Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Po pierwszej części „Śladów dusz”, gdzie żeński pierwiastek zdecydowanie dominował nad męskim, role się odwróciły. A raczej szale wagi się wyrównały. W „Szamańskiej mocy” bowiem prym wiodą mężczyźni.

Adam dojrzał, pogodził się z losem, przyjął na klatę swój dar.
Tym samym sprawił, że jeszcze łatwiej rozumie się jego emocje. Adam na Kaszubach – bo tu rozgrywa się większość akcji w tej części – ma w sobie więcej asertywności, pewności siebie, ale też niecierpliwości. Akcja dzięki temu jest dynamiczna i bardziej „charakterna”.

Drugi mężczyzna – szaman – odbija to, co Adam ma tu do zrobienia: misję do wypełnienia i wszystko, co się z tym wiąże: podjęte działania, napięcie, męskie rozmowy i akcja.
Wątek znów zahacza o relację. I jeszcze o dylemat moralny. Na szali stoi ludzkie życie. A tam, gdzie jest wybór między życiem a realizacją jakiejś powinności, znajdzie się miejsce na przemyślenia. Autorka na szczęście moralizmem nie rzuca w twarz. Proponuje go bez nachalności – chcecie, to bierzcie i myślcie.

Jest też klątwa i ten zły. Ale nie zdradzę, kto za tym złem stoi. Powiem tylko, że zakończenie jest… zaskakujące.

W „Szamańskiej mocy” znów pojawia się miłość – tym razem nawet jej cielesna odsłona. Kobiety nadal są tu tajemnicze i niedopowiedziane, ale jednak bardziej namacalne niż w pierwszej części. Zoja staje się mniej wiedźmą, a więcej dziewczyną z krwi i kości, Sarę chciałoby się przytulić i poczęstować kubkiem kakao, a Damroka – nowa postać – przejmuje pałeczkę tajemnicy (ktoś musi). I znowu – jak w poprzedniej książce – autorka zostawia uchylone drzwi w kwestii Adama i jego wybranki.

Miałam przyjemność poznać treść „Szamańskiej mocy” w formie audiobooka. I bardzo się z tego cieszę. Lektorka Zuzanna Saporznikow czyta świetnie!

Po pierwszej części „Śladów dusz”, gdzie żeński pierwiastek zdecydowanie dominował nad męskim, role się odwróciły. A raczej szale wagi się wyrównały. W „Szamańskiej mocy” bowiem prym wiodą mężczyźni.

Adam dojrzał, pogodził się z losem, przyjął na klatę swój dar.
Tym samym sprawił, że jeszcze łatwiej rozumie się jego emocje. Adam na Kaszubach – bo tu rozgrywa się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdyby nie to, że miałam przyjemność czytać opowiadania pana Andrzeja dla dzieci, nie sięgnęłabym po „Karnego”. Przyznam, że nastawienie miałam średnie, bo żadna ze mnie fanka piłki nożnej. Ale podobał mi się styl pisania autora, więc z ciekawości zaczęłam słuchać nagrania. Już po kilkunastu minutach moje nastawienie zmieniło się diametralnie.

Kto wie coś o latach 70. ubiegłego wieku, to zdaje sobie sprawę, jak specyficzne to były czasy w Polsce. O internecie i smartfonach się nie śniło. Ba – nawet telefon stacjonarny był na wagę złota i takowy mieli tylko nieliczni. W domach bieda, w sklepach pustki, za to na osiedlach, podwórkach i boiskach roiło się od dzieci i młodzieży.
Rozrywek bowiem szukało się wtedy poza domem, a rodzice nie dwoili się i nie troili, żeby zapełnić harmonogram swojemu potomstwu zajęciami pozaszkolnymi. Młodzi sami organizowali sobie zabawy.

Właśnie tak to było z 14-letnim Jędrkiem z Białegostoku w roku 1973.
Chłopak marzy o tym, by zostać zawodowym piłkarzem. Jego rówieśnicy również, dlatego zakładają własną drużynę i spotykają się, żeby trenować. Zapału do gry im nie brakuje. Talent w sobie dostrzegają, a zawodników wybierają starannie. Gorzej z piłkami, porządnym boiskiem, a przede wszystkim trenerem. Takiego bowiem nie mają.
To przede wszystkim Jędrek Basiak jest bohaterem tej książki. I jego koledzy, czyli młodzi chłopcy, którzy mają pasję i próbują realizować marzenia. Można stwierdzić, że bohatera mamy tu zbiorowego: Jędrek, Emir, Tara, Wasia, Jurek i inni. To młodzież, która przeżywa szkolne przygody, zakochuje się, miewa kłopoty z nauczycielami i nielubianymi przedmiotami szkolnymi.

