rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Czas poznać prawdziwą historię Krwawej Królowej i Słonecznej Królowej. Która to która?

Oczywiście, do sięgnięcia po tę pozycję nie skusiło mnie tylko i wyłącznie przepiękne wydanie, ale przede wszystkim sukces tej powieści za granicą. Zaintrygowana pozytywnym odbiorem, postanowiłam zanurzyć się w wykreowanym przez Claire Legrand świecie.

Początkowo jednak to zanurzenie szło opornie. Niestety, autorka wrzuca czytelnika od razu na głęboką wodę, przedstawiając nam nowy świat, z nowym systemem magii, historią, legendami, przepowiednią i bogowie wiedzą czym jeszcze. Do tego zaliczamy przeniesienie w czasie. Dla czytelnika, który od początku potrzebuje wolniejszego wprowadzenia w świat, taki zabieg może być mocno zniechęcający, ale moim zdaniem warto zagryźć zęby i przetrwać, bo im dalej tym ciekawiej.

Rielle nie ma łatwego dzieciństwa, ani życia na dworze. Nie tylko jej wolność jest drastycznie ograniczana, ale także odebrano jej ukochanego, przyrzekając go innej. Musi się uczyć panować nad sobą, ale kiedy zagrożenie dotyczy Audrica, traci kontrolę. Wtedy całe jej dotychczasowe życie zmienia się całkowicie, a do całej góry jej problemów dołącza kolejny - Corian.

Eliana robi co może, by zapewnić byt bratu i kalekiej matce. Nie ma rzeczy, do której by się nie posunęła, by zadbać o bliskich. Kiedy dostaje więc zlecenie na słynnego Wilka, a wynagrodzenie za nie może zagwarantować jej rodzinie bezpieczeństwo, zgadza się. Nie wie jednak, że Wilk także na nią poluje, ale z zupełnie innych pobudek. Kim tak naprawdę jest Eliana? Postrachem, czy może kimś więcej?

Po początkowym zamieszaniu związanym z wrzuceniem do uniwersum książka wciągnęła mnie bez reszty. Pięknie wykreowany świat, legendy, bóstwa i aniołowie, którzy nie są tymi dobrymi - zdecydowanie podziałały w moim odczuciu na korzyść powieści. Lubię ciekawe światy, tym bardziej jeśli dziejące się w nich wydarzenia mają uzasadnienie, podparcie historyczne czy baśniowe. Jeśli chodzi o bohaterki, chyba bardziej polubiłam się z Elianą, aczkolwiek w miarę rozwoju powieści rozumiem Rielle coraz bardziej. Początkowo wydawała się zimną i brutalną, bezwzględną kobietą, ale jej historia poznawana z każdym kolejnym rozdziałem zmienia jej obraz. Obie bohaterki są silne, mądre i zdecydowane, by chronić tych, których kochają za wszelką cenę.

Nie mogę już doczekać się kontynuacji, ta historia osiadła we mnie niczym kurz na starym meblu i wcale nie mam ochoty go ścierać. Jestem pewna, że książka przypadnie do gustu fanom fantastyki z ciekawymi światami i wątkiem romantycznym, który nie wychodzi na pierwszy plan. A piękne wydanie jest tylko podkreśleniem pięknej historii!

Recenzja powstała we współpracy ze Stowarzyszeniem Polacy nie Gęsi.

Czas poznać prawdziwą historię Krwawej Królowej i Słonecznej Królowej. Która to która?

Oczywiście, do sięgnięcia po tę pozycję nie skusiło mnie tylko i wyłącznie przepiękne wydanie, ale przede wszystkim sukces tej powieści za granicą. Zaintrygowana pozytywnym odbiorem, postanowiłam zanurzyć się w wykreowanym przez Claire Legrand świecie.

Początkowo jednak to zanurzenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem w głębokim szoku. Zachwyciło mnie wydanie i opis wydawcy, ale nie spodziewałam się czegoś takiego. Dzięki uprzejmości wydawnictwa przeżyłam niesamowitą ucztę literacką i cieszę się, że poraz kolejny przekroczyłam swoje bezpieczne pudło czytelnicze by zapoznać się z tą fascynującą lekturą.

Wraz z głównym bohaterem przenosimy się do lat dziewięćdziesiątych. Jest to bliski mi klimat, bowiem urodziłam się na ich początku i moje wakacje na wsi przypominały te, które przeżywał Piotr. Pozwoliło mi to się utożsamić z bohaterem, którego marzycielska i filozoficzna natura wbrew moim obawom okazała się przyciągać.
Choć Piotrowi przychodzi pogodzić się z bolesną stratą, decyduje się na wakacje przenieść do Strugi, by zaopiekować się owdowiałą babcią. Wraz z wyjazdem na wieś powracają dawne zabobony, przekonania i duchy przeszłości. A nawet dusze.
Piotr doświadcza rzeczy niesamowitych, ale bardziej z pogranicza tych freudowskich niesamowitości aniżeli fantastyki. Przeżywamy te wakacje z Piotrem, ale przede wszystkim zagłębiamy się w ludzką naturę, pokrętne ścieżki losu, popychane palcem Bożym. W tym całym rozważaniu nad życiem jest i śmierć, a także zaświaty. Przytaczane opowieści są przejmujące, bolesne i niełatwe, tak jak i niełatwe było życie mieszkańców Strugi.
Urzekł mnie styl pisania autora, jego umiejętne lawirowanie między folklorem a chrześcijaństwem, sposób w jaki przecina te światy i sprawia, że wydają się realne. Któż z nas nie zna przesądów? Któż z nas nie słyszał ludowych mądrości z ust naszych babć i prababć? Kto choć raz nie obawiał się, że coś przyniesie nam pecha, bo babcia tak mówiła?
Realizm magiczny okazał się być czymś, co wprawiło mnie w iście filozoficzny nastrój, przy okazji przywołując wspomnienia z dzieciństwa, tęsknotę za tamtymi czasami, a przede wszystkim rozbudziło sentyment i ubolewanie nad tym, że te właśnie ludowe mądrości powoli odchodzą w zapomnienie.
Polecam wam z całego serca!

