że mogę przeżyć z nim jakieś inne przygody, jednak to nie to samo i nikomu nie uda się oddać tego klimatu Antoine de Saint-Exupéry'ego. Jeśli tęsknicie za Małym Księciem i chcecie go odwiedzić to ta książka jest dobra do tego celu. Nie spodziewajcie się jednak, że nie zauważycie różnicy w pisaniu autorów.
Mały Książę ze strychu Janusz Włodarczyk
6,9
„Mały Książę” autorstwa Antoine de Saint-Exupery był zawsze książką nie tylko popularną, ale także bardzo cenioną zarówno u dzieci, młodzieży, jak i dorosłych. Szczególnie ostatnimi czasy, gdy do kin weszła ekranizacja „Małego Księcia” ludzie zaczęli przypominać sobie historie chłopca i jego róży, a ci, którzy nie mieli jeszcze okazji jej przeczytać, czym prędzej się za nią zabierali. Wiele jest takich osób, które kochają tę książkę do takiego stopnia, że mogliby ją czytać w kółko. Jeden z wielkich fanów „Małego Księcia” postanowił dopisać kontynuację i tak oto powstał „Mały Książę ze strychu” autorstwa Janusza Włodarczyka.
Główny bohater tej książki znajduje na strychu w babcinym kuferku kartki z zapiskami po francusku. Po przetłumaczeniu ich przez jego znajomego okazuje się, że mogą to być historie Małego Księcia, które nie zostały ujęte w książce. Fragmenty, które opowiadały o tym co dzieje się w domu człowieka, który te kartki znalazł były naprawdę ciekawie wplecione w całość i absolutnie nie zawadzały.
Książka, można powiedzieć, że jest podzielona na trzy części. W pierwszej Mały Książę wędruje po różnych planetach, m.in. lekarza, poety, narcyza, wynalazcy i muszę przyznać, że ta część podobała mi się najbardziej. W największym stopniu wpasowywała się w „Małego Księcia” i faktycznie można by powiedzieć, że były to jego nieopublikowane nigdzie fragmenty. W kolejnej chłopiec znajduje się w wielkim mieście i jak na mój gust, była to zbyt bardzo współczesna wersja, żeby pasować do takiego klasyka, jakim jest dzieło Antoine’a de Saint-Exuperyego. W ostatniej natomiast dowiadujemy się o tym, co stało się później, jak Mały Książę wrócił na swoją planetę.
W tej książce znajdziemy odpowiedzi na różne nurtujące nas pytania. Dowiemy się między innymi tego, jak Mały Książę znalazł się na swojej planecie i jak ona w ogóle powstała.
Po przeczytaniu „Małego Księcia ze strychu” zastanawiało mnie co się stało z kotkiem, którego Mały Książę wysłał na swoją planetę. Było to przeoczenie autora? A może uznał to za nieistotny fakt i po prostu postanowił go pominąć?
Spodziewałam się po tej książce więcej cennych lekcji, prawd życiowych, których tak wiele było w „Małym Księciu”, tu znalazłam ich zaledwie kilka.
„(…)Ja nie szukam mieszkańców. Ja… ja szukam ludzi.”
Książka jest napisana w taki sposób, że czytając ją, nie jesteśmy pewni, czy zapiski faktycznie zostały odnalezione na strychu, a tajemniczym mężczyzną, który je znalazł był autor powieści, czy też on sam je wymyślił. Wnioskując z jego zamiłowania do czytania „Małego Księcia”, ta druga opcja wydaje się być bardziej prawdopodobna.
Sięgając po tę pozycję spodziewałam się czegoś ciut bardziej filozoficznego i odrobinę mniej współczesnego. Myślałam, że spotkamy więcej ludzi posiadających swoje planety, tak jak to było w przypadku „Małego Księcia” i początku „Małego Księcia ze strychu”. W niektórych momentach styl autora wyglądał tak, jakby kartki były wyjęte prosto spod pióra Saint-Exuperyego, w innych natomiast był on zupełnie inny, jakby odrobinę wymuszony. Mimo tego, że książka liczy niecałe sto stron, a nieco mniej niż połowa zajmują barwne obrazki, to o ile pierwszą część przeczytałam właściwie
błyskawicznie, tak przez kolejne, mimo, iż czytało je się przyjemnie, nie ciągnęło mnie tak bardzo, aby poznać co będzie dalej. Nie była to zła lektura, bo naprawdę okazała się miłą powieścią na wieczór, to nie urzekła mnie tak bardzo, aby dodać ją do listy ulubionych. Jeśli podobały wam się historie Małego Księcia, to zachęcam was do zerknięcia na tę pozycję, bo może być ciekawą alternatywą dla wszystkich miłośników historii o małym chłopcu.
ksiazki-recenzje-czytelnicy.blogspot.com