Autor „Karnego” zaimponował mi sposobem przekazania klimatu czasu i miejsca, w których toczy się akcja. Podczas słuchania dosłownie zanurzyłam się w latach siedemdziesiątych. Wyobraźnia żywo działała i „widziałam” kopiących piłkę chłopaków, ich koszulki i buty, szkolne ławki i… pijaczków w parku.
Bogate słownictwo okraszone humorem z (uwielbianą przeze mnie w powieściach) nutką dystansu i sarkazmu tworzą tak plastyczne opisy i żywe dialogi, że wpadamy w opowiadaną historię jak w naturalne środowisko.
Ci, którzy pamiętają tamte czasy, przypomną sobie, jak samodzielne były wówczas dzieci. Jędrek i jego koledzy sami znajdują trenera, sami organizują sobie treningi. To oni są odpowiedzialni za to, czy się na coś spóźnią, jak się dostaną na miejsce, czy odrobią lekcje. Rodzice są obecni, pomagają, ale nie wkraczają bez potrzeby. Ta samodzielność młodzieży bardzo wyraźnie się zaznacza w „Karnym”. A może to ja tak to widzę, kontrastując z tym, co się dzieje obecnie.

Być może niektórzy nie dotrą do książki z uwagi na to, że jak na razie dostępna jest wersja tylko do słuchania. Czy autor zdecyduje się wydać ją w druku? Nie wiem, ale mam nadzieję, że tak – więcej osób ją pozna.
Natomiast nie ma co żałować, że „Karny” jest formie audiobooka, bo lektor – Artur Bocheński – czyta doskonale. Dostajemy opowiedzianą przyjemnym głosem historię, która ani przez chwilę nie nudzi słuchacza. Opowieść napisaną przepiękną polszczyzną i przeczytaną ze znakomitą dykcją – doceniam tym bardziej, że taki zestaw zdarza się coraz rzadziej.

Nie lubię podziału książek na te dla chłopców i te dla dziewcząt. Nie mogę jednak udawać, że taki podział nie istnieje dla wielu czytelników, zwłaszcza tych młodszych. Jeżeli przyjąć, że człowiek się utożsamia z bohaterem literackim, to w sumie nic dziwnego.
Ja w każdym razie czytałam i czytam bez względu na ten podział. Dzięki temu mam szersze spojrzenie.
Gdy czytałam „Karnego”, przypominały mi się dwie „chłopackie” książki:
1. „Mikołajek” Sempego i Gościnnego.
2. „Chłopcy z Placu Broni” Molnara.
We wszystkich trzech książkach ważne są przyjaźnie i koleżeństwo, wspólne podwórkowe zabawy, perypetie szkolne i ukazanie stosunków między dziećmi a dorosłymi.
Poza tym „Chłopców…” skojarzyłam ze względu na motyw zatargów między grupkami młodzieży i rywalizację, a „Mikołajek” dodatkowo przychodził mi na myśl z powodu niebanalnego humoru.
Polecam więc „Karnego” wszystkim, którzy uwielbiają sentymentalne literackie powroty do młodości, ale jednak proponuję go raczej starszym odbiorcom – dorosłym i młodzieży.

Na koniec napiszę coś, w co sama nie mogę uwierzyć. Kiedy w książce na boisku rozgrywał się mecz, słuchałam z zapartym tchem. Tak – ja, która nigdy nie chodzi na mecze, nie ogląda ich w telewizji, a z nazwisk piłkarzy zna tylko tych, co wyskakują z lodówki.
Panie Andrzeju, jak pan to zrobił? Co za akcja! Jakież napięcie!

Recenzja pochodzi z mojego bloga: Odsiewnia :)

Gdyby nie to, że miałam przyjemność czytać opowiadania pana Andrzeja dla dzieci, nie sięgnęłabym po „Karnego”. Przyznam, że nastawienie miałam średnie, bo żadna ze mnie fanka piłki nożnej. Ale podobał mi się styl pisania autora, więc z ciekawości zaczęłam słuchać nagrania. Już po kilkunastu minutach moje nastawienie zmieniło się diametralnie.

