rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Dziennik z podróży do Rosji Robert Capa, John Steinbeck
Ocena 6,7
Dziennik z pod... Robert Capa, John S...

Na półkach:

Lekcja o patrzeniu przez przymróżone oczy

Lekcja o patrzeniu przez przymróżone oczy

Pokaż mimo to


Na półkach:

Fragmentami zabawna i interesująca, ale w całości dość oczywista i przeciętna. Może być bardzo ciekawą pozycją dla amatorów literatury arabskiej, ze względu na znaczenie dla przyszłych generacji wschodnich pisarzy, ale dla zwykłego czytelnika okaże się raczej nudna.

Fragmentami zabawna i interesująca, ale w całości dość oczywista i przeciętna. Może być bardzo ciekawą pozycją dla amatorów literatury arabskiej, ze względu na znaczenie dla przyszłych generacji wschodnich pisarzy, ale dla zwykłego czytelnika okaże się raczej nudna.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo zgrabna historia o tym, że nie wszystko się nam należy.

Bardzo zgrabna historia o tym, że nie wszystko się nam należy.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fragmentami wybitna, fragmentami ciekawa, gdzieniegdzie tylko niezła.

Fragmentami wybitna, fragmentami ciekawa, gdzieniegdzie tylko niezła.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę kupiłem przypadkowo na wczorajszym slamie w Warszawie w Niespodziance. Przypadkowo, bo akurat tego dnia Mateusz miał wieczór autorski, a ja chciałem przeczytać jakiś swój wierszyk i nie spodziewałem się, że wyjdę z takim łupem. Poznaliśmy się wcześniej, ale tak na prawdę nigdy nie mieliśmy zbyt wielu okazji by pogadać. Podczas wieczorku nieśmiały, uśmiechnięty mikrus wzbudził moją sympatię od razu - skromny, bystry, ironiczny, z poczuciem humoru oraz manierą osoby, która sama nie wie czemu ktoś chciał wydać jego rzeczy. Potem przeczytał trzy wiersze z tomiku, facet mnie oczarował, pomyślałem że nie przepuszczę, kupiłem od razu 3 egzemplarze (jeden dla mnie i dwa dla znajomych).
Wróciłem do domu późnym wieczorem, nakarmiłem koty śpiewające pomimo połowy października marcowe piosenki, zalałem herbatę i zacząłem czytać. Herbata wystygła. Przeczytałem na raz całość, wiedząc że mam w swoich rękach jeden z najlepszych tomików poezji z jakim się zetknąłem. (Na szczęście mam kopię z dedykacją, pomyślałem.)
Książkę można podobno nabyć w księgarni Staromiejskiego Domu Kultury w Warszawie. Polecam!

Książkę kupiłem przypadkowo na wczorajszym slamie w Warszawie w Niespodziance. Przypadkowo, bo akurat tego dnia Mateusz miał wieczór autorski, a ja chciałem przeczytać jakiś swój wierszyk i nie spodziewałem się, że wyjdę z takim łupem. Poznaliśmy się wcześniej, ale tak na prawdę nigdy nie mieliśmy zbyt wielu okazji by pogadać. Podczas wieczorku nieśmiały, uśmiechnięty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wszytko co dobre z Herberta.

Wszytko co dobre z Herberta.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Może i nie jest to najlepsza z książek Stainbecka, ale pewno moja ulubiona.

Może i nie jest to najlepsza z książek Stainbecka, ale pewno moja ulubiona.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo wielowarstwowa i złożona historia, opowiedziana w bardzo prosty i przejrzysty sposób.

