-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
Muszę Wam się przyznać, że kiedy ta książka trafiła do naszego domu to bardzo się zdziwiłam. Cóż to za tytuł? - pomyślałam - O co w niej może chodzić? Czym prędzej ją otworzyłam. Z jednej strony zaciekawiona, z drugiej pełna obaw, że okaże się to dziwną, książką (kto wie czego się można było spodziewać) ;) I wiecie co? Jest i może nieco dziwna, dosyć nietypowa, odrobinę zwariowana, ale nie jest ona nieciekawa, tego nie można o niej powiedzieć ;)
Ja tak gadu, gadu, a Wy na pewno ciekawi jesteście co dokładnie znajduje się w środku. Także nie będę trzymać Was już dłużej w niepewności. W środku zamieszczonych jest osiemnaście niedługich rymowanek. Każda z nich dotyczy innego zwierzaka. Mamy więc barana, kameleona, zebrę, biedronkę, hipopotama, sowę, mysz, tygrysa, słonia, żabę, lwa, pingwina, węża, wieloryba, ptaka, pandę, krokodyla i koalę. Cały wesoły i kolorowy zwierzyniec ;)
Bardzo fajne te zwierzaki, w większości egzotyczne. A ponieważ uwielbiam wszystkie książki o zwierzętach ta także musiała mi się spodobać, chociażby ze względu na ilustracje - jako recenzentka w większości książek dla dzieci dużą uwagę zwracam na ilustracje ;) Moim zdaniem książka ta fajnie nada się także do nauki nazw tych wszystkich zamieszczonych tutaj zwierząt. U nas jeszcze odrobinę za prędko na to, ale za jakiś czas pewnie posłuży ona nam też w celu naukowym ;)
Rymowanki, które znajdziemy w środku dotyczą przeróżnych sytuacji. Mamy na przykład barana co szuka żony, kameleona, który zazdrości kolorowemu neonowi, zebrę, która się pobrudziła, smutnego tygrysa z cyrku, żabę, która chciała być królewną, pingwina, który nosi frak, syczącego węża, którego wszyscy się boją, małego śpiącego misia koalę...
Powiem Wam, że pierwsze co przyszło mi na myśl po przeczytaniu tych wierszyków, to to, że momentami wydaje się jakby układało je dziecko. Rymy takie proste, czasem nie do końca z sensem... Przyznam, że nijak się mają do tych tytułowych smartfonów. Nie do końca rozumiem co ma jedno wspólne z drugim. Nie rozpracowałam tego jeszcze ;) Rymowanki są ok, czyta się łatwo, są mało skomplikowane. To nie tak, że są głupie czy coś, po prostu kojarzy mi się to z takim dziecięcym rymowaniem prosto z głowy (może jestem zbyt krytyczna???)
"Hipopotam nieduży, siedział w swojej kałuży.
Wtem naszła go ochota, by wyjść z tego błota
i w życiu coś zmienić. I hop!
Patrzy w lewo. Patrzy w prawo.
W lewo - drzewo. W prawo - lew, który groźnie marszczy brew.
- Witaj Panie - powiedział - Czy jadłeś już śniadanie?.
A że był nieduży, wrócił do kałuży.
I na odpowiedź nie czekał.
Bo lew przecież jest królem, wszyscy to wiedzą,
szczególnie Ci co w błocie siedzą."
"Schował się ptak za krzak lecz dziób mu wystaje.
Ale mu się wydaje, że nie, bo to ptak głuptak, co wszystkie rozumy zjadł,
gdy na obiad wpadł do sąsiadki z klatki,
gdy w zoo był, ale się zmył
i tyle go widzieli , ci co nie odlecieli."
No cóż ja Wam mogę więcej powiedzieć, niektóre rymowanki mają większy inne nieco mniejszy sens dlatego raczej średnio mi się podobają. Nie chcę być zbyt krytyczna, ale nie będę też Wam tu ściemniać, że je uwielbiam ;) Ogólnie książka ma swój urok i jest warta uwagi. Jej wygląd zdecydowanie przyciąga wzrok i bardzo mi się w niej podoba kilka rzeczy.
Naprawdę spory format, sztywna okładka, śliskie strony, wielkie i ciekawe ilustracje, wesołe zwierzaki, mnóstwo kolorów, zwariowana czcionka o różnej wielkości i w różnych kolorach - wszystko to jest ciekawe, nieco zwariowane, ale fajne, przyciągające uwagę, aż chce się tę książkę przeglądać. Rymowanki także nie są najgorsze. Nie jest to z pewnością wielka poezja, ale takie krótkie, zabawne zwierzęce historyjki także są ok ;) Mojemu młodszemu synkowi książka zdecydowanie przypadła do gustu. Wesoły wygląd to duży plus ;)
Muszę Wam się przyznać, że kiedy ta książka trafiła do naszego domu to bardzo się zdziwiłam. Cóż to za tytuł? - pomyślałam - O co w niej może chodzić? Czym prędzej ją otworzyłam. Z jednej strony zaciekawiona, z drugiej pełna obaw, że okaże się to dziwną, książką (kto wie czego się można było spodziewać) ;) I wiecie co? Jest i może nieco dziwna, dosyć nietypowa, odrobinę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kolejna książka kucharska w moim posiadaniu. To już zaczyna przypominać jakąś manię, uzależnienie. Ale uwielbiam takie lektury. Lubię mieć pod ręką garść ciekawych inspiracji do eksperymentowania w mojej kuchni. Za każdym razem gdy mam już serdecznie dość pichcenia kolejnej oklepanej zupki i tłuczenia następnych ziemniaczków z kotlecikiem chwytam za moje książki i szukam odmiany. Na prawdę nie wiem co ja bym bez nich zrobiła. I cieszę się, ogromnie, że w każdej z nich znajduję coś innego. Że żadna nie jest dokładnie taka sama jak poprzednia :)
Tym razem pokażę Wam kolejną lekturę, która z pewnością trafi na moją półkę z książkami kucharskimi. Znajdują się w niej bowiem przepisy zupełnie inne niż te, które dotąd znałam. I na tyle ciekawe, że z przyjemnością któryś z nich wykorzystam. Jakoś naszło mnie na zdrowe odżywianie. Ale nie na dziwaczne i egzotyczne, tylko takie bogate w warzywa i owoce. Już od dawna chodzi za mną coś takiego. Tylko jakoś brak mi inspiracji i takiego :"kopniaka", żeby wziąć się za siebie. Może ta książka będzie miała na mnie pozytywny wpływ i zacznie się coś dziać? Bardzo bym chciała. Na razie zapał jest, plany również. Teraz tylko trzeba zacząć działać ;)
Ale wróćmy do książki, bo jak zwykle odbiegam od tematu. Gdy zerkniemy do środka tej książki na początku znajdziemy wstęp. Autorzy umieścili w niej kilka ważnych informacji takich jak co to znaczy naturalne odżywianie, jakie składniki uważamy za zdrowe z natury itp. Dalej natomiast jest 6 rozdziałów. Pierwszy zatytułowany Na dzień dobry zawiera szereg kuszących przepisów na dobry początek dnia. Wśród nich znajdziemy na przykład masło z orzeszków ziemnych, grzanki z mozzarellą, pomidorami i rozmarynem, bruschetta z sałatką z pomidorów, różnego rodzaju kanapki, babka cynamonowa, naleśniki, omlety, jajka sadzone, placki i owsianki. Ja już mam upatrzone swoje typy. Jestem pewna, że po takim śniadaniu mój dzień będzie cudowny... :)
Przejdźmy jednak do następnego rozdziału pt. Szybkie doładowanie. Jak sama nazwa wskazuje potrawy zawarte w tym dziale mają za zadanie dostarczyć nam energii oraz ważnych składników odżywczych. Aby tego dokonać należy wybierać kolorowe sałatki, kasze z warzywami oraz szybkie dania na ciepło. A oto kilka przykładowych przepisów z tego rozdziału: sałatka z papryką, kukurydzą i serem, sałatka pomidorowa, sałatka ze świeżych warzyw, makaron z jajkiem, mozarellą i pieczarkami, tarta z mięsem, czerwoną cebulą, serem i grzybami, kasza jaglana z brokułami i jajkiem sadzonym, jajecznica z kurkami itp. Kolejny rozdział to Potęga warzyw. Bo podobno na obiad to właśnie jarzyny są najważniejszym składnikiem. Warto zatem upichcić jakieś zupy, tarty i pizze załadowane warzywami. Tutaj autorzy umieścili na przykład krem z pomidorów, zupę fasolową, krem z brokułów, pizza z kalafiora ze szparagami, pełnoziarnista tarta z dynią i kozim serem czy chociażby kalafior na ostro.
Energetyczne proteiny to kolejny rozdział zawierający dania z pełnowartościowym białkiem. Wśród nich znajdziemy na przykład pieczoną wątróbkę drobiową, polędwiczki wieprzowe z warzywami, hiszpańskie klopsiki na ostro, indyjska kosma, piersi kurczaka w sosie z groszkiem i pomidorami, udka z ryżem i granatem, szaszłyki wołowe z ziemniakami itp. Dalej jest coś w sam raz dla mnie, czyli Słodkie co nieco. Tutaj kuszą muffinki bananowe lub z truskawkami, różnego rodzaju tarty, tartaletki, ciasto daktylowo-orzechowe, bułeczki cynamonowe, ciasteczka owsiane... Ech... aż ślinka cieknie... I na koniec to co najlepsze czyli Eliksiry zdrowia. Koktajl jagodowo-bananowy, koktajl z granatu, koktajl z zielonych owoców i warzyw, smoothie malinowe, borówkowe, z buraków, warzywne, pomidorowe, z ogórka, jabłka i banana itp. Naprawdę powiem Wam, że wyglądają one bardzo, ale to bardzo smakowicie. Mam ogromną ochotę wypróbować je wszystkie :)
Okropnie rozpisałam się wymieniając Wam te wszystkie przepisy, ale bardzo chciałam pokazać Wam, czego możecie spodziewać się po tej książce kucharskiej. A ponieważ jest tu całkiem spore urozmaicenie w daniach, było o czym pisać. Warto zwrócić uwagę na to, że przepisy zawarte w tej książce nie są takie typowe, jak w każdej innej do jakich przywykłam. Ale te tutaj nie wymagają od nas sięgania po jakieś egzotyczne składniki, których nigdy nie widzieliśmy na oczy. Zdecydowana większość używanych w tych przepisach skłądników to przeróżne warzywa i owoce. Do tego czasem trzeba dodać jakieś jako, mięsko, serek i gotowe! Prosto, szybko i... myślę, że smacznie. Mam przynajmniej taką nadzieję, bo już wkrótce z pewnością zacznę działać. Mam straszną ochotę wypróbować kilka tych smakołyków. To będzie dla mnie spora odmiana. Mam nadzieję, że na lepsze :)
Ta książka kucharska jest bardzo fajna. Pięknie wydana, ciekawa i pełna smakowitych przepisów. Ma twardą okładkę, dobrej jakości papier wewnątrz i ładne zdjęcia. Przepisy są czytelne i jasno opisane. Każde danie jest króciutko opisane, zawiera informację jak długo się je przygotowuje i jakiej trudności jest jego wykonanie. Składniki wymienione są w słupku, a każda czynność w punktach. Naprawdę nie mam do czego się przyczepić. Wszystko jest takie jakie być powinno.