Jestem w głębokim szoku. Zachwyciło mnie wydanie i opis wydawcy, ale nie spodziewałam się czegoś takiego. Dzięki uprzejmości wydawnictwa przeżyłam niesamowitą ucztę literacką i cieszę się, że poraz kolejny przekroczyłam swoje bezpieczne pudło czytelnicze by zapoznać się z tą fascynującą lekturą.

Wraz z głównym bohaterem przenosimy się do lat dziewięćdziesiątych. Jest to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Uroboros, mogłam kontynuować przygodę z bohaterami serii Szklany Tron. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że tak zwiążę się z tym uniwersum i tymi bohaterami. Dlaczego?

Kiedy dwa lata temu sięgnęłam po osławione "dwory" odbiłam się od drugiego tomu. Przez dłuższy czas miałam awersję do autorki, jednak znajomi namawiali mnie, bym dała szansę Szklanemu Tronowi. Zatem kiedy pojawiło się nowe wydanie i opcja współpracy zdecydowałam, że nie będę sobie zamykać tej ścieżki i spróbuję. To była dobra decyzja.

Czytałam "Imperium Burz" w tandemie z "Wieżą Świtu", ponieważ była to jedna z opcji zaproponowana przez wydawnictwo i wydawała mi się całkiem sensowna. Dodatkowo, nigdy wcześniej nie czytałam w ten sposób, zatem miałam okazję doświadczyć czegoś nowego. Przyznam, że to ciekawy eksperyment, który zarazem jest chyba jedyną właściwą formą czytania tych dwóch tomów. Nie wyobrażam sobie czytania ich oddzielnie!

"Wieża Świtu" jest tomem, który zaskakuje swoją objętością zważywszy na to, że mamy w nim tylko dwie perspektywy, a właściwie dwóch par - Chaola i Yrene, oraz Nesryn i Sartaq. Przenosimy się też na południowy kontynent, gdzie zderzamy się z zupełnie inną kulturą i charakterystyką kraju, a właściwie imperium, sposobem prowadzenia polityki wewnętrznej jak i zagranicznej, czy religią. Kolorowe i tętniące życiem uliczki Antiki były przemiłą odmianą w zestawieniu z mrocznym Rifthold.

W tej części poznajemy bliżej Chaola i znajdujemy uzasadnienie jego decyzji, czynów i zachowań, zaczynamy go rozumieć. To wszystko dzięki Yrene, która jest niesamowicie silną postacią kobiecą i nie sposób jej nie lubić. Książe Sartaq zresztą także jest bohaterem wartym uwagi i podobała mi się jego potrzeba wolności, jak i rodzina wśród rukhin.

Zakończenie tego tomu nie jest tak dramatyczne, jak "Wieży Świtu", ale jeśli czyta się oba w tandemie można zauważyć, jak wszystkie wydarzenia na obu kontynentach przeplatają się ze sobą, niosą konsekwencje i finalnie łączą się wreszcie we wspólny cel. Czytanie tego było czystą przyjemnością i nawet nie zauważyłam, kiedy w pięć dni pożarłam wręcz ponad 1600 stron!

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Uroboros, mogłam kontynuować przygodę z bohaterami serii Szklany Tron. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że tak zwiążę się z tym uniwersum i tymi bohaterami. Dlaczego?

Kiedy dwa lata temu sięgnęłam po osławione "dwory" odbiłam się od drugiego tomu. Przez dłuższy czas miałam awersję do autorki, jednak znajomi namawiali mnie, bym dała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Uroboros, mogłam kontynuować przygodę z bohaterami serii Szklany Tron. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że tak zwiążę się z tym uniwersum i tymi bohaterami. Dlaczego?

Kiedy dwa lata temu sięgnęłam po osławione "dwory" odbiłam się od drugiego tomu. Przez dłuższy czas miałam awersję do autorki, jednak znajomi namawiali mnie, bym dała szansę Szklanemu Tronowi. Zatem kiedy pojawiło się nowe wydanie i opcja współpracy zdecydowałam, że nie będę sobie zamykać tej ścieżki i spróbuję. To była dobra decyzja.

Czytałam "Imperium Burz" w tandemie z "Wieżą Świtu", ponieważ była to jedna z opcji zaproponowana przez wydawnictwo i wydawała mi się całkiem sensowna. Dodatkowo, nigdy wcześniej nie czytałam w ten sposób, zatem miałam okazję doświadczyć czegoś nowego. Przyznam, że to ciekawy eksperyment, który zarazem jest chyba jedyną właściwą formą czytania tych dwóch tomów. Nie wyobrażam sobie czytania ich oddzielnie!

"Imperium burz" jest tomem mrocznym, gdzie niewiele jest momentów szczęśliwych. Bohaterowie przechodzą nie tylko ogromną przemianę, ale przede wszystkim mierzą się z czymś, na co mogą mieć niewielkie szanse powodzenia. Łączą siły, szukają rozwiązań i pomocy, ale może to być niewystarczające. Dlatego Aelin robi co może, by uratować Erileę i swoich bliskich. Rozdział 72 kompletnie mnie załamał, ale też pokazał, jak powinna wyglądać naprawdę silna bohaterka fantasy. Aelin mimo młodego wieku ma starą duszę, a jej umysł wciąż pracuje na najwyższych obrotach. Widzimy też zmianę, jaka zachodzi w Dorianie, która wydaje mi się uzasadniona, choć nieco niepokojąca, bo dotąd lubiłam jego zadziorny, chłopięcy charakter, który w tej części zniknął. Moją ukochaną postacią jest jednak Manon i jestem dumna z niej, że zebrała się na odwagę by się postawić i stanąć po właściwej stronie konfliktu. Także zaskoczył mnie Lorcan, którego szczerze nieznosiłam wcześniej, jednak jego relacja z Elide pokazała, jak wiele może się zmienić w człowieku, jeśli kocha.
Ten tom jest pełen intryg, polityki i planów wojennych, ale nie obeszło się bez magii i krwi. Była to naprawdę dobra lektura, a uzupełniania rozdziałami z "Wieży Świtu" praktycznie nie czułam objętości.

Jeśli zastanawiacie się jeszcze nad tym, czy warto czytać serię Szklany Tron, to nie zastanawiajcie się dłużej, bo naprawdę warto!

