Kubański pisarz i dziennikarz, eseista, autor scenariuszy filmowych, skryptów audiowizualnych, w szczególności ceniony jako twórca powieści detektywistycznych. Jego teksty są subtelnie głębokie. Uzyskał dyplom z literatury latynoamerykańskiej na Uniwersytecie w Hawanie. Karierę pisarską rozpoczął w 1980r., w momencie wybuchu kryzysu gospodarczego na Kubie, jako dziennikarz śledczy w literackim czasopiśmie zwanym Caimán Barbudo. Z powodu "kwestii ideologicznych" trzy lata później przeniesiony został do magazynu Juventud Rebelde. Pisarsko aktywny po dziś dzień, a za swoją wieloletnią pracę literacką, jak i upowszechnianie wiedzy na temat Kuby otrzymał wiele nagród i wyróżnień. Wraz z żoną nadal mieszka w Hawanie, w dzielnicy Mantilla, gdzie się urodził.http://www.leonardopadura.com/
Powieść Leonarda Padury mogła być wybitna, zasługuje jednak w mojej ocenie na miano dobrej, a momentami bardzo dobrej. Fabuła "Heretyków" toczy się na trzech płaszczyznach czasowych, jest podzielona na trzy osobne księgi, poświęcone (pozornie) luźno związanym ze sobą sprawom. W szczególności zaintrygowała mnie część poświęcona powstaniu obrazu, w XVII- wiecznej Holandii. Powieść momentami jest bardzo wciągająca, w niektórych fragmentach napięcie nieco siada i wkrada się nuda. Autorowi nie można odmówić lekkiego pióra, jednak język momentami był nieco archaiczny. W szczególności ostrzegam osoby wyczulone na niewybredne określenia względem kobiet. Główny bohater podniecający się wizją stosunku lesbijskiego między nastoletnią uczennicą i jej nauczycielką... cóż, pozostawiało to u mnie dużo niesmaku. Mimo wszystko "Heretyków" polecam i gwarantuję, że przy powieści tej można dobrze się bawić.
Przeczytałam, bo jednak ta dość nietypowa egzotyka wciąga. Choć jakoś Kuba i szerzej Karaiby kojarzą się nie tylko ze słońcem, ale z jakimś rozmachem i radością. A u Padury klimaty zbliżone do Mankella i jego komisarza Wallandera: właściwie 90% tekstu to problemy egzystencjalne (kłania się Sartre) inspektora Conde, zaś problemik kryminalny rozwiązuje się właściwie sam, niejako mimochodem, przy okazji i na dobrą sprawę wystarcza do tego jeden jedyny kryminalistyczny śladzik. I gdyby szanowny inspektor, zamiast nurzać się w swojej beznadziei, zwrócił na ten ślad uwagę wcześniej, to powieść zamknęłaby się w pięćdziesięciu stronach. I jeszcze jedno - poza wymienionymi wyżej powieściopisarzami, którzy niewątpliwie mieli wpływ na autora, czuję wyraźne powiązania z "Lochami Watykanu" Gide'a. I trochę za dużo tej cudzoziemskości w dziele bądź co bądź kubańskim.