Nie jestem kucharką i nigdy kuchnia mnie specjalnie nie ciągnęła, ale te przepisy jakoś wyjątkowo wpadły mi w oko. Mam chęć na coś nowego, coś innego. I to coś znalazłam właśnie tu. Jeśli i wy także pragniecie takiej odmiany - sięgnijcie po "Kuchnię naturalną". Bardzo możliwe, że znajdziecie w niej to czego szukacie :)
Kolejna książka kucharska w moim posiadaniu. To już zaczyna przypominać jakąś manię, uzależnienie. Ale uwielbiam takie lektury. Lubię mieć pod ręką garść ciekawych inspiracji do eksperymentowania w mojej kuchni. Za każdym razem gdy mam już serdecznie dość pichcenia kolejnej oklepanej zupki i tłuczenia następnych ziemniaczków z kotlecikiem chwytam za moje książki i szukam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wydawać by się mogło, że łączenie kropek to zabawa dla dzieci, a tu proszę jakie zdziwienie! Powstała książka, którą możemy uzupełnić sami lub podzielić się nią z dzieckiem :) Jeśli w dzieciństwie lubiliście łączenie kropek to z pewnością po latach wcale Wam nie minęło. Kiedy przysiądziecie to już po Was! Wciągnie Was na maksa, będziecie siedzieć i łączyć te wszystkie punkciki, będziecie szukać odpowiednich cyferek, będziecie starać się, aby obrazek wyszedł idealnie. Przynajmniej ja tak mam ;)
Kiedyś, kiedyś lubiłam łączenie kropek, im więcej punktów do połączenie tym lepiej. Ale nigdy w życiu nie spotkałam się aż z taką ilością! W tej książce znajdziemy bowiem obrazki, które mają od niespełna 100 do 1000 kropek! To naprawdę masa cyferek do odnalezienia i naprawdę bardzo szczegółowe ilustracje :)
Na początku tych punktów jest stosunkowo niewiele w porównaniu z tym co znajduje się dalej. Te początkowe ilustracje są takie typowo dziecięce więc książeczka ta spokojnie nada się zarówno dla dziecka jak i dla rodzica. Dopiero potem powoli, powoli dochodzi kropek i ilustracje stają się coraz trudniejsze i coraz bardziej skomplikowane... Niektóre z nich umieszczone są nawet na dwóch stronach więc przedstawiają coś naprawdę dużego, czasem nawet jakąś scenkę, a nie pojedynczy obiekt ;)
Znajdziemy tutaj na przykład zamek z księżniczką na wieży, wieże Eiffla, piracką mapę, baletnicę, różne zwierzaki takie jak żabka, ośmiornica, słoń, motyl, zebra, paw, sowa, orzeł i różne inne. Jest też czarodziej, piłkarze, statua wolności, nurek, list w butelce, pirat, muszelki, fajerwerki, safari, robot, dinozaury, plac zabaw, piramidy, stadion i masa innych ilustracji.
Łącznie obrazków do uzupełnienia jest tutaj ponad 70! Całkiem sporo prawda? Poziom trudności jest przeróżny, z niektórymi z łatwością poradzą sobie z pewnością dzieci młodsze nawet od mojego 8-latka, niektóre za to bez wątpienia przyprawią nawet dorosłych o zawrót głowy ;) Choć jestem pewna, że gdybym sama nie miała ochoty na te najtrudniejsze obrazki to Nikodem też by sobie z nimi poradził ;)
Nie wspominałam jeszcze, ale możemy się tutaj pobawić także w pobijanie rekordu czasowego. Czyli im szybciej tym lepiej! Przy każdym obrazku pokazany jest czas, który osiągnął ekspert (nie podano kto nim był). Jednak my możemy spróbować pobić jego czas. Chwytamy ołówek, włączamy stoper i do dzieła ;) Przy każdej ilustracji pokazana jest także ilość kropek więc znamy też poziom trudności. Natomiast na końcu znajdują się rozwiązania wszystkich zamieszczonych tutaj ilustracji więc jeśli czegoś nie będziemy umieli połączyć lub będziemy chcieli sprawdzić czy wszystko jest poprawnie to wystarczy zaglądnąć na koniec książki.
Moim zdaniem dodatkowym plusem jest tutaj to, że obrazki te można nie tylko stworzyć poprzez łączenie kropek, można je także pokolorować. Nie koniecznie my, choć ostatnio kolorowanie stało się bardzo modne ;) Ale jestem pewna, że dzieciaki nie odmówią takiej przyjemności i z chęcią zajmą się kolorowaniem tych wszystkich tak bardzo różnorodnych rysunków :) Więc nie ma na co czekać, pozostaje mi jedynie życzyć Wam powodzenia w łączeniu tych wszystkich punkcików.
Wydawać by się mogło, że łączenie kropek to zabawa dla dzieci, a tu proszę jakie zdziwienie! Powstała książka, którą możemy uzupełnić sami lub podzielić się nią z dzieckiem :) Jeśli w dzieciństwie lubiliście łączenie kropek to z pewnością po latach wcale Wam nie minęło. Kiedy przysiądziecie to już po Was! Wciągnie Was na maksa, będziecie siedzieć i łączyć te wszystkie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dzisiaj coś dla fanów kolei, coś co bez wątpienia spodoba się i małym i nieco starszym dzieciom, a i rodzice z pewnością nie przejdą obok tego obojętnie! Dziś mam dla Was książkę, która nie jest wcale do czytania! Ta książka jest do zabawy, do oglądania i do jeżdżenia po niej pociągiem ;) Ciekawi?
Już kilkakrotnie miałam okazję prezentować Wam książki z nakręcanymi pojazdami wydane przez wydawnictwo Olesiejuk. Każda z nich była super, sprawiała (zresztą nadal sprawia) Nikodemowi mnóstwo frajdy. Ta dzisiejsza nie różni się od poprzednich zbytnio, choć nie jest taka sama, jest jeszcze lepsza! Naprawdę!Co w niej takiego niezwykłego zapytacie pewnie... Już śpieszę Wam o niej opowiedzieć!
W książce tej znajdują się cztery trasy i jeden nakręcany parowozik. Cała zabawa polega na tym aby nakręcić zabawkę, postawić na torze i patrzeć jak jeździ. Trasy te są dosyć proste, dopiero na ostatniej znajdziemy pętle gdzie pociąg może zakręcić, więc dzieje się tam coś więcej. Ale to nie wszystko! Trasy te można łączyć! Są one bowiem wyciągane i możemy połączyć je ze sobą jak puzzle tworząc jedną długą drogę dla naszego małego parowozu. Dzięki temu zabawa jest jeszcze lepsza, urozmaicona i ciekawsza :) Właśnie to odróżnia tę książkę od pozostałych, które mamy w domu.
Ale może wróćmy do początku. Otwieramy książkę i naszym oczom ukazuje się obrazek dużego, czerwonego parowozu pełnego pasażerów i gotowego do odjazdu. Więc czym prędzej wsiadamy i wyruszamy w podróż ;) Pierwszy obrazek z trasą przedstawia miasto, Ruszamy ze stacji, mijamy boisko, przejeżdżamy przez mostek, mijamy piekarnię, ryneczek pełen ludzi, tramwaje... Kolejna strona prezentuje nam malowniczą, pełną zieleni wieś. Razem z naszym pociągiem przejeżdżamy obok pól i gospodarstw. Mijamy krówki, koniki, owieczki i świnkę...
Kolejna strona i tym razem przejeżdżamy przejeżdżamy przez las gdzie zobaczymy jelonki i grupkę wędrowców i rowerzystów, wjeżdżamy na duży most i mijamy malutką wioskę. Na koniec docieramy do stacji, ale to jeszcze nie wszystko, bo tutaj także są ciekawe rzeczy. Jesteśmy w muzeum kolei i zobaczyć możemy na przykład japoński pociąg Shinkansen, który wygląda jak pocisk, Maglev czyli pociąg magnetyczny unoszący się nad torami, jest też kolejka Darjeeling Himalayan, Glacier Express, Flying Scotsman, Union Pacific oraz najstarsza lokomotywa parowa czyli Rakieta Stephensona :)
Jak widzicie dużo się tutaj dzieje! Podczas jazdy nasz mały, czerwony parowóz mija piękne widoki. Może gdybyśmy siedzieli w jego wnętrzu to nie dalibyśmy rady dostrzec tylu rzeczy, ale ponieważ jesteśmy tylko obserwatorami możemy podziwiać to wszystko co on tak szybciutko mija ;) Zmierzam do tego, że ilustracje są tutaj śliczne, bardzo kolorowe z mnóstwem szczegółów :)
Muszę Wam powiedzieć, że jakość tej książki jest zdecydowanie niesamowita! Bardzo, ale to bardzo grube kartki, wyciągane plansze z trasami, które także są grube i sztywne, pomysł na łącznie tych tras, piękne, bardzo barwne ilustracje, do tego odrobina kolejowej historii na końcu książki. No i czerwony, nakręcany parowóz. Nakręca się go łatwo więc dzieci nie powinny mieć z tym problemu, wystarczy potem umieścić go w którymś miejscu na trasie i jedzie sam. Nic się nie zacina, nie przewraca, nie wyjeżdża poza książkę. I także wydaje się mocny i solidny więc sądzę, że wiele zniesie ;) Całość jest rewelacyjna i jak najbardziej polecam!
Dzisiaj coś dla fanów kolei, coś co bez wątpienia spodoba się i małym i nieco starszym dzieciom, a i rodzice z pewnością nie przejdą obok tego obojętnie! Dziś mam dla Was książkę, która nie jest wcale do czytania! Ta książka jest do zabawy, do oglądania i do jeżdżenia po niej pociągiem ;) Ciekawi?
Już kilkakrotnie miałam okazję prezentować Wam książki z nakręcanymi...
2016-02-01
Poradnik ten zawiera wiec mnóstwo ciekawostek. Radzi, informuje i uświadamia młodą dziewczynę co wydarzy się już niebawem. Rozwiewa on wszelkie wątpliwości, sprawia, że ten okres dojrzewania staje się ciut łatwiejszy. Moja Ala ma z kim porozmawiać. Wie, że zawsze, gdy ma jakiś problem, może się do mnie zwrócić. Ale jest wiele dziewczynek, które takich możliwości nie mają. I muszę przyznać, że chyba po raz pierwszy jestem zdania, że ta lektura mogłaby w ogromnym stopniu zaspokoić ciekawość każdej dojrzewającej dziewczynki. I nie ukrywam, że dla mnie takie rozwiązanie to wspaniały pomysł. Lepiej, żeby takie dziecko dowiedziało się wszystkiego z poradnika, który jest odpowiednio przygotowany i skierowany właśnie do tak młodych ludzi, niż było uświadamiane przez koleżanki. Wiadomo, że rówieśniczki nie koniecznie są lepiej doinformowane. Często ich porady wcale nie pomagają, a mogą nawet zaszkodzić.
Według mnie ta książka jest po prostu świetna. Nie należy do olbrzymów. Ma cienką okładkę i jest nie duża. Ale na pewno jest bardzo poręczna i leciutka. Dziewczynka może ją mieć ze sobą wszędzie. Może trzymać ją w torebce lub wsunąć pod poduszkę. I może korzystać z niej zawsze, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Podoba mi się także to, że wszystkie rozdziały w niej zawarte są dość krótkie. Że informacje zawarte wewnątrz są ujęte tak, że bez kłopotu je odnajdziemy. Ta lektura jest bardzo przejrzysta i czytelna. Czasem jest ciut zabawa. Wszystkie najważniejsze rzeczy ujęte są w ramkach. Niekiedy posiada także testy lub quizy, które sprawdzają wiedzę młodego człowieka i pomagają mu poukładać sobie w głowie zdobyte dotąd informacje.