Kto wie coś o latach 70....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Adam to przeciętny facet. Jego życie wygląda dość nudnawo. Do czasu, czyli do momentu, kiedy uporczywie powracające ślady kocich łap na samochodzie doprowadzają go do nietypowego załatwienia sprawy.

Ma niecałe 30 lat, nieudany związek za sobą i dom po ukochanej babci Anieli. Nawet sobie nie wyobraża, co jeszcze zostawiła mu w spadku staruszka. Nie ma też pojęcia, kim tak naprawdę była i ile tajemnic przed nim schowała.

Adam odkrywa te sekrety powoli, przechodząc przez kolejne fazy charakterystyczne dla rozsądnego człowieka: od zupełnego niedowierzania, przez lekceważenie i ignorancję, po próbę pogodzenia się z losem i akceptację swojego daru. A nie jest ten dar banalny. Ten dar polega na możliwości kontaktu z duszami.

Mężczyzna w tym całym galimatiasie ma niesłychane szczęście. Otaczają go kobiety.

Pierwsza jest rzeczywista i namacalna. Pomocna i życzliwa Sara – przemęczona pracą pani weterynarz. Mogłaby być kimś więcej, ale czy tak się stanie? Tu autorka nie powiedziała ostatniego słowa.

Druga – tajemnicza wiedźma Zoja – pokrętnymi drogami i półsłówkami wprowadza Adama w inny świat, bardziej gmatwając, niż tłumacząc to, czego mężczyzna chce się dowiedzieć.

Jest jeszcze cmentarna baba Agata, która tłumaczy Adamowi więcej niż wiedźma, ale i tak nie odsłania wszystkich kart. Z jednej strony go irytuje, z drugiej ma dla niego wiele – prawie matczynej – życzliwości.

I sama babcia Aniela – chociaż już nie żyje, to nadal występuje w powieści: w sercu i myślach Adama, w pozostawionych po sobie rzeczach i wspomnieniach; w historii, która powoli i fragmentarycznie się odsłania.

Autorka ubrała całą fabułę w niesamowity klimat.
Akcja książki nie pędzi na łeb na szyję. Kolejne wątki snują się jak jesienne mgły, których zresztą nie brakuje w powieści. Nie brakuje też tykania zmysłów – szelest rudych liści, zapach wilgotnej ziemi, trzepot ptasich skrzydeł, światło bijące z kocich ślepiów, gęsta atmosfera ciemnej nocy.
To pozwala się zanurzyć w opowieści, pobudzić wyobraźnię i zachwycić się zwykłymi na pozór rzeczami.

Na szczególną uwagę zasługują jeszcze dwa aspekty, które uważam za literacko piękne (tym bardziej, że to debiut).
Jeden to specyficznie opisane, a raczej ujęte, emocje bohaterów. Miałam wrażenie, że autorka nie podała zbyt wiele na tacy – jakby dawała szansę czytelnikom, żeby sami sobie dopowiedzieli, co Adam i reszta czują: z gestów, z niedokończonych słów, ze spojrzenia.

Druga sprawa to relacje. W jednej powieści dostajemy kilka ich rodzajów, a ta zazwyczaj najpopularniejsza wcale nie wydaje się najważniejsza. Przyjaźnie, miłość wnuka do babci, więź ze zwierzakami… Tak wiele do wyboru i do troszczenia się.

Przede mną druga część. Które tajemnice wyjdą z ciemności? Gdzie Adam zabrnie ze swoimi uczuciami? I jak poradzi sobie ze swoim darem?

Adam to przeciętny facet. Jego życie wygląda dość nudnawo. Do czasu, czyli do momentu, kiedy uporczywie powracające ślady kocich łap na samochodzie doprowadzają go do nietypowego załatwienia sprawy.

Ma niecałe 30 lat, nieudany związek za sobą i dom po ukochanej babci Anieli. Nawet sobie nie wyobraża, co jeszcze zostawiła mu w spadku staruszka. Nie ma też pojęcia, kim tak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jak nie umrzeć przedwcześnie. Cała prawda o zdrowym żywieniu Michael H. Greger, Gene Stone
Ocena 8,3
Jak nie umrzeć... Michael H. Greger, ...

