rozwiń zwiń

Rodzina Bennetów od kuchni

Czwarta_Strona Czwarta_Strona
16.12.2014

Dzięki nowej książce Jo Baker wracamy do Longbourn – miejsca dobrze nam znanego z Dumy i uprzedzenia. Właśnie tam pani Bennet, zgodnie z zasadą, że „cel uświęca środki”, bez skrupułów stosowała wszelkie sposoby, by wydać dobrze córki za mąż, pan Bennet chował się w bibliotece przed jej nieustannym narzekaniem, a Elizabeth i pan Darcy zmagali się z dumą i uprzedzeniem, by ostatecznie stwierdzić, że mimo różniącego ich statusu społecznego i majątkowego, pasują do siebie. Autorka Dworku Longbourn zna chyba książkę Jane Austen na pamięć. Jo Baker przywołuje powieściowe wydarzenia z precyzją zegarmistrza, znakomicie odtwarza atmosferę „Dumy i uprzedzenia” i sylwetki bohaterów, więc miłośnicy rodziny Bennetów mają wrażenie, jakby odwiedzili starych przyjaciół. Jak się jednak okazuje, są oni tylko tłem dla innych, nowych postaci, które w książce Jane Austen schowały się między słowami.

Rodzina Bennetów od kuchni

W „Dworku Longbourn” perypetie córek Bennetów oglądamy z innej perspektywy, można by powiedzieć: od kuchni. Właśnie tam poznajemy gospodynię, panią Hill (notabene pojawia się ona kilka razy na kartach „Dumy i uprzedzenia”) i jej męża kamerdynera, dwie pokojówki, Sarę i Polly, oraz lokaja Jamesa. Za pośrednictwem nowych bohaterów Jo Baker opowiada o tym, co pominęła Jane Austen. Kiedy więc w „Dumie i uprzedzeniu” Bennetowie jedzą obiad ze swoimi gośćmi, w „Dworku” widzimy jak posiłek ten jest w pocie czoła przygotowywany przez służbę. Gdy panny Bennet szykują się na bal w Netherfield, pokojówki reperują ich suknie, czyszczą buty. W powieści Austen czytamy: (…) od dnia w którym otrzymały zaproszenie, aż do dnia balu lał tak rzęsisty deszcz, iż niepodobna było ani razu wybrać się do Meryton. Ani ciotki, ani oficerów, ani nowinek. Nawet rozetki do balowych pantofelków musiał przywieźć z miasteczka ktoś inny. Kto w deszczową pogodę musiał wyjść z domu, by przynieść pannom rozetki do butów? W świecie „Dumy i uprzedzenia” jest to nieistotne, dopiero Jo Baker dopowiada historię:

- Tak – powiedziała Elizabeth, patrząc smutno na zamglone okno i dudniące w nie krople deszczu. Szyby drżały. – Obawiam się, że rozetki będzie musiał przywieźć z miasteczka ktoś inny.
Sara odłożyła robótkę.
- Wielkie jak główki kapusty! Tak duże, jak się tylko da. Znasz odcień mojego dobrego muślinu. Możesz wziąć szarfę, jeśli chcesz, żeby wybrać jak najbliższy odcień. Dziękuję, Saro. Masz złote serce.
Wlokła się noga za nogą, z ociąganiem, a deszcz lał z nieba tak wartkim strumieniem, że zdawał się odcinać dziewczynę od reszty świata. Parasol szybko zaczął przeciekać, a krople zebrały się na środku i opadły ciężko na jej ramiona, wilgoć było już czuć na skórze.

Czytając powieść Austen podziwiałam Elizabeth i Jane za to, że potrafiły być piękne i urocze w lekki i niewymuszony sposób. Kiedy już wiem, że ich przygotowania do balu kończyły się na nałożeniu sukien, bo reszta „zrobiła się sama”, mój zachwyt osłabł.

W „Dworku Longbourn” widzimy również, jak listy, które krążą między Bingleyami a Bennetami, pojawiają się w kuchni zanim zostają dostarczone adresatom. I tak, zaproszenie dla Jane na obiad do Netherfield trafia najpierw w ręce lokaja Jamesa, który zanosi je na górę ku głośnemu zadowoleniu zebranych tam dam. Dalej czytamy, że: owe szczęśliwe hałasy dotarły aż na dół, do kuchni; pomogła im w tym Polly, otwierając drzwi i wychylając się w progu, żeby lepiej słyszeć, o czym się mówi. Jane została zaproszona na obiad do Netherfield! Jaka szkoda, że pan Bingley w tym czasie ma gościć u oficerów. Mimo to wiadomość była pomyślna, jego siostry wyraziły bowiem gotowość poświęcenia panience Jane szczególnej uwagi. Gdy wrócimy do lektury „Dumy i uprzedzenia”, możemy dokładnie poznać treść listu od panny Bingley: Droga przyjaciółko! Jeśli nie będziesz na tyle litościwa, by zjeść dzisiaj obiad z Luizą i ze mną, obawiam się, że znienawidzimy się do końca życia, bo takie całodzienne tête à tête dwóch kobiet musi się skończyć kłótnią. Przyjedź jak najszybciej, natychmiast po otrzymaniu tej kartki. Brat i panowie będą dziś obiadować z oficerami. Twoja Karolina Bingley.

