-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant6
Biblioteczka
Zaglądacie do nas na stronę bardziej regularnie? Jeśli tak to z pewnością zauważyliście jak bardzo uwielbiam Tappiego? Mamy w domku wszystkie części książek z jego przygodami, a jest ich już naprawdę sporo! Ale wiecie co? Ani odrobinę mi to nie przeszkadza, dla Tappiego zawsze znajdzie się miejsce na (przepełnionych) półkach moich dzieci ;) Także sami widzicie, że nie mogłabym sobie odmówić jednej z najnowszych części z przygodami tego przesympatycznego wikinga i jego przyjaciół! Ale piszę tak jak gdybym tylko ja go uwielbiała, a przecież moi chłopcy uwielbiają go równie mocno :)
Przygody Tappiego opisywane i prezentowane są na dwa odrobinę różniące się od siebie sposoby. Już Wam to opisywałam, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy czyta wszystkie możliwe wpisy zamieszczone przeze mnie więc mniej więcej wyjaśnię o co chodzi. Są tak jakby dwie osobne serie książek, chociaż obie są z tymi samymi bohaterami czyli Tappim i jego przyjaciółmi z Szepczącego lasu. Tylko jedna z tych serii jest skierowana do młodszych, a druga do starszych czytelników.
Ta dla młodszych jest cieńsza, ma większy format, posiada większy tekst i mnóstwo kolorowych ilustracji. Znajdziemy w niej po kilka różnych, niedługich przygód. Ta seria dla starszych jest nieco inna. Ma mniejszy format, ma więcej stron, mniejszy tekst, mniej ilustracji, cała jest czarno biała, a wewnątrz znajduje się jedna długa opowieść podzielona na rozdziały.
Książka, którą dzisiaj Wam prezentuje jest właśnie dla starszych czytelników, chociaż powiem Wam, że mój trzylatek tak lubi Tappiego, że wcale nie przeszkadza mu to, że nie ma tu kolorowych ilustracji. I tak słucha z zainteresowaniem ;) Ale nie o tym teraz chciałam pisać. Teraz jest już wreszcie czas, aby napisać Wam kilka słów o tym co znajdziemy w treści tej książki ;)
Tym razem Tappi ma do rozwiązania pewien ważny i dosyć trudny problem. Wszystko zaczyna się wtedy kiedy w swoim ogródku natrafia na małą zielonowłosą skrzatkę o imieniu Pietruszka. Jest bardzo przestraszona, ale i bardzo zła. Okazuje się, że została porwana przez jakiegoś badacza przyrody, na szczęście udało jej się uciec. Magister Łapucapu twierdzi, że jest badaczem przyrody, ale tak naprawdę poszukuje niezwykłych zwierząt i innych magicznych istot, aby zamykać je w klatkach. Kiedy porywa małego trolla Marudzika, Tappi i mnóstwo jego przyjaciół z Szepczącego lasu postanawiają zrobić wszystko, aby go uwolnić.
Nie obywa się oczywiście bez problemów, na przykład takich, że podczas poszukiwań znika także mały wilczek Grzebieluszek. On także zostaje schwytany przez magistra Łapucapu. Ale leśni przyjaciele mają plan, zrobią wszystko co w ich mocy, aby uratować tych dwóch maluchów. Wiecie co? To wcale nie koniec tej historii, tak naprawdę to ona dopiero się zacznie. Tappiego i jego przyjaciół czeka jeszcze wiele innych przygód ponieważ ma przed sobą kilka długich podróży, do różnych nieznanych mu dotąd krain. Ale o tym nie będę Wam już opowiadała, bo ta recenzja rozrosłaby się do długości książki ;)
Już i tak nieźle się rozpisałam więc nie chciałabym za bardzo przedłużać tej recenzji. Szybciutko napiszę Wam tylko, że Tappi chociaż jest wikingiem, chociaż jest duży, silny i gdyby tylko chciał to naprawdę mógłby siać postrach, ale tak naprawdę jest on przesympatyczną osobą, jest bardzo pomocny, miły, pomysłowy, dobrze wychowany i daje wspaniały przykład wszystkim wokoło (tym małym i większym czytelnikom także) :)
Książki o Tappim zawsze są bardzo ciekawe. Wydawać by się mogło, że po tylu opowieściach z tym bohaterem w roli głównej nie będzie już co wymyślać i wszystko stanie się nudne, ale jest wręcz przeciwnie! W tych książkach zawsze coś się dzieje, zawsze jest ciekawie, nie ma szans na nudę :) Dlatego też z całego serca polecam Wam zarówno tę część z serii jak i wszystkie poprzednie! Jestem pewna, że przypadną one do gustu i Wam i Waszym dzieciom!
Zaglądacie do nas na stronę bardziej regularnie? Jeśli tak to z pewnością zauważyliście jak bardzo uwielbiam Tappiego? Mamy w domku wszystkie części książek z jego przygodami, a jest ich już naprawdę sporo! Ale wiecie co? Ani odrobinę mi to nie przeszkadza, dla Tappiego zawsze znajdzie się miejsce na (przepełnionych) półkach moich dzieci ;) Także sami widzicie, że nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Pokochałam tę książkę od pierwszego wejrzenia! No nie mogłabym przejść obok niej obojętnie ;) Spójrzcie sami - przyciąga wzrok prawda? A powiem Wam, że wewnątrz jest jeszcze o niebo lepiej zarówno jeśli chodzi o wygląd jak i o tekst. Zresztą za moment sami się przekonacie :)
Mała myszka mieszkała na sawannie wśród wielkich zwierząt. Czuła się samotna, ciągle ktoś ją przydeptywał, albo na nią siadał i zupełnie nikt nie chciał się z nią zaprzyjaźnić. Mysz szczerze podziwiała wielkiego lwa, który był królem sawanny. Był bardzo odważny i wszyscy go uwielbiali i podziwiali. Mała myszka bardzo chciała być taka jak on i wymyśliła, że potrzebny jest jej do tego RYK :)
Jednak jak to z myszkami bywa zamiast ryczeć - piszczą. Postanowiła więc wybrać się na sam szczyt wielkiej skały, aby zapytać swojego idola i tajniki ryczenia. Alż było jej zdziwienie kiedy weszła na górę i obudziła lwa :)
Bardzo lubię książeczki dla dzieci, które zawierają w tekście mądry przekaz i które napisane są w ciekawy i zabawny sposób. Ta książka właśnie taka jest. Bardzo zabawna i do tego... RYMOWANA! Uwielbiam rymowane historyjki dlatego jeszcze bardziej zakochałam się w tej książeczce! Wiem, że słodzę jej strasznie, ale mówię Wam, ani trochę nie przesadzam :)
Jest to naprawdę mądra, pouczająca, bardzo zabawna i interesująca opowiastka. Nie ma tutaj żadnych sztywnych zasad, poleceń co powinno się robić, a co nie, ani jak powinno się zachowywać, a jak nie. Tutaj poznamy fajną historyjkę małej myszki, która miała marzenie i wielkiego lwa, który się bał. Wszystko napisane w bardzo przystępny sposób, wszystko zmieściło się w krótkim tekście, a morał i tak jest jasny i jak najbardziej zrozumiały :)
Także wiecie już, że tekstem jestem szczerze zachwycona, ale równie mocno podoba mi się też wygląd tej książki. Ma ona bowiem duży format, który co prawda ciężko trzymać na półce, ale i tak jest świetny i bardzo lubię takie wielkie książki.
Mamy tutaj także twardą okładkę i śliskie strony co zawsze jest na plus :) Mamy też dużą czcionkę, mało tekstu, a tekst ten jest rymowany przez co jeszcze lepiej wpada w ucho. Nie sposób nie uśmiechnąć się przy tej historyjce :) No i oczywiście nie mogłaby pominąć ilustracji - moim zdaniem mistrzostwo! Są śliczne i pasują idealnie. Nie mogłabym sobie tutaj nawet wyobrazić innych. Serdecznie polecam!
Pokochałam tę książkę od pierwszego wejrzenia! No nie mogłabym przejść obok niej obojętnie ;) Spójrzcie sami - przyciąga wzrok prawda? A powiem Wam, że wewnątrz jest jeszcze o niebo lepiej zarówno jeśli chodzi o wygląd jak i o tekst. Zresztą za moment sami się przekonacie :)
Mała myszka mieszkała na sawannie wśród wielkich zwierząt. Czuła się samotna, ciągle ktoś ją...
Miś Koala był samotnikiem, który szczególnie uwielbiał trzy rzeczy, a były nimi drzemanie, żucie i trzymanie się ;) Tak właśnie, Koala całe lata spędził na drzewie nie robiąc nic innego. Inne zwierzęta namawiały go, aby zszedł na dół się z nimi pobawić, ale on ciągle był zajęty... Czym? Oczywiście drzemaniem, żuciem i trzymaniem się ;)
Aż pewnego razu w jego drzewo zaczął stukać dzięcioł. Stukał i stukał aż drzewo zaczęło się łamać i przechylać, ale Koala bał się puścić, i kurczowo dalej się trzymał... Aż nagle wylądował na ziemi i okazało się... No właśnie, nie zdradzę Wam co się okazało, musicie przeczytać o tym sami ;)
Książka ta napisana jest w bardzo fajny, rymowany sposób. Uwielbiam takie niedługie rymowane historyjki, czyta się je bardzo szybko, ale jednocześnie są one ciekawe i mam wrażenie, że są też takie "łatwe" do słuchania :) Ja zazwyczaj czytam dzieciom przed snem więc lubię kiedy te bajki są tak długie czy też może raczej na tyle krótkie, abym mogła taką jedną przeczytać za jednym razem. W ty przypadku zdecydowanie tak jest.
Pomimo tego, że opowieść ta jest niedługa to jest ona taka fajna, taka zabawna, ładna i jednocześnie pouczająca. Jest tutaj oczywiście zawarty morał, w tym przypadku jest to przykład na to, że czasami naprawdę nie warto trzymać się wyłącznie tego co znamy, trzeba też próbować nowości, otworzyć się na nowe znajomości, na zmienienie tego co dotychczas wydawało nam się jedyną odpowiednią opcją. Zmiany często są dobre i wystarczy tylko odrobinkę odwagi, aby się o ty przekonać :)
Książeczka ta jest nie tylko ciekawa, ale i ślicznie wydana! Jej format jest duży, jej kartki są śliskie, jej czcionka jest spora i bardzo czytelna, a ilustracje znajdują się na całych stronach więc jest bardzo kolorowo i wesoło! Ślicznie jest, naprawdę serdecznie i z czystym sumieniem polecam! Jestem pewna, że zarówno Waszym dzieciaczkom jak i i Wa samy książka ta przypadnie do gustu! Koniecznie się przekonajcie! :)
Miś Koala był samotnikiem, który szczególnie uwielbiał trzy rzeczy, a były nimi drzemanie, żucie i trzymanie się ;) Tak właśnie, Koala całe lata spędził na drzewie nie robiąc nic innego. Inne zwierzęta namawiały go, aby zszedł na dół się z nimi pobawić, ale on ciągle był zajęty... Czym? Oczywiście drzemaniem, żuciem i trzymaniem się ;)
Aż pewnego razu w jego drzewo zaczął...
U nas ostatnio bardzo chorobowo. Alicja od listopada stale pociąga nosem, walczy z napadami kaszlu i niekiedy gorączkuje. Natalka rzadziej, ale też stara się dotrzymywać kroku siostrze. A na koniec jeszcze i mnie dopadają jakieś wstrętne wirusy, które za nic w świecie nie chcą się odczepić. Nienawidzę chorować. Gdy tylko zaczyna mnie łamać w kościach, natychmiast robię się nerwowa i niezadowolona. I w zasadzie, gdy tylko dopadnie mnie to nieszczęście tylko jedna rzecz sprawia mi przyjemność. Książki. Fakt, nie czytam ich wtedy zbyt wiele, bo ból głowy skutecznie to utrudnia, ale gdy tylko czuję się trochę lepiej lubię zaszyć się w jakimś cichym kąciku i odprężyć przy fajnej lekturze.
