Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Wiktor Woroszylski
44
6,7/10
Urodzony: 08.06.1927Zmarły: 13.09.1996
Polski poeta, prozaik, tłumacz i recenzent filmowy. Repatriowany w 1945 do Łodzi, zaczął studia, początkowo medycynę, ostatecznie polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim.
Zaczynał jako autor poezji publicystyczno-agitacyjnej, będąc czołową postacią tzw. „pryszczatych”.
Zaczynał jako autor poezji publicystyczno-agitacyjnej, będąc czołową postacią tzw. „pryszczatych”.
6,7/10średnia ocena książek autora
662 przeczytało książki autora
518 chce przeczytać książki autora
10fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Dużo śmiechu, trochę smutku to historia o mamutku
Wiktor Woroszylski
5,8 z 4 ocen
9 czytelników 0 opinii
2009
Moi Moskale. Wybór przekładów z poezji rosyjskiej od Puszkina do Ratuszyńskiej
Wiktor Woroszylski
9,0 z 1 ocen
12 czytelników 0 opinii
2006
W dżungli wolności. Kronika prywatna 1989-1993, z zapisków z rozmaitym opóźnieniem i innych roztrząsań czasu tego ułożona
Wiktor Woroszylski
0,0 z ocen
0 czytelników 0 opinii
1996
Z podróży, ze snu, z umierania. Wiersze 1951-1990
Wiktor Woroszylski
6,0 z 1 ocen
7 czytelników 0 opinii
1992
Najnowsze opinie o książkach autora
I ty zostaniesz Indianinem Wiktor Woroszylski
6,9
"I Ty zostaniesz Indianinem" to powieść autorstwa Pana Wiktora Woroszylskiego, której wznowienie ukazało się nakładem Wydawnictwa Nowa Baśń.
Poznajemy Mirka Kubiaka - jedenastoletniego chłopca, który jest uczniem klasy piątej. Pewnego dnia jego rodzinę odwiedza tajemniczy wuj z Ameryki, który ma dla Mirka prezent - indiański tomahawk. Chłopiec jest bardzo szczęśliwy, zawsze chciał zostać Indianinem. Nie domyśla się tylko, że za sprawą prezentu w jego życiu zaczną się dziać dziwne rzeczy, a wszystko to będzie prowadzić do afery kryminalnej. Czy Mirkowi uda się rozwiązać te sprawę? I co z tym wszystkim ma wspólnego jego prezent?
"I Ty zostaniesz Indianinem" to powieść dla dzieci oraz młodzieży, ale strasi czytelnicy na pewno miło spędzą czas z rezolutnym bohaterem i jego przygodami.
Pierwszy raz historia Mirka ujrzała światło dzienne w 1960 roku. Dlatego czytając ją zauważymy, że język i styl pisania autora troszkę różni się od tego spotykanego w dzisiejszych książkach. W ogóle mi to nie przeszkadzało, a nawet spowodowało, że jeszcze bardziej wciągnęłam się w lekturę. Natknęłam się również na słownictwo, które nie było mi znane jak np. słynny porridż - czyli płatki owsiane z mlekiem :) Autor w ciekawy sposób wplata w tę historię swoje zdanie, prowadzi nas, sprawia, że z ciekawością śledzimy losy bohatera. Wszystko okraszone jest niebanalnym humorem, który wywołuje uśmiech. Dostajemy historię pełną intryg i ciekawych zwrotów akcji. Bohaterowie zostali bardzo ciekawie stworzeni i każdy w tej historii miał swoje miejsce. Każdy był ważny w całym śledztwie.
Jeśli jesteście ciekawi, jaką rolę w całej sprawie odgrywał indiański tomahawk, to polecam sięgnąć po tę wyjątkową i oryginalną historię :)
Nie mogę zapomnieć również o ilustracjach, jakie znajdziemy w tym wydaniu. Genialnie pasują i przedstawiają treść książki. Autorką ilustracji jest Pani Katarzyna Cerazy.