Istotnym wątkiem w powieści Austen była sprawa dziedziczenia Longbourn na zasadzie majoratu. Tak mówi o tym pan Bennet do swojej żony i córek: Otrzymałem ten list jakiś miesiąc temu i po dwóch tygodniach odpisałem, uznałem bowiem, że sprawa jest delikatna i wymaga gruntownego rozpatrzenia. Nadawcą jest mój kuzyn, pan Collins, który po mojej śmierci może wyrzucić was stąd tak szybko, jak zechce. Sytuacja odbija się echem w „Dworku Longbourn”, tym razem w przemyśleniach pani Hill: Ponieważ pan Collins musi, oczywiście, na własne oczy się przekonać, że obecna służba jest niezbędna do tego, by w przyszłości mógł cieszyć się swoim spadkiem: po śmierci pana Benneta wystarczyłoby pstryknięcie palcami, żeby ich wszystkich zwolnić, a ich wypracowane przez lata porozumienie zniszczyć. To. co zagraża spokojnemu bytowi bohaterów „Dumy i uprzedzenia”, jest więc także utrapieniem służby w książke Jo Baker. W powieści Austen obserwujemy starania rodziny Bennetów, by zrobić dobre wrażenie na gościu, u Baker – to pani Hill podczas wizyt Collinsa zawsze chciała móc uprzednio zaplanować posiłki na cały miesiąc, tydzień wcześniej wywietrzyć i wyprasować najlepszą pościel, a kilka dni spędzić na pucowaniu sypialni na błysk octem, dobrą zimną herbatą oraz najlepszym woskiem.

Dużą zaletą „Dworku Longbourn” jest fakt, że autorka nie przysłania życia bohaterów woalką przyzwoitości i przemilczeń. Podążając za służbą, podglądamy życie domowników jak przez dziurkę od klucza. Kiedy więc Bennetowie udają się na śniadanie, pokojówki wynoszą z ich pokojów nocniki; kiedy panienki siedzą przy herbacie w salonie, piętro niżej Sara pierze ich bieliznę. Takie dosadne opisy mogą początkowo zaskakiwać. Później jednak dostrzega się ich zalety: Jo Baker w pomysłowy i dowcipny sposób demaskuje wyidealizowane wyobrażenie o XIX-wiecznych ludziach z „wyższych sfer”.

To tylko kilka przykładów analogii między obiema książkami. W „Dworku Longbourn” niemal każda scena jest rewersem wydarzeń z „Dumy i uprzedzenia”. Jo Baker pokazuje, że rodzina Bennetów i ich służba tworzą sieć nierozerwalnych powiązań, zależności między górą a dołem: góra pociąga za sznurki – dół porusza się w rytm tych pociągnięć. Taka perspektywa skłania do zastanowienia się nad losem tych pominiętych przez Jane Austen ludzi. Pokojówka Sara nie do końca godzi się z rolą, jaka przypadła jej w życiu: Zastanawiasz się czasem – zapytała Sara – czy nie byłoby miło móc udać się gdzieś indziej?. Odpoczywając razem z Polly w komórce, wyjaśnia: Właśnie o to mi chodzi – wyszeptała Sara. – O miejsce, w którym mogłabyś po prostu być, a nie wypełniać jakieś obowiązki. Gdzieś, gdzie mogłabyś posiedzieć sama i nikt niczego by od ciebie nie wymagał, przynajmniej na chwilę.

Sara ciężko pracuje, by panny Bennet mogły poświęcać swoją uwagę flirtowaniu, plotkom, przygotowaniom na bale. Odmrożone ręce, popękana skóra, ból w plecach, niewyspanie – to dla pokojówki codzienność. Podczas lektury „Dworku Longbourn” moja sympatia do Jane, Elizabeth i reszty postaci „Dumy i uprzedzenia” wyraźnie osłabła. Współczucie, jakie wcześniej wywoływały rozterki miłosne bohaterów Jane Austen, wydało mi się śmieszne. Okazuje się, że świat córek Bennetów jest utkany z pozorów: piękne suknie, wystudiowane pozy i uśmiechy, wyuczone maniery nie dodają im wartości. Podczas gdy w posiadłości Netherfield odbywa się bal, Sara, która wymknęła się z domu, by przez okna podejrzeć bawiących się ludzi, tak ocenia widok tańczących dam i dżentelmenów:

(…) Ale ci ludzie! Nie potrafiła pojąć, jak mogli być tak nudni. Oczywiście pojawili się oficerowie oraz świeżo sprowadzeni i bogaci Bingleyowie, a to stanowiło niewątpliwą atrakcję. Ale oprócz nich widziała tylko Longów, Lucasów i Gouldingów, tych samych starych sąsiadów, którzy pojawiali się w progach Longbourn rok po roku, a Bennetowie odpłacali im identycznie niekończącymi się wizytami, przez całą wieczność grając w te same karty i ubierając te same stroje. Wszystkie nowe suknie – pomijając te Bingleyówny i jej siostry – zostały uszyte z materiałów, które Sara widywała w sklepie od miesięcy. I wszystkie damy miały te same stare piegi, zmarszczki, śmierdzący oddech, blizny po ospie i podagrę, wszystkie od wieków wygłaszały te same opinie, przeprowadzały te same rozmowy o łowach, drogach i pogodzie, rok po roku bez końca.

Jo Baker pokazuje, że w Longbourn prawdziwe życie toczy się piętro niżej. Ciężka praca i konieczność samodzielności hartują bohaterów powieści. Może dlatego ludzie ci wydają się bardziej niezależni i wolni niż Bennetowie. O ich codziennym życiu decyduje wola pracodawców, ale w sferze uczuć i zachowania zdają się być mniej od nich skrępowani. Postępowanie bohaterów „Dworku Longbourn” wolne jest od tabu, często łamią konwenanse. Dzięki tej naturalnej skłonności do robienia tego, co podpowiadają uczucia, Sara postanawia żyć własnym życiem – zrywa więzy, które uzależniają każdy jej ruch od kaprysów Bennetów i zgadza się na to, by uczucie pokierowało jej losem. W pewnym momencie także sama powieść odrywa się od swojego wzoru: w kilku rozdziałach streszczona zostaje przeszłość tajemniczego Jamesa, poznajemy sekret pani Hill, poza tym dalsze losy bohaterów wybiegają poza zakończenie „Dumy i uprzedzenia”. Postaci „Dworku Longbourn” stają się więc pełnoprawnymi bohaterami, a ja odważyłabym się nawet napisać: ciekawszymi niż bohaterowie Jane Austen. Gdy uważniej przypatrzymy się relacjom Bennetów i ich służby, zauważymy, że to ci pierwsi tak naprawdę są zależni od istnienia tych drugich. Nie przeżyliby bez nich dnia: pani Bennet nie wiedziałaby nawet, gdzie szukać herbaty w kuchni, a jej córki nie potrafiłyby same wyprać własnych sukni. Z kolei młodzi bohaterowie „Dworku Longbourn”, Sara, James i Polly, powoli sami zaczynają stanowić o własnym losie.

W książce Jo Baker kilkakrotnie pojawiają się momenty, w których Sara ma wrażenie, że znika. Dzieje się to wtedy, gdy styka się z ludźmi spoza służby. W jednym z fragmentów czytamy: W jednej chwili stała przy wejściu, pod jej nogami skrzypiała podłoga, a w następnej już jej nie było; dwóch dżentelmenów weszło do środka i minęło Sarę, nawet na nią nie patrząc – z ich perspektywy drzwi otworzyły się same. Myślę, że po przeczytaniu „Dworku Longbourn” nie tylko ja się cieszę, że tym „niewidzialnym” w „Dumie i uprzedzeniu” ludziom ktoś nadał imiona i pokazał historię z innej perspektywy.

Daria Kozierska (Wydawnictwo Czwarta Strona)

Fragmenty "Dumy i uprzedzenia" za wydaniem w tłumaczeniu. M. Gawlik-Małkowska, Warszawa: Prószyński i S-ka, 2005.


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
allison 17.12.2014 08:40
Czytelniczka

Podczas lektury tej powieści nasuwały mi się skojarzenia z serialem "Downton Abbey" - okazuje się, że świat "pod schodami" jest równie ciekawy i pełen emocji, co życie arystokracji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
tsantsara 17.12.2014 09:48
Bibliotekarz

Przez chwilę wyobraziłem sobie jak panie z high society czytają dzienniki "Under The Stairs" i "UTS weekly", dokładnie z takimi samymi wypiekami na twarzy, jak ich "podschodowe" pendant przerzuca magazyny w stylu "Cosmopolitan" czy inne "Z życia wyższych sfer"...Byłoby to zabawne, gdyby było prawdziwe. ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Czwarta_Strona 16.12.2014 13:30
Bibliotekarz | Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post