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Uroboros, mogłam kontynuować przygodę z bohaterami serii Szklany Tron. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że tak zwiążę się z tym uniwersum i tymi bohaterami. Dlaczego?

Kiedy dwa lata temu sięgnęłam po osławione "dwory" odbiłam się od drugiego tomu. Przez dłuższy czas miałam awersję do autorki, jednak znajomi namawiali mnie, bym dała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Jaguar mogłam zapoznać się z powieścią, której zarówno opis jak i okładka mocno mnie zaintrygowały. Nie spotkałam się dotąd z podobnym motywem, dlatego chętnie zasiadłam do lektury. Ale teraz, gdy już przeczytałam, moje pytanie wrażenia są mocno ambiwalentne.

Violet nie rozumie, dlaczego od lat jest izolowana, a przede wszystkim, dlaczego jej matka, Marianna, zostawiła ją. Kiedy poznaje Aleksandra, dorosłego już mężczyznę, z którym zamieniła kilka słów blisko dziesięć lat wcześniej, sekrety powoli przestają nimi być. Za wolno. A to dopiero początek.
Kim tak naprawdę jest Violet i na czym polega klątwa jej rodziny? Dlaczego jej matka nie chce być odnaleziona i za czym goni? Kim są uczeni, Penelopa i…Aleksander?

Sam pomysł jak i konstrukcja świata bardzo mi się podobają, ma baśniowy vibe „Gwiezdnego pyłu” Gaimana. Jednak pióro autorki wgl mnie nie przekonało, przywodzi na myśl narratora w starych produkcjach telewizyjnych interpretujących baśnie. Nie miałam przez to możliwości związać się z bohaterami, sympatyzować z nimi czy ich nielubić. A brak uczuć wobec bohaterów powieści nie jest dobrym znakiem.

Jest to debiut autorki i być może kiedyś sięgnę po inne powieści tylko po to, by sprawdzić jak rozwija się jej warsztat. Zdecydowanie ma niesamowitą wyobraźnię, dlatego czuję, że stworzy jeszcze niejedną ciekawą historię. „Miasto Gwiezdnego Pyłu” nie będzie niestety należeć do grona polecanych przeze mnie książek.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Jaguar mogłam zapoznać się z powieścią, której zarówno opis jak i okładka mocno mnie zaintrygowały. Nie spotkałam się dotąd z podobnym motywem, dlatego chętnie zasiadłam do lektury. Ale teraz, gdy już przeczytałam, moje pytanie wrażenia są mocno ambiwalentne.

Violet nie rozumie, dlaczego od lat jest izolowana, a przede wszystkim, dlaczego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ten, który zatopił świat" to kontynuacja "Tej, która stała się słońcem" i jest to naprawdę dobrze napisana i świetnie poprowadzona dylogia. Choć mam pewne zastrzeżenie, ale tylko jedno.

Drugi tom, w przeciwieństwie do pierwszego, wciągnął mnie od razu. Autorka już w pierwszym rozdziale wciąga czytelnika w świat kolejnych intryg politycznych, starć militarnych i rozterek emocjonalnych bohaterów. Bardzo mocno związałam się z Ouyangiem w tej części, dlatego rozwiązanie jego wątku złamało mi serce.

Shelley Parker - Chan pokazała nam, jak mogła wyglądać droga do tronu pierwszego cesarza dynastii Ming, usłaną trupami. Bezwzględność niektórych scen jest uderzająca, ale dzięki temu czytelnik jeszcze bardziej wczuwa się w opowieść i całym sobą przeżywa to, co dzieje się w książce.

Rzecz, która mi się nie podobała to pewien powtarzający się wątek, który po kilku rozdziałach zaczął być męczący, a mianowicie upadlanie się i wykorzystywanie ciała do osiągnięcia celów. I choć opisy są wspaniałe, nie pochodzą rodem z erotyków mafijnych i cechują się finezją, to po kilku razach zaczyna to być męczące.

Jako całość, książka bardzo mi się podobała i chętnie sięgnę po inne tytuły autorki. Jeśli przepadacie za bezwzględną polityką, walką o władzę i klimatem Azji, to cała ta dylogia zdecydowanie jest pozycją dla was.

"Ten, który zatopił świat" to kontynuacja "Tej, która stała się słońcem" i jest to naprawdę dobrze napisana i świetnie poprowadzona dylogia. Choć mam pewne zastrzeżenie, ale tylko jedno.

Drugi tom, w przeciwieństwie do pierwszego, wciągnął mnie od razu. Autorka już w pierwszym rozdziale wciąga czytelnika w świat kolejnych intryg politycznych, starć militarnych i rozterek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak tylko zobaczyłam zapowiedź wydawnictwa Rebis, niezmiernie się ucieszyłam. Widziałam TikToki autorki promujące "Burzę" i nie mogłam się doczekać, aż ta książka znajdzie się na polskich półkach. I oto jest!

JAKIE TO BYŁO DOBRE!

"Burza" ma w sobie wszystko, co kocham w fantasy - niesamowite uniwersum, ciekawy system magiczny i nieoczywistych bohaterów. Vesper jest mądrą dziewczyną, która mimo wychowywania jej w tajemnicy przed światem i zdala od ikonomancji, cichutko stara się uczyć. Jako córka zdrajców musi się ukrywać. Mieszka wraz z ojcem w domu dla "dotkniętych burzą" w piątym kręgu miasta. Ale czym jest "burza"?

To ciemność, która rozrasta się i z roku na rok pochłania kolejne części miasta. Poza nią nie ma już nic. Wychodzą z niej demony, a każdy kto zostanie przez nią dotknięty, cierpi od klątwy.

Kiedy wardana wpadają do ich domu, wszystko się zmienia. Jej ojciec zostaje aresztowany, dom spopielony wraz z mieszkańcami. Vesper mogłaby wejść w burzę i zniknąć. Albo spróbować uwolnić ojca.
Zgadnijcie, co wybierze.

Przeczytałam ponad 440 stron w pół dnia. Nie potrafiłam się oderwać od niej ani na chwilę. Fascynujące uniwersum, z ciekawymi bohaterami. Bardzo polubiłam Vesper i Casviana, a co do księcia Dalki mam mieszane uczucia. Chcę wierzyć, że chce dobrze.