Dzienniki. 1953-1982. Tom 1 Wiktor Woroszylski
7,2
Autora dzienników znałam z jednej książki dla młodzieży - "Mniejszy szuka dużego". Dokładnie taką otrzymałam w szkole podstawowej w nagrodę za nie pamiętam co. Na tym moja znajomość z pisarzem, poetą i publicystą zakończyła się. W dorosłości nie sięgnęłam po jego poezję, z której był najbardziej znany, ani po inne jego publikacje. Gdybym to zrobiła, wiedziałabym, że autor nie tworzył tylko dla dzieci i młodzieży. Miał wiele innych twarzy. Przyjaciele powiedzieliby – opozycyjną. Nieprzychylni jemu dodaliby zaraz – komunistyczną. Byli tacy. Niepotrafiący zapomnieć jego przeszłości stalinowca i wypominający mu to właściwie do śmierci. Nawet wtedy, gdy w stanie wojennym został internowany razem z Bronisławem Komorowskim, Andrzejem Drawiczem, Władysławem Bartoszewskim ( w jednej celi) , Tadeuszem Mazowieckim i wielu, wielu innymi działaczami ówczesnej opozycji.
Byłam ciekawa wersji samego autora.
Liczyłam na ujrzenie w dzienniku procesu radykalnej przemiany światopoglądu politycznego (a w konsekwencji, jak się okazało, również religijnego) i przemiany postawy wobec komunizmu i komunistów. W przeciwieństwie do Stanisławy Sowińskiej wiernej komunizmowi do końca, o czym przekonałam się, czytając jej wspomnienia „Gorzkie lata”, autor przeszedł na drugą stronę muru. Ale to bycie tam, „gdzie stało ZOMO” (używając współczesnej nomenklatury),razem z komunistami, budowanie kraju w duchu socrealizmu poprzez swoją twórczość, pozostawiło piętno na jego życiorysie ciążące mu chociażby w stale przewijającym się pytaniu na spotkaniach autorskich o zmianę przekonań. Sam rzadko o tym wspominał, ale raz uczynił obszerny wyjątek, wywołany przez współosadzonych w ośrodku internowania. Nie wytrzymał określenia „gnidy”, a swój żal przelał na papier – „Miałem niespełna 18 lat, kiedy wstąpiłem do PPR. Nie przez strach, nie przekupstwo, nie zaangażowanie przez tajną służbę radziecką, także nie skłonność do ugody. Pewna wizja z punktami odniesienia niechybnie błędnymi, jakoś tam uwarunkowanymi przez historię, doświadczenie osobiste i różne rzeczy, o których nie teraz. Dawno od tego odszedłem i myślę, że ostatnie ponad ćwierć wieku życia zwalnia mnie od ponawiania wyznań ekspiacyjnych, o jakie do byłych komunistów apeluje Stefan Niesiołowski. Ale chcę powiedzieć, że do siebie dawnego, tamtego, nie odczuwam nienawiści ani pogardy, najwyżej pewien ironiczny dystans, pewną potrzebę dyskusji, niezgody.” Niechęć do przynależności do czegokolwiek, a zwłaszcza do partii, pozostała mu na zawsze. To dlatego, mimo że był w opozycji, nie wstąpił formalnie do „Solidarności”, tłumacząc przyjętą postawę – „Mam dość przynależności partyjnej na całe życie, nawet na zebraniu koła „Solidarności” przeszkadzały mi skojarzenia z POP. Ale jestem im oczywiście życzliwy.”
Jednak takich osobistych wątków w tym pierwszym tomie (docelowo ma być jeszcze drugi) było niewiele.