Jedną z takich książek, która umiliła mi chorowite wieczory był właśnie Słoń Eriki. Wiem, wiem. Trochę już jestem duża na takie opowiadania, ale jak czytacie naszego bloga od dawna, to wiecie, że ja czasem tak lubię sięgnąć po coś dla dzieciaków. I wcale nie czuję się przez to mniej dorosła. Przynajmniej wiem wtedy co podsunąć mojej córce do poczytania. Co polecić, a co odradzić. Wskazać na co powinna zwrócić uwagę, który autor pisze ciekawie i ogólnie mam pewne rozeznanie w tematyce literatury dziecięcej. Co prawda nasze gusta są nieco odmienne i nie wszystko to, co dla mnie jest super jej także się podoba. Ale to nie szkodzi. Czytam książki o bardzo różnej tematyce i mimo wszystko zawsze coś tam dla niej znajdę. Tak więc tym razem chwyciłam o Słonia Eriki.
Jest to opowiadanie o bardzo samodzielnej i dzielnej dziewczynce, która od pewnego czasu mieszka zupełnie sama. Jej jedyny krewny, wuj Jeff, zapalony ornitolog wyjechał dwa lata temu by zapolować na ptaka zwanego dziwonog czubaty. Zostawił jedynie dziewczynce pieniądze w kopercie, które miały jej starczyć do jego powrotu. I tak minęło już tyle czasu, a wuja jak nie było tak nie ma. Na szczęście Erikę wcale to nie zraża. Nasza mała bohaterka świetnie potrafi o siebie zadbać i wierzy, że wszystko się jakoś ułoży. Nie spodziewała się jedynie, że w dniu jej 10 urodzin czekać ją będzie taka niespodzianka!
Bo to właśnie tego dnia Erika znalazła na ganku swojego domku nad morzem - słonia! Tak kochani, najprawdziwszego, olbrzymiego słonia. Podejrzewam, że byłą nie mniej zaskoczona co Wy teraz. I chyba trochę zadowolona, choć jak na prawdziwie rozsądną osóbkę przystało od razu zaczęła główkować jak takiego olbrzyma utrzymać skoro pieniądze w kopercie już się kurczyły. Na szczęście Erika jest nie tylko mądra, ale również bardzo pomysłowa. Jak myślicie, co wymyśliła? Jak udało jej się wybrnąć z tej sytuacji? I co się dalej stało z tą parką nietypowych przyjaciół? Jak myślicie? Ode mnie na pewno więcej się nie dowiecie. Ale wystarczy sięgnąć po tę książkę i wszystko stanie się jasne :)
Opowiadanie o Erice i jej słoniu to bardzo fajna historia. Trochę niebezpieczna, troszkę intrygująca, czasem zabawna. Ale przede wszystkim bardzo ciepła i mądra. Fajnie się ją czyta. Bezstresowo. Naprawdę mi się podoba. Kojarzy mi się z książkami Astrid Lindgren itp. A jak wiemy jej powieści są przez dzieciaki wręcz połykane. Tutaj także historia jest bardzo ciekawa. Nie ma w niej czasu na nudę, stale coś się dzieje. A do tego autorka tak przedstawiła nam przygodę Eriki i jej słonia, że trudno się od niej oderwać. I tak naprawdę sami chcielibyśmy przeżyć to samo co ta urocza dziesięciolatka.
Podoba mi się także sposób wydania tej lektury. Przede wszystkim jest ona niewielka, leciutka i bardzo poręczna. Poza tym podoba mi się bardzo to, że czcionka w niej jest duża, więc opowiadanie to idealnie nadaje się dla maluchów, które dopiero rozpoczynają przygodę z literaturą. Kolejnym plusem z pewnością jest twarda okładka. To nie jest może tak bardzo istotne, ale powiem Wam szczerze, że ja bardzo się cieszę, gdy książki dla moich dziewczyn taką mają. Znacznie trudniej wtedy o jakiekolwiek zniszczenia itp. Bo choć u nas o książki zawsze bardzo się dba to jednak gdy lektura ma twardą okładkę - znacznie trudniej o ślady używalności. Przy miękkiej różnie to bywa. I na koniec muszę jeszcze wspomnieć o ciekawych i naprawdę świetnie wykonanych ilustracjach autorstwa Ashley King. Bardzo mi się podobają.Fantastycznie to wygląda :)
Ogólnie książeczka ta wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Gdy tylko ją dostałam, natychmiast miałam ochotę zacząć ją czytać. Lektura ta nastraja pozytywnie, jakaś taka dobra energia z niej bije. Wystarczy na nią zerknąć i już buzia sama się uśmiecha. Słonia Eriki czytałam razem z moimi dziewczynami. I trzeba przyznać, że każda z nas ma dokładnie takie samo zdanie na temat tej lektury. Jest naprawdę fajna. Czyta się ją szybko i z przyjemnością. Dlatego też chętnie ją Wam polecam. Myślę, że Wasze dzieciaki także polubią Erikę oraz jej uroczego towarzysza z tym jego "TRĄB". Lektura ta świetnie nadaje się zarówno dla początkującego czytelnika jak i dla mamy, która chce poczytać coś ciekawego swoim brzdącom na dobranoc. Ogólnie nie będę już dalej Was przekonywać. Napiszę tylko - POLECAM. Sami się przekonajcie jaka jest fajna :)
U nas ostatnio bardzo chorobowo. Alicja od listopada stale pociąga nosem, walczy z napadami kaszlu i niekiedy gorączkuje. Natalka rzadziej, ale też stara się dotrzymywać kroku siostrze. A na koniec jeszcze i mnie dopadają jakieś wstrętne wirusy, które za nic w świecie nie chcą się odczepić. Nienawidzę chorować. Gdy tylko zaczyna mnie łamać w kościach, natychmiast robię się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Lato w tym roku zdecydowanie dało nam wiele do życzenia... Kiedy więc zobaczyłam tę młodzieżową książkę na stronie wydawnictwa Zielona Sowa naprawdę poczułam nieodpartą chęć przeczytania takiej typowo letniej powieści. Powieści pełnej słońca, morza, plaży, z jakąś nutką letniego romansu ;) Właśnie taka jest ta książka, właśnie taką ją sobie wyobrażałam czytając opis na stronie wydawnictwa.
Iris to szesnastolatka mieszkająca w Wielkiej Brytanii, w nadmorskim mieście o nazwie Newquay. Miasto to zwane jest podobno "Stolicą brytyjskiego surfingu". Iris jest zapaloną surferką. To jej wielka pasja, radzi sobie naprawdę nieźle. Tak bardzo to kocha, że potrafi wyskoczyć poserfować nawet podczas przerwy w pracy. A gdzie pracuje? Oczywiście w sklepie dla surferów ;) Pewnego dnia jej przyjaciółce po raz pierwszy udaje się zaciągnąć Iris na jogę. Poznaje tam niezwykle przystojnego chłopaka. Od razu wyczuwa, że on także jest surferem. Szybko łapią wspólny język, wyskakują na wspólne surfowanie, poznają się coraz lepiej, powoli coś zaczyna się między nimi dziać. Wydawać by się mogło, że to taki letni, wakacyjny flirt... Jednak to wszystko okaże się bardziej skomplikowane niż być powinno. Zake wcale nie jest zwyczajnym pasjonatem surfingu, jego rodzina jest wspaniała i nieco zwariowana, Iris ma kłopoty ze swoim byłym chłopakiem, do tego między Iris i Zake'm zaczyna rodzić się jakieś uczucie, jednak on wydaje się dosyć wycofany, zresztą wcale nie ukrywa, że jest w Newquay tylko przejazdem...
Jest to taka letnia, dosyć lekka lektura. Nie znajdziemy tutaj zbyt wielkich zwrotów akcji, ale też nie można raczej narzekać na nudę. Co prawda jest to taka typowo młodzieżowa lektura, podejście bohaterów do tematu "chodzenia ze sobą" wydaje mi się trochę dziecinne. Analizowanie każdego spojrzenia, słowa, gestu, wieczne przemyślenia na ten temat. Ale pomimo tego i tak czytało mi się tę książkę nieźle. Jest tutaj trochę radości i smutków, kilka zabawnych i smutnych momentów, jest rywalizacja, mnóstwo pasji, letni klimat, trochę uczuć, kilka groźnych momentów. Także nie wynudzicie się podczas czytania, przynajmniej ja na nudę nie narzekam ;) Jedyne na co muszę zwrócić uwagę to to, że moim zdaniem trochę za dużo tutaj surfingu. Ja wiem, że to jest tematem przewodnim tej książki jednak mam wrażenie, że dowiedziałam się wszystkiego na temat wiosłowania, stawania na desce, trzymania równowagi, fal, surferów, zawodów, pianek, desek, sztuczek, kodeksu, terminologii i całej masy innych rzeczy ;) Myślę, że gdybym teraz zapisała się na lekcje surfingu to moją wiedzą zaskoczyłabym nie jednego nauczyciela ;) Jedak wbrew pozorom nie jest to podręcznik do nauki surfowania. Wszystko to opisane jest przy okazji różnych przemyśleń głównej bohaterki.
A teraz coś Wam zdradzę. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię sobie podglądnąć w internecie miejsce gdzie rozgrywa się akcja danej książki. Wiem, że to o czym czytam jest fikcją literacką jednak miejsca, o których czytam zazwyczaj istnieją naprawdę. Podczas czytania człowiek wyobraża sobie to wszystko, widzi jakieś obrazy w głowie tak jak sam je sobie wymyśli. A ja czasami oglądnę sobie zdjęcia z danego miejsca i wiem jak to mniej więcej mogło wyglądać naprawdę. Lubię to ;) W tym przypadku właśnie tak było. Miasteczko Newquay jest naprawdę urodziwe, plaża Fistral jest cudna, widoki są piękne. Podczas czytania czułam się jakbym tam była. To naprawdę fajne, jeśli nie robiliście tak nigdy to koniecznie kiedyś spróbujcie ;)
Lato w tym roku zdecydowanie dało nam wiele do życzenia... Kiedy więc zobaczyłam tę młodzieżową książkę na stronie wydawnictwa Zielona Sowa naprawdę poczułam nieodpartą chęć przeczytania takiej typowo letniej powieści. Powieści pełnej słońca, morza, plaży, z jakąś nutką letniego romansu ;) Właśnie taka jest ta książka, właśnie taką ją sobie wyobrażałam czytając opis na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Niedawno miałam okazję napisać Wam kilka słów o "Gwieździe Morza" czyli pierwszej części z bardzo fajnej i ciekawej serii dla młodzieży "Odyseusze". Po przeczytaniu poprzedniej książki od razu chwyciłam po kontynuacje. Niestety czasu na czytanie nie miałam tak wiele jakbym sobie tego życzyła, ale i tak podczytywałam o morskich przygodach Matyldy i Daniela kiedy tylko miałam ku temu okazję. Dlatego czym prędzej powiem Wam co też tym razem spotkało naszych bohaterów.
Wiadomo jak to jest przy kolejnych częściach z serii. Chcąc nie chcąc muszę Wam zdradzić co nieco tego co działo się poprzednio bo inaczej niewiele moglibyście z tego zrozumieć. Także usiądźcie się wygodnie i przygotujcie na morskie przygody pełne niezwykłości, pełne potworów, magii, niebezpieczeństw i piratów, a także podróże po dżunglach i
Głównymi bohaterami jest tutaj polskie rodzeństwo. Matylda ma dwanaście lat, jej brat Daniel jest o rok starszy. W pierwszej części mieliśmy okazję przeczytać o tym, że dzieciaki wraz ze swoimi rodzicami wyruszyli w rejs dookoła świata. Niestety stało się coś okropnego. Wielki morski potwór porwał ich rodziców, a oni sami wraz z jachtem zostali przeniesieni jakby do innego wymiaru. Do dawnych czasów, do miejsca zwanym Republiką Piratów gdzie na morzach grasowali najgorszy i najniebezpieczniejsi szubrawcy.
Dzieciaki zostały napadnięte przez jednego z tych łotrów i ich dalsze losy były naprawdę burzliwe. Uratowani przez królewskiego Komodora, przetrzymywani w jakimś niewiadomym celu bez szans na pomoc, uciekli i znowu dołączyli do piratów. Pirackie napady, wypadek statku, ratunek przez syreny, zostawienie Daniela na bezludnej wyspie, poszukiwania skarbu tak wielkiego i tak cennego, że nawet nie można sobie tego wyobrazić. Do tego straszna zmora chcąca skrzywdzić Matyldę, kapitan piratów trzymający ją po to, aby dobrać się do dziwnego i tajemniczego skarbu...