Nie mogę doczekać się drugiego tomu i cieszę się, że Rebis nie każe nam czekać długo. Ta historia wkradnie się w wasze serca jak klątwa burzy, wciągnie was w swoją pulsującą mocą duszę i przemieli. Oj tak.

Dziękuję wydawnictwu Rebis za możliwość zapoznania się z tą historią i polecam ją wszystkim fanom fantasy!

Jak tylko zobaczyłam zapowiedź wydawnictwa Rebis, niezmiernie się ucieszyłam. Widziałam TikToki autorki promujące "Burzę" i nie mogłam się doczekać, aż ta książka znajdzie się na polskich półkach. I oto jest!

JAKIE TO BYŁO DOBRE!

"Burza" ma w sobie wszystko, co kocham w fantasy - niesamowite uniwersum, ciekawy system magiczny i nieoczywistych bohaterów. Vesper jest mądrą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli każde moje chwilowe odejście od literatury historycznej ma oznaczać powrót w takim stylu, jestem gotowa. To, co ta książka ze mną zrobiła jest niewyobrażalne.
Jako fanka i wielbicielka historii tej konkretnej dynastii musiałam skusić się na "Rozgrywkę Królowej". Katarzynie Parr w całym orszaku żon Henryka VIII zajmuje miejsce ostatnie i niewiele poświęca się jej uwagi. Elizabeth Fremantle wzięła jej opowieść na warsztat i to co nam zaserwowała, to prawdziwa uczta zarówno historyczna, jak i literacka.

Katarzyna Parr jako młoda i stosunkowo świeża wdowa chce nacieszyć się niepowtarzalną okazją, jaką daje jej los - chce samostanowić o sobie, zarządzać ziemiami po mężu i zadbać o jego córkę. Po tragicznych wydarzeniach sprzed kilku lat podczas przewrotu religijnego, obie potrzebują spokoju i odpoczynku. Kiedy udaje się zatem na dwór do Londynu, wcale nie ma w planach znaleźć miłości, czy męża, a zupełnie przypadkiem znajduje to i to.
Tomasz Seymour, słynny bawidamek mimo oporów Katarzyny wkrada się do jej serca. Ale królowi się nie odmawia. Nie Henrykowi VIII.
Podczas krótkiego, ale bardzo trudnego małżeństwa ze starzejącym się, i nie wygładzajmy tu wizerunku, obleśnym królem, Katarzyna próbuje wyciągnąć maksimum z sytuacji. Pisze książkę, a także zjednuje sobie damy dworu. Ale to dwór Henryka VIII i tu nie obędzie się bez knowań, podstępów i prób pozyskania władzy, nawet kosztem czyjegoś życia.
Gdy Henryk umiera, Katarzyna wreszcie może żyć jak chce i kochać kogo chce. Wreszcie też wychodzi za mąż z miłości, która wreszcie daje owoc. Owoc, który finalnie zakończy jej życie.

Ta opowieść wciągnęła mnie od pierwszej strony i zarwałam dla niej noc. Niesamowicie napisana, doskonały język, intrygi dworskie, blichtr i przepych Tudorów, miłość, namiętność i śmierć - jest tu absolutnie wszystko. Polecam ją wszystkim, nawet tym, którzy zazwyczaj nie sięgają po takie tytuły. Czekam na kolejne tytuły w serii!

Jeśli każde moje chwilowe odejście od literatury historycznej ma oznaczać powrót w takim stylu, jestem gotowa. To, co ta książka ze mną zrobiła jest niewyobrażalne.
Jako fanka i wielbicielka historii tej konkretnej dynastii musiałam skusić się na "Rozgrywkę Królowej". Katarzynie Parr w całym orszaku żon Henryka VIII zajmuje miejsce ostatnie i niewiele poświęca się jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początek chciałabym pogratulować (po raz kolejny!) Łukaszowi debiutu!
A teraz do rzeczy.
Jestem trochę niezdecydowana, czy lubię KNP czy nie. Prolog zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, miałam nadzieję na więcej wstawek historycznych w tekście, ale niestety, nie znalazłam ich.
Taylor jako bohater jest dość jasno określony charakterologicznie, jako bardzo wrażliwy i delikatny, stąd nieco zaskoczył mnie błyskawiczny rozwój relacji z Nicholasem. Co prawda, w życiu też takie rzeczy się zdarzają. Nie jest to jakimś zgrzytem w kontekście całości, bo tempo całej książki jest błyskawiczne. I chyba tu jest mój największy zarzut.

W 2012 roku pisałam maturę (bogowie, kiedy to było!) i fajnie było wrócić w tamte czasy na chwilę. Ale było tego za mało! Za mało wydaje mi się było wszystkiego - zaczynając od relacji bohaterów, a kończąc na strukturach wewnątrz grup wampirów. Potrzebuję więcej informacji o koegzystowaniu świata nadnaturalnego z tym nam znanym, więcej wyjaśnień zależności, typów magii, podziałów watah itp. Może to moja bolączka, bo jako czytaczka fantasy na porządku dziennym, lubię dopracowane uniwersa. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się za szybko i po prostu Łukasz nie znalazł miejsca w biegu akcji aby dogłaskać te niuanse.

Nie da się niezauważyć też dość nieoszlifowanego stylu, wielu powtórzeń. Wpływa to niestety na jakość lektury.

Adam to jedyna postać, która wciągnęła mnie w historię - ma zadatki na porządnego villaina. Najpierw go nie lubiłam, potem stwierdziłam, że hej, nawet bym poszła z nim na imprezę (choć w tym przypadku "zgon" mógłby być ostateczny), rozbawił mnie do łez na święta tylko po to, bym go znienawidziła na koniec. I takich bohaterów lubię.

Sięgnę po kolejny tom, bo jestem ciekawa, czy dostanę w nim więcej worldbuildingu, więcej informacji. Mam też nadzieję, że wątek romantyczny spowolni, bo mimo iż nie czytam mlm, to uważam, że Tay jest słodziakiem i ta relacja byłaby fajniejsza, gdyby nie była taka pośpieszna.
Życzę Łukaszowi kolejnych sukcesów i mam nadzieję, że drugi tom ukarze się wkrótce.