Książka opowiada o losach młodego, bardzo zdolnego bramina, który wyrusza w podróż w celu odnalezienia wewnętrznego spokoju i sensu życia. Samo jego imię (Siddhartha) składa się z dwóch sanskryckich słów (siddha i artha), które razem oznaczają "ten który osiągnął cel" albo „znalazł sens” (moje swawolne tłumaczenie – jeśli ktoś zna sanskryt, może mnie poprawić – tłumaczyłem na podstawie angielskiej Wiki). Młody bramin bada kolejne warstwy swojej osobowości i duszy, a my podążamy za nim. Obserwujemy jak wbrew woli ojca porzuca ścieżkę braminów (mędrców) i przyłącza się do samanów (ascetów), wyrzekając się rodziny. Widzimy go też gdy wyrzeka się i tych nauk, nie znajdując w nich ukojenia. Patrzymy na niego też gdy odrzuca wszystkie nauki w ogóle, gdy zauważa, że w samej nauce o uduchowieniu, poszukiwanego uduchowienia i spokoju nie odnajdzie. Widzimy więc jak skłania się ku doświadczeniom zmysłowym - miłości cielesnej, bogactwu, pijaństwu i hazardowi, poznaje kolejne, bardziej mroczne oblicza swojej natury. Błądzimy razem z nim, obserwujemy jego podróż, tym razem ku rozpadowi. Widzimy upadek. Wtedy znów obserwujemy kolejną przemianę. Hesse czyni z nas jego cienie. Widzimy jego rozterki. Są typowo ludzkie, więc łatwo się z nimi identyfikujemy. Obserwujemy jego dążenie ku odnalezieniu sensu i wreszcie razem z nim doświadczamy transcendencji istnienia, a przynajmniej jej namiastki.

Ciekawe jest to, że Hesse oddziela w swojej książce osobę Buddy od Siddharthy. W rzeczywistości Siddhartha i Gotama (Budda) to jedna, i ta sama osoba (dokładniej dwa ziemskie imiona Buddy). Można w tym się doszukiwać lekcji dla czytelnika, który bardziej się będzie utożsamiał z młodym błądzącym i poszukującym sensu życia braminem/samaną/kupcem, niż z w pełni oświeconym i ukształtowanym już Gotamą Buddą. Bardzo wyraźnie wskazuje to też na powiązanie z puentą tej całej historii, którą oświecony Siddhartha objawia przyjacielowi Govindzie. Nie bójcie się - nie zdradzę jej przecież.

Wiele osób narzeka na prosty język jakim jest napisana ta historia. Moim zdaniem gubią oni przesłanie jakie chciał zaszyć w swej prozie autor i filozofia, do której się odnosi. Filozofia wschodu opiera się bowiem w dużej mierze na poszukiwaniu prostoty, a dodatkowo Hesse wyraźnie zwraca uwagę w treści książki, by unikać konfliktu o słowa, by nie skupiać się na nich, lecz patrzyć głębiej, poszukiwać ich znaczenia, sensu, pojmować to co pod nimi się kryje. Sam Siddhartha mówi do przyjaciela, że "mądrość ubrana w słowa brzmi po prostu głupio”. Dlatego właśnie mądrość lubi słuchać, a nie mówić. Milczeć, a nie egzaltować się. Mam takie wrażenie, że Hesse próbuje nas z jednej strony nauczyć słuchania, a z drugiej oduczyć wymądrzenia się - tak bardzo to swoja drogą odmienne od tego czego uczymy się dzisiaj (i to od dziecka).

Piękna, wybitna i bardzo prosta proza. Tak bardzo inna od "Wilka Stepowego", a nosząca tą samą iskrę i pytania o sens bytu, a nawet istnienia w ogóle. Nie jestem buddystą i nigdy raczej nim się nie stanę. Są jednak książki, które cieszę się, że miałem okazję przeczytać w życiu. Ostatnio mam do nich szczęście, a "Siddhartha" stała się jedną z nich.

Bardzo wielowarstwowa i złożona historia, opowiedziana w bardzo prosty i przejrzysty sposób.