Nie opowiem Wam wszystkiego, ale koniecznie muszę zdradzić choć tyle, że dzieciaki odzyskają rodziców i wraz z niezwykle cenną mapą trafią z powrotem do naszego świata. I tak naprawdę dopiero w tym momencie rozpoczyna się kolejne ogromna przygoda. Tym razem odwiedzimy piękne miejsca, starożytne ruiny, podwodne jaskinie... Jednak w Postrach Siedmiu Mórz nie ma zamiaru zostawić ich w spokoju... Musicie uwierzyć mi na słowo - będzie naprawdę ciekawie!
Zakończenie drugiej części okazało się jeszcze bardziej intrygujące niż w pfzypadku części pierwszej. Zapowiedziana jest kontynuacja serii, a ja już nie mogę doczekać się, aby dowiedzieć się co wydarzy się dalej, co jeszcze spotka rodzinę Wesołowskich, czego chce od nich Postrach Siedmiu Mórz. Jestem także strasznie ciekawa tego co za miejsca odwiedzą w kolejnym tomie, o czym będziemy mieli okazję poczytać. Bo nie wiem czy wiecie, ale oprócz opowieści opisującej niebezpieczne przygody naszych bohaterów mamy także okazję dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy na różne inne tematy.
Bowiem autorka co jakiś czas robi przerwy w historii i zamieszcza ciekawostki na przykład pisuje jak dokładnie wyglądało życie na pirackim okręcie, jakie panowały obowiązki, jaką dietę mieli piraci. Zobaczymy także jak wiązać różne żeglarskie węzły, przeczytamy o trzech najsłynniejszych kobietach piratkach, zobaczymy w jaki sposób powstają podwodne jaskinie, przeczytamy o starożytnych Majach, o wilgotnym lesie równikowym, poznamy mieszkańców lasu deszczowego w Brazylii... A to nadal nie wszystko :)
Jak widzicie seria "Odyseusze" to nie tylko ciekawa opowieść, ale także skarbnica wiedzy. Dla młodego czytelnika, który interesuje się zarówno podróżami jak i ogólnie światem zarówno przyrody jak i zwierząt, a także historią to z całą pewnością wspaniały dodatek. Moim zdaniem to strzał w dziesiątkę. Z całą pewnością i bez tych wszystkich informacji byłoby ciekawie, ale jestem pewna, że nie aż tak bardzo!
Ja osobiście jestem wielką fanką twórczości Pani Agnieszki Stelmaszyk. Mimo swojego wieku jedną z moich ulubionych serii jest wspaniała seria "Kroniki Archeo". Tutaj w "Odyseuszach" można spotkać nieco drobnych podobieństw, ale historie są zupełnie inne, przygody są zupełnie inne, bohaterowie także są zupełnie inni.
I jeśli już miałabym się do czegoś przyczepić to chyba wyłącznie do tego dlaczego w przypadku "Odyseuszy" nie mamy sztywnej oprawy tak jak w "Kronikach Archeo" ? Niby w niczym nie ujmuje to tym powieściom, ale bezsprzecznie książki te prezentowałyby się bardziej efektownie w sztywnych okładkach ;) W żadnym wypadku mi to nie przedszkadza i tak uważam, że koniecznie sami musicie przekonać się o tym jak wciągające okazują się te morskie przygody rodziny Wesołowskich!
Niedawno miałam okazję napisać Wam kilka słów o "Gwieździe Morza" czyli pierwszej części z bardzo fajnej i ciekawej serii dla młodzieży "Odyseusze". Po przeczytaniu poprzedniej książki od razu chwyciłam po kontynuacje. Niestety czasu na czytanie nie miałam tak wiele jakbym sobie tego życzyła, ale i tak podczytywałam o morskich przygodach Matyldy i Daniela kiedy tylko miałam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jak z pewnością wiecie jestem ogromną fanką przygód Tappiego. Ten wesoły i przesympatyczny wiking podbił moje serduchu od samego początku, od kiedy tylko przeczytałam pierwszą książkę. Było to lata temu i od tamtej pory nasz zbiór opowiadań o Tappim bardzo się rozrósł. Powstały nawet różne wersje tych opowiadań, zarówno dla młodszych jak i dla nieco starszych dzieciaków, te pierwsze są krótsze i opowiadają różne historyjki, te drugie są dłuższe i opowiadają jedną długą przygodę. Są nawet takie książki o Tappim i jego przyjaciołach z Szepczącego Lasu, w którym to sam czytelnik może decydować o tym co wydarzy się dalej. Ale dzisiaj nie o tym chciałam Wam napisać, dzisiaj o czymś wyjątkowym i innym niż dotychczas ;)
Nie sądziłam, że seria o najsympatyczniejszym wikingu na świecie jeszcze czymś mnie zaskoczy. Okazało się, że to możliwe. pewnie jesteście ciekawi co też takiego wyjątkowego mam na myśli? Choć pewnie jeśli przeczytaliście tytuł to z łatwością się domyśliliście... Taaak, tym razem w książce tej oprócz opowiadań znajdziemy także kilka pysznych przepisów!
Ja już teraz mogę powiedzieć Wam, że jestem absolutnie zachwycona i moim zachwytom nie będzie końca ponieważ z pewnością wiecie doskonale jak uwielbiam książki kulinarne. A ponieważ Tappiego także uwielbiam to mamy tutaj kumulacje! Nie dam rady ograniczyć tych wszystkich ochów i achów ;)
W książce tej znajdziemy dziewięć opowiadań opisujących przygody przyjaciół z Szepczącego lasu. Jest tutaj oczywiście nasz główny bohater wiking Tappi oraz jego najlepszy przyjaciel reniferek Chichotek, są także miś Brzuchacz, kruk Paplak, bóbr Chrobotek, wiewiórka Śmigaczka, wilczek Grzebieluszek, trzy wredne Wodniki, kilka olbrzymów, smok Nicporun,
Nie opowiem Wam dokładnie każdego z zamieszczonych tutaj opowiadań, ale pokrótce napiszę o czym one są. Pierwsze z nich opowiada o wyprawie ratunkowej ponieważ ukochana misia Brzuchacza została porwana przez złego Olbrzyma. Drugie jest o tym jak to Kapryśna Lodówka postanowiła spłatać psikusa Chichotkowi oraz o tym jak to się stało że słońce zaspało. Kolejna historia opowiada o trzech psotnych i niegrzecznych Wodnikach, które próbowały zepsuć mieszkańcom Szepczącego Lasu ważny dzień. Opowieść czwarta jest o wielkich porządkach, które Tappi i Chichotek mieli przeprowadzić w chacie, niestety czarodziej Zmarzluch rzucił na nich pewien czar.
Dalej przeczytamy o tym jak to Tappi niechcący obudził smoka Nicporuna. Historia numer sześć opowiada o niecnych planach Czarodzieja Zmrokulca. Kolejne opowiadanie jest o niedźwiedziu Brzuchaczu, który za karę został zmniejszony przez Bagienną Wiedźmę. Ósma historia jest o bardzo zmęczonym smoku i o bardzo głodnych wilczkach, Tappi musi sobie poradzić i z jedną i z drugą sprawą. Ostatnia opowieść jest o tym jak to wiatr Wichrulec koniecznie chce przeszkodzić Tappiemu i Chichotkowi w drodze do babci Tappiego.
W każdym z tych opowiadań bohaterowie przyrządzają coś dobrego do jedzenia tak więc na końcu każdej historii znajdziemy przepis na to samo czym zajadali się mieszkańcy Szepczącego Lasu. Mamy Bułeczki bohaterów z Mruczących Gór, Truskawkowy Koktajl z Kapryśnej Lodówki, Placki ze Słonecznej Polany, Kuskus z warzywami Babci Tappiego, Sekretne ciasto Babci Tappiego, Magiczna sałatka owocowa, Naleśniki-po-których-nie-burczy-w-brzuchu, Smocza jajecznica oraz Misiowa herbata Babci.
Każde z tych dań i napojów jest banalnie proste, każde z małą pomocą rodziców bez problemu dadzą rade wykonać nawet dzieciaki. I właśnie o to tutaj chodzi, aby dzieci same przygotowały coś dobrego. Wyobrażacie sobie dumę i radość jeśli im się uda? Ja chyba podsunę mojemu starszakowi te przepisy, może sam zechce coś wykonać. Bardzo lubi mi pomagać w kuchni więc jestem na sto procent pewna, że z radością spróbowałby swoich sił w samodzielnym przygotowywaniu czegoś dobrego ;)
Powiem Wam, że na początku mojego wpisu gdzie tak zachwycałam się tą książką nie ma ani grama przesady. Opowieści o Tappim i jego przyjaciołach za każdym razem bez wyjątku są wspaniałe, ciekawe, mądre, pełne zrozumienia, dobroci, pomocy, zabawy. Czyta się je wspaniale. Nam towarzyszą od kilku lat i nadal nam się nie nudzą. Ja osobiście z niecierpliwością wypatruje każdej kolejnej części o Przygodach Tappiego. A tutaj dodatkowo mamy dziewięć pysznie zapowiadających się przepisów! Wspaniały pomysł, rewelacyjny dodatek. Ja jestem naprawdę pełna zachwytu i jestem pewna, że podzielicie moje zdanie - koniecznie przekonajcie się sami czy mam rację ;) Polecam!
Jak z pewnością wiecie jestem ogromną fanką przygód Tappiego. Ten wesoły i przesympatyczny wiking podbił moje serduchu od samego początku, od kiedy tylko przeczytałam pierwszą książkę. Było to lata temu i od tamtej pory nasz zbiór opowiadań o Tappim bardzo się rozrósł. Powstały nawet różne wersje tych opowiadań, zarówno dla młodszych jak i dla nieco starszych dzieciaków, te...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o moim odkryciu. Jest nim nowa seria książek przygodowych dla młodzieży. Pamiętacie "Kroniki Archeo" autorstwa Agnieszki Stelmaszyk? Na pewno pamiętacie, bo pisałam Wam o niej już mnóstwo razy :) Dzisiaj coś odrobinę podobnego choć zdecydowanie bardziej magicznego, ale co najważniejsze jest to nowa seria tej samej autorki! Jestem jej wielką fanką więc kiedy trafiłam na "Odyseusze" musiałam, naprawdę musiałam się z nimi zapoznać :)
Dziś napiszę Wam słów kilka o pierwszej części czyli o "gwieździe morza". Tak, tak akcja będzie typowo morska więc przygotujcie się na takie klimaty.
Wszystko zaczyna się spokojnie. Rodzina Wesołowskich (czyli dwunastoletnia Matylda, trzynastoletni Daniel oraz ich rodzice) wybrali się w wielomiesięczny rejs dookoła świata. Płynęli już od jakiegoś czasu i wszystko szło w jak najlepszym kierunku, do czasu aż po sztormie napotkali opuszczony jacht. Przeszukali go i uznali, że niestety osoby znajdujące się na nim musiały nie poradzić sobie z tym okropnym sztormem...
Matylda na jachcie znalazła dyktafon. Wiedziała, że nie powinna go brać lecz to był odruch, zwykła ciekawość. Wraz z bratem w tajemnicy odsłuchiwali i zapisywali wszystko co usłyszeli. Mężczyzna, który stworzył te nagrania był jakimś naukowcem lub kimś w tym rodzaju. Opowiadał o przedziwnych rzeczach, o anomalii, o niebezpieczeństwie. Matylda, Daniel oraz ich rodzice bardzo szybko na własnej skórze dowiedzieli się jak wiele w tym wszystkim było prawdy...
Nie opowiem Wam wszystkiego co spotkało dwójkę rodzeństwa, bo byłoby tego naprawdę sporo. Nie powiem Wam co się przydarzyło ich rodzicom i jak to się stało, że rodzeństwo przeniosło się do zupełnie innych czasów, do zupełnie innego wymiaru... Powiem Wam tylko, że to co tam przeżywali było bardzo niebezpieczne. Piraci, potwory, syreny, czarownica, krwawe piętno, sztormy, zjawy - długo by wymieniać...