Na początek chciałabym pogratulować (po raz kolejny!) Łukaszowi debiutu!
A teraz do rzeczy.
Jestem trochę niezdecydowana, czy lubię KNP czy nie. Prolog zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, miałam nadzieję na więcej wstawek historycznych w tekście, ale niestety, nie znalazłam ich.
Taylor jako bohater jest dość jasno określony charakterologicznie, jako bardzo wrażliwy i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczerze mówiąc sama nie wiem, czego oczekiwałam po lekturze "Futuris". Jak dotąd moje spotkania ze science-fiction współczesnych autorów polskich wypadało bardzo dobrze, czułam się zaintrygowana i zafascynowana, tak tutaj mam przemożne wrażenie zmarnowanego potencjału.

Zaczynając od plusów to chyba będą dwa. Po pierwsze, książkę czyta się szybko, po drugie, językowo jest przystępna. Reszta pozostawia mi wrażenie niedosytu, poważnego niedosytu.

Skręćmy w stronę romantyczną, bo nie czuję się w niej ekspertem, aczkolwiek relacje Lii i Kiu były dla mnie nieco powierzchowne. Z żadnym z bohaterów się nie związałam tak naprawdę, nie zdążyłam ich poznać na tyle, by ich polubić. I tu mam niedosyt, bo potrzebuję więcej historii Kiu czy So, napięcia romantycznego, interakcji. Wydaje mi się to płytkie, niestety. So mógłby być moim ulubionym bohaterem, ale jest go za mało, a jego zmiana jest za szybka, nielogiczna.

Z kolei strona science-fiction wcale nie ma się lepiej. Początek wieje "Seksmisją", choć w nieco bardziej futurystycznym stylu. Miejscami autorka sporo nam przybliża z funkcjonowania uniwersum po to, by kawałek dalej rzucić strzępy informacji. W tej sferze też mam niedosyt, bo dobrze zbudowane uniwersum jest podstawą rasowego scifi, a tu mamy takie...meh.

Myślę, że książka jest napisana nieco po łebkach, za prędko. Ada Tulińska mogła spokojnie podzielić ją na dwa tomy, poświęcić więcej czasu na dopracowanie relacji i uniwersum. Na przykład, pierwszy tom mógłby się skończyć w momencie {UWAGA, SPOJLER!} rzekomej śmierci Kiu, gdzie można by się skupić na opisie funkcjonowania Arkadii, dać więcej zaplecza bohaterów i poświęcić więcej miejsca na rozwój relacji między nimi. Drugi tom byłby ucieczką z So, jego przemianą, relacją z Lią i tym, co interesowało mnie najbardziej, czyli życiem i strukturą NeOasis, oraz wojną. Sama potyczka też jest opisana bardzo pobieżnie, za szybko i można się zgubić w akcji.

Podsumowując, powieść zdecydowanie miała duży potencjał, który nie został wykorzystany jak należy. Mam niedosyt, brakuje mi informacji i przywiązania do bohaterów. Jest mi smutno, bo zapowiadała się naprawdę doskonale tym bardziej, że scifi wciąż jako gatunek jest w Polsce traktowany jako coś dla "odklejeńców i starych grzybów". Była szansa to zmienić, niestety, nie udało się.

Szczerze mówiąc sama nie wiem, czego oczekiwałam po lekturze "Futuris". Jak dotąd moje spotkania ze science-fiction współczesnych autorów polskich wypadało bardzo dobrze, czułam się zaintrygowana i zafascynowana, tak tutaj mam przemożne wrażenie zmarnowanego potencjału.

Zaczynając od plusów to chyba będą dwa. Po pierwsze, książkę czyta się szybko, po drugie, językowo jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdecydowanie pozycja dla fanów klasycznego fantasy spod znaku miecza i tarczy. Dlaczego? Pozwólcie wyjaśnić.

Początkowo widząc nie tyle opis, co wydawnictwo, podeszłam do powieści sceptycznie. Jeśli znamy rynek wiemy, jak to bywa z książkami wydawanymi własnym sumptem. Różnie. Jednak propozycja Michała Podgórskiego przełamuje zdecydowanie stereotyp i z pewnością przypadnie do gustu osobom, które tęsknią za starym stylem fantasy.

Dardan de Brandt początkowo mógłby uchodzić za młodego warchoła, zawadiakę i, szczerze mówiąc, przypomniał mi trochę Zbyszka z Bogdańca. Młody, przystojny, odważny ale i narwany. W obliczu wydarzeń, których staje się uczestnikiem i świadkiem nie tylko szybko dorasta, ale zapracowuje sobie na ogólny szacunek i aprobatę, a przede wszystkim - lojalność swoich ludzi.

Choć książka tak naprawdę nie wnosi do swojego gatunku nic nowego to nie oznacza, że to coś złego. Myślę, że w zalewie mainstreamowej fantastyki taka klasyka idealnie nadaje się jako odskocznia. Mamy motywy religijne oparte na znanych nam strukturach, podobnież większość wątków pojawiających się w powieści należy do grupy tzw. "oklepanych". Mimo wszystko książkę czyta się szybko, gładko, opisy walk i starć są płynne, wzbudzają w czytelniku napięcie i chęć przerzucania stron jeszcze szybciej. Autor umiejętnie umieścił smakowite kąski w postaci zwrotów akcji w różnych momentach książki, co sprawia, że książkę odkłada się z niechęcią.

Jestem bardzo wdzięczna autorowi za egzemplarz i zaproszenie do tej przygody. Bardzo polubiłam się z Dardanem, szczególnie po jego ostatniej decyzji. Podobał mi się nie tylko rozwój akcji, ale przede wszystkim jego, jako bohatera. Serdecznie polecam!

Zdecydowanie pozycja dla fanów klasycznego fantasy spod znaku miecza i tarczy. Dlaczego? Pozwólcie wyjaśnić.