Poradnik ten zawiera wiec mnóstwo ciekawostek. Radzi, informuje i uświadamia młodą dziewczynę co wydarzy się już niebawem. Rozwiewa on wszelkie wątpliwości, sprawia, że ten okres dojrzewania staje się ciut łatwiejszy. Moja Ala ma z kim porozmawiać. Wie, że zawsze, gdy ma jakiś problem, może się do mnie zwrócić. Ale jest wiele dziewczynek, które takich możliwości nie mają. I...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02-01
Jestem pewna, że po tych słowach, które zaraz napiszę wszyscy kierowcy mnie po prostu znienawidzą. Wiem, że dla nich to nic przyjemnego, ale powiem Wam szczerze, że uwielbiam taką porządną zimę. Uwielbiam kiedy mogę ukryć twarz w grubym szalu a pod stopami skrzypi mi śnieg. Kiedy spokojnie mogę zabrać dziecko na spacer na sankach bez obaw, że przy każdym przejściu przez ulicę zedrę płozy przy saneczkach i zniszczę kompletnie zimowy pojazd mojej córki. I choć wiem, że dla wielu osób to koszmar, to ja właśnie tak lubię najbardziej.
A skoro lubię takie klimaty to chętnie wybieram się do takich krain również w marzeniach. Czytałam już tyle lektur o Świętym Mikołaju, Bożym Narodzeniu. Pójdę zatem tym samym tropem i sięgnę po lekturę o zimie! I to w dodatku po klasykę czyli historię, którą każdy z nas zna doskonale. Taaak... dziś pora na opowiadanie o Gerdzie i Kaju, czyli nic innego jak baśń o Królowej Śniegu... Pamiętam, ze gdy byłam mała nie przepadałam za tą historią. Było mi bardzo żal tej małej dziewczynki i trochę się wściekałam na Kaja za jego nieporadność. Nie, to zdecydowanie nie była moja ulubiona baśń. Ale, z czasem polubiłam tą baśń i nawet miałam już okazję kilka razy czytać ja moim dziewczynkom. One znacznie lepiej ją przyjęły i widzę, że nawet im się spodobała. Więc nie zaszkodzi jak poznamy jej kolejną wersję ;)
Tym razem baśń o Królowej Śniegu przeczytamy z wielkiej księgi, która znalazłam w ofercie wydawnictwa Olesiejuk. Oczywiście jest to historia dwójki przyjaciół, która mieszkała bardzo bliziutko siebie. W mieście, w którym mieszkała ta para kamienic są wybudowane bardzo ciasno obok siebie. Zatem okna z pokoi Kaja i Gerty były tak bardzo blisko siebie, że tak naprawdę dzieci bez trudu mogłyby się odwiedzać nie wychodząc z domu. Ale ponieważ zabudowań tych było tak bardzo dużo - nie było już miejsca na przydomowe ogródki, czego bardzo żałowały dzieci. Wtedy właśnie rodzicie obojga przyjaciół wpadło na pomysł. Powiesili oni przy oknie swoich maluchów donice, które z racji tego, że było tam tak ciasno - złączyły się ze sobą tworząc mały wiszący ogródeczek. To właśnie tam nasza dwójka bohaterów hodowała przepiękne róże.
Zapomniałam jeszcze wspomnieć, że zanim poznamy Kaja i Gertę przeczytamy tu o chytrym planie okrutnego diabła. Ten czart stworzył bowiem magiczne lustro, które sprawiało, że każdy kto się w nim przejrzał widział całe zło i brzydotę tego świata. Lustro bowiem ukrywało wszystkie dobre uczynki gdzieś głęboko, a wszystkie drobne skazy bardzo wyolbrzymiało. Diabły cieszyły się z tego wynalazku i gdy znudziło im się już z jego pomoca mieszać na ziemi wśród ludzi - postanowiły wybrać się do nieba by zadrwić z aniołów. Ich plan jednak się nie powiódł. Diabły tak bardzo śmiały się ze swojego chytrego planu, że upuściły przedmiot, który rozpadł się na miliony kawałków. Większe kawałki lustra zostały wykorzystane przez ludzi do wyrobu okien lub okularów. Jak się pewnie domyślacie - to nie był najlepszy pomysł, gdyż taki wyrób nie przynosił nic dobrego. Ale gorzej było ze znacznie mniejszymi odłamkami. Te wpadały ludziom do oczu tkwiąc tam już na zawsze i siejąc zło gdzie tylko się pojawiało. A jeden z takich kawałków trafił nawet do... serca. I tym kimś, który został ugodzony czarcim lustrem prosto w serce był Kaj.
Nie, nie będę Wam opowiadać dalszej części. Przecież wszyscy z pewnością doskonale znacie tę baśń. A jeśli nie (co bardzo by mnie zdziwiło) - na pewno chętnie poznacie ją osobiście. Ja raczej skupię się na tym jak ta księga została wydana. I pewnie na początku powinnam skupić się na jej gabarytach, bo słowo księga na pewno Was bardzo intryguje. Ale słowo książka zupełnie mi w tym przypadku nie pasuje. Ta lektura jest bowiem naprawdę olbrzymia. Nie pamiętam czy miałam okazję kiedykolwiek czytać tak wielką księgę. Gdy trzymałam ją w rękach miałam czułam się naprawdę malutka. A moja młodsza córka nawet nie próbowała ja otwierać. Trzymać potrafiła, ale z oglądaniem było już znacznie trudniej. No, chyba, ze robiłyśmy to wspólnie. Wtedy to dopiero była radość! Natalka była zachwycona taką wielką bajką. Tym bardziej, że na jej kartach nie brakuje wielgachnych kolorowych ilustracji, które aż zapierają dech w piersiach.
No właśnie - szata graficzna jest w tym przypadku wykonana z ogromną dbałością. Ilustracji z cała pewnością nie brakuje w tej lekturze, a każda z nich jest naprawdę piękna. Nie mogę powiedzieć, że czaruje nas ona intensywnością kolorów, czy tez pomysłowością. Powiedziałabym raczej, że grafika ta utrzymana jest w takiej spokojnej, ciepłej atmosferze. I to chyba jest ich zaletą. Widziałam, że podczas czytania, dzieciaki nie mogły oderwać do nich wzroku. Obrazki te bowiem, choć są takie powiedziałabym - wręcz melancholijne - przykuwają uwagę dzieciaczków. Mnie szalenie się to podobało. Przypominają mi one odrobinę obrazki z książek z mojego dzieciństwa, ale te zdecydowanie są ładniejsze. Ech, no nie będę już przedłużać. Podobają mi się i tyle.
Ale tak bardzo skupiłam się na wydaniu tej lektury, że nie wspomniałam nic o innych ważnych rzeczach. Ja wiem, że na pewno interesuje Was fakt, że okładka tej książki jest twarda, a papier w środku gruby i śliski. Że ogólnie książka ta wygląda na bardzo solidny produkt, który nie powinien nas zawieść nawet przez bardzo długi czas. A jedyną rzeczą do której mogłabym się tu przyczepić to jej gabaryty, choć i tu mam pewien dylemat. Bo uważam, ze jest to zarówno wada jak i zaleta tej księgi. Minusem jest fakt, że lektura ta jest trochę niewygodna podczas czytania i na pewno mały brzdąc nie poradzi sobie z nią by samemu sobie ją poprzeglądać. W moim małym mieszkaniu mam także problem z jej przechowywaniem. Wszystkie półki są zdecydowanie za małe by umieścić na nich tę księgę. Ale z drugiej strony, gdybyście zobaczyli miny moich dziewczyn podczas oglądania wnętrza tej baśni - zobaczylibyście, ze to także ogromna zaleta tej lektury. Tak wielkie i piękne ilustracje bardzo im się podobały. Nie umiem zatem jednoznacznie powiedzieć, ze wielkość tej księgi jest jej wadą czy też zaletą. Myślę, ze to rzecz gustu.
Ale wciąż nie pisze Wam o tym, co jest tu najważniejsze - czyli treści. Bo to, o czym opowiada baśń o Królowej Śniegu to jedno. Ale jak ta historia zastała tu opisana to zupełnie inna sprawa. A w tym przypadku także nie mam do czego się przyczepić. Tekst umieszczony jest tu na jasnych stronach, na białym tle. Zatem czytanie na pewno nie sprawia nam kłopotu nawet gdy w pokoju panuje półmrok. Czcionka jest nie duża, ale na pewno nie należy do najmniejszych, wiec nie musimy za bardzo wytężać wzroku. A czytania jest tu naprawdę sporo. Ale to jak dla mnie zaleta tej książki. Bowiem autor tekstu nie skupił się jedynie na najważniejszych wydarzeniach i nie ujął nam tej baśni w skrócie, tak jak to już nie raz zdarzało mi się widzieć w innych książkach. Tutaj dajemy ponieść się fantazji autora czytając przepiękne opisy i pełne niesamowitych wydarzeń przygody. Czytając tę księgę bez trudu przenosiłam się do tego nieznanego mi dotąd miejsca i towarzyszyłam Gercie podczas jej wyprawy. Tę księgę czyta się z ogromną przyjemnością. Wierzcie mi. Jestem pewna, ze będziecie zachwyceni!
Ogólnie patrząc na tę wielką księgę jestem zdania, ze to wspaniała lektura, którą warto poznać. Czyta się ją z ogromną przyjemnością i z całą pewnością takie same emocje towarzyszą nam podczas oglądania zawartych w niej ilustracji. Mnie i moim dziewczynom ta księga bardzo się podoba. Często do niej zerkamy i spędzamy przy niej zimowe wieczory. Wam także polecam. Myślę, ze będziecie zachwyceni.A wyobrażacie sobie taką cudną księgę zapakowana w piękny papier jako prezent dla jakiejś małej dziewczynki? Oj, to by dopiero było! Zatem polecam! Jestem pewna, że Wam się spodoba :)
Jestem pewna, że po tych słowach, które zaraz napiszę wszyscy kierowcy mnie po prostu znienawidzą. Wiem, że dla nich to nic przyjemnego, ale powiem Wam szczerze, że uwielbiam taką porządną zimę. Uwielbiam kiedy mogę ukryć twarz w grubym szalu a pod stopami skrzypi mi śnieg. Kiedy spokojnie mogę zabrać dziecko na spacer na sankach bez obaw, że przy każdym przejściu przez...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wydawać by się mogło, że ta książeczka przeznaczona jest raczej dla młodszych dzieciaczków. Nic bardziej mylnego ;) Mój siedmiolatek oszalał na jej punkcie! Może to dlatego, że nigdy nie miał podobnej książki? A może dlatego, że nie miał też okazji grać na żadnych prawdziwych klawiszach?
Ostatnio zauważyłam, że bardzo polubił na tablecie aplikację gdzie były klawisze. Wymyślał jakieś niestworzone melodie, nic konkretnego nie potrafił zagrać więc od razu wiedziałam, że ta książka przypadnie mu do gustu! Nie myliłam się. Ucieszył się ogromnie i odkąd ją mamy nie ma dnia, aby nie zagrał w niej choć jednej melodii. Mi samej za każdym razem sprawia przyjemność zagranie czegoś z tej książki ;)
Jak widzicie jest tutaj zamieszczone małe pianinko. Nie są to typowe klawisze, ponieważ są one płaskie i aby na nich zagrać trzeba przyciskać kolorowe kółeczka. Kółeczka te są także ułatwieniem dzięki, któremu dziecko ma możliwość zagrania melodii zamieszczonych w książce.