Jak sami widzicie wiele się tutaj dzieje. Powieść ta jest pełna fantazji, pełna niezwykłych i niebezpiecznych przygód, pełna magii. Choć akcja przez większość książki toczy się na oceanie to jednak z całą pewnością nie ma tutaj czasu na nudę. A na dodatek nie ma zakończenia, akcja będzie toczyć się dalej w kolejnej części. Ja od razu po nią chwytam, aby dowiedzieć się co jeszcze czeka naszych młodych, dzielnych bohaterów :)
Stron jest sporo więc i czytania jest tutaj bardzo dużo. Książka ta zdecydowanie przeznaczona jest dla starszych dzieci. Na okładce oznaczona jako 9 + i z tym jak najbardziej się zgadzam. Mojego ośmiolatka z pewnością bardzo by zainteresowała, jednak czytania dla niego jest tutaj o wiele za dużo. Poczekam więc aż sam będzie mógł chwycić po tę historię. Jestem pewna, że mu się spodoba :)
Wewnątrz znajdziemy także ilustracje, różne ramki z ciekawostkami i opisami. Budowa jachtu, wielka rafa koralowa, nazwy dawnych statków, najbardziej znani i najstraszniejsi piraci, mieszkańcy mórz według mitologii greckiej to niektóre z zagadnień, które tu znajdziemy. Fajny pomysł, można dowiedzieć się z tego kilku ciekawych rzeczy. Także pozostaje mi jedynie polecić książkę Waszej uwadze. Myślę, że nawet jeśli Wasze dzieciaki są na nią za małe to warto przeczytać ją samodzielnie i odłożyć, aby poczekała aż maluchy podrosną i same po nią chwycą ;)
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o moim odkryciu. Jest nim nowa seria książek przygodowych dla młodzieży. Pamiętacie "Kroniki Archeo" autorstwa Agnieszki Stelmaszyk? Na pewno pamiętacie, bo pisałam Wam o niej już mnóstwo razy :) Dzisiaj coś odrobinę podobnego choć zdecydowanie bardziej magicznego, ale co najważniejsze jest to nowa seria tej samej autorki! Jestem jej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Polecałam Wam nie tak dawno fajną książeczkę z pracami plastycznymi na Święta Bożego Narodzenia. Tamta lektura skierowana byłą raczej dla miłośników Kubusia Puchatka i jego przyjaciół. Dziś zatem pokażę Wam poradnik dla każdego. Z pomysłami na ozdoby o tematyce świątecznej bez nawiązywania do jakichkolwiek bajkowych postaci.
Nadchodzą święta to zbiór wszelkich prac plastycznych związanych z Bożym Narodzeniem. Na początku myślałam, że będą one jedynie z papieru, ale okazało się, że autorzy tej publikacji pokazali tu także kilka prac, które należy wykonać z innych przedmiotów. Z tego co widziałam poza kolorowym papierem i falistą tekturą wymienione tu zostały szyszki, gałązki choinki, farbki, sznurek, masa solna i słoiczki. Jednak zdecydowana większość pomysłów to ozdoby papierowe. I powiem Wam szczerze, że byłam naprawdę mega zaskoczona, gdy zobaczyłam, ile ślicznych rzeczy można z niego wyczarować! Wystarczy tylko dobrać odpowiedni wzór, odpowiednio go dociąć lub wygiąć i... gotowe! Cudo, naprawdę. Aż mam ochotę zabrać się do pracy już teraz w tej chwili!
Na początku zrobiłabym prześliczną gwiazdę z tektury falistej. Potem na pewno spróbowałabym zrobić girlandę z gwiazdek i choinki z pasków papieru. Bardzo spodobały mi się także ażurowe gwiazdki lub takie trójwymiarowe. A harmonijkowa bombka to po prostu bajka! Wygląda fantastycznie. Koniecznie muszę ją wykonać :) Fantastycznie wyglądają także girlandy z choinek, papierowe wieńce i rozety na choinkę. Wyglądają fantastycznie... Tak naprawdę, za każdym razem gdy otwieram tą książkę znajduję w niej coś jeszcze godnego uwagi. Już nawet nie zaznaczam sobie pomysłów, które chce zrobić, bo w zasadzie musiałabym zaznaczyć prawie wszystko... Łatwiej jest po prostu działać spontanicznie i już! :)
Ale, mam dla Was jeszcze małą niespodziankę. Pisałam Wam, że poza pomysłami z papieru są tu także inne zabawy plastyczne. Na przykład ze słoików możemy zrobić lampiony, z szyszek reniferki, a z masy solnej łańcuch. Każda z nich wygląda ciekawie i naprawdę bardzo efektownie. Jednak moją niespodzianką nie jest tych kilka przedmiotów. Nie zdradziłam Wam jeszcze, że w tej publikacji znajdziemy także dosłownie kilka przepisów kulinarnych! Macie ochotę na piernikową choinkę? A może słodkie reniferki? Fajne są też bałwanki na patyczku i bakalie w czekoladzie. M... a na widok domku z piernika aż mi ślinka cieknie... Pyszności! Muszę koniecznie wypróbować te przepisy :)
Książka ta nie należy do olbrzymów. Jest mała i poręczna. Okładka jest cienka, prawie takiej samej grubości co kartki wewnątrz. Całość jest klejona, ale na szczęście na tyle solidnie jest wszystko wykończone, że nawet podczas bardzo częstego obracania stron i przeglądania poradnika, nic z niego nie wypada. Książka nie rozsypuje nam się w rękach, co niestety czasem się zdarza. Tutaj nie mam tego kłopotu. Fajne jest natomiast to, że na końcu tej książki znajdziemy całą masę przeróżnych kolorowych kartek do wykorzystania podczas zabawy! Genialny pomysł, naprawdę. Nie wyobrażam sobie teraz mieć w domu kilku kartonów różnych papierów. To fizycznie niemożliwe. Poza tym przeszukiwanie domu w poszukiwaniu danego wzoru też nie jest za fajne. Tymczasem tutaj wybór papierów jest naprawdę duży i w dodatku wszystko mamy cały czas pod ręką.
Warto także zwrócić uwagę na szatę graficzną. Książka w środku jest bowiem bardzo kolorowa, ale nie jakoś przesadnie pstrokata. Zerkając do środka widzimy wiele ozdób, świątecznych szlaczków itp. Ale mimo to, tekst i instrukcje wykonania wszystkich prac nie znikają nam w tym wszystkim. Są dobrze widoczne i łatwo zauważalne. Każdy krok jest tu dokładnie opisany i zobrazowany. Niezbędne do wykonania danej ozdoby przedmioty autorzy umieścili w punktach. Widać, że wszystko jest tu dobrze przemyślane i ładnie dopracowane. Bardzo lubię takie książki. Uporządkowane i przejrzyste. Wtedy z jeszcze większą ochotą po nie sięgam :)
Prace plastyczne królowały w naszym domu od zawsze. Gdy Alicja byłą malutka stale coś tworzyłyśmy. Potem moje dziecko podrosło i straciło ochotę do twórczych zabaw. Natomiast młodsza córka byłą za mała by się tym zająć. Wtedy działałam sama. Swego czasu szyłam ozdoby z filcu i takie tam. Teraz Natalka jest już na tyle duża, że znów możemy rzucić się w wir pracy i z przyjemnością z tego korzystam. A takie książki jak ta tylko mi to ułatwiają. Wystarczy mały znak od mojej córeczki, a ja już szperam po tego typu publikacjach w poszukiwaniu ciekawej zabawy. Czasem Natalka sama do nich zerka i pokazuje co chciałaby wykonać dziś. Super prawda? Ja jestem zachwycona.
Na zakończenie dodam tylko, że ta lektura z pewnością Wam się przyda. Jest wesoła, ciekawa i fajnie wydana. A zabawy wewnątrz na tyle zróżnicowane, że spokojnie znajdziemy w nich pomysły zarówno dla trzylatka jak i nastolatki. Ja jestem bardzo zadowolona. Polecam!
Polecałam Wam nie tak dawno fajną książeczkę z pracami plastycznymi na Święta Bożego Narodzenia. Tamta lektura skierowana byłą raczej dla miłośników Kubusia Puchatka i jego przyjaciół. Dziś zatem pokażę Wam poradnik dla każdego. Z pomysłami na ozdoby o tematyce świątecznej bez nawiązywania do jakichkolwiek bajkowych postaci.
Nadchodzą święta to zbiór wszelkich prac...
Uwielbiam Święta Bożego Narodzenia. Mam na ich punkcie kompletnego bzika i bardzo skutecznie zarażam tym wirusem wszystkich dookoła. Mój mąż, choć swego czasu podchodził do nich z lekkim dystansem teraz sam z wielkim zaangażowaniem tworzy listę prezentów dla dzieci i dopytuje czego mi jeszcze trzeba do przygotowań. A ja szaleję! Co drugi dzień zmieniam menu świąteczne (głownie to słodkie) i codziennie dodaję jakiś element dekoracji w domu. Uwielbiam przystrajać wszystkie pomieszczenia by wszędzie czuło się ten świąteczny klimat. Ale spokojnie, nie wydaję na te dodatki fortuny! Zdecydowaną większość z nich tworzę zupełnie sama.
Czasem pomysły czerpię z sieci, czasem sama wymyślam różne cuda. Ale najbardziej lubię zaopatrywać się w książki, w których odnaleźć można całą masę niesamowitych pomysłów na święta. Mam ich już na półce w biblioteczce mały zapas. I wciąż mi mało! W tym roku znów pokażę Wam kilka takich książek. Na początek taka oto wesoła lektura z ulubieńcami naszych najmłodszych domowników. Poznajecie tego uroczego żółtego grubaska? Tak, to Kubuś i jego przyjaciele. A w tej lekturze dowiecie się, jak przygotować święta w iście Puchatkowym stylu! Bo poradnik "Pierwsza gwiazdka z Kubusiem" to coś w stylu kalendarza adwentowego. najdziemy w nim nowiem dokładnie 24 pomysły na święta. Po jednym na każdy dzień oczekiwania na Boże Narodzenie! Jak dla mnie - bomba!
I tak przeglądając tę nie dużą książeczkę dowiemy się jak wykonać różnego rodzaju bombki. Na przykład Kłapouchego albo Prosiaczka. A może chcecie iście Tygrysią bombkę? Albo zwyczajną, papierową? Może też być filcowa w kształcie sweterka Kubusia Puchatka! Ale oczywiście nie tylko takie ozdoby znajdziemy w tym poradniku. Są tu także inne cuda. Na przykład serduszkowy łańcuch w kolorach Kłapouchego, Łańcuch w tygrysie paski lub prosiaczkowy łańcuch. Możemy także wykonać gwiazdkę ze słomek, witrażyk, wydzierankę Kubusia, choinkową girlandę, królika z rolki po papierze lub filcową sowę. Mało Wam jeszcze? Nic nie szkodzi... Może macie ochotę na tygrysie albo Kubusiowe pierniczki? A może marchewkę słodkości? My mamy ogromną ochotę spróbować zimowy koktajl Kubusia. Coś mi się zdaje, że będzie przepyszny!
Jak widzicie na brak urozmaicenia wśród pomysłów w tej książce narzekać nie możemy. Są tu bowiem proste prace plastyczne i takie ciut bardziej skomplikowane. Nie brakuje także przepisów kulinarnych, które są na tyle łatwe, by dziecko mogło czynnie uczestniczyć podczas pracy. A wszystkie te rzeczy są fajnie poprzeplatane. No i oczywiście związane z tymi sympatycznymi bohaterami. Prawie każdy pomysł zaproponowany w tej lekturze nawiązuje w jakiś sposób do Kubusia lub jednego z ich przyjaciół. I nie mam na myśli tutaj samej nazwy danego przedmiotu lub smakołyku. Ale ogólnie całości. Witraż przedstawia naszego uroczego grubiutkiego misia, a bombka Kłapouchego jest fioletowa i ma przyczepiony pinezką ogonek. Marchewka na słodkości to oczywiście pomysł królika, a Prosiaczkowe pierniczki są różowe, mają ryjek i lekko oklapłe uszka.
Książeczka ta jest naprawdę pięknie wydana. Nie ma ona może bardzo grubej okładki, ale ta jest lekko usztywniana, więc także wystarczająco solidna. Kartki wewnątrz są grube i śliskie. A całość opatrzona została wieloma, ślicznymi i bardzo kolorowymi ilustracjami, które jeszcze bardziej zachęcają do zabawy. Wszystkie instrukcje, jak wykonać każdy z pomysłów są bardzo przejrzyste. Jest tu spora ilość ilustracji obrazujących każdy kolejny krok. Są one także krótko i konkretnie opisane. Na początku zawsze wyszczególnione są wszystkie niezbędne przedmioty do danej zabawy. Ogólnie myślę, że dzieciaczki spokojnie poradzą sobie same ze zdecydowaną większością tych prac. A przy pozostałych, nasza pomoc potrzebna będzie tylko w niewielkim stopniu.
