Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Objawicielka" to druga na polskim rynku powieść Daryla Gregory'ego. Wydanie poprzedniej, "Wyginaczy łyżeczek", przeszło bez większego echa pośród wielbicieli fantastyki. Przyznaję, że jej nie przeczytałem, ale teraz mam zamiar nadrobić tę zaległość, bo lektura "Objawicielki" zapewniła mi sporo przedniej rozrywki, nie zmuszając przy tym do wysiłku.
Opis okładkowy powieści zdradza ogólny zarys fabuły, która prezentowana jest dwutorowo w naprzemiennie ułożonych rozdziałach ukazujących główną bohaterkę jako dziecko porzucone przez ojca w położonym w dzikich ostępach domku jej babci oraz dorosłą już kobietę, trudniącą się ekskluzywną i nielegalną działalnością gospodarczą w postaci produkcji wysokogatunkowego bimbru. Trudne dzieciństwa Stelli na farmie urozmaicane jest przez fanatyków religijnych, reprezentowanych zarówno przez członków lokalnej społeczności pruderyjnych baptystów, jak i członków jej własnej rodziny, wyznających wiarę w Duchojca, tajemniczą istotę żyjącą ponoć w jaskini na zboczu góry za domem babci. Stella z czasem przekonuje się, że jej rola wśród wyznawców nietypowej religii ma być znacznie poważniejsza niż mogłaby przypuszczać, gdyż zostaje pośredniczką przekazującą rodzinie boską wolę. Nie pierwszą zresztą, gdyż podobną funkcję pełniły przed nią inne kobiety z rodu Birch, które bezpośrednio kontaktowały się z bóstwem,wykonując brudną robotę i popadając w szaleństwo wskutek oddziaływania boskiej woli. Mężczyźni zajmowali się oczywiście bezpieczną interpretacją przekazu i byli na tyle głupi, by nie budziło w nich podejrzeń to, że ich bóstwo kontaktuje się wyłącznie z kobietami. Drugi wątek opisuje wydarzenia po kilkunastoletnim przeskoku czasowym, gdy Stella wraca w góry po śmierci babci. Czytelnicy i czytelniczki na początku nie mają pojęcia dlaczego Stella porzuciła rolę Objawicielki swojej rodzinnej wiary i wyjechała, by zająć się tak intrygującą działalnością gospodarczą jak bimbrownictwo. Początkowa część książki ma interesująco zarysowane tło obyczajowe wiejskich, ultrakonserwatywnych społeczności, niedostrzegających sprzeczności swojej religii choćby z powszechnym rasizmem. Grupa fanatycznych wyznawców Duchojca prezentuje wszelkie patologie typowe dla sekt, ale ma nad nimi jedną przewagę - ich bóstwo rzeczywiście istnieje i spotyka się z główną bohaterką, przekazując jej swoje odczucia i myśli. Fantastyczne elementy fabuły początkowo nie budzą strachu, chociaż opis postaci bóstwa może budzić delikatne dreszcze skojarzeniami z pajęczakami. Autor stopniowo odsłania tajemnice dawnych, tragicznych wydarzeń, które doprowadziły do wyjazdu Stelli a równolegle pokazuje bieżący konflikt pomiędzy członkami rodziny, pragnącymi jak najszybszej realizacji boskich obietnic, i główną bohaterką, która usiłuje ich powstrzymać. Groza i napięcie narastają stopniowo wraz z odsłanianiem kolejnych tajemnic przekazu Duchojca i jego prawdziwego celu, których czytelniczki i czytelnicy powinni się domyślić przed końcem książki. Nie znaczy to, że zakończenie nie oferuje żadnych zaskoczeń, wręcz przeciwnie.
Przeczytałem tę książkę z dużą przyjemnością, bo to dobrze i zwięźle opowiedziana historia, w której groza pojawia się zarówno w formie krwisto-dosłownej jak i bardziej wyrafinowanej a tajemnica rodu Birch zostaje satysfakcjonująco wyjaśniona, pozostawiając również czytelniczkom i czytelnikom pewne pole do interpretacji.
Bardzo udana okładka to miła wartość dodana.