Wewnątrz znajduje się dziewięć krótkich pioseneczek, dobrze znanych w Anglii: "Poranek", "Oda do radości", "Au clair de la lune", "Here We Go Round the Mulberry Bush", "Row, Row, Row your Boat", Pan MacDonald farmę miał", "Twinkle, Twinkle, Little Star", "Three Blind Mice", "Panie Janie".
Książeczka ta otwierana jest nie w bok jak zazwyczaj lecz do góry dzięki czemu na górze mamy tytuł danej piosenki, krótki opis oraz obrazek, a poniżej kolorowe kropki przedstawiające w jakiej kolejności wciskać klawisze, aby zagrać wybraną melodię. Odczytywanie kropeczek jest bardzo łatwe, szybko idzie zrozumieć kiedy powinno się zagrać szybciej, kiedy wolniej, kiedy zrobić małą przerwę. Wszystko to dzięki ustawieniu kropek. Melodyjki te są dość łatwe, nie wiem jak będzie wyglądało to przy młodszych dzieciach, ale mój Nikodem od początku radzi sobie z nimi świetnie.
Jedyne na co mogę narzekać to to, że czasem (choć na szczęście bardzo rzadko) jakiś klawisz nie załapie, bo trzeba dosyć dokładnie je przyciskać. Na stronie wydawnictwa wyczytałam także, że w pamięci tego pianinka zapisane są już gotowe melodie jednak nie potrafię dojść do tego gdzie się je odtwarza... Ale to nic, Nikodem ma mnóstwo radości z grania według wzoru jak i z samodzielnego układania własnych piosenek ;) Myślę, że Waszym dzieciakom także przypadnie ona do gustu. Niezależnie od tego czy dziecko lubi muzykę czy nie, czy zna zawarte w tej książce utwory czy nie sądzę, że i tak polubi granie na takim mini pianinku. Polecam i tym małym i tym starszym. U nas grają wszyscy po kolei, bo i mama i tata i nawet dwie babcie próbowały ;)
Wydawać by się mogło, że ta książeczka przeznaczona jest raczej dla młodszych dzieciaczków. Nic bardziej mylnego ;) Mój siedmiolatek oszalał na jej punkcie! Może to dlatego, że nigdy nie miał podobnej książki? A może dlatego, że nie miał też okazji grać na żadnych prawdziwych klawiszach?
Ostatnio zauważyłam, że bardzo polubił na tablecie aplikację gdzie były klawisze....
Dzisiaj pokażę Wam dwie książeczki dla maluchów. W końcu sama mam w domu maluszka i pewnie teraz dla odmiany często o takich książkach będę wspominała ;) Ale tak to już jest jak jest się uzależnionym od książek, moje dzieciaki od pierwszych chwil miały już z nimi styczność.
Starszy załapał bakcyla po mamie, mam przeczucie, że z młodszym będzie podobnie ;) Narazie jest za malutki na jakiekolwiek książeczki, choć nie, przecież ma już materiałową do ciumciania i tarmoszenia i bardzo chętnie z niej korzysta ;) Co prawda do tych, które dzisiaj Wam zaprezentuje musi jeszcze odrobinę urosnąć, ale minie to pewnie tak ekspresowo, że nawet się nie obejrzę, a on już będzie szalał z dinozaurem i sówką ;)
Jesteście ciekawi co też znajduje się wewnątrz? Już opowiadam! Nie znajdziemy tam bowiem żadnego typowego opowiadania, żadnych wierszyków, nawet tekstu za wiele tam nie ma. Są tutaj króciutkie zdania opisujące to co znajduje się na ilustracjach. Nic złożonego, po prostu krótkie informacje takie jak na przykład "Ta łapa w łuski tupie", "Ten mały dinozaur ryczy", "Te małe skrzydełka trzepoczą...", "Na tej małej główce pojawił się guz..." itp.
Może i nie znajdziemy tu zbyt wiele tekstu, natomiast jest tutaj coś o wiele, wiele lepszego! Chodzi mi oczywiście o ilustracje, ale zdecydowanie nie są one zwyczajne. Dlaczego? Ponieważ są ruchome! Jak widać na zdjęciach w tym poście, na każdej ze stron znajduje się strzałeczka za którą należy pociągnąć i tak dzieją się czary, nasi bohaterowie czyli mały dinozaur i mała sówka ożywają!
Dinozaur mruga oczami, kręci mu się brzuszek, macha ogonem, tupie łapą, a na koniec otwiera buzię i wydaje z siebie ryk. Co prawda to ostatnie pozbawione jest dołączonego odgłosu ryczenia, ale i bez tego robi to niezłe wrażenie ;) Sówka natomiast drepcze nóżkami, trzepocze skrzydełkami, przesuwa się w bok, spada z gałęzi i ląduje na główce na ziemi, a na końcu przytula się z mamą...
Jak widzicie nie ma tutaj zbyt wiele stron, ani zbyt wiele tekstu, ale mimo tego jestem tymi książkami szczerze oczarowana! Moim zdaniem są one bardzo pomysłowe! Pewnie kiedyś spotkałam się już z czymś podobnym, ale z pewnością nie zrobiło ono na mnie takiego wrażenie jak te dwie dosyć niepozorne pozycje. Sztywna oprawa, niezbyt sztywne, ale też nie miękkie kartki, śliczne ilustracje, ciekawi bohaterowie, którzy z pewnością zaskarbią sobie sympatie wszystkich maluchów, które sięgną po te książeczki :) No i oczywiście rewelacyjny dodatek w postaci ruchomych części! Tak to zdecydowanie największy plus! Ja naprawdę jestem zachwycona i coś czuję, że zarówno ci najmłodsi jak i ci nieco starsi także będą :)
Dzisiaj pokażę Wam dwie książeczki dla maluchów. W końcu sama mam w domu maluszka i pewnie teraz dla odmiany często o takich książkach będę wspominała ;) Ale tak to już jest jak jest się uzależnionym od książek, moje dzieciaki od pierwszych chwil miały już z nimi styczność.
Starszy załapał bakcyla po mamie, mam przeczucie, że z młodszym będzie podobnie ;) Narazie jest za...
2015-09-01
Ostatnio tak dokładnie opisałam Wam książkę pod tytułem "Mój pierwszy atlas Polski", że teraz sama nie wiem co mogłabym napisać na temat tej oto książki. W sumie to dokładnie ta sama seria, te same autorki i podobna bardzo tematyka. Więc pewnie domyślacie się, że książeczki te są wręcz identyczne. Różnią się jedynie treścią. Ale powiem Wam szczerze, że lektury te tak bardzo nam się spodobały, że postanowiłam wspomnieć o nich raz jeszcze. Może Wam także się spodobają?
Podobnie jak poprzednio, ta książka również posiada sztywne grube tekturowe strony. Oczywiście są one takie śliskie i przyjemne w dotyku, bo wyglądają jakby były pokryte laminatem. Tak więc wszystko wygląda jeszcze ładniej. Poza tym, gabaryt tej lektury jest dość spory. Gdyby nie wycięty w łuk prawy brzeg, książka ta byłaby formatu A4. Teraz wybrzuszenie to sprawia, że jest ona ciut szersza. Na szczęście mimo sporej wielkość książka ta nie jest ciężka i trudna do przenoszenia. Moja dwulatka jakoś sobie radzi i nie widziałam by sprawiało jej to jakąś szczególną trudność.
A co z treścią? No cóż. W tym przypadku dzięki zabawnym ilustracjom poznamy cały otaczający nas świat! Na pierwszych dwóch stronach autorki umieściły wszystkie kontynenty. Każdy z nich ma inny kolor, by maluszki bez kłopotu je rozróżniły, a dookoła mapki są one jeszcze dodatkowo rozrysowane na globusie i podpisane. I w zasadzie to by było tyle jak na początek. Dokładne omówienie tych wszystkich miejsc znajdziemy na kolejnych stronach książki. Tak więc, zaczynamy zwiedzanie świata!
Na początek Europa wraz ze wszystkimi państwami do niej należącymi. Autorki umieściły na mapie najbardziej znane zabytki największych z nich oraz tradycyjne stroje. Po prawej stronie nie zabraknie także krótkiego opisu wszystkich tych miejsc. Przeczytanie każdego opisu zajmie nam zaledwie kilka sekund, więc nie musimy się obawiać, ze nasz brzdąc zacznie ziewać i szybko porzuci lekturę. Zresztą są to tak podstawowe informacje, że spokojnie możemy naszemu dziecku wszystko opowiedzieć samemu. Tekst zawarty w książce to tylko drobna pomoc ;)
Podobnie jak to było w atlasie Polski, tutaj także tuż po omówieniu danego kontynentu znajdziemy dokładnie ten sam rejon z informacja o tym, jakie zwierzęta i rośliny możemy na nim odnaleźć. Jeśli chodzi o tą tematykę, to wydaje mi się, że atlas świata jest ciekawszy do tego poprzedniego. Bo w Polsce większość zwierząt jest podobnych, wiele z nich występuje w zasadzie w każdym rejonie (jak na przykład krowy czy bociany). Tutaj nasze maluchy mają znacznie większe urozmaicenie. Po Europie biegają dziki i niedźwiedzie brunatne, w Afryce spacerują słonie, żyrafy i wielbłądy, w Azji spotkamy misia Pandę tygrysa, Ameryka to nic innego jak piękne kolorowe papugi, tukany i kolibry, w Australi skaczą kangury i drepczą dziobaki, a na biegunach są fotki niedźwiedzie polarne i pingwinki. To oczywiście znów tylko przykładowe zwierzątka, bo jak wiecie wszędzie jest ich znacznie więcej. Ale chciałam Wam pokazać tą różnorodność, która z miejsca zachwyciła moja mała Natalkę. Nic więc dziwnego, że jeśli chodzi o zwierzątka - ta część spodobała jej sie dużo bardziej.
Nie będę się już dłużej rozpisywać na temat tych książek. Uważam, ze mój opis każdej z nich wystarczy, by zachęcić Was do lektury. Bowiem oba te atlasy są naprawdę rewelacyjne. Autorki pokazały naszym maluszkom za pomocą różnorodnych i bardzo wesołych ilustracji najważniejsze cechy poszczególnych regionów. A dzieciaczki oglądając te atlasy szybko utrwalą sobie te wszystkie informacje. Wystarczy kilka dni i maluch doskonale wie, że słonie spotkamy w Afryce, a wieża Eiffla to najbardziej znana budowla we Francji. W Ameryce mieszkają Indianie i Meksykanie z zabawnymi wielkimi i kolorowymi kapeluszami, a pingwinki uwielbiają kraje, gdzie przez okrągły rok jest śnieg. Wiem, że żadne dziecko czytając te książeczki nie stanie się od razu geniuszem geograficznym. Ale tu przecież nie o to chodzi. Najważniejsza tu jest zabawa. A gdy przy okazji maluch dowie się czegoś ciekawego, to przecież nic złego, prawda?
U nas te dwa atlasy bardzo spodobały się całej rodzince. Na razie nawet nie próbuje znaleźć dla nich miejsca na półce moich dziewczyn, bo i tak wciąż są oglądane. Gdy mini już pierwszy szał, znajdę dla nich odpowiednią półeczkę. Ale coś mi się zdaje, że będą one je często opuszczać ;) Polecam!