Początkowo widząc nie tyle opis, co wydawnictwo, podeszłam do powieści sceptycznie. Jeśli znamy rynek wiemy, jak to bywa z książkami wydawanymi własnym sumptem. Różnie. Jednak propozycja Michała Podgórskiego przełamuje zdecydowanie stereotyp i z pewnością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy przeczytałam opis powieści, od razu wzbudziła moje zainteresowanie. Uwielbiam klimat wczesnego średniowiecza i uważam, że za mało się o nim mówi i naucza. Jednak miałam wątpliwości co do merytorycznej strony powieści, gdyż wydawnictwo Bellona, prócz wspaniałych książek historycznych, których mam sporą kolekcję, wydaje także pozycje o "Turbolechii", "Wielkiej Lechii", itp., których historyczne uzasadnienie budzi kontrowersje. Jednak tutaj zdecydowanie się z tym nie spotkamy.

Barkowski wprowadza nas w czasy, o których wiadomo niewiele, co z jednej strony może być wadą, ale i zaletą. Widać, że autor doskonale orientuje się w realiach tamtego okresu, więc wszelkie luki historyczne finezyjnie wypełnia fikcją literacką.

To moje pierwsze spotkanie z autorem i przyznam szczerze, że jestem zachwycona, zarówno soczystym językiem narracji, jak i całokształtem stylizacji. Wcale nie czuje się, że czyta się książkę historyczną.
Oczywistym jest, że nie przepadam za Popielem, w czym nie odstaję wcale od jego przyrodnich braci. Cytując za legendą, dobrze, że go "myszy zjadły"!

Lektura była dla mnie o tyle fascynująca, że jako Wielkopolanka niejednokrotnie odwiedzałam Giecz czy Gniezno podczas wydarzeń rekonstrukcyjnych, mogłam więc jeszcze lepiej poczuć klimat tej powieści.

Podsumowując, pan Barkowski mnie kupił i niecierpliwie wyglądam kolejnych tomów! Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać!

Dziękuję wydawnictwu Bellona za zaufanie i egzemplarz do recenzji.

Kiedy przeczytałam opis powieści, od razu wzbudziła moje zainteresowanie. Uwielbiam klimat wczesnego średniowiecza i uważam, że za mało się o nim mówi i naucza. Jednak miałam wątpliwości co do merytorycznej strony powieści, gdyż wydawnictwo Bellona, prócz wspaniałych książek historycznych, których mam sporą kolekcję, wydaje także pozycje o "Turbolechii", "Wielkiej Lechii",...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wszyscy mówią, że drugi tom tej serii jest najsłabszy. Dla mnie trzeci był do tej pory najsłabszy co nie znaczy, że jest zły. Początkowo naprawdę niewiele się dzieje, Rowan jest strasznie denerwujący i okrutny z niego sadysta! Ale gdy już przebrnie się przez początkowe rozdziały, fabuła się rozkręca i czyta się ją zdecydowanie lepiej.
Co bardzo mi się podoba w tym tomie to przemiana Aelin. Uświadamia sobie swoją moc, swoją potęgę i to, że naprawdę jest królową. Bardzo mocno dojrzewa i staje się kimś więcej, niż tylko straumatyzowaną, młodą dziewczyną.
Seria podoba mi się coraz bardziej i niecierpliwie wyglądam kolejnych tomów powieści!

Wszyscy mówią, że drugi tom tej serii jest najsłabszy. Dla mnie trzeci był do tej pory najsłabszy co nie znaczy, że jest zły. Początkowo naprawdę niewiele się dzieje, Rowan jest strasznie denerwujący i okrutny z niego sadysta! Ale gdy już przebrnie się przez początkowe rozdziały, fabuła się rozkręca i czyta się ją zdecydowanie lepiej.
Co bardzo mi się podoba w tym tomie to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy tylko ujrzałam zapowiedź na stronie Fabryki Słów wiedziałam, że muszę zapoznać się z tą książką. Mimo iż czuję przesyt fantastyką opartą na kulturach wschodu, do tej powieści coś mnie ciągnęło. Teraz już wiem co.

Bardzo lubię książki pisane z perspektywy kilku osób. Daje nam to szerszy pogląd na fabułę i wydarzenia tym bardziej, jeśli w którymś momencie te z pozoru niezwiązane ze sobą osoby i wydarzenia, łączą się. Tak właśnie się dzieje w "Córce kości".

Początek był dla mnie trudny, bo musiałam odnaleźć się w nowym uniwersum z nietypowym systemem magicznym oraz w historii opowiadanej przez pięć osób. Jednak im dalej czytałam, tym większy problem miałam z odłożeniem tej książki na bok.

Jeśli mowa o bohaterach, najbardziej polubiłam Lin i Jovisa, oraz to nietypowe zwierzątko, jakim jest Mephi. Mam nadzieję, że nie będę długo musiała czekać na kontynuację!

A co przemawia za tym, że książka byłą dobra? Kilka rzeczy. Po pierwsze, czytałam ją równocześnie z przyjaciółką i spędziłyśmy sporo czasu dyskutując różne teorie dotyczące związków między bohaterami, możliwym przebiegiem zdarzeń, czy zasadnością systemu magicznego, który nie dawał nam spokoju. Prześladowało mnie to do tego stopnia, że w nocy uświadomiłam sobie, skąd znam podobne działanie magii i już wiem. Całość przywiodła mi na myśl legendę o golemie praskim i "Frankensteina". Dlaczego? Otóż w "Córce kości" autorka również podnosi te same tematy moralne, które znajdziemy w obu tych historiach, dzięki czemu nie jest to po prostu ciekawa fantastyka, ale także powieść, która każe nam się zastanowić nad zasadnością posiadania tak zwanej "iskry bożej".

Czekam na kontynuację, zafascynowana tą historią!

Gdy tylko ujrzałam zapowiedź na stronie Fabryki Słów wiedziałam, że muszę zapoznać się z tą książką. Mimo iż czuję przesyt fantastyką opartą na kulturach wschodu, do tej powieści coś mnie ciągnęło. Teraz już wiem co.

Bardzo lubię książki pisane z perspektywy kilku osób. Daje nam to szerszy pogląd na fabułę i wydarzenia tym bardziej, jeśli w którymś momencie te z pozoru...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdecydowanie pozycja, która ma swój urok, a zarazem z pewnością nie jest to książka dla każdego. Dlaczego? Spieszę wyjaśnić.