Pamiętam, że Alicja przez kilka lat szalała za Kubusiem Puchatkiem. Regularnie oglądałyśmy bajki z tym uroczym misiem, a na półce mojego dziecka do dziś stoi cała seria książeczek z Kubusiem w roli głównej. Z Natalką było dokładnie tak samo. Tyle tylko, że moja młodsza córka jeszcze nie wyrosła z miłości do tego uroczego misiaczka. Moje dziecko do tej pory sypia z pluszowym bajkowym misiem. I gdy tylko trafimy na bajeczkę z Tygryskiem, Prosiaczkiem i całą resztą - mała nie rusza się sprzed telewizora. Dlatego śmiem twierdzić, że każde dziecko przechodzi taki etap, w którym Puchatek jest ich małym idolem. Jest przemiły, sympatyczny i ma bardzo dobre serduszko. Ma swoje słodkie małe wady, które tylko dodają mu uroku. No po prostu jego nie da się nie kochać! Dlatego uważam, że ta książeczka to był znakomity pomysł. U nas sprawdziła się idealnie. Moje obie dziewczyny są zachwycone i teraz codziennie z ogromną przyjemnością coś tworzą. Polecam!
Uwielbiam Święta Bożego Narodzenia. Mam na ich punkcie kompletnego bzika i bardzo skutecznie zarażam tym wirusem wszystkich dookoła. Mój mąż, choć swego czasu podchodził do nich z lekkim dystansem teraz sam z wielkim zaangażowaniem tworzy listę prezentów dla dzieci i dopytuje czego mi jeszcze trzeba do przygotowań. A ja szaleję! Co drugi dzień zmieniam menu świąteczne...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-30
Mam w domu trzylatkę, która coraz częściej interesuje się różnego rodzaju książeczkami z zadaniami. Początkowo szał był na naklejki, potem coraz częściej mała sięgała po kolorowanki. Teraz stawia pierwsze kroki w ciut innych zabawach. Pewnie niektórzy powiedzą, ze to późno. Nie raz widziałam w księgarniach książki ze szlaczkami dla dwulatków. Zresztą moja starsza córka również znacznie wcześniej bawiła się w ten sposób. Ale ja nigdy na nią nie naciskałam. Nie namawiałam. Nie miała ochoty, to nie. Wiedziałam, że kiedyś przyjdzie czas, że sama o nie poprosi. I chyba właśnie się tego doczekałam.
Dziś zatem pokażę Wam jedną z tych książek, które trafiły do naszego domu właśnie z myślą o tym moim małym szkrabie. Wewnątrz bowiem znajdują się różnego rodzaju prace, które służą do ćwiczenia małych rączek dziecka. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy, gdy sięgnęłam po tę pozycję to fakt, że ma ona w zasadzie dwie przednie okładki! Z jednej strony jest ona bardzo kolorowa i wesoła, jest na niej tytuł itp informacje, a gdy uniesiemy ją do góry zobaczymy pierwsze zadania. Druga, jest zielona, ale tutaj także znajduje się tytuł itp. I gdy otworzymy z tej strony zeszyt - również zobaczymy pierwsze zadania. Okazuje się, że książeczkę tą można zacząć z obu stron i za każdym razem ciągnie się ona do połowy. W samym środku tej publikacji znajduje się bardzo gruba i sztywna tektura, a za nią są kolejne zadanie, ale te rozwiązujemy już sięgając po książeczkę z drugiej strony.
Zastanawiałam się czemu ma służyć taki układ. Przecież równie dobrze można by wszystkie zadania umieścić kolejno z jednej strony, a teksturę dać na sam koniec. Ale książka ta jest otwierana jak blok, czyli do góry. A ponieważ jest w niej dużo zadań, to i stron jest dużo. Zatem istnieje spore prawdopodobieństwo, że otwierając książeczkę gdzieś przy końcu, strony zaczęłyby same się odwijać i zamykać książkę. To na pewno nie byłoby wygodne. Gdy kartek jest mniej, raczej nie będą się one tak zachowywać. Jednym słowem wydawnictwo miało naprawdę dobry pomysł. Taki prosty trik, a jak wiele zmienił. Niby nic, a jednaj zabawa z tą książeczką jest znacznie łatwiejsza i przyjemniejsza. Fajnie :)
Ale wróćmy do treści tej lektury. Gdy zerkniemy do wnętrza tej publikacji zauważymy, że są one bardzo różne. Są tu dość proste labirynty, duże grafiki z elementami wymagającymi od dziecka rysowanie po śladzie, duże szlaczki lub na przykład lustrzane odbicia. Zadania te nie są bardzo trudne. Moja trzylatka przy odrobinie chęci i cierpliwości świetnie sobie z nimi poradziła. Jednak, gdy już skończą nam się te prostsze zadania wkraczamy na nowy etap. I wydaje mi się, że z tym dziecko będzie miało znacznie więcej kłopotu. Bo po dużych szlaczkach znajdują się mniejsze, a potem jeszcze mniejsze. I w tych dwóch ostatnich po śladzie rysuje się jedynie pierwszy wzór, dalej trzeba już zrobić to samodzielnie. Ale nie tylko to może sprawić trudność naszemu maluchowi. Są tu jeszcze na przykład takie zadania, w których dziecko musi samo wypełnić jakąś przestrzeń szlaczkami. Dowolnymi szlaczkami. Myślicie, że to łatwe? Bo mam wrażenie, że nie za bardzo...
Na pewno podoba mi się to, że są tu bardzo różnorodne zadania. Że grafiki są ciekawe i pomysłowe. To, że maluch, który zdecyduje się wypełnić tą książeczkę po brzegi będzie miał okazję poćwiczyć rączkę. Ale nie umiem Wam powiedzieć do jakich dzieci jest ona skierowana. W jakim wieku brzdące będą w stanie sobie poradzić ze wszystkimi poleceniami. Moja trzylatka na pewno chętnie wykonała część z nich, ale nie jestem pewna, czy będzie chętna do rysowania malutkich szlaczków zajmujących całą stronę A4. Starszak pewnie chętniej się za to zabierze, ale te prostsze zadania mogą być dla niego nudne i tyle. A może wszystko zależy od dziecka? Alicja dużo chętniej bawiła się w taki sposób. I chyba nie patrzyłaby czy ma tego dużo czy mało, czy jest trudne czy łatwe. Ona po prostu lubiła takie wyzwania.
Ogólnie książeczka mi się bardzo podoba. Zresztą nie tylko mnie, bo Natalka też chętnie spędza przy niej czas. Szkoda tylko, że te zadania są tak strasznie przemieszane. Wolałabym, żeby cała książka była dla mojego dziecka dostępna, a nie żebyśmy musiały co chwilkę coś mijać. To nie podoba mi się zupełnie. Wiem, że moja córka dorośnie do pozostałych zadań, ale teraz mamy ją wypełnioną w połowie i musimy czekać, aż nabierze ona tyle wprawy by móc ją dokończyć. Do tego czasu będzie w naszym domu tyle innych książeczek z takimi zadaniami, że pewnie o tej zostawionej kiedyś dawno zapomnimy... A szkoda. Bo przecież można ją było wypełnić od razu całą. Dlatego też polecam ją, ale tylko dla tych dzieciaczków, które pierwsze spotkanie ze szlaczkami mają już za sobą. Dla tych dzieci, których rączki są już dość dobrze wyrobione i spokojnie pokonają one całą stronę z drobnymi szlaczkami. Młodsze dzieci z pewnością nie zrobią tu wszystkiego.
Mam w domu trzylatkę, która coraz częściej interesuje się różnego rodzaju książeczkami z zadaniami. Początkowo szał był na naklejki, potem coraz częściej mała sięgała po kolorowanki. Teraz stawia pierwsze kroki w ciut innych zabawach. Pewnie niektórzy powiedzą, ze to późno. Nie raz widziałam w księgarniach książki ze szlaczkami dla dwulatków. Zresztą moja starsza córka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Książek dla maluszków jest tak wiele, że po ich podliczeniu wyszłaby nam taka liczba, której pewnie nie bylibyśmy w stanie nawet nazwać ;) Mi samej po kilkanaście razy w ciągu dnia wpada w oko coś ciekawego co jak sadze jak najbardziej spodobałoby się mojemu młodszemu dziecku. A przecież nie przeglądam wszystkich możliwych wydawnictw i księgarni jakie tylko istnieją na świecie więc z pewnością bardzo wiele mnie omija. Ale ponieważ jestem uzależniona od książek naprawdę muszę się hamować, bo im więcej ich widzę tym więcej chciałabym ich mieć :P
I takim oto sposobem doszłam do tego, że czas przedstawić Wam kolejne książki, które spodobały mi się od kiedy tylko na nie zerknęłam ;) W końcu jestem mamą dwóch chłopaków, już od dawna królują u nas wszelkie możliwe samochodziki. Nie mogłam więc ominąć takich książek... Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam serię czterech książeczek dla maluszków.
W serii tej znajdują się cztery tytuły. Każdy z nich dotyczy innego pojazdu. Mamy tutaj karetkę, wóz strażacki, radiowóz i wywrotkę. Ponieważ są trzy samochody ratunkowe, dziwnym pomysłem wydała mi się ta wywrotka. Ale myślę, że teraz czas, aby do kolekcji doszły kolejne samochody budowlane ;) Ja z całą pewnością z chęcią poszerzyłabym naszą samochodową serię o takie książki.
"Franio i samochodziki" to seria książek typowo dla maluchów, może także dla przedszkolaków. Głównymi bohaterami są tutaj mały Franek oraz jego rodzice. W książeczkach tych znajdziemy bardzo króciutkie historyjki opowiadające o tym co widział Franio podczas swoich spacerów z rodzicami.
Na przykład podczas odpoczynku na ławeczce w parku chłopiec zauważył pędzącego rowerzystę. Chwilę później zauważył karetkę i medyków opatrujących zranioną nogę rowerzysty. Innym razem kiedy był z mamą oraz psem na spacerze Franek zauważył dym wydobywający się z okna w bloku. Mama wezwała straż pożarną i tak jej synek poznał wóz strażacki oraz strażaków.
Raz kiedy chłopiec wraz ze swoim tatą grali w piłkę nożną usłyszeli głośny huk. Okazało się, że zderzyły się ze sobą dwa auta. Kierowcy byli na siebie bardzo źli, ale przyjechała policja i zaprowadziła porządek. I tak Franek dowiedział się jak wygląda radiowóz i jaki wydaje dźwięk. Jednego dnia tata zerwał Frania z łóżka i zabrał go ze sobą na plac budowy ich nowego domu. I właśnie tam widzą dużą i ciężką wywrotkę. Chłopczyk dowiaduje się do czego ona służy.