Ostatnio tak dokładnie opisałam Wam książkę pod tytułem "Mój pierwszy atlas Polski", że teraz sama nie wiem co mogłabym napisać na temat tej oto książki. W sumie to dokładnie ta sama seria, te same autorki i podobna bardzo tematyka. Więc pewnie domyślacie się, że książeczki te są wręcz identyczne. Różnią się jedynie treścią. Ale powiem Wam szczerze, że lektury te tak bardzo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-01
Szaleje ostatnio z tymi różnymi edukacyjno zabawowymi książkami dla dzieci. Ale sami powiedzcie, jak tu ich nie kochać? U nas w domu te lektury dla najmłodszych cieszą się chyba największą popularnością. Nawet moja ośmiolatka uwielbia do nich zaglądać. Trzeba przyznać, że to bardzo wygodne. Nie musi się specjalnie wysilać ani dużo czytać, a i tak sporo się dowiaduje. Fajnie, co?
Dziś pokażę Wam bardzo nietypowy, ale naprawdę fantastyczny atlas Polski. Choć brzmi to dość poważnie, to wcale tak nie jest. Bo z książki tej spokojnie może korzystać nawet najmniejszy członek naszej rodzinki, czyli dwuletnia Natalka. Jest to bowiem tak zwana lektura sztywnostronnicowa. Wiem, wiem. Takie książki zazwyczaj kojarzą nam się z krótkimi opowiadaniami lub wierszykami. Ostatnio dołączyły do nich także książki bez tekstu, a za to z całym mnóstwem szczegółów. Tym jednak razem jest to atlas, w którym nasze dzieciaczki znajdą mnóstwo ciekawych informacji.
Tak więc, jak już wspomniałam - książka ta ma grube tekturowe strony. Taki maluch jak Natalka nie ma więc kłopotu, by ja obracać i może spokojnie korzystać z niej zupełnie sama. Nie musimy się także martwić, że zaraz któraś strona zostanie pognieciona lub podarta. A niestety w przypadku mojej dwulatki to niestety dość częste zjawisko. Moje dziecko to mały łobuziak, który jak dotąd jeszcze się nie nauczył, ze o książki trzeba dbać a nie pastwić się nad nimi niemiłosiernie. Dlatego też pomysł ze sztywnymi tronami uważam za bardzo trafiony. Dzięki temu, książka ta przetrwa u nas znacznie dłużej, nawet wtedy, gdy Natalka zechce częściej do niej zaglądać :)
Ale oczywiście wygląd tej publikacji i jej niezawodność to nie wszystko. Najważniejsza jest treść. A ta, którą znajdziemy tutaj na pewno wszystkim bardzo się spodoba. Bowiem autorki tej książki pokazały nam w bardzo ciekawy i zabawny sposób wszystko to co każdy brzdąc powinien wiedzieć o swoim pięknym kraju. Zajdziemy tu zatem mapę Polski z podziałem na województwa i najważniejszymi miastami. A także poszczególne regiony Polski wraz ze wszystkimi charakterystycznymi dla nich elementami. A wszystko to przedstawione zostało w bardzo dziecinny, prosty sposób. Czyli obrazkowy!
I tak patrząc na mapę naszego kraju zobaczymy pływająca łódeczkę na mazurach, Smoka Wawelskiego tuż obok Krakowa, dwa trykające się koziołki obok Poznania oraz surfera tuż obok półwyspu helskiego. A co zobaczymy dalej? Omawiając Mazowsze znajdziemy na mapie syrenkę warszawską, łowicka wycinankę, bazyliszka itp. Autorki umieściły na mapie charakterystyczne elementy regionu nawiązujące do różnych dziedzin życia. Są tu więc stroje ludowe, postacie z legend i bajek, typowe budownictwo, najważniejsze zabytki, a nawet tradycyjne dania! I tak omówiony jest każdy kolejny region! Wspaniale prawda?
Na kolejnej stronie, te same okolice są rozrysowane w zupełnie inny sposób. Tutaj bowiem autorki pokazały nam przyrodę danego regionu. Na Mazowszu rosną wierzby, w górach spaceruje Salamandra Plamista, na Śląsku biegają Kuny Leśne i Bobry, A na Pomorzu rosną Mikołajki Nadmorskie i Nenufary. Oczywiście tych szczegółów jest tu znacznie więcej, ja wymieniłam Wam ich tylko kilka. Ale podczas oglądania tej książki znajdziemy znacznie więcej zwierząt i roślin. Niektóre z nich doskonale już znamy. Inne są dla nas zupełna nowością. Ale spokojnie. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości, dookoła mapki są te same obrazki, ale podpisane. Więc zawsze możemy zerknąć na taką "ściągawkę" i dowiedzieć się więcej na temat tego regionu. Oczywiście podobna pomoc znajduje się na stronach z omówieniem cech charakterystycznych regionów Polski. Tak więc oglądanie tej lektury to czysta przyjemność. A ile możemy się z niej dowiedzieć! Jak dla mnie rewelacja.
Cała ta książeczka jest bardzo kolorowa i śliczna. Obrazki są bardzo dziecinne i ciekawe, a kolorystyka niezbyt pstrokata. Ogólnie całość prezentuje się naprawdę fajnie i trzeba przyznać, że zaglądanie do tej książki sprawia sporo radości nie tylko najmłodszym czytelnikom. U nas wszyscy domownicy chętnie po nią sięgają. Oczywiście pretekstem jest Natalka i spędzanie z nią czasu, ale tak naradę w dużej mierze sami chętnie sobie ja oglądamy. Choć te wszystkie informacje znajdziemy także w atlasach dla dorosłych, to mimo wszystko ta publikacja znacznie bardziej przyciąga wzrok i zachęca do zabawy. Nam naprawdę bardzo się podoba. Myślę, ze takich książek powinno powstawać więcej. Nauka z nimi to czysta przyjemność! :)
Szaleje ostatnio z tymi różnymi edukacyjno zabawowymi książkami dla dzieci. Ale sami powiedzcie, jak tu ich nie kochać? U nas w domu te lektury dla najmłodszych cieszą się chyba największą popularnością. Nawet moja ośmiolatka uwielbia do nich zaglądać. Trzeba przyznać, że to bardzo wygodne. Nie musi się specjalnie wysilać ani dużo czytać, a i tak sporo się dowiaduje....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06-15
Dopiero co pisałam Wam o "Szymku brudasie". Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o kolejnej książce napisanej i zilustrowanej przez Khoa Le. Myślę, że zainteresuje ona zarówno rodziców małych płaczków jak i tych, którzy nie mają ze swoimi pociechami takiego problemu :)
Pewien chłopiec płakał z byle powodu, często nawet bez powodu. Płakał kiedy chciał zwrócić na siebie uwagę, płakał kiedy ktoś mu czegoś zabronił, płakał kiedy nie dostał czegoś co mu się akurat spodobało. Pewnego dnia zobaczyć w sklepie zabawkę, którą koniecznie chciał mieć. Mama nie chciała mu jej kupić więc chciał wymusić ją płaczem. Jednak to wcale nic nie dało. Płakał okropnie nawet po powrocie do domu. Rodzice postanowili, że zostawią go samego w pokoju i kiedy się wypłacze to mu minie, jednak on był nieugięty i cały czas strasznie płakał. Aż zasnął, a kiedy się obudził okazało się, że jego łóżko pływa po głębokich wodach, że nigdzie nie ma rodziców. Znalazł tylko swojego kota Tłuścioszka. Bardzo się przestraszył, bo nie wiedział jak ma znaleźć rodziców. Wtedy się obudził i okazało się, że to był tylko sen. Od tamtej pory już nie był beksą :)
Muszę przyznać, że Nikodem też jest beksą, choć nie w takim samym sensie jak nasz mały bohater. Dziecko moje nie wymusza niczego płaczem. Nigdy tego nie robił. Płacze za to zazwyczaj kiedy coś mu nie wychodzi, kiedy ktoś się z niego śmieje i kiedy coś sobie zrobi. Lekkie zadrapanie czy uderzenie wyolbrzymia okropnie. Ale cóż, taki już jest... I choć duży już z niego chłopak to nadal zdarza mu się płakać z byle powodu. Więc dzisiejsze opowiadanie jest dla nas idealne ;)
Książka ta wydaje się książką dla młodszych dzieci. Jest ona bardzo króciutka i czyta się ją w kilka minut. Jednak mój siedmiolatek słuchał jej z dużym zainteresowaniem. czytaliśmy ją już wiele razy i znamy ją już praktycznie na pamięć. Najlepsza zabawa jest wtedy kiedy do tekstu wplatam jego imię - ubaw po pachy ;)
Opowiadanie to jest króciutkie, ale zawiera w sobie pewne przesłanie. Zresztą wszystkie książki z tej serii są podobne, każda opowiada o jakimś problemie i każda ma jakiś morał. To takie krótkie, ciekawe i pomocne książki i polecam je zarówno maluchom jak i starszakom :)
Ogromnie podoba mi się ich wygląd. Pierwsze co rzuca się w oczy to trójwymiarowa okładka. Jest naprawdę świetna, niby tylko taka ozdoba, ale zdecydowanie przyciąga wzrok i zachęca dzieciaki do zajrzenia do środka. A w środku znajdziemy nie tylko warte uwagi opowiadanie, ale także masę ślicznych ilustracji. Moim zdaniem naprawdę idealnie pasują do treści. Nie mogłabym wyobrazić sobie tutaj żadnych innych! Ogromne brawa dla autorki, która jest jednocześnie ilustratorką w tych książkach. Polecam jak najbardziej, myślę że te książki spodobają się zarówno Wam jak i Waszym dzieciom :)
Dopiero co pisałam Wam o "Szymku brudasie". Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o kolejnej książce napisanej i zilustrowanej przez Khoa Le. Myślę, że zainteresuje ona zarówno rodziców małych płaczków jak i tych, którzy nie mają ze swoimi pociechami takiego problemu :)
Pewien chłopiec płakał z byle powodu, często nawet bez powodu. Płakał kiedy chciał zwrócić na siebie uwagę,...
2015-06-10
Jakiś czas temu Ania opisywała Wam dwie książki napisane przez Khoa Le. Dzisiaj ja opowiem Wam o kolejnym tytule z tej samej serii. Wszystkie te książki są do siebie bardzo podobne pod względem wyglądu, więc wspaniale byłoby uzbierać całą ich kolekcje. My mamy dwa tytuły, więc zrecenzuje oba. Dzisiaj skupie się na Szymku brudasie :)
Nigdy nie mieliśmy problemu z kąpaniem się. Zarówno starszy Nikodem jak i malutki Dominik bardzo lubią kąpiele. Pierwszy uwielbia zabawy w wannie i jest załamany kiedy musi z niej wychodzić, z drugiem może być podobnie, bo już teraz leży w wanience z uśmiechem i nigdy nie zdarzyło mu się zapłakać przy kąpaniu ;) Ale nie o moich chłopakach miało być, ale o książkowym Szymku.
Szymek strasznie nie lubił wody, nie chciał brać prysznica, nie chciał się kąpać w wannie, uciekał kiedy mama namawiała go na mycie. Lubił za to zabawy na dworze, szczególnie te w błocie. Więc możecie sobie wyobrazić jak mały brudasek wyglądał po jakimś czasie. Na jego ciele zaczęły zbierać się bakterie, coraz więcej bakterii, aż w końcu było ich tyle, że można je było zobaczyć.