Poznajemy świat, który do złudzenia przypomina nam Szkocję bądź Irlandię lat 30-40 ubiegłego wieku. Effy, nasza bohaterka, studiuje architekturę jako jedyna kobieta na wydziale, choć jej pierwszym wyborem była literatura, na którą się nie dostała. Dziewczyna pogrążona jest w marzeniach, zatopiona w baśniowym świecie swojego ulubionego autora. Dlatego bierze udział w konkursie na projekt domu dla rodziny zmarłego pisarza i jedzie na miejsce. Tego co tam zastaje, się zupełnie nie spodziewa.

Już na początku autorka zarzuca nas informacjami, które ani nie wprowadzają nas w uniwersum, ani nic nam nie mówią. Przez większość książki podawane od początku fakty nie łączą się ze sobą w ogóle. Osoby, które nie są przyzwyczajone do fantastycznych światów, gdzie dużo informacji zostaje podanych bez związku z bieżącym biegiem fabuły, mogą się zniechęcić. Dopiero pod koniec, kiedy wszystko zaczyna się ze sobą zazębiać, te rzucane na początku informacje zaczynają mieć głębszy sens. Sądzę jednak, że gro czytelników do tego momentu nie dojdzie nawet.

Effy jest dziwną bohaterką - z jednej strony jej współczułam, z drugiej drażniło mnie to, jak nieporadna jest i słaba. Być może przywykłam już do popularnego w pozycjach fantasy empowermentu, ale Effy pasuje mi do tego gatunku jak nie przymierzając elegancka koszula do prosiaka. No nie bardzo.

Mimo tego jako całość książka podobała mi się, głównie ze względu na tą mglistą, mroczną atmosferę, wyjątkowy klimat i ciekawie wykreowany świat oparty na baśniach. Bardzo lubię tego typu zaplecze, uważam, że nadaje wiarygodności uniwersum. Podobało mi się także zakończenie, gdzie Effy wreszcie stawia na swoim, wreszcie sięga po to, co jej się należy. Czytało się ją szybko, dość przyjemnie i biorąc pod uwagę fakt, że to jednotomówka, jest to przyjemna pozycja na ponure wieczory.

Zdecydowanie pozycja, która ma swój urok, a zarazem z pewnością nie jest to książka dla każdego. Dlaczego? Spieszę wyjaśnić.

Poznajemy świat, który do złudzenia przypomina nam Szkocję bądź Irlandię lat 30-40 ubiegłego wieku. Effy, nasza bohaterka, studiuje architekturę jako jedyna kobieta na wydziale, choć jej pierwszym wyborem była literatura, na którą się nie dostała....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Król trujących kwiatów" jest dla mnie przyjemnym zaskoczeniem. Choć początkowo miałam małe trudności z wgryzieniem się w fabułę, to w miarę czytania zaczynałam mieć inny problem - oderwać się od niej!

Lore posiada niezwykłą moc, którą z całej siły ukrywa. Pracuje jako szpieg, nie może zatem ujawniać się z takim darem. Podczas jednego zadania sytuacja wymyka się spod kontroli, a jej prawdziwe moce wychodzą na jaw. Trafia na dwór królewski, gdzie ma zająć się tym, co potrafi najlepiej, czyli szpiegowanie.

Powieść ma sporo motywów uwielbianych przez fanki romantasy, ale trzeba przyznać, że trójkąt romantyczny jest rozegrany bardzo ciekawie, subtelnie i w tle całej powieści. Dzięki temu nie przeszkadza on tym osobom, które za tym nie przepadają, a meandruje gdzieś w oddali.
Jest to bardzo fajna pozycja rozrywkowa, z ciekawym systemem magii i jej władania, co też uważam za duży plus.

Choć jest to pierwszy tom, to ma on na tyle zamknięte zakończenie, że gdyby nie było kontynuacji, powieść spokojnie przeszłaby jako jednotomówka. Ale skoro ma być kolejna część, to czekam na dalsze losy mojego ulubionego bohatera czyli Gabriela.

"Król trujących kwiatów" jest dla mnie przyjemnym zaskoczeniem. Choć początkowo miałam małe trudności z wgryzieniem się w fabułę, to w miarę czytania zaczynałam mieć inny problem - oderwać się od niej!

Lore posiada niezwykłą moc, którą z całej siły ukrywa. Pracuje jako szpieg, nie może zatem ujawniać się z takim darem. Podczas jednego zadania sytuacja wymyka się spod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka ta była długo na mojej liście do przeczytania. Wysłuchałam jej w audiobooku, co moim zdaniem tylko wzmogło pozytywne wrażenia. Dlaczego? Otóż lektorka wczuła się w narrację z perspektywy głównej bohaterki, a do tego jej głos pasował do Apopi!

Młoda barmanka zauważa, że do baru przychodzi dziwny mężczyzna i ją obserwuje. Sprawa zaczyna się pogarszać kiedy Apopi orientuje się, że także ją śledzi, a nawet obserwuje. Tego jednak co miało się wydarzyć, nie spodziewała by się w najśmielszych snach.

Apopi budzi się w pięknym, ale całkowicie obcym świecie, gdzie jest persona non grata. Musi przywyknąć do panujących tu zasad, hierarchii i nie dać się sprowadzić do parteru. Czy jej się to uda, skoro musi się zmagać z codziennością w otoczeniu przystojnego bruneta i boskiego białowłosego elfa? Łatwo nie będzie.

Zaskoczenie stanowiło dla mnie zakończenie, oczywiście autorka urwałą w tak ciekawym momencie, że nie mogę doczekać się kontynuacji. Czy było to epickie high fantasy? Nie, ale nie oczekiwałam tego wcale. Miałam nadzieję na dobrą zabawę i ciekawe uniwersum i to dostałam. Autorka zadbała nawet o takie detale jak etykieta. Z tego względu książkę oceniam bardzo pozytywnie i, tak na marginesie, jestem #teamsheut!

Książka ta była długo na mojej liście do przeczytania. Wysłuchałam jej w audiobooku, co moim zdaniem tylko wzmogło pozytywne wrażenia. Dlaczego? Otóż lektorka wczuła się w narrację z perspektywy głównej bohaterki, a do tego jej głos pasował do Apopi!