Książka opowiada o losach młodego, bardzo zdolnego bramina, który wyrusza w podróż w celu odnalezienia wewnętrznego spokoju i sensu życia. Samo jego imię (Siddhartha) składa się z dwóch sanskryckich słów (siddha i artha), które razem oznaczają "ten który osiągnął cel" albo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zadziwiająca jest tak niska ocena tej książki. Szczególnie, że składają się na nią dzieła szczątkowe, które zostały ocenione bardzo wysoko. Mam na myśli:
- „Metafizyczne Podstawy Nauki Prawa”,
- „Metafizyczne podstawy nauki o cnocie”.
„Metafizyka moralności” to po prostu te dwie pozycje w jednym tomie, opatrzone wstępem i przypisami.

Jedynym uzasadnieniem jakie widzę dla tak niskiej oceny jest obszerność i złożoność dzieła, co może skutecznie zniechęcać czytelników. Rzeczywiście, przyznaję, walczyłem ze sobą długo, by je wreszcie przeczytać. Kilkukrotnie zaczynałem, zniechęcałem się po jakimś czasie i odkładałem ją na półkę, by sięgnąć coś przyjemniejszego. Potem znowu się zabierałem i działoby się tak aż do tej pory, gdyby nie obietnica (przed sobą samym), że nie przeczytam nigdy żadnej innej książki, dopóki nie przeskoczę tej konkretnej. Dlaczego tak bardzo trudno przez nią przebrnąć? Głównie dlatego, że niektóre jej rozdziały są napisane wręcz ekstremalnie trudnym do czytania językiem. Wielokrotnie złożone zdania, o skomplikowanej konstrukcji logicznej i złożonym aparacie pojęciowym, rozciągają się czasem na całą stronę. Dodatkowo terminy takie jak:
- władza pożądania,
- wola arbitralna
- wola,
- cnota,
- czy nawet idea Boga,
są definiowane w sposób obszerny (w kilku rozdziałach) i właściwy głównie filozofii kantowskiej. Z czymś takim (chodzi mi o stopień trudności), zetknąłem się tylko raz, mierząc się z Martinem Heideggerem i jego "Sein und Zeit" - pl. " Bycie i czas". (Swoją drogą z tą książką mam zamiar przeprowadzić podobne ćwiczenie, ale dopiero po wakacjach).

Trzeba się więc wykazać niezłą pamięcią i umiejętnością wnioskowania, by nadążyć nad dowodem  i wywodem formułowanym przez Kanta.

Jeśli jednak zadamy sobie ten trud i "pokonamy" wewnętrzny opór, to czeka nas miła nagroda. Przebrnięcie przez ten niezwykle spójny system filozoficzny, rzuca wyraźne światło na zasady, którymi kieruje się każdy inteligentny człowiek i pozwala wejrzeć w głąb siebie, by z onieśmielającą i porażającą mocą pojąć, co stanowi o istocie naszego człowieczeństwa. Szczególnie w czasach, gdy walczymy z własnym sumieniem i jesteśmy zasypani milionem rozterek, wynikających z otaczającej nas agresywnej wulgarności i rozluźnienia zasad rządzących obyczajowością, ta książka może stanowić solidną tarczę, za którą możemy się skryć i sami podjąć decyzję, czy chcemy, czy też nie chcemy uczestniczyć w tym "karnawale". Daje to doskonały fundament nie tylko do budowania świadomości samego siebie, ale też do wzmacniania własnego kręgosłupa moralnego i społecznego. Dodatkowo zadziwia w tym wywodzie to, że system który tworzony był pod koniec XVIII w., jest w dalszym ciągu aktualny. Dzieje się tak z jednej strony dlatego, że został stworzony w sposób spójny jak monolit, a z drugiej otwarty na dalszy rozwój, co zapewniło mu koherentność z uzupełniającymi go bardziej nowożytnymi systemami (egzystencjalizm, transcendentalizm itd.). System ten nie jest tylko spójny, ale i piękny zarazem. Traktuje tak samo wyczerpująco o chłodnej idei prawa, jak o bardziej ludzkich ideach cnoty, woli, dobra, zła i wolności. Przypomina i udowadnia istnienie harmonii wynikającej z życia zgodnego z własnym sumieniem. Pokazuje czym różni się wola od rozwiązłości i braku szacunku do siebie. Po tej lekturze łatwo zrozumieć dlaczego Kant jest nazywany ojcem nowoczesnej filozofii i idei wolności.