Kiedy zaczęły robić się coraz większe i większe Szymek przestraszył się nie na żarty. Od razu wskoczył do wanny i porządnie się wyszorował. Co prawda nadal nie lubił kąpieli, ale postanowił myć się regularnie, aby już nigdy nie mieć do czynienia z takimi okropnymi bakteriami...
Choć problem "niemycia" nas nie dotyczy to mimo to ogromnie spodobała nam się ta książka. Tutaj zarówno treść jak i szata graficzna zasługują na ogromną pochwałę. Format książki jest spory, w środku znajdziemy 24 strony, a mimo tego tekstu jest bardzo malutko. Opowiadanie to czyta się naprawdę ekspresowo, bo na każdej ze stron znajduje się co najwyżej jedno zdanie. Bardzo mi się ono spodobało i wcale nie obraziłabym się gdyby było ono nieco dłuższe, ale tak naprawdę to nie narzekam, bo zarówno synek jak i ja jesteśmy bardzo zadowoleni z tej lektury :)
No i wygląd. Tutaj wielkie brawa dla autorki, która jest jednocześnie ilustratorką. Moim zdaniem obrazki te są naprawdę śliczne, idealnie pasują do treści, wspaniale prezentują to o czym mamy okazję czytać. Bardzo podoba mi się także format tej książki. Jest dosyć spora, a mimo to poręczna. Jest także sztywna okładka, ale nie jest to taka zwykła okładka ponieważ dzięki specjalnej naklejce jest ona trójwymiarowa. Pomysł rewelacyjny, Nikodem był zachwycony! Jak najbardziej polecam nie tylko dla małych brudasków nie lubiących kąpieli ;)
Jakiś czas temu Ania opisywała Wam dwie książki napisane przez Khoa Le. Dzisiaj ja opowiem Wam o kolejnym tytule z tej samej serii. Wszystkie te książki są do siebie bardzo podobne pod względem wyglądu, więc wspaniale byłoby uzbierać całą ich kolekcje. My mamy dwa tytuły, więc zrecenzuje oba. Dzisiaj skupie się na Szymku brudasie :)
Nigdy nie mieliśmy problemu z kąpaniem...
2015-05-31
Z twórczością Khoa Le mieliście okazje już raz się spotkać, gdy całkiem niedawno polecałam Wam książkę pt. "Potarganiec". Wiedziałam, ze na tej jednej lekturze tej utalentowanej artystki się nie skończy. Za bardzo spodobało mi się tamto opowiadanie, by nie sprawdzić czy kolejne będzie równie piękne i ciekawe. Tym jednak razem sięgnęłam po mniej wesoły tytuł. Przy tej poprzedniej książce z góry wiedziałam, że opisana w niej historia na pewno bardzo mnie zainteresuje. Ale tutaj? Nie miałam takiej pewności. Zatem niewiele myśląc, postanowiłam to sprawdzić.
"Słońce i Księżyc" to historia dwóch siostrzyczek. Dziewczynki obie od lat rządzą na niebie, jednak mimo wielkiej miłości do siebie czasem dochodzi między nimi do sprzeczek. Dlaczego? Bo siostry stale zastawiają się, która z nich jest ważniejsza i bardziej potrzebna. Pewnego dnia postanawiają to sprawdzić. Jako pierwsza swoje panowanie rozpoczęła Słońce. Dziewczynka spędziła na niebie mnóstwo czasu. Nawet wtedy, gdy dzień dawno już się skończył i wszyscy ludzie zmęczeni po pracy pragnęli wreszcie odpocząć. Jednak w blasku Słońca to wcale nie było łatwe. Wszędzie było zbyt jasno, by ktokolwiek mógł zmrużyć oczy. Nawet przyroda po mały stawała się brązowa i wycieńczona promieniami słonecznymi, które nigdy nie znikają. W końcu ludzie zaczęli sie buntować i prosić, by na niebie pojawiała się Księżyc.
I tak Słońce zeszło z nieba by ustąpić miejsca siostrze. Na ziemi znów zapanował spokój i wszyscy byli bardzo szczęśliwi, że wreszcie mogą należycie wypocząć. Jednak, gdy ludzie już się wyspali i oczekiwali, że wkrótce nastanie świt nic takiego się nie działo. Wszędzie wciąż panowała ciemność, gdyż na niebie panowała Księżyc. Na ziemi zrobiło się bardzo zimno, zwierzęta zapadły w zimowy sen, a rośliny zaczęły żółknąć i gubić liści. Wszędzie zrobiło się bardzo ponuro. I tak dzieci ponownie zwróciły się do nieba prosząc, by swoje panowanie znów rozpoczęła Słońce. Hm... tak źle i tak nie dobrze? Jak więc myślicie? Kto jest ważniejszy? Słońce czy Księżyc?
I tak oto miałam okazje przeczytać kolejną bardzo krótką ale jakże ciekawą i piękną historyjkę. Chyba stanę się miłośniczką twórczości Khoa Le, bo nie ukrywam, ze jej opowiadania wyjątkowo przypadły mi do gustu. Te króciutkie historyjki czyta się z ogromną przyjemnością i wielkim zainteresowaniem. Ja czytałam je obu moim panienkom i zarówno moja siedmiolatka jak i niespełna dwuletnie pannica wysłuchały jej w całości z wielkim zainteresowaniem. Historia Księżyca i Słońca jest pełna ciepła i mądrości. Nawet muszę przyznać, ze trochę żałuję, ze jest ona tak oszczędnie opisana. Z przyjemnością przeczytałabym to opowiadanie w znacznie szerszym wydaniu.
I podobnie jak poprzednia lektura tej autorki, tutaj także mamy do czynienia ze sporym gabarytem tej lektury. Książeczka jest duża, ale dość cienka. A wewnątrz wszyte są grube i śliskie kartki pełna przepięknych ilustracji. Grafika w tych lekturach nadaje im wyjątkowego uroku. Ja jestem zauroczona. Dodatkową atrakcją, o której wcześniej Wam nie wspomniałam jest fakt, ze lektury te mają trójwymiarową okładkę. Na wierzchu okładki jest bowiem przyklejona cienka plastikowa płytka, która nadaje jej efekt okładki 3D. Gdy poruszamy książeczka na boki mamy wrażenie, ze postacie na nich się poruszają. To w sumie taki gadżet, ale moim dziewczynkom bardzo się spodobał :)
Ogólnie muszę przyznać, że obie te lektury wywarły na mnie bardzo dobre wrażenie. Zarówno "Potarganiec" jak i "Słońce i Księżyc" stoją dumnie na półeczce moich dziewczynek. I nie ukrywam, ze dość często po nie sięgamy. Gorąco polecam!
Z twórczością Khoa Le mieliście okazje już raz się spotkać, gdy całkiem niedawno polecałam Wam książkę pt. "Potarganiec". Wiedziałam, ze na tej jednej lekturze tej utalentowanej artystki się nie skończy. Za bardzo spodobało mi się tamto opowiadanie, by nie sprawdzić czy kolejne będzie równie piękne i ciekawe. Tym jednak razem sięgnęłam po mniej wesoły tytuł. Przy tej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05-31
Nie miałam nigdy kłopotu z tym, że moje dziewczynki nie chciały się czesać. No, może niekiedy Natalka się buntuje, ale ogólnie nigdy nie miałam z tym jakiś większych problemów. Ta czynność stała się dla nas po prostu czymś naturalnym i już. Ale jeśli znacie jakiekolwiek dziecko, które unika grzebienia lub szczotki jak ognia - koniecznie przeczytajcie mu tą historię. Jestem pewna, że bardzo szybko zmieni zdanie ;)
Marcin to chłopiec o bardzo bujnej czuprynie. Takie długie włoski o małego dżentelmena to naprawdę fajna sprawa pod warunkiem, że są one czyste i zadbane. Ale w tym przypadku fryzura Marcina pozostawiała wiele do życzenia. Bowiem nasz mały bohater nie znosił, gdy ktokolwiek go czesał! Marcin unikał grzebieni i szczotek. Uciekał, gdy tylko ktoś chciał go uczesać, aż w końcu na jego głowie wyrosła bujna kępa, którą upatrzyły sobie dwa gołębie. Ptaki postanowiły uwić sobie na głowie chłopca gniazdo. A potem... doczekały się także piskląt! A wiecie co może się stać, gdy taką czuprynę z gniazdkiem zmoczy deszcz? Oj... nie ciekawie to wszystko wygląda, wierzcie mi!
Gdy tylko zobaczyłam okładkę tej książki i przeczytałam jej tytuł, pomyślałam, że będzie super. I wiecie co? Nie pomyliłam się ani o drobinkę. Opowiadanie o Marcinie i jego przygoda z nieczesanymi włoskami bardzo mi się podoba i z ogromną przyjemnością ją Wam dziś polecę. Nawet nie przypuszczałam, że można napisać historię dziecka, któremu na głowie zamieszkały gołąbki. No, ale z drugiej strony, jeśli by tak nie czesać wcale włosów, to kto wie? Może rzeczywiście znalazłyby się ptaszyny, które upatrzyłyby je sobie na odpowiednie miejsce do założenia rodziny?
Historia Marcina to nie jakiś horror dla najmłodszych. Nie myślcie sobie, że autorka tego opowiadania zamierza przerazić Wasze pociechy, by od dziś same nadstawiały głowy do czesania. To po prostu ciekawa, krótka historyjka. Może mało prawdopodobna do spełnienia, ale... na pewno dająca wiele do myślenia. Bo kto chciałby, by na jego głowie zamieszkały jacyś nieproszeni goście? Ja na pewno nie! I pewnie nasze dzieciaczki również będą tego samego zdania.
Ta książka jest bardzo duża, jednak tekstu w niej jest naprawdę bardzo niewiele. Opowiadanie ujęte jest w dosłownie kilkudziesięciu zdaniach, więc przeczytanie całości zajmuje nam dosłownie chwilkę. Mimo to, historia Marcina jest bardzo ciekawa i dzieciaczki z przyjemnością wsłuchują się w każde nasze słowo. Moja Ala nawet postanowiła przeczytać ją sobie sama i z wielkim uśmiechem na twarzy stwierdziła, ze jest świetna. Ogromną zaleta tej publikacji jest także szata graficzna. Khoa Le jest nie tylko autorką tekstu, ale także ilustratorką. I nie ukrywam, że w obu tych rolach wypadła znakomicie! Mnie bardzo się ta lektura podoba i z przyjemnością sięgnę po kolejną książkę tej autorki. Polecam!