Młoda barmanka zauważa, że do baru przychodzi dziwny mężczyzna i ją obserwuje. Sprawa zaczyna się pogarszać kiedy Apopi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna przygoda w którą dałam się porwać Leszkowi Hermanowi. Autor ma niebywały talent do wciągania mnie między strony swoich powieści na długie godziny.

Co wspólnego ze sobą mają tunel pod Świną, miejskie machloje i trzystuletni galeon?
Dziennikarz lokalnej gazety jedzie z miejscowym aktywistą Borysem na tajemnicze spotkanie. Ich anonimowy informator ma przekazać dokumenty ujawniające aferę, która może zniszczyć karierę i życie wielu osób. Do spotkania jednak nie dochodzi, bo informator jest martwy.

W obliczu policyjnego dochodzenia, cała redakcja motywuje się, aby wraz z Piotrem rozwikłać sprawę i dowiedzieć się, dlaczego doszło do morderstwa informatora i co miało zostać ujawnione. Kolejne puzzle jednak tylko komplikują sprawę, bo w paradę wchodzi nie tylko konkurencyjny portal, ale także następna tragedia.

Kolejna książka autora, która porywa od pierwszej strony, sprawia że czuję się, jak skrzyżowanie Indiany Jonesa z Nicolasem Cage'm z filmy "Skarb Narodów". Opowieści kreowane w powieściach Leszka Hermana, w oparciu o prawdziwe wydarzenia historyczne są uzależniające, nie da się odłożyć książki i przestać przekładać stron.

Z niecierpliwością czekam na następne pozycje pióra autora i nie pozostaje mi nic innego, jak polecić książkę wszystkim fanom przygód!

Kolejna przygoda w którą dałam się porwać Leszkowi Hermanowi. Autor ma niebywały talent do wciągania mnie między strony swoich powieści na długie godziny.

Co wspólnego ze sobą mają tunel pod Świną, miejskie machloje i trzystuletni galeon?
Dziennikarz lokalnej gazety jedzie z miejscowym aktywistą Borysem na tajemnicze spotkanie. Ich anonimowy informator ma przekazać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzięki "Nielotom" wróciłam nie tylko do swoich lat nastoletnich, ale przede wszystkim książka poruszyła w mojej duszy struny, o których dawno już zapomniałam.

Kto to widział, żeby stara baba płakała na książce młodzieżowej?! A jednak. I za to właśnie dziękuję autorowi.

Przez własną młodzieńczą głupotę, Filip trafia do szpitala porządnie pokiereszowany. Czego się przede wszystkim nie spodziewa po tym pobycie, to nawiązanie nowych znajomości. Wciąż ma nadzieję, że zwróci uwagę dziewczyny, której próbował zaimponować. Jednak bardzo szybko przekonuje się, że ludzie których poznaje na oddziale są mu bliżsi niż inni znajomi, których ma, że te relacje są prawdziwe. Są też bolesne, skomplikowane. Filip przeżywa nie tylko swoją pierwszą miłość, ale także nabiera odpowiedzialności za innych, za słabszych. Po latach od wyjścia ze szpitala okazuje się, że te wspomnienia, te relacje, choć nieco zapomniane na pierwszy rzut oka wciąż są żywe i co gorsza, bolesne.

Krótka, lecz wartościowa lektura sprawia, że będąc w pełni władz umysłowych uważam, że powinna być włączona do kanonu lektur. To ważna opowieść, z której czytelnik wynosi ogrom emocji ale i przemyśleń. Zdecydowanie świetna pozycja!

Dzięki "Nielotom" wróciłam nie tylko do swoich lat nastoletnich, ale przede wszystkim książka poruszyła w mojej duszy struny, o których dawno już zapomniałam.

Kto to widział, żeby stara baba płakała na książce młodzieżowej?! A jednak. I za to właśnie dziękuję autorowi.

Przez własną młodzieńczą głupotę, Filip trafia do szpitala porządnie pokiereszowany. Czego się przede...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie będzie przesadą jeśli powiem, że wyglądałam tej książki jak kania dżdżu. Czekałam na nią niecierpliwie wystarczająco długo, by mieć wysokie oczekiwania co do treści. I, cholera, nie zawiodłam się.

Jacek Komuda znów przenosi nas do czasów, kiedy rycerstwo jest już na wymarciu, a ludzie tacy jak Zawisza Czarny są jego ostatnim bastionem. Spotykamy tu już nie młodego rycerza, a dostojnego pana, dla którego honor rycerski i uczciwość są najważniejszą cnotą człowieka. Te wartości zostają jednak wystawione na próbę, gdy Zawisza ma poprowadzić rotę przeciwko niewiernym. Jak się okazało, na tradycyjną krucjatę nie mógł jednak liczyć otoczony intrygami i zdradami, które na niego czyhały na każdym możliwym kroku.

Dokładność, z jaką Jacek Komuda opisuje krajobrazy, średniowieczną Budę czy starcia, tworzą w głowie czytelnika obraz wręcz filmowy. Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie każdą sekundę wydarzeń. Jak zwykle w przypadku autora, jestem pod wielkim wrażeniem.

A zakończenie? No, panie Jacku - zawału dostałam z trzy razy przynajmniej, a finał był zupełnie nie taki, jak się spodziewałam. Owszem, jak najbardziej godny Zawiszy Czarnego, ale mimo to osiadający ciężarem na barkach czytelnika. I tak, chcę wiedzieć co było dalej, ba! Chce wiedzieć, jak potoczyły się losy nie tylko Zawiszy, ale i Gedeona.
Panie Jacku, nie daj się pan prosić!

Nie będzie przesadą jeśli powiem, że wyglądałam tej książki jak kania dżdżu. Czekałam na nią niecierpliwie wystarczająco długo, by mieć wysokie oczekiwania co do treści. I, cholera, nie zawiodłam się.

Jacek Komuda znów przenosi nas do czasów, kiedy rycerstwo jest już na wymarciu, a ludzie tacy jak Zawisza Czarny są jego ostatnim bastionem. Spotykamy tu już nie młodego...

więcej Pokaż mimo to