By nie produkować się więcej, warto by jakoś podsumować powyższą recenzję. Napiszę więc tak - książka jest trudna i pozornie nudna, ale po jej "przebrnięciu", poczułem się jakbym wypełznął z cuchnącego rynsztoka i wykąpał się w strumieniu najczystszej smugi światła. Bardzo przyjemne uczucie. Możliwość podążenia tropem umysłu tego mało lubianego w Polsce pedanta z Królewca, stała się jedną z najlepszych i najwartościowszych przygód literackich jakie odbyłem do tej pory.

Polecam wszystkim… wytrwałym.

Zadziwiająca jest tak niska ocena tej książki. Szczególnie, że składają się na nią dzieła szczątkowe, które zostały ocenione bardzo wysoko. Mam na myśli:
- „Metafizyczne Podstawy Nauki Prawa”,
- „Metafizyczne podstawy nauki o cnocie”.
„Metafizyka moralności” to po prostu te dwie pozycje w jednym tomie, opatrzone wstępem i przypisami.

Jedynym uzasadnieniem jakie widzę dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Napiszę tak - jeśli rzeźbiarz ociosał blok marmuru, nadał kształt głowie, wyrzeźbił piękne oko i nos, po czym rzucił ociosany kamień w kąt i o nim zapomniał, to nie znaczy, że skończył rzeźbę i chce się nią chwalić.

Tak samo jak wspomniany rzeźbiarz, tak i Miłosz, rzucił Góry Parnasu w zapomniany kąt i nie zamierzał ich wydawać. Dziwię się więc, że sprzedaje się książkę jako powieść, gdy tak na prawdę jest to raczej (bardzo dobre, ale jednak tylko) ćwiczenie pisarskie. Próba sił z tematem antyutopii, podobnej do tej jaką możemy znaleźć w Nowym wspaniałym światem Huxley'a. Miłosz z jakiegoś powodu porzucił ten projekt - myślę, że warto to mieć na uwadze siadając do lektury (oszczędzi to rozczarowań). Spisane opowiadania i notatki noszą oczywiście pojedyncze cechy wielkości, ale są to jedynie cechy fragmentaryczne.

Jak już ktoś napisał wcześniej, lektura dobra głównie dla fanów twórczości Czesława Miłosza.

Napiszę tak - jeśli rzeźbiarz ociosał blok marmuru, nadał kształt głowie, wyrzeźbił piękne oko i nos, po czym rzucił ociosany kamień w kąt i o nim zapomniał, to nie znaczy, że skończył rzeźbę i chce się nią chwalić.

Tak samo jak wspomniany rzeźbiarz, tak i Miłosz, rzucił Góry Parnasu w zapomniany kąt i nie zamierzał ich wydawać. Dziwię się więc, że sprzedaje się książkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rewelacyjna lektura! Od dziecka jej nie czytałem, ale chętnie po nią sięgnę ponownie przy najbliższej okazji.

Antek to przypowieść o zmarnowanym talencie, pocztówka z piekła lub, jak to woli, skansenu biedy, zabobonów i ciężkiej pracy przez całe życie, bez jakiejkolwiek gratyfikacji. Obraz świata, gdzie jedynymi perspektywami są harówka, ucieczka albo śmierć.