Nie miałam nigdy kłopotu z tym, że moje dziewczynki nie chciały się czesać. No, może niekiedy Natalka się buntuje, ale ogólnie nigdy nie miałam z tym jakiś większych problemów. Ta czynność stała się dla nas po prostu czymś naturalnym i już. Ale jeśli znacie jakiekolwiek dziecko, które unika grzebienia lub szczotki jak ognia - koniecznie przeczytajcie mu tą historię. Jestem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Co prawda nie znam się zbytnio na tych dziewczęcych książeczkach, bo mam w domu małego faceta, który z całą pewnością nie przepada, ani za modą, ani za różowym kolorem, ani też za jakimiś świecącymi ozdobami ;)
Jednak sama jestem dziewczyną więc takie tematy nie są mi zupełnie obce. Choć muszę przyznać, że nigdy nie byłam typem małej księżniczki, która uwielbiała się stroić, bawić lalkami, malować się i udawać modelkę, wróżkę, królową czy inne tego typu osoby ;) Ale nie o mnie dziś będzie, ani też nie o moim synku. Tym razem książeczka ta wylądowała w naszym domu ze względu na małą panienkę - siostrzenicę męża mojego - która lubi takie tematy :)
Jak się pewnie domyślacie tematem tej książki jest oczywiście moda. W środku znajdziemy więc przeróżne dziewczęce zadania do wykonania. Wasza córeczka może się wcielić w projektantkę i zaprojektować na przykład biżuterię, etykietki na perfumy, kurtki, buty, plecaki, ciekawy makijaż, torebki, spodnie, rękawiczki, okładkę na płytę, a nawet parasol :) Do tego wszystkiego przydadzą się zarówno różne kredki, pisaki i inne przybory jak i masa naklejek, które znajdziemy w tej książce. Ale to projektowanie to wcale nie koniec zabawy. Są tutaj także przeróżne zadania takie jak na przykład łączenie kropek, szukanie różnic, labirynty, ocenianie różnych stylizacji, puzzle, kolorowanie i jeszcze kilka innych ciekawych rzeczy ;)
Może nie jest to jakaś mega gruba książka, może raz dwa małe projektantki poradzą sobie z wypełnieniem jej, jednak mimo wszystko jestem na sto procent pewna, że każda dziewczynka interesująca się takimi typowo dziewczęcymi sprawami będzie miała mnóstwo radości kiedy dostanie w swoje rączki tę pozycję :)
Wspominałam już, że nie jestem ekspertką w tej dziedzinie jednak mimo wszystko mam oczy i widzę, że książka ta ma wiele zalet. Przede wszystkim to, że jest taka typowo "dziewczęca", "księżniczkowa". Bez wątpienia spodoba się wszystkim małym projektantkom ;) Jest bardzo kolorowa, ma wiele różnorodnych zadań do wykonania, nie ma szans na to, by znudziła się ona dziecku. Prędzej narzekałabym na to, że za mało jest tych stron, że za szybko skończy się zabawa ;) No i ta cała masa naklejek - około 500! Nieźle prawda? Jestem pewna, że wszystkie dzieci uwielbiają naklejkowe zabawy! Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić Was, abyście sami się przekonali. Wasze małe projektantki niewątpliwie będą zadowolone :)
Co prawda nie znam się zbytnio na tych dziewczęcych książeczkach, bo mam w domu małego faceta, który z całą pewnością nie przepada, ani za modą, ani za różowym kolorem, ani też za jakimiś świecącymi ozdobami ;)
Jednak sama jestem dziewczyną więc takie tematy nie są mi zupełnie obce. Choć muszę przyznać, że nigdy nie byłam typem małej księżniczki, która uwielbiała się...
Ta niewielka walizeczka jest przesłodka! Taka typowo dziewczęca, księżniczkowa, śliczna i baaardzo różowa! Z całą pewnością przypadnie do gusty wszystkim małym dziewczynkom :) I ja znowu pomyślałam o kimś innym niż mój synek i postanowiłam podarować tę walizeczkę mojej małej chrześniaczce, która z całą pewnością przygarnie ją z ogromnym uśmiechem na ustach :)
A cóż to za walizeczka i co się w niej znajduje? A no właśnie, w środku znajdziemy aż 4 niegrube książeczki o przygodach małej Jagódki. "Jagódka i przyjaciółki", "Jagódka i jej piesek", "Herbatka u Jagódki" oraz "Zabawy Jagódki".
W każdej z tych książeczek znajduje się tylko 16 stron, jednak wierzcie mi, jest na nich mnóstwo zabawy! Są krótkie opowiadania, labirynty, szukanie różnic, dobieranie w pary, odnajdywanie przedmiotów na obrazkach, rysowanie, szukanie cieni, łączenie kropek, kolorowanie, dobieranie w pary, różne gry...
Do tego jeszcze różne fajne pomysły na wykonanie własnoręcznych prac takich jak na przykład sekretny rysunek, motylki z odcisków dłoni, stojak na opaski, pomponiki na okna, spinki z guziczkami, zakładka do książki, ramka na biżuterię...
Ale to nadal nie wszystko, bo oprócz tych fajnych i różnorodnych zadań mamy tutaj jeszcze kilka fajnych "wyciskanek" takich jak zawieszka na drzwi, małe pudełeczko, rodzinna układanka, ramka na zdjęcie, maska... A na dodatek coś co każde dziecko z całą pewnością uwielbia czyli AŻ około 1600 naklejek! Czyli całe mnóstwo świetnej zabawy :)
Jak widzicie te książeczki to naprawdę wspaniała sprawa. Jagódka jest przesympatyczną dziewczynką, a dzięki jej pomysłom czeka Was mnóstwo świetnie spędzonego czasu. Nasze małe dziewczynki mogą towarzyszyć Jagódce w wielu ciekawych rzeczach. Wraz z nią pobawią się w deszczu, wyjdą do ogródka z jej pieskiem, urządzą małe przyjęcie i potańczą na lekcji baletu :)
Książeczki te są bardzo kolorowe, mają śliczne ilustracje, są takie typowo dziewczęce, więc tak, zdecydowanie polecam je właśnie dla małych dziewczynek :) Najfajniejsze jest to, że choć mają tak niewiele stron to zawierają w sobie tak dużo różnych rzeczy.
Opowiadania, zadania do rozwiązywania, pomysły na różne ciekawe prace i całe mnóstwo naklejek! A na dodatek do wszystko umieszczone jest w ślicznej różowej walizeczce wykonanej ze sztywnej tekturki, zamykanej na rzepki i posiadającej rączkę do trzymania. Jestem na sto procent pewna, że Wasze małe dziewuszki będą zachwycone :)
Ta niewielka walizeczka jest przesłodka! Taka typowo dziewczęca, księżniczkowa, śliczna i baaardzo różowa! Z całą pewnością przypadnie do gusty wszystkim małym dziewczynkom :) I ja znowu pomyślałam o kimś innym niż mój synek i postanowiłam podarować tę walizeczkę mojej małej chrześniaczce, która z całą pewnością przygarnie ją z ogromnym uśmiechem na ustach :)
A cóż to za...
Książki z serii "Świat w obrazkach" widziałam w sklepach już nie raz. Jednak nigdy nie przykuły one mojej uwagi. Wydawało mi się, że są to lektury dla maluszków. Dla dzieciaczków, dla których treść nie ma większego znaczenia, bo skupiają się one głownie na grafice. Oj, nawet sobie nie wyobrażaliście jak bardzo się myliłam!!!
A wszystko zaczęło się od dnia, w którym przyszedł do nas wujek Alicji i wręczył jej właśnie książeczkę z tej serii pt. "Ziemia". W pierwszej chwili pomyślałam, ze wujek dawno u nas nie był i nawet nie zauważył, jak moja córa z niemowlęcia stała się taką dużą pannicą. Ale gdy zajrzałam do środka - dostrzegłam jak bardzo się myliłam! To wcale nie publikacja dla maluchów. To w żadnym razie nie jest głupiutka książeczka dla nic jeszcze nie rozumiejących jeszcze brzdąców. To bardzo mądra i pełna ciekawych informacji książka, z której nawet osoba dorosła może dowiedzieć się naprawdę bardzo dużo!
I tak nie mogąc uwierzyć, że tak bardzo się myliłam i tak źle oceniłam tak mądrą serię wkrótce w naszym domu pojawiała się kolejna część. Tym razem o konikach - zwierzętach, które moja Ala ostatnio kocha najbardziej. A wiedząc już jak kompleksowo jest w tych książkach omówiony każdy temat postanowiłam sprawić jej przyjemność. Byłam pewna, że moje dziecko będzie czytać te książkę z zapartym tchem. A także bardzo wiele się z niej dowie. I wiecie co? Miałam rację!
Choć wydawałoby się, że o koniach zbyt wiele powiedzieć się nie da, to okazuje się że to również jest temat bardzo obszerny. A książka, którą Wam tu przedstawiam to wręcz encyklopedia dotycząca tych właśnie zwierząt. Jest tu chyba wszystko czego dusza zapragnie zarówno o samych zwierzętach jak i ich najbliższego otoczenia. Dowiemy się z niej zatem jak wyglądały konie przed wiekami, od jakich zwierząt się wywodzą i jak ewoluowały, by wyglądać tak jak obecnie. Dowiemy się jakie miejsca one zamieszkują i jak je wtedy nazywamy. Nie zabraknie tu również opisu konkretnych zachować tych wspaniałych zwierząt i tego, co takie gesty oznaczają.
Autorka tej książki przedstawia nam także różne rasy koni i ich pochodzenie, omawia ich wszystkie części ciała oraz budowę. Poznamy także jakie są rodzaje umaszczenia koni, oraz ich wszystkich kuzynów i kuzynki. Będziemy mieli również okazje odwiedzić stadninę i poznać wszystkie jej elementy wraz z fachowym nazewnictwem. Przeczytamy o tym jak rozwija się mody konik, jak należy postępować gdy zwierze jeszcze nas nie zna, jak możemy konika karmić, a także jakie obowiązki maja osoby, które końmi się opiekują czyli na przykład stajenny, weterynarz, kowal itp. Znajdziemy tu także cała masę informacji na tematy ujeżdżania koni, wszelkiego rodzaju konkursach wyścigach itp. Poza stajnia poznamy także pony klub i dowiemy się jak działa.
Mojej Ali najbardziej przypadł do gustu rozdział, w którym dowiadujemy się jak dbać o koniki, jak je czyścić, siodłać itp. Jak należy siedzieć w siodle, jak kierować zwierzęciem podczas jazdy, jak można się z nim bawić i wiele wiele więcej. I powiem Wam szczerze, że choć wymieniłam Wam już tak wiele informacji zawartych w tej książce to to jeszcze nie jest wszystko! Nie zabraknie tu bowiem również odrobiny historii, geografii, legend i opowiadań a także szczypty zabawy! Dokładnie kochani. W tej książce jest nawet gra planszowa! Niesamowite prawda?
Tak więc przedstawiam Wam pięknie wydaną, niezwykle ciekawą i bardzo wciągającą encyklopedię dl dzieci o koniach. Jestem pewna, że nie tylko mali miłośnicy tych pięknych zwierząt będą tą książką oczarowani. Nie dość, że z tej publikacji w mgnieniu oka dowiemy się wszystkiego co tylko chcemy na dany temat, to jeszcze informacje te są tu przekazane w prosty i łatwo zrozumiały dla małego dziecka sposób. No i jak już wiadomo z podtytułu tej publikacji - książka ta jest bardzo obficie ilustrowana. Każda ze stron jest niezwykle kolorowa i piękna. Aż trudno oderwać wzrok. Ja sama jestem pod ogromnym wrażeniem i żałuję, że tak późno poznałam tę serię. Jak widać książki nie należy oceniać nie tylko po okładce, ale również po tytule. Do każdej jednej warto zajrzeć i przekonać się osobiście - jakie skarby kryje w swoim wnętrzu :)
Książki z serii "Świat w obrazkach" widziałam w sklepach już nie raz. Jednak nigdy nie przykuły one mojej uwagi. Wydawało mi się, że są to lektury dla maluszków. Dla dzieciaczków, dla których treść nie ma większego znaczenia, bo skupiają się one głownie na grafice. Oj, nawet sobie nie wyobrażaliście jak bardzo się myliłam!!!
A wszystko zaczęło się od dnia, w którym...