Książeczki te są bardzo króciutkie, mają zaledwie po 8 stron. Tekstu jest niewiele, ale mimo tego dzieciaki dowiedzą się jakie przeznaczenie ma każdy z zaprezentowanych tutaj pojazdów. Niby nic wielkiego, bo pewnie większość dzieci wie do czego służy karetka, a do czego wóz strażacki, właśnie dlatego sądzę, że to książka idealna dla maluchów, one na pewno z przyjemnością poznają te auta :) Kartki mamy tutaj sztywne więc bez obaw możemy książeczki wręczyć nawet niemowlakom. Dzięki żywym barwom i ciekawym ilustracjom bez wątpienia z przyjemnością będą je przeglądać. Mi osobiście brakuje tutaj tylko podanych numerów alarmowych. Sądzę, że dzięki temu w główce malucha mogłyby utrwalić się te jakże ważne cyfry. Ale to tylko szczegół. Książeczki te i tak warte są naszej uwagi :)
Książek dla maluszków jest tak wiele, że po ich podliczeniu wyszłaby nam taka liczba, której pewnie nie bylibyśmy w stanie nawet nazwać ;) Mi samej po kilkanaście razy w ciągu dnia wpada w oko coś ciekawego co jak sadze jak najbardziej spodobałoby się mojemu młodszemu dziecku. A przecież nie przeglądam wszystkich możliwych wydawnictw i księgarni jakie tylko istnieją na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
zapraszam Was do Szepczącego Lasu gdzie mieszka nasz główny bohater oraz jego wszyscy niezwykli przyjaciele :)
Jeśli zaglądacie na naszą stronę chociaż od czasu do czasu to pewnie nie raz trafiliście na moje wpisy dotyczące tej serii książek. Ale oczywiście są pewnie i tacy co nie mają pojęcia kim jest ten długobrody wiking o imieniu Tappi więc muszę Wam jego postać przybliżyć chociaż odrobinę :)
Tappi jest wielkim, przesympatycznym, bardzo pomocnym i pomysłowym wikingiem, który tak naprawdę nigdy nie miał zamiaru być taki jacy są prawdziwi wikingowie. Mieszka sobie w miejscu pełnym magii czyli w Szepczącym Lesie. Miejsce to kocha i choć lubi podróże to właśnie tutaj znajduje się jego dom. W lesie tym znajdziemy całe mnóstwo przyjaciół naszego głównego bohatera. Jest on bowiem tak miły i tak dobry, że lubią go wszyscy bez wyjątku. Jego najlepszym przyjacielem jest mały, bardzo strachliwy reniferek o imieniu Chichotek. Ale w książkach tych poznamy także mnóstwo innych zwierzaków i postaci. Niedźwiedź Brzuchacz, kruk Paplak, bóbr Chrobotek, wilczek Grzebieluszek, dąb Starodziej... To tylko kilkoro z nich :)
Jak widzicie Szepczący Las nie jest wcale zwyczajnym lasem. Mieszkają w nim magiczne stworzenia, które znane nam są na przykład z dawnych podań i legend. Są trolle, elfy, czarownice, mówiące zwierzęta i rośliny. Nawet pory roku, zjawiska pogodowe, a nawet rzeki, strumyki, góry czy też Chata Tappiefo mają tutaj cechy ludzkie... Co tu dużo pisać - cały Szepczący Las jest ożywiony. Ale bez obaw, z całą pewnością nie pogubicie się w tym wszystkim bo wystarczy kilka chwil i już wiemy doskonale kto jest kim i o co dokładnie chodzi :)
Nie każdy jest tutaj jednak dobry i miły. Czasami Tappi ma nie lada problem, aby rozwiązywać niektóre z kłopotów, często dosyć nieprzyjemnych kłopotów, które trafiły do jego pięknej krainy. I tym razem nie jest zbyt różowo. W Szepczącym Lesie pojawia się kuzynka kruka Paplaka. Strofka wszystko mówi rymem i właśnie w taki sposób opowiedziała naszemu wikingowi o Ognistej Wyspie, która jest jej domem.
Niestety od jakiegoś czasu rządzą nią trzej niedobrzy czarodzieje, którzy robią wszystkim okropne psikusy. Mieszkańcy wyspy są bezradni i nieszczęśliwi więc Tappi postanawia wyruszyć w podróż, aby spróbować powstrzymać złych czarowników. Jednak tym razem Chichotek wcale nie ma ochoty mu towarzyszyć. Jest środek pięknego lata i reniferek ma zamiar korzystać z tego czasu jak najlepiej...
Kolejna przygoda naszego ulubionego Wikinga jest równie ciekawa jak wszystkie inne, które dotychczas czytałam. Jak zwykle wiele się tutaj dzieje. Wszystko opisane jest w bardzo fajny sposób, przystępny dla młodego czytelnika. Z całą pewnością opowieść ta zainteresuje każdego i jestem pewna, że zarówno młodsi jak i starsi wciągną się w te wszystkie niesamowite przygody na maksa!
Książka ta jest bardzo pozytywną lekturą. Jest ona mądra, pouczająca, brak w niej jakiejkolwiek przemocy. Tappi zawsze rozwiązuje wszystkie problemy z głową więc nie daje się ponieść emocjom, dzięki czemu nawet złości się bardzo rzadko. Właśnie to sprawia, że jest on przesympatycznym bohaterem, mądrym, dobrym i pomocnym i każdy bardzo go szanuje i lubi. Opowieść ta jest lekturą pełną ciepłych emocji, pełną wspaniałych cech i zachowań, których nasze dziecko uczy się podczas czytania tych wszystkich opowieści. Ja jestem oczarowana tą książką, tą jak i każdą z poprzednich książek o Tappim, jestem pewna, że każda następna będzie równie ciekawa i wspaniała. Polecam z czystym sumieniem :)
zapraszam Was do Szepczącego Lasu gdzie mieszka nasz główny bohater oraz jego wszyscy niezwykli przyjaciele :)
Jeśli zaglądacie na naszą stronę chociaż od czasu do czasu to pewnie nie raz trafiliście na moje wpisy dotyczące tej serii książek. Ale oczywiście są pewnie i tacy co nie mają pojęcia kim jest ten długobrody wiking o imieniu Tappi więc muszę Wam jego postać...
Kolejna wspaniała nowość zawitała na półce mojego dziecka. Kolekcja książek o Tappim i jego przyjaciołach rośnie w oczach :) Cieszy mnie to ogromnie, bo to naprawdę wspaniały cykl, w którym jesteśmy zakochani po uszy! Każda kolejna książka cieszy nas jeszcze bardziej.
Z pewnością już zauważyliście jak uwielbiam Tappiego, moje dziecko zresztą podziela moje zdanie co do niego ;) Ale opowiadania o nim są naprawdę ciekawe więc kompletnie nie ma się czemu dziwić, że tak za nimi szalejemy. Tym bardziej, że są tak jakby trzy różne serie. Bohaterowie zawsze są Ci sami, jednak zawartość książek jest przedstawiona w każdej nieco inaczej. Nie ma szans na nudę przy takiej różnorodności ;)
Mamy na przykład grube książki z rozdziałami gdzie opowiadanie jest jedno, mamy cieńsze książki gdzie każdy rozdział to inna krótka historyjka o Tappim i przyjaciołach no i mamy takie książki jaką dzisiaj chciałabym Wam pokazać. Jest to mianowicie książka, w której mały czytelnik sam decyduje co będziemy dalej czytać czyli jaki kolejny ruch zrobią nasi bohaterowie,
Tym razem w naszą przygodę wplątały się trzy małe smoki, jest także zła czarownica, która za wszelką cenę chce je złapać, aby zająć pierwsze miejsce w konkursie na łowcę smoków. Tappi jest zawsze pomocny i nie pozwoli, aby komukolwiek działa się krzywda więc wraz ze swoim przyjacielem Chichotkiem rusza na pomoc smokom. Jednak wiedźma wcale nie ma zamiaru łatwo się poddać...
Ciężko byłoby mi teraz napisać Wam jak to wszystko się potoczy ponieważ to zależy już od nas. Na końcu każdego rozdziału (które swoją drogą są bardzo króciutkie) znajdują się dwie lub trzy opcje do wyboru. Na przykład "Jeśli chcesz, by Tappi spróbował porozmawiać z wiedźmą, poszukaj strony 46", "Jeśli wolisz, by Tappu rzucił się do ucieczki, wybierz stronę 48" lub "Jeśli chcesz, by przyjaciele udali się do Bollego, wybierz stronę 10", "Jeśli chcesz, by poszli do Pasibrzucha, poszukaj strony 12".
Tak to mniej więcej wygląda. Dzięki temu książkę tą można czytać wiele razy i za każdym razem Tappi będzie miał zupełnie inne przygody :) To naprawdę pomysłowa sprawa, nie sądzicie? To taka książka do wielokrotnego czytania i przy tym wiadomo, że nasze dziecko z pewnością nie będzie się przy niej nudziło, tym bardziej, że samo będzie decydować o tym co dalej zrobią bohaterowie :)
Na zakończenie pozostaje mi jedynie napisać Wam, że książka ta jest nie tylko pomysłowa, ale także ciekawa, wiele się w niej dzieje, nie ma czasu na nudę podczas jej czytania. Jest także bardzo ładna, jak zresztą wszystkie książki o przesympatycznym wikingu Tappim i jego przyjaciołach. Sztywna okładka, śliskie strony, tekstu do czytania sporo, ale czyta się ją naprawdę szybko. Oczywiście są także kolorowe, śliczne ilustracje. Całość jest jak najbardziej godna polecenia, nie tylko ta książka, ale każda o Tappim z dotychczas wydanych przez wydawnictwo Zielona Sowa :)
Kolejna wspaniała nowość zawitała na półce mojego dziecka. Kolekcja książek o Tappim i jego przyjaciołach rośnie w oczach :) Cieszy mnie to ogromnie, bo to naprawdę wspaniały cykl, w którym jesteśmy zakochani po uszy! Każda kolejna książka cieszy nas jeszcze bardziej.
Z pewnością już zauważyliście jak uwielbiam Tappiego, moje dziecko zresztą podziela moje zdanie co do...
Mam w domu roczniaka, który ma już tyle książek, że niedługo naprawdę nie będzie ich już gdzie trzymać ;) Wyobraźcie sobie zatem ile książek uzbierał mój 8-latek... Tak, ich kolekcja jest ogromna i rośnie w zastraszającym tempie! A ja zamiast się hamować to co rusz dorzucam do nich kolejne, nowe książki wszelkiego rodzaju. Książkoholizm nie jest chyba uleczalny, co ;) ?
Tak zaczęłam ten wpis nie na temat, choć może trochę na temat, bo dzisiaj o książkach mojego młodszego synka chciałabym Wam napisać, a dokładniej o jego nowej, cudnej serii "Wierszowane historyjki" :) Trochę nietypowo dzisiaj, bo chyba o sześciu książeczkach naraz jeszcze nie miałam okazji pisać, ale to taki fajny komplecik, że nie mogłabym ich rozdzielać i pisać o nich osobno ;)
Co prawda każdą z tych książek zakupuje się osobno, nie jest to zestaw, ale wszystkie są z jednej serii, każda historyjka opowiada o czymś innym, o innym zwierzaku. Zwierzęta te mają ludzkie cechy. Nie wiem jak to się fachowo nazywa w literaturze więc nie będę Wam tutaj rzucała żadnymi profesjonalnymi nazwami, ale z pewnością rozumiecie o co mi chodzi ;) Zresztą opisze Wam odrobinę każdą z tych książeczek.
Historia Pająka opowiada o tym jak to szukał kwatery na wakacje, przybył z walizkami i postanowił wprowadzić się na taras do pewnej dziewczynki. Krecik stwierdził natomiast, że ciemność mu nie służy i spod ziemi postanowił przeprowadzić się na słoneczną wyspę. Zając postanowił zrobić porządek na grządkach i zjadł wszystko. Na kolacje wybrał się więc do restauracji gdzie zamówił marchew z groszkiem, stek z rzeżuszką, barszcz z pierożkiem i na wynos ciast pakunek ;)
Ślimak postanowił wybrać się do wujka Zbysia na urodziny, do których zostały ponad trzy miesiące. Wyruszył więc czym prędzej w drogę, po kilku dniach dotarł do sklepu gdzie kupił bukiecik kwiatków, po kolejnych kilku dniach znalazł się na skraju dróżki, całe lato pędził ile sił w nodze... Pewnie jesteście ciekawi czy zdążył? Nie zdradzę ;)
Żabka została zaproszona przez swoją ciocię na tort z muszek i herbatkę. Strasznie chciała wybrać się co cioci, jednak cały czas padał deszcz, a ona tak strasznie nie cierpiała wilgoci. Wpadła więc na pewien plan i zrobiła zakupy w internecie ;) Natomiast Bocian wrócił z wycieczki z zagranicy i postanowił zostać nauczycielem. Poustawiał krzesła, ławki, zebrał zwierzaki i oznajmił, że będzie uczył ich języków obcych ;)
To tak w ogromnym skrócie opowiedziane choć historyjki te także same w sobie nie są zbyt długie. Każda z tych książeczek ma po 10 stron i na każdej z nich jest po jednym lub dwa zdania. Także sami widzicie, że są one naprawdę króciutkie. Ale własnie takie są idealne ponieważ to książki dla maluszków ;)
Bajeczki te są rymowane! Uwielbiam takie! Są zabawne, ciekawe, niezwykle kolorowe. Mają naprawdę piękne ilustracje, które mogłabym oglądać bez końca. Zresztą nie tylko ja, bo mój roczniak ogląda je w kółko, ciągle od nowa. Choć tekst też mu się z pewnością podoba, bo przynosi mi co chwile te książeczki, otwiera i chce żebym czytała, a potem mnie naśladuje i czyta sobie sam po swojemu ;)
Okładka oraz strony są sztywne. Nie są jakoś przesadnie grube, są takie bardziej elastyczne. Gdyby dziecko się uparło to pewnie dałoby sobie rade z wygięciem kartki, ale jednak potrzeba by było do tego trochę siły. Moje dziecko w kółko bawi się tymi książkami, przegląda, tarmosi, obraca, rzuca nimi, a nawet czasem na nie wchodzi i wyglądają nadal jak nowe :)
Na koniec dodam tylko, że autorką tej serii jest Agnieszka Frączek. Może i strasznie nasłodzę teraz, ale naprawdę uwielbiam jej książki, jak dotąd nie trafiłam jeszcze na żadną, która nie przypadłaby mi do gustu ;) W tej serii także jestem ogromnie zakochana, zauroczona nią jestem po same uszy. Czytam je mojemu synkowi tak często, że znam je już w większości na pamięć. Nawet mój starszak w ramach ćwiczeń czytania z przyjemnością samodzielnie przeczytał je wszystkie. Dlatego pozostaje mi już w końcu przestać pisać i zaproponować Wam, abyście koniecznie przekonali się sami czy faktycznie książki te są takie wspaniałe ;)
Mam w domu roczniaka, który ma już tyle książek, że niedługo naprawdę nie będzie ich już gdzie trzymać ;) Wyobraźcie sobie zatem ile książek uzbierał mój 8-latek... Tak, ich kolekcja jest ogromna i rośnie w zastraszającym tempie! A ja zamiast się hamować to co rusz dorzucam do nich kolejne, nowe książki wszelkiego rodzaju. Książkoholizm nie jest chyba uleczalny, co ;)...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Uwielbiam opowiadania dla dzieci, a jeszcze bardziej uwielbiam rymowane opowiadania dla dzieci :) Takie niedługie, takie, aby w jednej książce była jedna historyjka. A takich typowo dla najmłodszych zazwyczaj zakochuje się po uszy. Tak też było, a właściwie jest właśnie w przypadku tej książki. Jesteście ciekawi o czym jest "Kołysanka dla Maluszka"? Już śpieszę Wam opowiedzieć :)
Tata małego króliczka zabiera go ze sobą, aby maluszek sobie poskakał, pobawił się i wymęczył przed pójściem do łóżeczka. Hasali sobie wspólnie we dwójeczkę, aż na ich drodze zaczęły pojawiać się inne zwierzątka, które dołączały do ich zabawy. Była Sowa, która robiła "pu-chuuu...", była Myszka, której robili "ku-kuuu!"Był też Miś, który robił z nimi "chlu-puuu!". Tańczyli, śpiewali, skakali, kręcili się i kulali, aż nagle króliczek zapłakał, bo był już naprawdę bardzo zmęczony... Tatuś przytulił i zabrał maluszka do łóżeczka gdzie utulił synka do snu :)
Jest to cudne, króciutkie, rymowane opowiadanie z kilkoma dźwiękonaśladowczymi wyrazami, które z całą pewnością pokochają Wasze maluszki :) Książeczka ta przeczytana z odpowiednią intonacją głosu naprawdę może okazać się prawdziwym hitem w waszym domu :)
Kiedy mnie weźmie na wygłupy i zacznę gestykulować oraz odpowiednio intonować głos to śmiechu jest co nie miara. Za to przed snem, kiedy czytam synkowi tą książeczkę to ściszam głos, czytam powoli, spokojnie i bez wariacji to mały nadal słucha jak urzeczony, bez żadnych śmiechów, ani szaleństw...
Nie jest to żadne długie opowiadanie. Książka ta choć ma 32 strony to teksu za dużo tutaj nie znajdziemy. I przyznam, że mi to wcale nie przeszkadza. Uwielbiam własnie takie niedługie opowiadania. Dla takiego maluszka jakim jest mój roczniak spisują się one idealnie. Mały nie zdąży się wynudzić i zanim wstanie i zacznie wyciągać mi książkę z rąk zazwyczaj spokojnie zdążę ją przeczytać :)
Skoro wiecie już, że zarówno mi jak i mojemu młodszemu synkowi bardzo się ona spodobała to muszę koniecznie dodać, że mój starszak choć już za duży na takie książki to jednak chwycił po nią z przyjemnością. Dlaczego? Ponieważ ma ona niewiele tekstu, a on przez to, że musi ćwiczyć czytanie szuka właśnie takich książek, które raz dwa będzie miał za sobą ;)
Na koniec pozostaje mi jedynie dodać tylko, że oprócz ciekawego, rymowanego tekstu, dużej czcionki, dźwiękonaśladowczych wyrazów jest jeszcze sztywna okładka, śliskie strony i przepiękne ilustracje, w których jestem zakochana po uszy :) Cudowne, bardzo kolorowe, takie bajkowe, maluszkowe, wesołe... Warto po nią chwycić, oj warto! Jestem pewna, że nam będzie towarzyszyła przez długi czas :)
Uwielbiam opowiadania dla dzieci, a jeszcze bardziej uwielbiam rymowane opowiadania dla dzieci :) Takie niedługie, takie, aby w jednej książce była jedna historyjka. A takich typowo dla najmłodszych zazwyczaj zakochuje się po uszy. Tak też było, a właściwie jest właśnie w przypadku tej książki. Jesteście ciekawi o czym jest "Kołysanka dla Maluszka"? Już śpieszę Wam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wakacje zbliżają się do nas wielkimi krokami! Zanim nasze dzieciaki poszły do szkoły nie zwracałyśmy na to aż tak wielkiej uwagi. Pewnie że była radość z lata, ze słoneczka, z jakiś fajnych wakacyjnych wypadów, ale jednak i tak i tak każdy dzień w roku był prawie jak wakacje, bo dzieci siedziały w domu ;) Teraz kiedy jest szkoła jest już zupełnie inaczej. Są lekcje, są obowiązki, regularne wstawanie, czytanki, zadania, sprawdziany... I nawet pomimo tego, że to nie my chodzimy do szkoły tylko nasze dzieci to równie mocno marzą nam się już wakacje ;) Chciałybyśmy już odpocząć od tych wszystkich szkolnych obowiązków. I na szczęście zostało już tak niewiele dni wakacji! Teraz będzie już z górki :)
Zaczęłyśmy tak o wakacyjnie, bo właśnie dzisiaj mamy przyjemność pokazać Wam książkę, która wręcz idealnie nadaje się na wakacje, choć oczywiście nie tylko. Nasza Polska jest naprawdę pięknym krajem. Od zawsze tak twierdziłyśmy i pewnie to się już nie zmieni. Przyznamy się Wam, że wcale nie ciągnie nas tak bardzo do jakiś podróżach po całym świecie, obie najpierw chciałybyśmy zobaczyć Polskę, zwiedzić tak wiele wspaniałych miejsc, zobaczyć tak wiele cudownych rzeczy... Polska jest naprawdę niesamowita, taka różnorodna, pełna pięknej roślinności, pełna wspaniałych zwierząt, pełna niesamowitych krajobrazów. Na naszych listach wymarzonych miejsc do odwiedzenia jest tych miejsc tak wiele, że pewnie nigdy nie uda nam się ich wszystkich zobaczyć...
Na szczęście istnieją książki takie jak ta. Pewnie, że oglądnięcie tych miejsc w książce ani trochę nie umywa się do odwiedzenia i zobaczenia ich na żywo, jednak "jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma" ;)
Jak zwykle się rozgadałyśmy, a przecież nie o naszych podróżniczych marzeniach miały być lecz o fantastycznej książce opisującej nam naszą piękną Polskę. "Kierunek Polska" to książka, która zabierze nas we wspaniałą podróż po naszej ojczyźnie. Dzięki niej zarówno nasze dzieci jak i my zobaczymy wiele wspaniałych zakątków. Dzięki niej dowiemy się gdzie koniecznie musimy się kiedyś wybrać, co zobaczyć, co poznać...
Rozbudziłyśmy już Waszą ciekawość? Jeśli tak to teraz możemy przejść do napisania choć kilku słów o zawartości tego krajoznawczego przewodnika. W środku znajdziemy mnóstwo ciekawostek, opisów, zdjęć. Na początku jest zamieszczony wstęp od sławnego podróżnika - Marka Kamińskiego. Dalej poznamy wszystkie województwa i ich najbardziej charakterystyczne miejsca oraz ciekawostki opisujące różne niezwykłe rekordy naszego kraju, poczytamy także o zamkach, o historii polski, legendach, cudach techniki, twierdzach i fortyfikacjach. Jest też odrobina informacji o najbardziej znanych pomnikach, o folklorze, regionalnych potrawach, pięknej i zaskakującej przyrodzie, o jaskiniach, szczytach Polski, o naszych wspaniałych Polskich zwierzętach, o parkach narodowych, o parkach rozrywki....
To oczywiście tylko taki ogólnikowy zarys tego co znajdziemy wewnątrz, bo jest tutaj o wiele wiele więcej... Koniecznie dodać musimy, że wspaniałym i bardzo pomysłowym dodatkiem jest tutaj paszport młodego podróżnika, który z pewnością zachęci nasze dziecko do zwiedzania i zdobywania pieczątek z różnych miejsc w Polsce. Jest on podzielony na 8 działów. Mamy tutaj latarnie morskie, parki narodowe, jeziora i stanice żeglarskie, schroniska górskie, zamki, parki rozrywki, pomniki i przysmaki regionalne. Do każdego "działu" są dwie puste strony. Są to miejsca na zebranie kilku czy też kilkunastu pieczątek do każdego z tych tematów turystycznych :)
Książka ta zachęca do podróżowania, do odkrywania naszej pięknej polski, do zbierania wspomnień z miejsc, w których były nasze dzieci. Młody podróżnik ma okazję poznać po trochę każdy z zakątków naszego kraju i dzięki temu sam zadecyduje w które miejsca chciałby kiedyś pojechać, zwiedzić je, zobaczyć na własne oczy... Nasze dzieciaki są zachwycone oglądając te wszystkie piękne zdjęcia, czytając o różnych miejscach w Polsce. Już snują plany i marzenia gdzie się wybiorą, co zobaczą. My oczywiście dołączamy do ich marzeń o zwiedzeniu tych wszystkich pięknych, ciekawych i niesamowitych miejsc! Zresztą już za trzy tygodnie spełnimy jedno z naszych marzeń i wybierzemy się wspólnie na wakacyjną wycieczkę do Zakopanego :) Na koniec pozostaje nam jedynie powiedzieć Wam, że serdecznie polecamy tę krajoznawczą książkę, tym bardziej, że ma powstać cała seria, bardziej szczegółowa, dotycząca różnych regionów Polski! Koniecznie zapoznajcie się z tym tytułem i przekonajcie się sami o tym czy warto zebrać całą kolekcję :)
Wakacje zbliżają się do nas wielkimi krokami! Zanim nasze dzieciaki poszły do szkoły nie zwracałyśmy na to aż tak wielkiej uwagi. Pewnie że była radość z lata, ze słoneczka, z jakiś fajnych wakacyjnych wypadów, ale jednak i tak i tak każdy dzień w roku był prawie jak wakacje, bo dzieci siedziały w domu ;) Teraz kiedy jest szkoła jest już zupełnie inaczej. Są lekcje, są...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jeśli zaglądacie na naszego bloga to Kroniki Archeo powinniście znać już idealnie. Miałam okazję opisać Wam tutaj wszystkie osiem poprzednich części z tej fantastycznej serii dla dzieci i młodzieży. I chociaż autorka zapowiadała już, że nie będzie kontynuować serii to na całe szczęście zmieniła zdanie i znowu powstała kolejna! Ogromnie mnie to cieszy, bo mimo, że nie jestem ani dzieckiem, ani już nawet młodzieżą to uwielbiam Kroniki Archeo! Mam nadzieję, że za jakiś czas syn mój z równie wielkim entuzjazmem będzie chwytał po te książki :)
Jak zwykle na tapecie mamy ciekawą i niebezpieczną zagadkę do rozwiązania. Tajemniczy skarb, ktoś kto próbuje go zdobyć za wszelką cenę, poszlaki, porwania, groźby, strach, podekscytowanie, poszukiwanie, główkowanie, podróże, narady - przy książkach z tej serii nie można się nudzić!
Tym razem wszystko zaczęło się od Pani Ofelii. Wyjechała gdzieś bez słowa i po jakimś czasie wróciła z Litwy ze swoim nastoletnim siostrzeńcem. Przywiozła go do domu, aby go chronić, ponieważ Łukasz wpakował się w tarapaty. Odkrył coś czego nie powinien wiedzieć. Jednak tego samego wieczoru zostaje porwany. I właśnie tak rodzina Ostrowskich także została wplątana w tę sprawę i znalazła się w niebezpieczeństwie. Za to w Anglii u zaprzyjaźnionej rodziny Gardnerów także dzieje się coś dziwnego. Merry Jane jest śledzona przez jakiegoś chłopaka. Na początku wydawało się wszystkim, że to jakiś jej cichy adorator, ale adorator nie miałby raczej mikrofonu zamieszczonego w mankiecie rękawa koszuli i słuchawki w uchu. Zaczyn robić się coraz bardziej niebezpiecznie...
Jednak to nie wszystkie wątki, które tutaj znajdziemy. Przeczytamy także o Connorze - nastolatku mieszkającym w stolicy Szkocji - Edynburgu. Wybrał się własnie do Dornie na weekend do swojego dziwacznego wujka. Jednak po drodze, jeszcze w pociągu dowiaduje się, że w Dornie w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęły trzy osoby. Szykują się kłopoty... Ale to nadal nie koniec ponieważ jest jeszcze jeden wątek. Cofniemy się bowiem do roku 1572 do Anglii. Królowa Elżbieta postanowiła zdobyć wszystkie możliwe perły, uwielbiała je nade wszystko. Rozesłała po całej Europie swoich agentów, aby skupowali oni tam dla niej skarby. Jeden z nich wpadł na trop magicznego lustra, które pozwalało na kontaktowanie się ze zmarłymi. Elżbieta postanowiła je zdobyć...
Jak łatwo można wywnioskować, wszystkie te wątki są ze sobą powiązane. Ale już nie tak łatwo dojść do tego w jaki sposób! I to jest w tych książkach najlepsze - one zawsze trzymają w niepewności do samego końca. Ja nigdy nie domyślam się jakie jest rozwiązanie zagadki, zawsze mnie zaskakuje. I właśnie o to chodzi, prawda? Nie byłoby frajdy gdyby człowiek już na wstępie wiedział co się wydarzy dalej ;)
Bardzo lubię książki z serii "Kroniki Archeo". Choć głównymi bohaterami zawsze są te same dzieciaki to sprawy, w które się wplątują i zagadki, które mają do rozwiązania za każdym razem są inne, ciekawe, ekscytujące, pomysłowe. Różne części świata, różne skarby, różne złe charaktery, różne niebezpieczeństwa i nie zmienia się tylko to, że to właśnie oni rozpracowują wszystkie te rzeczy - Bartek, jego siostra Ania, ich rodzice i Panna Ofelia oraz Merry Jane, jej bracia Martin i Jim, a także ich rodzice czyli dwie zaprzyjaźnione rodziny archeologów.
Książka ta jak zwykle jest bardzo wciągająca, interesująca, pomysłowa. Znajdziemy tutaj tajemniczy klimat, odrobinę grozy, prawdziwą łamigłówkę, ciekawą fabułę, delikatny dreszczyk emocji... Jest to kilka różnych wątków połączonych we wspaniałą całość. Czyta się ją ekspresowo i choć cała ta seria przeznaczona jest dla dzieci to ja i tak po raz kolejny czytałam ją z zapartym tchem. Uwielbiam Kroniki Archeo!Mam nadzieję, że pojawią się kolejne części. Ta jest dziewiąta, a mi ciągle mało ;)
Jeśli zaglądacie na naszego bloga to Kroniki Archeo powinniście znać już idealnie. Miałam okazję opisać Wam tutaj wszystkie osiem poprzednich części z tej fantastycznej serii dla dzieci i młodzieży. I chociaż autorka zapowiadała już, że nie będzie kontynuować serii to na całe szczęście zmieniła zdanie i znowu powstała kolejna! Ogromnie mnie to cieszy, bo mimo, że nie jestem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Tappi, Tappi, Tappi - chyba nie mogłabym sobie podarować gdyby w naszej kolekcji zabrakło najnowszej części z serii "Tappi i przyjaciele". To już szósta część pełna przygód sympatycznego wikinga, małego reniferka i ich wielu leśnych przyjaciół...
Tappi towarzyszy nam od początku jego powstania, choć może powinnam napisać, że to my towarzyszymy jemu w jego super przygodach ;) Tego Wikinga nie da się nie lubić, jest mądry, opiekuńczy, pomysłowi, pomocny. Z takiego super wikinga powinni brać przykład wszyscy ludzie na świecie! Ale jego przyjaciele także są bardzo fajni. Nikodem wręcz uwielbia renifera Chichotka. Taka mała gapka z niego, często wpakuje się w jakieś kłopoty lub zupełnie niechcący zrobi coś nieodpowiedniego, ale mimo tego jest bardzo przyjazny i zawsze w ciekawy sposób pokaże czytelnikom jak powinno się zachować lub wręcz odwrotnie, jak nie powinno się zachowywać w różnych sytuacjach.
Jesteście ciekawi co tym razem spotkało przyjaciół z Szumiącego Lasu? Już opowiadam ;) Pierwsza opowieść jest o tym jak to nasz mały reniferek Chichotek wybrał się po raz pierwszy do przedszkola. Mali czytelnicy dowiedzą się z niej jak należy się zachowywać i co zrobić kiedy się nabroi. Dalej przeczytamy o zbitej szybie i o tym jak nie ładnie jest kłamać. Trzecia historyjka jest o łobuzach, które wyrywały gałęzie drzewom, Tappi wytłumaczył im jednak, że nie wolno robić krzywdy roślinom.
Przeczytamy także o tym jak to mały wilczek Grzebieluszek bał się pszczół jednak wiking wytłumaczył mu, że są one nie tylko niegroźne, ale także bardzo przydatne i potrzebne. Kolejne opowiadanie jest o wyprawie Tappiego i jego przyjaciół i o tym jak to pamięć potrafi płatać figle ;) Następna historia jest o przyjęciu zorganizowanym przez niedźwiedzia Brzuchacza, na którym skrzat Dziupolek zachowywał się bardzo niegrzecznie. Mali czytelnicy dowiedzą się jakie zachowania w odwiedzinach są bardzo, ale to bardzo nieładne...
Siódma opowieść jest o małej nieśmiałej sarence o imieniu Wisienka. Przeczytamy jak zdobyła wspaniałą przyjaciółkę, ale niestety jesienią gąska odleciała do ciepłych krajów i sarenka znowu została sama...Dalej jest opowiadanie o tym jak to największy łobuz z przedszkola się rozchorował i nikt nie chciał iść go odwiedzić. Dzieciaki dowiedzą się, że brzydkim zachowaniem z pewnością nie zdobędą przyjaciół. Dziewiąta historyjka jest o dziwnej karteczce, którą znalazły dzieci. Napisała ją przedszkolanka. Dzieci musiały wykonać tajemnicze zadanie. Ostatnia czyli dziesiąta opowieść jest o prezentach, które otrzymały dzieci w przedszkolu. Były to książki, jednak renifer Chichotek, wilczek Grzebieluszek i troll Marudek strasznie brzydko potraktowali swoje książeczki...
Opisałam Wam odrobinkę każdą z dziesięciu zawartych tutaj historii. Jak zwykle razem z Tappim nasze dzieciaczki nauczą się wielu rzeczy. Każda z tych opowieści zawiera w sobie ważny morał, każda pokazuje jak ważne jest aby potrafić się zachować, aby być grzecznym, aby traktować innych z szacunkiem, aby działać zespołowo... Całość jest nie tylko bardzo mądra i pouczająca, ale także niesamowicie ciekawa, wciągająca i śliczna :)
Uwielbiam tego wielkiego sympatycznego wikinga oraz jego wszystkich przyjaciół, ale nie tylko ja! Nikodem także bardzo lubi książki z serii "Tappi i przyjaciele". Zawsze słucha ich z zainteresowaniem, zawsze potem dyskutujemy na różne tematy dotyczące zachowania, tego co wolno, a czego nie wolno, jak się powinno zachowywać, a jak nie. Może nam się wydawać, że jednym uchem wleci, a drugim wyleci, ale jestem przekonana o tym, że z każdej takiej bajki choć odrobina dobrego zostaje w główkach małych słuchaczy czy też czytelników. Także polecam z czystym sumieniem ponieważ książki o Tappim są super!
Tappi, Tappi, Tappi - chyba nie mogłabym sobie podarować gdyby w naszej kolekcji zabrakło najnowszej części z serii "Tappi i przyjaciele". To już szósta część pełna przygód sympatycznego wikinga, małego reniferka i ich wielu leśnych przyjaciół...
Tappi towarzyszy nam od początku jego powstania, choć może powinnam napisać, że to my towarzyszymy jemu w jego super przygodach...
Powoli, powolutku staram się nadrabiać zaległości. Bo czasu mam jak na lekarstwo, a recenzje same się napisać nie chcą ;) Kilkakrotnie już wspominałam, że będę tutaj bywała raczej rzadko ponieważ moje marzenie o przyszłości małymi kroczkami staram się wcielać w życie i jest to bardzo zajmujące... Jednak wspominałam też, że nie zrezygnuję przez to z czytania książek więc od czasu do czasu z pewnością coś tutaj uda mi się napisać :)
Na przykład dzisiaj przed snem skończyliśmy czytać wraz z moim starszakiem taką oto książeczkę. Korzystając z okazji szybciutko zabieram się za napisanie tej recenzji, bo wiem, że jak odłożę to na później to minie zbyt dużo czasu zanim w końcu się za to zabiorę ;)
"Szkoła Trzęsiportków" to seria książek dla dzieci, hmm powiedziałabym, że w takim wieku wczesnoszkolnym :) Przyznam, że nie jestem pewna czy w innych częściach jest wszystko podobne (domyślam się, że tak), ale mogę Wam opowiedzieć dzisiaj o tej jednej, konkretnej części. Znajdziemy w niej trzy osobne historie, każda z nich dotyczy dziwnych, momentami trochę strasznych zdarzeń, które spotykają uczniów z klasy 2b. A ponieważ dzieciaki te są dosyć strachliwe i od razu wierzą we wszystkie niestworzone historie to zdecydowanie jest co opisywać :)
Pierwsza z nich opowiada o duchu, który grasuje w chłopięcej toalecie. Duch ten opryskuje od stóp do głów wszystkich chłopców, którzy tylko do niej wejdą. Nauczyciele oczywiście nie wierzą dzieciakom, ale obrywa się nawet zastępcy dyrektora - panu Harrisowi! Czy to oznacza, że chłopcy już zawsze będą musieli korzystać z toalety dziewczynek???
Druga historyjka opowiada o trampku, który przepowiada przyszłość! Podczas klasowego konkursu talentów Maks zdjął z nogi swój trampek i oznajmił, że jest on magiczny i potrafi przepowiadać przyszłość. Na dowód tego odgadł co Laura ma na drugie śniadanie, przepowiedział też, że Irfan na przerwie strzeli gola, gdzie się ukrył batonik Laury oraz to, że ich nauczycielkę spotka wielka niespodzianka...
Trzecia opowieść jest o starożytnej klątwie. Piotrek przyniósł do szkoły pudełko po butach twierdząc, że jest ono bardzo niebezpieczne ponieważ znajduje się w nim starożytna klątwa! Dzieciaki z klasy oczywiście podłapały temat i nieźle się przeraziły kiedy Sunita otworzyła wieczko pudełka. Pani zapewniła ich, że żadne starożytne klątwy nie istnieją, ale dlaczego w takim razie calutka klasa wraz z panią zaczęli się okropnie drapać?
Powiem Wam, że książka ta może okazać się naprawdę fajną rozrywką dla młodych czytelników. Mój starszak nawet się przy niej uśmiał i jestem pewna, że właśnie takie było zamierzenie autorki. Czyta się ją niezwykle szybko ponieważ czcionka jest spora, a wewnątrz znajduje się mnóstwo ilustracji. Ilustracje te utrzymane są w zielono - szaro - czarno -białych barwach i żadnych kolorów poza nimi tutaj nie zobaczymy.
Format tej książeczki jest odrobinę mniejszy niż zeszytu, ma miękką okładkę, klejone strony i w sumie to tyle, nie ma co tutaj za wiele opowiadać. Zresztą najważniejsza powinna być tutaj informacja o tym, że książka ta jest zabawna, z pewnością wywoła uśmiech na twarzach wielu czytelników. Myślę, że dzieciaki polubią klasę 2b :) Polecam :)
Powoli, powolutku staram się nadrabiać zaległości. Bo czasu mam jak na lekarstwo, a recenzje same się napisać nie chcą ;) Kilkakrotnie już wspominałam, że będę tutaj bywała raczej rzadko ponieważ moje marzenie o przyszłości małymi kroczkami staram się wcielać w życie i jest to bardzo zajmujące... Jednak wspominałam też, że nie zrezygnuję przez to z czytania książek więc od...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to