Częściowo wynikało to z zagrożeń konsekwencji pisania tego typu dziennika i w ogóle wspomnień. Zwłaszcza w okresie internowania, kiedy zresztą skonfiskowano mu ich część. Częściowo również z charakteru autora – raczej zamkniętego w sobie, uprzedzonego do nowości, doświadczonego przeszłością, a przez to wyjątkowo ostrożnego. Zdawał sobie z tego ograniczenia sprawę, pisząc – „ja się chyba rzeczywiście nie otworzyłem, od samego dzieciństwa (poza wierszami i taką prozą jak Literatura).” O tym traumatycznym dzieciństwie również nie wspomina. Poznałam je dzięki obszernemu i bardzo potrzebnemu (chociażby dlatego) opracowaniu wprowadzającemu Agnieszki Dębskiej, umieszczonemu przed wpisami autora. Być może wszystko to miało wpływ na nieregularność prowadzonych zapisków i ich syntetyczny styl narracji. Notowane krótkimi zdaniami, momentami wręcz hasłowo, przypominały raczej sprawozdania i relację z wyraźnie przekazanymi tempem i dynamiką wydarzeń niż opowieść z dnia codziennego. Z wieloma krótszymi lub dłuższymi przerwami, a nawet brakami całych roczników (1960-65 czy 1969-78),były dla mnie przede wszystkim materiałami źródłowymi świadka burzliwych przemian politycznych i funkcjonowania środowiska przede wszystkim artystycznego w czasach socjalizmu i powstającej „Solidarności”. Jego roli w opozycji i sposobów funkcjonowania w zmieniających się warunkach politycznych, społecznych i gospodarczych oraz prób wpłynięcia na nie, na swój, jednostkowy sposób. Na kartach tego dziennika przewijały się osoby o znanych, obecnie historycznych już nazwiskach, które mogłam poznać od ludzkiej strony nie tylko w opinii autora, ale i innych osób z jego otoczenia. Mogłam prześledzić przeszłość tych, których obecnie znam z dzisiejszej sceny politycznej i poszukać źródeł obserwowanych wzajemnej sympatii i współpracy czy wrogości i niechęci. A wszystko to na tle codziennego życia ludzi w tamtych trudnych i niespokojnych czasach – pustych półek sklepowych, kolejek po cokolwiek, trudności w wyjazdach zagranicznych, represji rządzących wobec niepokornych i przywilejów wobec osób „prawomyślnych”.
Syntetyczny styl przekazu zmienił się w momencie internowania.
Zapiski z lat 1981-1982 były bardziej systematyczne, obszerne, osobiste i częstsze w subiektywnym ocenianiu osób i obserwowanych wydarzeń. Na pewno duży wpływ na to miało odosobnienie oraz ograniczenie zajęć absorbujących autora na wolności. Chociażby zawodowych. Ta rutyna wypisywania z siebie była mu też potrzebna do zachowania zdrowia psychicznego, do czego szczerze przyznawał się.
Z ogromnym zainteresowaniem przyglądałam się rzeczywistości internowanych widzianej oczami autora-artysty, mając w pamięci obrazy bardziej polityczne przekazane mi przez Władysława Bartoszewskiego w „Dzienniku z internowania” oraz Jacka i Gaję Kuroniów w „Listach jak dotyk”. Poszerzało i uzupełniało to moją wiedzę o informacje, których nie uzyskałam wcześniej. Chociażby o swoistą, ale znaczącą rolę Marka Edelmana w opozycji i czy, niczym epilog do listów małżeństwa Kuroniów, opis pogrzebu Grażyny Kuroń, na którym, nie kto inny, a właśnie autor dzienników pożegnał zmarłą na prośbę jej męża.
Z uwagą przyglądałam się również temu przede wszystkim poecie, który tworzył wiersze ze snów i jego próbom odnajdywania się w dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości, współczując mu. Rozumiejąc go. Nadal jednak pozostaje we mnie osad żalu, że to właśnie tacy ludzie, stojący po stronie komunistów, pomogli wprowadzić ustrój socjalistyczny, pozbawiając Polskę wolności na kilkadziesiąt kolejnych lat, kiedy ich rówieśnicy, stojący po drugiej stronie, byli mordowani tak, jak siedemnastoletnia Danuta Siedzikówna „Inka”.
Czy można odkupić takie winy?
To chyba najważniejsze pytanie, jakie stawiałam sobie, czytając dziennik autora.
http://naostrzuksiazki.pl/