"Objawicielka" to druga na polskim rynku powieść Daryla Gregory'ego. Wydanie poprzedniej, "Wyginaczy łyżeczek", przeszło bez większego echa pośród wielbicieli fantastyki. Przyznaję, że jej nie przeczytałem, ale teraz mam zamiar nadrobić tę zaległość, bo lektura "Objawicielki" zapewniła mi sporo przedniej rozrywki, nie zmuszając przy tym do wysiłku.
Opis okładkowy powieści...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie potrafię napisać tak wnikliwej recenzji tej książki jakbym chciał, ale jedno muszę na początku podkreślić: jak na Ucztę Wyobraźni przystało, książka ta zdecydowanie odstaje od przeciętnej literatury SF.

Zapewne nie zrozumiałem do końca wszystkich konceptów, które matematyk i pisarz F&SF Yoon Ha Lee umieścił w jej fabule, bo część z nich stanowi bezpośrednią implementację przekonania, że matematyczne równania nie tylko precyzyjnie opisują rzeczywistość, ale też mogą ją kształtować. Nie widzę świata poprzez równania. Zacznę więc od łatwiejszej części. "Gambit lisa" to w zasadzie powieść reprezentująca militarne science fiction i opisująca akcję pacyfikacji buntu w kosmicznej twierdzy, kształtującej porządek rzeczywistości w części Imperium zwanego Heksarchatem, jako że tworzy je sześć, zapewne postludzkich, społeczności o odmiennych specjalizacjach. Łączy je wspólny cel, jakim jest oczywiście trwanie i ekspansja struktur władzy.
Podstawą funkcjonowania reżimu imperium jest najwyższy kalendarz, systematyzujący czas i utrzymujący rzeczywistość w pożądanym kształcie, umożliwiającym funkcjonowanie kosmicznych technologii transportowych, cybernetycznych i militarnych. Każde odchylenie od perfekcji kalendarza stanowi herezję pośrednio odkształcającą rzeczywistość i powodującą zaburzenia w funkcjonowaniu imperialnych technologii, broni, sieci informatycznych a nawet w biologii i genotypach mieszkańców imperium. Większe odchylenia mogą wywoływać fizyczne zmiany w rzeczywistości. Autor nie podaje żadnych wyjaśnień zasad funkcjonowania nauki i techniki imperialnej, rzucając czytelniczki i czytelników głęboko w próżnię niezrozumiałości i nakazując im domyślanie się wszystkiego z dalszej treści książki. Z pewnością nie ułatwia to lektury, ale równocześnie sprawia wielką frajdę obcowania z utworem naprawdę oryginalnym. Wysoki próg wejścia widoczny jest od początku pierwszego rozdziału, w którym główna (podówczas) bohaterka imieniem Cheris, dowodzi swoją jednostką w bitwie na powierzchni planety. Autor bezkompromisowo sypie dziesiątkami neologizmów o nieekstrapolowalnych z naszej rzeczywistości znaczeniach, opisując makabryczne skutki użycia przyszłych broni oraz technologii wojskowych i niczego nie objaśnia. Nie będę ukrywał, że przyszło mi do głowy, że robi tak, gdyż nie jest w stanie podać sensownych objaśnień i bardzo sprytnie je omija. Nie przeszkadzało mi to jednak w zachwyceniu się książką od jej pierwszych stron i byłem nawet nieco rozczarowany, że kolejne rozdziały nie były równie wymagające. "Gambit lisa" przypomina pod tym względem najlepsze dokonania Jacka Dukaja z "Innych pieśni", chociaż świat wykreowany przez Yoon Ha Lee nie jest chyba aż tak głęboko przemyślany (może lepiej będzie zweryfikować tę opinię w kolejnych tomach). Autor doskonale wykorzystuje stworzone przez siebie, niezwykłe tło do opowiedzenia skomplikowanej historii drugiej głównej postaci, dawnego buntownika i genialnego stratega, generała Jedao, którego symbolem jest demoniczny lis o dziewięciu ogonach. W ramach kary za dokonaną masakrę Jedao zredukowano do zapisu osobowości, wszczepianego w razie potrzeby w umysły dowódców wojskowych, otrzymujących niemal niewykonalne zadania. Tak trudne zadanie i tak nietypowe wsparcie otrzymuje Cheris, co rodzi serię wielopłaszczyznowych konfliktów pomiędzy sprzecznymi lojalnościami, celami, możliwościami a nawet płciami obojga głównych postaci, zamieszkujących ten sam umysł. Współpraca, konflikty, przenikanie się osobowości i wspomnień między Cheris i jej lisim cieniem są ciekawie i wiarygodnie opisane, chociaż mam wrażenie, że przez ich wyeksponowanie cierpi nieco dynamika samego konfliktu militarnego, który drepce w miejscu przez znaczną część fabuły. Czytelniczki i czytelnicy otrzymują jednak w zamian inne dramatyczne wydarzenia, w których rozstrzygną się losy dwójki bohaterów.

Nagrody jakie otrzymała ta książka uważam za w pełni zasłużone. Yoon Ha Lee nie tylko wniósł coś nowego do zatęchłych schematów gatunku, ale też zrobił to w znakomitym stylu, nie zapominając przy tym również o rozrywkowych walorach fabuły i wykorzystując swoje specyficzne poczucie humoru, chociaż bez porównania przekładu z oryginałem nie mam pewności, na ile ten ostatni sukces jest zasługą tłumacza. Niektóre użyte przez niego neologizmy budzą ciekawe polskie skojarzenia, jak np. odbywane w książce rytualnie obrzędy kalendarne zwane "pamiętnicami". Do radosnych rozrywek utrzymujących imperialny kalendarz należą też okresowe obrzędy rytualnego torturowania heretyków...

PS1. Zaczynam nabierać ochoty, żeby zacząć czytać od początku i poszukać wszystkiego co mi umknęło za pierwszym razem.

PS2. Ani słowem nie odniosłem się do tytułu recenzji. Chyba najlepiej będzie jak każdy samodzielnie sprawdzi w ostatnich rozdziałach co to takiego.

Nie potrafię napisać tak wnikliwej recenzji tej książki jakbym chciał, ale jedno muszę na początku podkreślić: jak na Ucztę Wyobraźni przystało, książka ta zdecydowanie odstaje od przeciętnej literatury SF.

Zapewne nie zrozumiałem do końca wszystkich konceptów, które matematyk i pisarz F&SF Yoon Ha Lee umieścił w jej fabule, bo część z nich stanowi bezpośrednią...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Martha Wells nie miała dotychczas szczęścia na polskim rynku wydawniczym. Jej powieści fantasy nie znalazły chyba zbyt wielu fanek i fanów w naszym kraju, gdyż ani Rebis ani MAG nie wydawały ich zbyt długo: Rebis wydał tylko jedną a MAG trzy, ale za to nie dokończył wydawania trylogii. A szkoda, bo były to całkiem niezłe książki osadzone w oryginalnym i nieco steampunkowym świecie Ile-Rien. Zwłaszcza "Śmierć nekromanty" po dziś dzień pozostała w mojej pamięci jako znakomita rozrywka i kilkukrotnie wracałem do niej po latach. Może teraz coś się zmieni, gdyż dwa polskie wydawnictwa (MAG i Uroboros) zapowiedziały na rok 2023 powrót do wydawania książek tej autorki. O ile w przypadku Uroborosa będzie to kolejna powieść fantasy, to powrót do wydawania książek M. Wells przez wydawnictwo MAG jest głównie wynikiem sukcesów jakie odniosła amerykańska autorka w gatunku science-fiction. Książki z cyklu "Pamiętniki Mordobota" (Murderbot Diaries) były od roku 2018 wielokrotnie nagradzane wszystkimi co ważniejszymi nagrodami branżowymi (w tym Hugo dla najlepszego cyklu książek SF) i zyskały sporą renomę. Cały cykl liczy sześć dotychczas wydanych utworów (nie uwzględniając krótkiego opowiadania) o długości wahającej się od długiej noweli do krótkiej powieści a M. Wells zaplanowała jeszcze kolejne trzy książki, z których pierwsza ma ukazać się już w listopadzie tego roku. Trudno przewidzieć, czy te plany zostaną zrealizowane w pełni, gdyż w ostatnich miesiącach autorka na swoim blogu podała niepokojące wieści o jej stanie zdrowia.

W Polsce pierwszą i drugą część cyklu wydano w jednym tomie, który i tak nie straszy czytelniczek i czytelników swoją objętością. Okładka zupełnie mi się nie podobała, pomimo podświadomie krwistych skojarzeń wywołanych jej kolorem oraz zabawnej i celnej aluzji do świetnego serialu "Miłość, śmierć i roboty". Oryginalne okładki amerykańskich wydań wydają mi się lepsze, chociaż z pewnością nie grzeszą oryginalnością. Ważniejsza jednak od okładki jest treść. Niestety w trakcie lektury wahałem się między rozczarowaniem i przyjemnością, co niechybnie wynika z moich nadmiernych oczekiwań wobec tak powszechnie nagradzanych i chwalonych książek. Tymczasem obie nowele zawarte w książce to oryginalne i przyzwoicie napisane utwory rozrywkowe, pozbawione jednak głębszej refleksji i omijające nie do końca sensownie ogrom potencjalnych problemów, jakie dotyczą istnienia elektroniczno-organicznych konstruktów nazywanych "jednostkami ochroniarskimi", których przedstawicielem byłu Mordbot. Przedstawicielem nietypowym, bo wskutek przypadkowych wydarzeń udało się jenu zhakować swój zdalny moduł kontrolny, ograniczający autonomię umysłu i mogący zmuszać do określonych działań. Autorka nie stawia na pierwszym planie pytań o to jak z ludzi tworzeni są zdalnie sterowani niewolnicy, w których udział części nieorganicznych jest tak duży, że wydaje się przekraczać wszelkie granice człowieczeństwa. Ani o to, jak na wpół ludzkie hybrydy są w stanie funkcjonować w interakcji z ludźmi po okaleczeniu i usunięciu ponoć "niepotrzebnych" części organicznych. Akcja koncentruje się na przygodach, misjach i zleceniach wykonywanych przez Mordbota, który pomimo usunięcia zewnętrznej kontroli dalej stara się chronić ludzi, okazując im lojalność i... uczucia? A może tylko zaprogramowane odruchy (nie jestem pewien czy jenu umiłowanie do oglądania liczących setki odcinków seriali należy uznać za cechę bardziej ludzką czy mechaniczną :D)? Jako ochroniarz zabija ono i okalecza ludzi bez wahania, ale równocześnie nie przypomina bezdusznego zabójcy i z własnej woli podejmuje działania, kierując się własnymi uczuciami. To najciekawszy element książki i trzeba przyznać, że autorka dobrze trafiła w aktualny kontekst granic funkcjonowania sztucznej inteligencji, ale nie eksploatuje go zbyt intensywnie, koncentrując się w większym stopniu na przygodowych elementach fabuły i zatrzymując się na granicy otchłani niewykorzystanych możliwości. To główne źródło mojego rozczarowania, chociaż przyznaję, że książkę przeczytałem z przyjemnością.

Mam nadzieję, że w kolejnych tomach M. Wells nie zawaha się przekroczyć granic.

Martha Wells nie miała dotychczas szczęścia na polskim rynku wydawniczym. Jej powieści fantasy nie znalazły chyba zbyt wielu fanek i fanów w naszym kraju, gdyż ani Rebis ani MAG nie wydawały ich zbyt długo: Rebis wydał tylko jedną a MAG trzy, ale za to nie dokończył wydawania trylogii. A szkoda, bo były to całkiem niezłe książki osadzone w oryginalnym i nieco steampunkowym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W ostatnich latach w polskich wydawnictwach nasila się budząca we mnie generalne obrzydzenie tendencja poświęcania wszystkiego w imię zysku. Jednym z jej objawów jest eksponowanie na okładkach tłumaczonych książek angielskich wersji tytułów zamiast polskich lub wręcz brak tłumaczenia tytułów, tylko po to aby były one łatwiejsze do rozpoznania przez obeznaną z angielskim, docelową grupę młodzieżowych czytelniczek i czytelników. Wydawnictwa wspierają w ten sposób postępujące zanieczyszczenie naszego języka anglicyzmami, które może i jest nieuchronne, ale przykre jest to, że tak aktywnie wspomagają je instytucje (ponoć) powiązane z kulturą. "Fourth Wing" R. Yarros wydaje się być doskonałym przykładem wspomnianej tendencji, w której marketing nakazuje wydawcy wstydliwie ukrywać polski tytuł "Czwarte Skrzydło", eksponując równocześnie wersję angielską dzięki wielokrotnie większej czcionce.

Książka została wydana bardzo estetycznie, z barwionymi brzegami stron i stonowaną, elegancką grafiką okładkowa. Niestety równocześnie wydawnictwo Filia pokazało dobitnie, że starsze czytelniczki i starsi czytelnicy nie mają po co kupować papierowego wydania tej książki, drukując całość tekstu maciupeńką czcionką, która męczyła oczy i zmuszała mnie do ciągłego wysiłku w trakcie lektury.

Rebecca Yarros niewątpliwie zna doskonale najbardziej oklepane motywy młodzieżowej literatury fantasy, zwłaszcza te, które w ostatnich dziesięcioleciach przełożyły się na sukcesy komercyjne i sprawnie łączy je w "nową", dynamiczną fabułę, wzbogacając ją przy okazji o istotne marketingowo elementy erotyki i dosadnie opisywanego seksu, niestroniące od szczegółowych wzmianek o tym, co, kto, komu i jak głęboko wetknął. Elitarna szkoła dla jeźdźców smoków. w której współzawodnictwo i niezwykle wymagające szkolenie powodują, że ginie znaczna część jej uczniów. Klasycznie niechętna bohaterka, Violet, która wydaje się nie mieć szans na przeżycie, lecz ukryte w niej wyjątkowe talenty tylko czekają na okazję by skoczyć czytelniczkom i czytelnikom do oczu i gardeł. Oczywiście nie w pierwszej połowie powieści. Modelowo przystojni morderczy wrogowie i nie ustępujący im urodą przyjaciele z dzieciństwa, ze zdumiewającą łatwością zamieniający się rolami i miejscami w ciągu zaledwie kilkuset stron. Zjednane nieprzejednaną dobrocią głównej bohaterki nowe przyjaciółki i zmuszone do niechętnej współpracy początkowo nieprzejednane nieprzyjaciółki. Szlachetni zdrajcy i zdradzieccy przywódcy. Przystojni i mili przyjaciele, ginący w strategicznie rozmieszczonych momentach fabuły. Martwi lub niesympatycznie członkowie rodziny skutecznie wyjaśniający wyizolowanie bohaterki. Potworne i mordercze smoki, palące co chwila żywcem kadetów i funkcjonujące równocześnie jako mili, pomocni i troskliwi towarzysze, ewidentnie cierpiący na fabularne rozdwojenie jaźni. No i naturalnie ulubiony przez większość autorek i autorów chwyt polegający na utrzymaniu głównej bohaterki w całkowitej ignorancji, dzięki czemu czytelniczki i czytelnicy mogą jej towarzyszyć w odkrywaniu prawdy o coraz bardziej otaczającym ją świecie. Świecie, który niechybnie rozpadnie się wkrótce i aż się prosi o ocalenie. Ciekawe, kto też podejmie się tego zadania?

Muszę przyznać, że Autorka bardzo sprawnie połączyła wszystkie klisze fabularne i pierwszą połowę jej powieści przeczytałem po prostu z przyjemnością. Akcja jest wartka, główną bohaterkę można łatwo polubić a przewracanie kartek szłoby mi bardzo sprawnie, gdyby nie mikro-czcionka. Fabuła stopniowo przestała jednak przypominać szkolne igrzyska śmierci i wyewoluowała w młodzieżowe romansidło, wywracając równocześnie do góry nogami początkowy obraz świata głównej bohaterki. Po podniesieniu stawek do poziomu walki o ratowanie świata Autorka nie radzi już sobie tak dobrze jak na początku. Akcja staje się chaotyczna i znikają początkowe emocje, towarzyszące samotnej walce Violet z przeciwnościami losu.

Nie żałuję, że przeczytałem tę książkę. Nie wątpię, że ją ktoś sfilmuje, chociaż będzie to wymagało sporego budżetu. Nie wątpię też, że tak jak na Zachodzie znajdzie ona u nas tłumy wielbicieli i wielbicielek i odniesie komercyjny sukces. Nie dostarczyła mi ona jednak żadnych nowych wrażeń i obawiam się, że kolejny tom może być tylko gorszy.

W ostatnich latach w polskich wydawnictwach nasila się budząca we mnie generalne obrzydzenie tendencja poświęcania wszystkiego w imię zysku. Jednym z jej objawów jest eksponowanie na okładkach tłumaczonych książek angielskich wersji tytułów zamiast polskich lub wręcz brak tłumaczenia tytułów, tylko po to aby były one łatwiejsze do rozpoznania przez obeznaną z angielskim,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszy tom trylogii fantasy Imperium Wilka zawiera, obok elementów charakterystycznych dla tego gatunku, sporą domieszkę wątków śledczych, typowych bardziej dla powieści kryminalnych czy sensacyjnych oraz tło złożone w większości z intryg politycznych i religijnych wywołanych walką o władzę w olbrzymim, chociaż chylącym się już ku upadkowi Imperium. Główny bohater, Vonvolt, jest cesarskim sędzią, co w książce oznacza bardzo wysokiej rangi urzędnika podlegającego bezpośrednio władcy Imperium i łączącego w jednej osobie funkcje cesarskiego kontrolera, sędziego, prokuratora, policjanta a nawet kata. Sędziowie podróżują po całym Imperium, rozwiązują spory, ścigają przestępców i nadzorują przestrzeganie cesarskiego prawa, wywołując przy okazji bardzo zróżnicowane reakcje ze strony lokalnych możnowładców, kościelnych dostojników oraz przedstawicieli podbitych narodów, które niekoniecznie radośnie przestrzegają cesarskich i kościelnych nakazów. Taki wybór głównego bohatera niejako z góry przesądza o wielości potencjalnych konfliktów, w których sędzia nieustannie uczestniczy. Akcja powieści jest dzięki temu wartka i koncentruje się na śledztwie w sprawie zabójstwa pewnej szlachcianki, które wciąga Vonvolta w sieć intryg politycznych i religijnych o skali dalece przekraczającej typowy zakres działania sędziego. Nie są to zresztą jedyne ograniczenia, które w powieści przekracza główny bohater i najciekawsze wydało mi się śledzenie zmian jego postawy: od niezłomnego wyznawcy prawa lecz równocześnie pragmatyka, który stara się wydawać wyroki bez nadmiernego okrucieństwa i interpretować przepisy tak, aby nie robić krzywdy ludziom, do człowieka, który decyduje się sprawiedliwość wymierzać mieczem, gdy inne środki okazują się niewystarczające.

Tło powieści nakreślone jest dość grubą kreską. Otrzymujemy fragmentaryczne informacje o cesarzu, podstawach systemu zarządzania Imperium, jego konfliktach granicznych i wewnętrznych. Równocześnie możemy obserwować pierwsze objawy degeneracji i upadku cesarskiej władzy, w postaci lokalnych buntów, intryg religijnych i prób opanowania dawnej, zakazanej magii. Magia pojawia się w książce dość oszczędnie i trzeba jasno zaznaczyć, że to zaleta a nie wada. Jest to głównie magia utylitarna, wykorzystywana przez sędziów do przesłuchań żywych i martwych świadków. Autor daje jednak poczuć, że ten obszar zawiera mnóstwo tajemnic i potencjalnie może odgrywać większą rolę w kolejnych tomach.

Główny wątek powieści zyskuje w powieści jednoznaczne zakończenie, ale równocześnie jest on jedynie pretekstem do pokazania w następnym tomie (b tomach) źródeł choroby toczącej Imperium. A przynajmniej tak zgaduję po zakończeniu Sprawiedliwości królów i mam nadzieję, że RIchard Swan nie będzie chciał rozmieniać się na drobne, tylko wyśle sędziego Vonvolta do centrum wydarzeń.

Gdybym miał szukać podobieństw do innych książek fantasy, książka R. Swana skojarzyła mi się głównie z Grą o tron G.R.R. Martina, chociaż jest to powieść bardziej kameralna, nie tak wielowątkowa i zdecydowanie mniej rozbuchana geograficznie.

Pierwszy tom trylogii fantasy Imperium Wilka zawiera, obok elementów charakterystycznych dla tego gatunku, sporą domieszkę wątków śledczych, typowych bardziej dla powieści kryminalnych czy sensacyjnych oraz tło złożone w większości z intryg politycznych i religijnych wywołanych walką o władzę w olbrzymim, chociaż chylącym się już ku upadkowi Imperium. Główny bohater,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To zadziwiające, że tak dobra książka czekała na polskie wydanie aż 39 lat od momentu gdy ukazała się jej oryginalna wersja. Zapewne przyczyniły się do tego problemy z dziedziczeniem praw po śmierci autora w 2006 roku. Polskie wydanie w serii Artefakty wydawnictwa MAG też jest w pewnym sensie niespodzianką, gdyż znakomitą większość pozycji tej serii stanowią książki science-fiction a "Czekanie na smoka" to historyczne fantasy, którego akcja rozgrywa się w alternatywnej, średniowiecznej rzeczywistości. Dominującą siłą polityczną jest w niej Bizancjum, zastępujące w tej roli Imperium Rzymskie. Zwolniło to autora z konieczności wymyślania nowego świata i pozwoliło na nadzwyczajny stopień realizmu powieściowego tła, które każdy może sobie uzupełnić w stopniu ograniczonym jedynie własną wiedzą historyczną. Dzięki temu w książce brak jest wielostronicowych opisów i wyjaśnień a fabuła to skondensowany wir intryg i drastycznych wydarzeń. Elementy fantasy nie są liczne, ale stanowią istotne dopełnienie tła powieści i czasem odgrywają też aktywną rolę w fabule. Nie ma w tej książce niczego zbędnego, wręcz przeciwnie, wszystko wydaje mieć się dodatkowe, ukryte znaczenia. Styl pisania Forda, zwięzły, choć wieloznaczny i pełen nieodmówień, wymaga od czytelnika skupienia uwagi i odczytywania niektórych znaków z precyzją detektywa. Kto sobie z tym nie radzi może czerpać satysfakcję z lektury w inny sposób, będąc nieustannie zaskakiwaną/zaskakiwanym przez wydarzenia, które autor wcześniej mniej lub bardziej subtelnie zasygnalizował. Trzeba jednak jasno zaznaczyć, że nie jest to książka dla miłośników popularnych historyjek fantasy spod znaku "magii i miecza". To książka głębsza, znacznie bardziej skomplikowana i pokazująca znakomity warsztat pisarski autora, który jednym zdaniem potrafi wyrazić więcej niż choćby taki Robert Jordan na kilkunastu stronach. Pochwał Fordowi i tej książce nie szczędzi też Scott Lynch w panegiryku udającym wstęp do tej książki (napisanym zresztą o wiele bardziej bełkotliwie i mętnie niż sama książka - generalnie radziłbym czytać wstęp po skończeniu książki).

Jedyna wada tej książki, jaka przychodzi mi do głowy, wynika pośrednio z mojej ignorancji i braku wiedzy historycznej, przez co trudno uznać ją za wadę obiektywną. Nie byłem w stanie docenić wszystkiego co zawarł w niej autor, bo fabuła zbyt ściśle związana jest z historią brytyjskiej monarchii i króla Ryszarda III. Nie znam jej na tyle dobrze, by docenić wszystko co Ford tak sprawnie zbudował ze swojej wiedzy historycznej i talentu pisarskiego.

To zadziwiające, że tak dobra książka czekała na polskie wydanie aż 39 lat od momentu gdy ukazała się jej oryginalna wersja. Zapewne przyczyniły się do tego problemy z dziedziczeniem praw po śmierci autora w 2006 roku. Polskie wydanie w serii Artefakty wydawnictwa MAG też jest w pewnym sensie niespodzianką, gdyż znakomitą większość pozycji tej serii stanowią książki...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przeczytałem nie wiem który już raz. Mało kto potrafi pisać równie porywająco i wzruszająco jak Sapkowski. Pani jeziora nie jest może najlepszą zz książek Sagi o wiedźminie, ale i tak czyta się wspaniale, nawet n-ty raz.

Przeczytałem nie wiem który już raz. Mało kto potrafi pisać równie porywająco i wzruszająco jak Sapkowski. Pani jeziora nie jest może najlepszą zz książek Sagi o wiedźminie, ale i tak czyta się wspaniale, nawet n-ty raz.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to