Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Korporacja zabójców Jurij Felsztinski, Władimir Pribyłowski
Ocena 5,9
Korporacja zab... Jurij Felsztinski, ...

Na półkach:

„Były już (wtedy) prezydent Putin nie będzie w stanie utrzymać swoich wpływów, podobnie jak stało się w przypadku prezydenta Jelcyna. Borys Nikołajewicz został bezwzględnie odsunięty na bok – i ten sam los czeka Władimira Władimirowicza”. Tymi słowami kończy się pierwsze wydanie „Korporacji zabójców” z lutego 2009 roku. Czas pokazał, jak bardzo mylne było to stwierdzenie.


Sytuacja polityczna w Rosji zmusiła Jurija Felsztinskiego i Władimira Pribyłowskiego, dwóch znakomitych historyków, do napisania kolejnego rozdziału swojej książki. Wydanie drugie, które niedawno ukazało się dzięki Wydawnictwu Fronda, zostało ukończone jesienią 2015 roku. Jednak prawdopodobnie i ono wkrótce będzie wymagało uzupełnienia. Niestety, nie będzie mógł go już dokonać Władimir Pribyłowski, który został znaleziony martwy w swoim mieszkaniu w styczniu tego roku. I chociaż przyczyna śmierci nie jest znana, to po lekturze „Korporacji zabójców” wnioski nasuwają się same.

Kim jest Władimir Putin wszyscy wiemy. Kim był zanim został prezydentem Rosji – wiemy już nieco mniej. Nie jest żadną tajemnica, że pracował dla służb specjalnych jako szpieg (jak się okazuje – niezbyt zdolny, bo tylko tacy byli delegowani do mało prestiżowych Niemiec Wschodnich). Ciekawe jest natomiast to, co działo się z nim wcześniej. Panowie Felsztinski i Pribyłowski odkrywają nieoficjalną biografię Putina, która rzuca nowe światło na jego późniejsze kontakty z FSB (Federalne Służby Bezpieczeństwa) i uzasadnia, dlaczego przynależność do tej organizacji ma dla niego tak duże znaczenie. Równie ciekawe jest to, co robił Władimir Władimirowicz, zanim objął urząd pierwszej osoby w państwie. Możemy prześledzić całą jego drogę jako polityka – drogę, która zaprowadziła go aż do prezydentury.
Najciekawsze jednak – chociaż najkrócej opisane – jest jego aktualne urzędowanie (aktualne, czyli już po krótkiej przerwie na stanowisku premiera z marionetkowym Miedwiediewem jako prezydentem). Nie do pomyślenia było dla autorów książki, aby po zakończeniu drugiej kadencji Putin jeszcze w jakikolwiek sposób liczył się w rodzimej polityce. Tymczasem sprawuje rządy już trzecią kadencję i szykuje się do czwartej, co daje 20 lat rządzenia Rosją – dłużej, bo lat 30, rządził tam jedynie Józef Stalin. Putin zawdzięcza to jednak nie własnym talentom przywódczym, charyzmie czy ciężkiej pracy. Wręcz przeciwnie – jego atutami są brak charyzmy i zdolności do samodzielnego zdobycia poparcia społeczeństwa i sprawowania rządów. To właśnie dlatego jest tak cenny dla organizacji, która wyniosła go do władzy. Daje jej gwarancję, że będzie nadal dbał o jej interesy i nie przyjdzie mu nawet do głowy, by się przeciw niej zwrócić i spróbować zdobyć polityczną niezależność.

Dlaczego postać Władimira Putina jest tak ważna dla autorów książki? Ponieważ jego polityczny życiorys idealnie obrazuje, w jaki sposób i w jakim celu działają służby specjalne. Tłumaczy, dlaczego stawia się na takich a nie innych ludzi i jak obsadza się ich na przeznaczonych im stanowiskach. Jeden z podrozdziałów mógłby stanowić broszurę instruktażową, jak krok po kroku sfałszować wybory (i nie ma tu znaczenia, czy są to wybory na szczeblu lokalnym, czy też ogólnokrajowe wybory wybory prezydenckie).
Kiedy już udało się osadzić swojego człowieka na najważniejszym stanowisku w kraju – i okazało się, że to człowiek właściwy – należy zapewnić mu pełną ochronę. I nie chodzi tu o ochronę „fizyczną”, ta jest przecież oczywista i gwarantowana przez konstytucję oraz inne przepisy. To obrona jego wizerunku – prezydenta nie można krytykować, oczerniać, ani poddawać w wątpliwość podejmowanych przez niego decyzji. Ograniczenie wolności słowa mediom publicznym (a raczej całkowite jej wyeliminowanie) to rzecz oczywista. W Rosji nie mogą normalnie funkcjonować nawet media prywatne. W panującym tam systemie oligarchicznym stacje są albo w rękach „przyjaciół” prezydenta (więc nie ma mowy o obiektywizmie), albo w rękach oligarchów opozycyjnych. W tym drugim przypadku wszelkie próby niezależnego i anty-kremlowskiego przekazywania informacji zostają bardzo szybko ukrócone.
Tu dochodzimy do kolejnego zagadnienia: jak służby traktują niepokornych. Nie ma znaczenia, czy to wpływowy oligarcha, znany na całym świecie dziennikarz, czy były kolega po fachu (jak Aleksander Litwinienko). Jeśli ma się szczęście, najpierw dostaje się ostrzeżenie (np. prokurator znajduje całe mnóstwo powodów do postawienia danego człowieka przed sądem). Jeżeli szczęścia się nie ma – a nie są to rzadkie przypadki, można wręcz zauważyć ich rosnącą w ostatnich latach liczbę – służby specjalne udowadniają, że nadanie tej książce tytułu „Korporacja zabójców” jest jak najbardziej uzasadnione. Jej lektura może sprawić zawód jedynie tym, którzy liczyli na szerszy opis zbrodni dokonywanych przez służby (to zaledwie jeden szczegółowy rozdział). Jednak jako źródło wiedzy o obecnej FSB ta jasno uporządkowana i czytelna w odbiorze książka jest naprawdę warta polecenia.

„Były już (wtedy) prezydent Putin nie będzie w stanie utrzymać swoich wpływów, podobnie jak stało się w przypadku prezydenta Jelcyna. Borys Nikołajewicz został bezwzględnie odsunięty na bok – i ten sam los czeka Władimira Władimirowicza”. Tymi słowami kończy się pierwsze wydanie „Korporacji zabójców” z lutego 2009 roku. Czas pokazał, jak bardzo mylne było to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Są książki, które można czytać całe życie, i za każdym razem mieć wrażenie, że czyta się je po raz pierwszy. Które dojrzewają razem z nami. Którym każda kolejna lektura dodaje nowych znaczeń. Wiecie, o co mi chodzi? Część z Was na pewno tak, bo też macie takie książki. U mnie to bezdyskusyjnie Kamienie na szaniec Aleksandra Kamińskiego.


O czym jest ta lektura? Chyba wie każdy, kto chodził do szkoły, nawet nie czytając samej książki (optymistycznie chciałabym założyć, że czytali wszyscy, ale doświadczenie pracy w szkole każe mi nie mieć złudzeń). Więc jeżeli nie wiesz, kim są Rudy, Alek i Zośka, jeżeli nie słyszałeś o akcji pod Arsenałem - shame on you!

Kamienie na szaniec przeczytałam pierwszy raz mając 9-10 lat i kompletnie jakoś nie docierało wtedy do mnie, że to nasza historia, że to działo się naprawdę, że Ci chłopcy rzeczywiście żyli i ginęli - i to przecież nie tak dawno temu. To był czas, kiedy uwielbiałam Alka za jego szaloną brawurę i wariackie pomysły. Był dla mnie superbohaterem, ale w takim filmowo - sensacyjnym znaczeniu. W podstawówce czytałam w kółko trzy książki - właśnie Kamienie na szaniec, potem Dywizjon 303 i na koniec trochę od czapy w tym zestawie - Winnetou. I nie rozróżniałam ich na powieści historyczne i fikcję, to były trzy fantastyczne pozycje pobudzające moją wyobraźnię, kształtujące mój obraz honorowego i nieustraszonego bohatera. Wiele w moich sympatiach literackich się od tego czasu pozmieniało, ale posadzone wtedy ziarno kiełkowało cały czas, żeby dzisiaj ciągle kwitnąć i owocować, bo wciąż szukam w postaciach literackich tamtych cech, a kiedy je znajduję, jestem zachwycona tak, jakbym poznała nowego, fascynującego człowieka.

Gimnazjum - Dywizjon 303 jakoś przestał rozpalać moją wyobraźnię, ale uświadomiłam sobie, że Kamienie na szaniec to czysta historia, spisana na gorąco, bo jeszcze w czasie wojny, przez człowieka ściśle związanego ze środowiskiem harcerskim, z którego wywodzili się główni bohaterowie. Matko, to mi prawie rozwaliło głowę! Rzuciłam się na lekturę jak wygłodniały wilk, żeby spojrzeć na to wszystko z tej nowo nabytej perspektywy. To było coś naprawdę wielkiego, Alek już nie był jak Winnetou,był lepszy, bo prawdziwy, z krwi i kości. Czytałam, czytałam, czytałam i zadawałam sobie pytanie, czy gdyby trzeba było, potrafiłabym być taka jak oni. I - oczywiście - z młodzieńczą butą i naiwnością, odpowiadałam sobie stanowczo: oczywiście, że tak! Dajcie mi tu wojnę teraz, zaraz, to wszystkim udowodnię! Takim byłam twardym zawodnikiem. Dzisiaj patrzę na siebie z tamtego okresu z pobłażliwym uśmiechem, ale też z odrobiną tęsknoty za takim zero-jedynkowym myśleniem, kiedy wszystko było proste i wymagające konkretnych odpowiedzi. O słodka naiwności!
W liceum miałam już konkretnie ukształtowane zainteresowania - i jednym z nich była historia Polski z okresu II Wojny Światowej i lat powojennych. Bardziej niż spontaniczne, bohaterskie akcje Alka zaczęły do mnie przemawiać spokój i ogromna wrażliwość Zośki. To był czas rozwoju i formowania się mojego patriotyzmu, czas, w którym odkryłam fascynujące historie Żołnierzy Wyklętych, zanim jeszcze stali się "modni". Na pewno ogromny wpływ miał na to fakt, że Kamienie na szaniec towarzyszyły mi już prawie bezustannie o d 10 lat. Kolejne wielkie odkrycie - uświadomiłam sobie, że bohaterów książki poznajemy w momencie, kiedy zdają matury i snują plany na przyszłość, czyli byli w tym samym momencie życia, w którym ja wtedy. I tak samo ja mnie na pewno nie przyszłoby do głowy, że za chwilę ich życie zmieni się o 180 stopni, a już na pewno nie myśleli o tym, że staną się bohaterami dla kolejnych pokoleń Polaków. Wtedy też zadawałam sobie pytanie - czy potrafiłabym być taka jak oni? Czy umiałabym położyć na szali własne życie? I nadal uważałam, że tak, chociaż nie było to już tak naiwne i butne przekonanie jak jeszcze 3 lata wcześniej.

Studia. Byłam w tym wieku, w jakim przyszło oddać życie tym trzem młodym, odważnym mężczyznom. Robiłam to, co oni powinni robić i robiliby, gdyby nie wojna - większość czasu spędzałam na uniwersytecie, byłam szczęśliwa studiując. Co osiągnęliby Rudy, Alek i Zośka? Jakich odkryć by dokonali, jakie osiągnięcia stałyby się ich udziałem? Wszyscy trzej byli niezwykle pracowici, ambitni i piekielnie zdolni, więc ich nazwiska powinny zapisać się wielkimi literami na kartach polskiej nauki, nie zaś w tak dramatyczny sposób, jak miało to miejsce w roku 1943. Czytając po raz nie wiadomo już który książkę Aleksandra Kamińskiego - pierwszy raz płakałam nad jej bohaterami. Ze wzruszenia, bo byli tak wspaniali i odważni; ze złości, że tak bestialsko potraktowano Rudego; z żalu z tym niesamowicie żywiołowym chłopakiem, jakim był Alek, który umierał pogodny i szczęśliwy; ze smutku nad żałobą Zośki i chyba trochę z ulgi, że dołączył do Rudego, że nie musiał całe życie tęsknić za przyjacielem (wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak było). I po raz pierwszy uświadomiłam sobie, jakiego heroizmu wymagały ich działania. Jak wiele mieli do stracenia, jak martwili się o nich najbliżsi, jak oni sami o tych najbliższych też musieli się bać, boi mieli przecież świadomość, że jeżeli zostaną złapani, to narażą wiele osób. Wciąż chciałam wierzyć, że mogłabym być taka jak oni, gdyby było trzeba, ale zdawałam już też sobie sprawę, że za tymi chęciami niekoniecznie poszłyby czyny. Bo nigdy nie wiemy, jak zachowamy się w danej sytuacji, dopóki się w niej nie znajdziemy. Ta świadomość budziła we mnie jeszcze większy podziw dla wszystkich członków Szarych Szeregów i Polski Podziemnej.
Dzisiaj mam 32 lata i jestem matką. I znowu patrzę na Kamienie na szaniec inaczej. Mój Mąż kupił parę lat temu wydanie z Naszej Księgarni, ze zdjęciami głównych bohaterów na różnych etapach ich życia. Na mnie największe wrażenie zrobiło zdjęcie Rudego i jego Mamy, Zdzisławy Bytnarowej. Rudy jest tu w takim wieku, w jakim teraz jest mój syn. Nawet mamy podobne - też opiera swoją główkę o moje czoło i razem patrzymy w obiektyw, Marcel ma nawet taki sam poważny wyraz twarzy. Nie wiem, w jakich czasach będzie żył mój syn, tak jak nie wiedziała tego Mama Rudego. Nie wiedziała, że jej dziecko zostanie zakatowane przez gestapowców, że mimo odbicia go przez przyjaciół nie będzie już dla niego szans. Nie wiedziała, że będzie go oglądać pobitego, zmasakrowanego, niepodobnego do siebie. Nie wiedziała, że przyjdzie jej przeżyć to, co dla matki jest najgorsze na świecie - śmierć swojego dziecka. I dobrze, że nie wiedziała. Bo mogła go tulić i kochać go miłością jasną i radosną. Ale ja patrząc na ich zdjęcie wiem o tym wszystkim, co spotka tę dwójkę, i ta wiedza łamie mi serce. Zdzisława Bytnarowa zmarła w 1994 roku, 51 lat po swoim synu. Wierzę, że dzisiaj znowu są razem, tak blisko jak na tej starej fotografii. I że są szczęśliwi.

Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku! Nie znam Cię. Nie wiem, ile masz lat i czym się interesujesz. Ale na pewno znasz, chociażby tylko ze słyszenia, tak ważne dla Polski nazwiska jak Józef Piłsudski, Wojciech Korfanty, Ignacy Jan Paderewski. Powiem Ci coś - powinieneś znać jeszcze trzy, równie ważne i wielkie: Jan Bytnar, Aleksy Dawidowski, Tadeusz Zawadzki. Pamiętaj o nich.

Są książki, które można czytać całe życie, i za każdym razem mieć wrażenie, że czyta się je po raz pierwszy. Które dojrzewają razem z nami. Którym każda kolejna lektura dodaje nowych znaczeń. Wiecie, o co mi chodzi? Część z Was na pewno tak, bo też macie takie książki. U mnie to bezdyskusyjnie Kamienie na szaniec Aleksandra Kamińskiego.


O czym jest ta lektura?...

więcej Pokaż mimo to