Na półkach: ,

Książka, która dała mi wiedzę o tym ,co intuicyjnie i z chęcią robiłam. Bardzo mi odpowiada taki styl jedzenia, o którym opowiada autor. Dla miłośników roślinnego pożywienia - cudne kompendium wiedzy. Dla wszystkożerców ciekawych świata - też cudne kompendium :)

Książka, która dała mi wiedzę o tym ,co intuicyjnie i z chęcią robiłam. Bardzo mi odpowiada taki styl jedzenia, o którym opowiada autor. Dla miłośników roślinnego pożywienia - cudne kompendium wiedzy. Dla wszystkożerców ciekawych świata - też cudne kompendium :)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Długo oczekiwana przeze mnie, szybko po wydaniu zakupiona, po czym – tradycyjnie – wyleżakowała się na półce prawie 3 lata. Co mnie powstrzymywało przed czytaniem? Sterty książek z biblioteki, które mają pierwszeństwo? Na pewno nie prawie 900 stron tomiszcza, bo grubasy książkowe wielbię. A może obawa, że nie będzie to tak dobre jak „Katedra w Barcelonie”, której kontynuacją są „Dziedzice ziemi”?
Akcja powieści rozgrywa się w latach 1387 – 1423 w Barcelonie (poza niewielkimi wyjątkami), w czasach monarszo – papieskich rozgrywek, chaosu religijnego, pogromu żydów, mieszania się wyznań, kiedy wyraźnie widać, jaki wpływ na pospolitych ludzi ma aktualna władza. Takim prostym człowiekiem jest główny bohater – Hugo. Poznajemy go jako dwunastolatka noszącego kulę niewolnikowi. To, czym zajmował się Hugo w dzieciństwie, mocno wpływa na jego późniejsze wybory życiowe, choć te wybory są mocno ograniczone, gdy się jest pionkiem na szachownicy możnych. Hugo wzbudza dużą sympatię, mimo że czasami jego postępowanie wydaje się zbyt dumne, uparte, czasem wręcz śmieszne, mając na uwadze wcześniejsze doświadczenia. Jego świat kręci się wokół kobiet: matki, siostry, kochanki, żony, córki. Wszystkie są głównym motorem działań Hugona, jego miłością, zmorą, tragedią, całą mieszanką wybuchową.
Przeżycia bohatera to ogrom zdarzeń bardzo emocjonujących – no ileż można znieść, jakie jeszcze tragedie mogą spotkać jednego człowieka. Przyznam, że pochłaniało czytelniczo, ale wkurzało intelektualnie. Ale potem pojawiało się w głowie pytanie: co ja wiem o tamtych czasach; może taki los w Barcelonie na przełomie XIV i XV wieku był normą?
Falcones nie szczędzi czytelnikowi informacji o sytuacji politycznej Hiszpanii- dość bogato opisuje, kto rządził, rządzi, kto kogo strącił z tronu, otruł, jaki papież jest wmieszany itd. Według informacji na końcu postacie historyczne są dość wierne prawdzie (mocna scena próby spłodzenia potomka przez króla Marcina). Choć nie zafascynowały mnie tak jak gierki, które urządzali Tudorowie u P. Gregory (tu moja miłość w temacie „gry o tron” zostaje).
No i wino – wino włada na równi z możnymi, leje się strumieniami, dojrzewa, kwaśnieje, nabiera mocy, pozwala człowiekowi wznieść się na wyżyny lub spaść na dno. Wino się żłopie, smakuje, rozlewa. Winem się tu upija, delektuje; o winie się dyskutuje, rozmyśla.
Hugona nie ma bez wina, wina nie ma bez Hugona. Jak zmysł węchu w „Pachnidle” buduje powieść, tak w „Dziedzicach ziemi” budulcem jest wino. Takie moje osobiste odczucie.
Polecam miłośnikom klimatów: władza – pospólstwo, z historią w tle, tragedia goni tragedię, misternie budowane szczęście stracone w sekundę, bezsilność „maluczkich” i …czerwone wino. Bardzo podobna w odbiorze do „Filarów ziemi”.
„Katedra w Barcelonie” jednak nie została zdetronizowana.

Długo oczekiwana przeze mnie, szybko po wydaniu zakupiona, po czym – tradycyjnie – wyleżakowała się na półce prawie 3 lata. Co mnie powstrzymywało przed czytaniem? Sterty książek z biblioteki, które mają pierwszeństwo? Na pewno nie prawie 900 stron tomiszcza, bo grubasy książkowe wielbię. A może obawa, że nie będzie to tak dobre jak „Katedra w Barcelonie”, której...

więcej Pokaż mimo to