Prus był artystą pozytywizmu, trudnego rozdziału w dziejach literatury, gdzie rzeczy pokazywano takimi jakie były na prawdę, bez kompromisów. A to że część z nich była beznadziejna, jak na przykład życie na wsiach i częsty brak perspektyw (nawet dla najbardziej uzdolnionych), sprawia, że nie jest to nowela łatwa dla współczesnego czytelnika. Tym bardziej jeśli jest nim dziecko w wieku szkolnym.
Rozumiem wiec wszystkich, którym czytanie jej sprawiło (lub sprawi dopiero) wysiłek. Dzisiejszy świat, w którym od dziecka jesteśmy karmieni złudzeniami, że życie jest kolorowe jak okładka Gali a przyswajane informacje lekkostrawne jak poranki z TVN, kontrastuje tak mocno z naszkicowanym przez Prusa obrazem, że większość z nas po prostu wypiera fakt, że była to (a czasem jest nadal) część rzeczywistości.

To że książka wyraźnie pokazuje potworną biedę, beznadzieję i ciemnotę społeczności wiejskiej tamtego okresu, nie jest jej słabością. Wręcz przeciwnie. Dzięki temu, możemy zrozumieć z jakimi potwornościami borykali się kiedyś ludzie i jak cenić należy luksus życia dzisiaj. Ciarki które przelatują nam po plecach gdy ją czytamy, świadczą o tym, że to małe arcydzieło, a nie makulatura. Wielka literatura ma trafiać do wyobraźni i serca. Ta nie tylko tam trafia, ale się zagnieżdża i nie chce wyjść - czy tego chcemy czy nie.

Polecam, wszystkim którzy tą lekturę przegapili/ ominęli/ nie mieli jeszcze okazji przeczytać (niepotrzebne skreślić).

Rewelacyjna lektura! Od dziecka jej nie czytałem, ale chętnie po nią sięgnę ponownie przy najbliższej okazji.

Antek to przypowieść o zmarnowanym talencie, pocztówka z piekła lub, jak to woli, skansenu biedy, zabobonów i ciężkiej pracy przez całe życie, bez jakiejkolwiek gratyfikacji. Obraz świata, gdzie jedynymi perspektywami są harówka, ucieczka albo śmierć.

Prus był...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Świetnie się czyta. Fantastyczny pomysł, by w miejsce potworów, czarowników i księżniczek, opisać świat robotów-elektrycerzy, nukleoników i siewców gwiazd, którym już na pierwszy rzut oka można przyporządkować nasze (tj. ludzkie) najlepsze i najgorsze cechy.
Uniwersum stworzone przez Lema w tym cyklu opowiadań jest tak samo (a może nawet bardziej) bajkowe niż wiele tradycyjnych baśni, które mieliśmy okazję poznać w dzieciństwie. Dodatkowo, przy całej swojej fantazji i humorze, Lem jak zwykle przemyca charakterystyczną dla swojej prozy, głębię refleksji nad kondycja człowieczeństwa. Nie uważam więc, że książka (wbrew obiegowej opinii) jest przeznaczona wyłącznie dla młodszych czytelników. Myślę, że najlepszym sposobem jej czytania, jest wracanie do niej w różnym wieku. Osobiście, czytałem ja dwukrotnie. Raz w wieku szkolnym - jako lekturę, drugi raz - całkiem niedawno, gdy dostałem ją na urodziny w prezencie. Napiszę jedynie, że czytając ją ostatnio zrozumiałem więcej i bawiłem się lepiej.
Pomysł na taką konstrukcję baśni okazał się tym bardziej udany, że skala wyobraźni jaką dysponował autor jest naprawdę astronomiczna, co łatwo zauważyć po przeczytaniu choćby części opowiadań z tego tomiku.

Polecam każdemu.

Świetnie się czyta. Fantastyczny pomysł, by w miejsce potworów, czarowników i księżniczek, opisać świat robotów-elektrycerzy, nukleoników i siewców gwiazd, którym już na pierwszy rzut oka można przyporządkować nasze (tj. ludzkie) najlepsze i najgorsze cechy.
Uniwersum stworzone przez Lema w tym cyklu opowiadań jest tak samo (a może nawet bardziej) bajkowe niż wiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo lubię.

Bardzo lubię.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobre to masz, Zbyszek!

Dobre to masz, Zbyszek!

Pokaż mimo to