W naszym domu zawitała kolejna encyklopedia warta uwagi i polecenia. Powiem szczerze, że mamy ich już kilka i chociaż każda z nich jest w jakiś sposób do siebie podobna, bo przy encyklopediach raczej nie da się tego uniknąć to mimo wszystko dla mnie każda ma to coś i (o zgrozo) wszystkie przygarniam i czytam, czytam, czytam :)
Co tutaj znajdziemy? Powiem Wam, że praktycznie wszystko ;) Od "Początków naszej planety we wszechświecie" poprzez "Świat przyrody", "Ciało człowieka", "Historię" zarówno starożytną i tą nieco bliższą na "Nauce i kulturze" kończąc. Książka ta podzielona jest na wyżej wymienione działy, w każdym z nich znajduje się jeszcze mnóstwo podrozdziałów.
Między innymi - układ słoneczny, słońce, ziemia, morza i oceany, atmosfera, klimat, początki życia, królestwo roślin, gady, życie w oceanie, ptaki, ssaki, układ narządów, serce, krew, mózg, wzrok, początki rolnictwa, powstanie pisma, starożytny Egipt, Aztekowie, upadek cesarstwa rzymskiego, świat islamu, pierwsza wojna światowa, druga wojna światowa, wielcy naukowcy, człowiek na księżycu, internet, Statua Wolności, sztuka współczesna, religie świata...
Tego wszystkiego jest oczywiście dużo więcej, nie będę jednak wymieniać Wam wszystkiego, jestem pewna, że sami z chęcią dowiecie się co jeszcze znajduje się w środku :) A jest co oglądać i czytać, daję Wam słowo. Ale jednym z plusów tej encyklopedii jest zdecydowanie to, że opisy w niej nie są bardzo rozległe, wręcz przeciwnie, wszystkie zagadnienia opisane są dosyć krótko, treściwie do tego kilka rameczek i tym podobnych. Różne pogrubienia, powiększenia czcionki i wszystko automatycznie staje się czytelne :)
Oczywiście znajdziemy tutaj także mnóstwo ilustracji i zdjęć i tu kolejna pochwała z mojej strony bo wiele z nich zajmują całe strony i to one właśnie stanowią tło. Dzięki temu nie jest tutaj tak zupełnie biało i nudno, a kolory tym bardziej wzrok przyciągają, a mimo tego wszystko jest przejrzyste. Do tego gruba, sztywna i mocna okładka, zszywane i śliskie strony, czego chcieć więcej ;) ?
No co ja mogę Wam powiedzieć, ja jestem bardzo zadowolona. Uwielbiam wszelkiego rodzaju encyklopedie i albumy, z których można dowiedzieć się wielu ciekawych "naukowych" rzeczy. A ja lubię pogłębiać swoją wiedzę :) I może te różne ciekawostki i fakty niewiele wnoszą do mojego życia, a potem i tak o większości zapomnę to nie przeszkadza mi to wcale, mi i tak sprawia to radość, a każda nowa książka tego typu, która znajdzie się na naszej domowej półeczce wywołuje uśmiech na mojej twarzy. A i Nikodem załapał bakcyla i już teraz lubi wszelkiego rodzaju książeczki naukowe :)
W naszym domu zawitała kolejna encyklopedia warta uwagi i polecenia. Powiem szczerze, że mamy ich już kilka i chociaż każda z nich jest w jakiś sposób do siebie podobna, bo przy encyklopediach raczej nie da się tego uniknąć to mimo wszystko dla mnie każda ma to coś i (o zgrozo) wszystkie przygarniam i czytam, czytam, czytam :)
Co tutaj znajdziemy? Powiem Wam, że...
Od zawsze marzyło mi się, aby grać na gitarze! Dlaczego się nie nauczyłam? Nie wiem, nie mam pojęcia, może z braku czasu, z braku możliwości, a może po prostu z lenistwa... Mojemu mężowi także marzyło się umieć grać i co? I także nie umie... Ale ma już plany, chce kupić narazie zwykłą akustyczną gitarę i zacząć się uczyć, może nawet z Nikodemem. A może nawet i ja przy okazji co nieco się nauczę :)
Co prawda narazie nic w tym kierunku nie działa, więc ja postanowiłam zadziałać za niego i pierwszy krok do nauki gry na gitarze zrobiłam - w domu pojawiła się specjalnie do tego przeznaczona książka. W końcu samo nic się nie zrobi :)
Jak sam tytuł wskazuje, w środku znajdziemy wszystko dotyczące gitary. Na początku przejrzysty spis treści i wprowadzenie potem oczywiście rozdziały. Kilka słów o kupnie odpowiedniego instrumentu dla początkujących, opisy różnych rodzajów gitar, wzmacniacza, dodatków takich jak kostki, piszczałki, kable i pokrowce. Potem zaczynamy naukę. Najpierw strojenie, odpowiedni chwyt, pierwsze akordy, coraz więcej akordów, pierwsza piosenka, a dalej jest już coraz trudniej, coraz bardziej skomplikowanie i nawet nie będę Wam tego wszytskiego opisywała, bo jeśli ktoś nie przeczyta tego od początku, ba jeśli nie zacznie ćwiczyć zgodnie z instrukcją to dalszej części z pewnością nie zrozumie - tak jak ja niewiele narazie z tego rozumiem ;)
Ale z czasem, powoli, kiedy już na początek zakupimy jakąś zwykłą akustyczną gitarę będzie trzeba uzbroić się w cierpliwość i zacząć ćwiczenia. Choć teraz niewiele można z tego zrozumieć to jestem pewna, że kiedy ma się już instrument w ręce i książkę przed oczami, jest o wiele łatwiej. Tzn mam taką nadzieję... Ale pewnie przy nauce gry najważniejsza będzie wytrwałość, także trzymajcie za nas kciuki ;)
Wracając do książki to wydaje się ona napisana przejrzyście i zrozumiale, choć tak jak wspominałam wielu rzeczy nie rozumiem, bo naukę należy rozpocząć od początku i stopniowo uczyć się coraz więcej, a narazie ja nie potrafię jeszcze nic ;)
W środku znajdziemy podział na rozdziały, a tam kolejne podrozdziały. Wszystko podpisane, w odpowiedniej kolejności, krok po kroku, czytelnie. Do tego bardzo wiele zdjęć pokazujące odpowiednie chwyty, akordy itd. Moim zdaniem książka ta stanie się dla nas bardzo przydatną lekturą. Oby szybko i łatwo udało nam się wszystko pojąć :) Sądzę, że dla kompletnych amatorów takich jak nasza rodzinka będzie ona idealna!
Od zawsze marzyło mi się, aby grać na gitarze! Dlaczego się nie nauczyłam? Nie wiem, nie mam pojęcia, może z braku czasu, z braku możliwości, a może po prostu z lenistwa... Mojemu mężowi także marzyło się umieć grać i co? I także nie umie... Ale ma już plany, chce kupić narazie zwykłą akustyczną gitarę i zacząć się uczyć, może nawet z Nikodemem. A może nawet i ja przy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Po ogromnym sukcesie książek z wyjmowanymi elementami z serii "Popatrz i dopasuj", o których miałam okazję Wam niedawno napisać kilka słów, z wielką radością sięgnęliśmy z młodszym synkiem, bo coś bardzo podobnego. Tym razem chciałabym przedstawić Wam kolejną ciekawą serię dla maluchów. Już teraz na samym początku powiem Wam, że mój synek jest jej wielkim fanem ;)
Mój Dominik niezaprzeczalnie szaleje za książkami oraz za układankami. Ma niespełna dwa latka więc wiadomo, że dla dzieciaczka w takim wieku ani książki, ani układanki nie mogę być zbyt skomplikowane. I właśnie w tym momencie z pomocą przychodzi nam wydawnictwo Olesiejuk, które proponuje coś idealnego dla dziecka takiego jak mój syn, dla małego książkowego fana, dla dziecka, które lubi też dopasowywać kształty do odpowiednich miejsc. Jestem pewna, że wiele dzieciaków w wieku przybliżonym do wieku mojego malucha będzie zachwycona serią, o której dzisiaj Wam opowiem. Równie mocno zachwycona jak mój Dominik :)
Seria "5 wyjmowanek" to zbiór czterech książek dla najmłodszych czytelników. W jej skład wchodzą takie tytuły: "Słowa", "Liczby", "Kształty" oraz "Kolory", których niestety nie mamy w naszej kolekcji. Dlatego dzisiaj opowiem Wam tylko o trzech tytułach.
Każda z tych książek ma po 12 stron, a na tych stronach znajdują się obrazki przedstawiające różne rzeczy odpowiednio dopasowane do danej kategorii. W książce "Słowa" mamy podział na zwierzęta, jedzenie, transport, zabawki, dom. W książce "Liczby" znajdziemy oczywiście jeden, dwa, trzy, cztery, pięć. W książce "Kształty" mamy koło, kwadrat, trójkąt, prostokąt oraz inne kształty. Każda książka jest podzielona na pięć działów, a każdy z tych działów prezentuje po 5 obrazków. Wszystko doskonale widać na zdjęciach, które Wam tutaj prezentuję więc mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi ;)
Na przykład przy dziale "jedzenie" pokazane jest jabłko, babeczka, herbata, kanapka, truskawka. Przy dziale "prostokąt" zamieszczony jest obraz, kuchenka mikrofalowa, książka, lustro, telewizor. Przy dziale z liczbą "dwa" pokazane są dwie żaby, dwa kwiaty, dwa motyle, dwa psy oraz sama liczba 2.
Jednak to oczywiście nie wszystko. Cztery z tych pięciu obrazków są małe i zamieszczone są na jednej stronie, natomiast piąty z nich znajduje się na osobnej stronie i to on ma w sobie wyjmowany duży element. Na przykład odsłaniając krowę pod spodem zobaczymy mleko, wyciągając truskawkę zobaczymy słoik dżemu, po wyjęciu liczby 1 zobaczymy jedną żyrafę, pod liczbą cztery znajdują się cztery koty itd.
Moim zdaniem to naprawdę świetne książeczki, które nie tylko sprawią dziecku masę zabawy, ale są także w stanie nauczyć je wielu różnych rzeczy. Liczenie od jeden do pięciu, kształty, nazwy różnych przedmiotów, zwierząt, a także kolorów. No i oczywiście dzięki wyjmowanym elementom dzieciaki poprzez dopasowywanie ich do odpowiednich miejsc ćwiczą także swoje zdolności manualne. Moim zdaniem same plusy :)
Na zakończenie pozostaje mi jedynie powiedzieć Wam, że zarówno ja jak i mój synek jesteśmy zachwyceni książeczkami. Są one sporego, a jednocześnie poręcznego formatu, mają sztywne kartki, są bardzo kolorowe, można się nimi bawić oraz nauczyć się z nich wielu rzeczy. I jeśli musiałabym się koniecznie do czegoś przyczepić to jedynie do tego, że wyjmowane elementy nie są zupełnie sztywne lecz takie lekko elastyczne. Są dosyć cienkie i kilka z nich nieco ucierpiało w rękach mojego malucha. Ale nie na tyle, aby nie można było się nimi nadal bawić więc nie jest najgorzej ;) Mimo tego ogromnie polecam!
Po ogromnym sukcesie książek z wyjmowanymi elementami z serii "Popatrz i dopasuj", o których miałam okazję Wam niedawno napisać kilka słów, z wielką radością sięgnęliśmy z młodszym synkiem, bo coś bardzo podobnego. Tym razem chciałabym przedstawić Wam kolejną ciekawą serię dla maluchów. Już teraz na samym początku powiem Wam, że mój synek jest jej wielkim fanem ;)
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMój...