rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przyznaję, książki nie przeczytałam. W podjęciu decyzji pomogły mi darmowe fragmenty dostępne na stronie autorki oraz poniższe opinie. No tak niestety często wygląda tak zwany "self-publishing". Z tego wszystkiego najbardziej smutne jest to, że nikt SKUTECZNIE nie odwiódł autorki od popełnianego błędu, którego konsekwencje mogą zakończyć potencjalną karierę młodej pisarki. No chyba że zacznie kiedyś od nowa niezniechęcona bagażem przykrego doświadczenia pod pachą. Ale tu proponuję pod pseudonimem. Pisanie to nie tylko smykałka do snucia opowieści, dryg czy odrobina talentu do składania słów. Na sukces, nawet ten pierwszy składają się lata kształtowania języka, stylu, krótko ujmując warsztatu. Jak to Pan Andrzej Pilipiuk do obłędu powtarza, pisarz to rzemieślnik. Geniusz jest zgoła rzadki, jak diament, a i ten potrzebuje dobrego oszlifowania. Ze szczerego serca i empatii życzę Elizie Drogosz powstania jak Feliks z popiołów i otrząśnięcia się z wczesnego niepowodzenia. Wyobrażam sobie jak bardzo surowa krytyka potrafi podciąć młode niewytrenowane do lotu skrzydła. Mam jedynie nadzieję, że lekcja i wnioski zostały zaliczone na przyszłość.

Przyznaję, książki nie przeczytałam. W podjęciu decyzji pomogły mi darmowe fragmenty dostępne na stronie autorki oraz poniższe opinie. No tak niestety często wygląda tak zwany "self-publishing". Z tego wszystkiego najbardziej smutne jest to, że nikt SKUTECZNIE nie odwiódł autorki od popełnianego błędu, którego konsekwencje mogą zakończyć potencjalną karierę młodej pisarki....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przesadnie sentymentalna, trywialna i pełna zapożyczeń rozprawka przyodziana w oklepane mądrości życiowe.

Przesadnie sentymentalna, trywialna i pełna zapożyczeń rozprawka przyodziana w oklepane mądrości życiowe.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy zobaczyłam sześć gwiazdek przy tym tytule moje usta ułożyły się w perfekcyjne " O" i zabrzmiały tąże samogłoską. Potem nastapiło hmmm...eer? Fuck! Ok. Być może za fenomen popularności. Odpowiednie słowo w odpowiednim czasie się napisało i miliony zgarnęło. SŁABE słowo, jeszcze cieńsza fabuła, ale za to jak trafnie dobrane akcesoria sukcesu.
Kopciuszek, czy inny archetyp przeciętności poznaje Wszechmogącego w KAŻDEJ dziedzinie, który z jakiegoś magicznie niezrozumiałego powodu zakochuje się w szarej myszy. Marzenie kobiety? No nie kłammy panie, że nie. Czyli romans. A że seks i to jaki? Wulgarny, prymitywny, ale przecież wynikający z głębokiej miłości i troski Myszki o Sado-maso guru. Przynajmniej zapewniło autorce szersze grono czytelniczek( zafrasowanego rodzaju męskiego zakładam, że mniej). Wyrazisty schemat bohaterów, kontrowersyjny temat zderzają się boleśnie z cienkim jak bibuła plotem i upokarzającym językiem autorki. ALE gdyby nie cały szum, szept i szał wokół książki 50 twarzy Pana Greya nie trafiłoby w moje ręce. Przynajmniej wzbogaciło mój język o kilka nowych słów z dziedziny raczej wstydliwej. Także czas nie do końca stracony. A czy opisany seks mnie nakręcił ;-)? Ummm, eer... ? Chyyyba nieee...Wolę ten w realu, własnych fantazjach, w nieco lepszym słownym wydaniu, czy nawet niektórych "strawnych pornolach".

Gdy zobaczyłam sześć gwiazdek przy tym tytule moje usta ułożyły się w perfekcyjne " O" i zabrzmiały tąże samogłoską. Potem nastapiło hmmm...eer? Fuck! Ok. Być może za fenomen popularności. Odpowiednie słowo w odpowiednim czasie się napisało i miliony zgarnęło. SŁABE słowo, jeszcze cieńsza fabuła, ale za to jak trafnie dobrane akcesoria sukcesu.
Kopciuszek, czy inny archetyp...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rozrywająca ducha i serce jak bomby Afganistanu!

Rozrywająca ducha i serce jak bomby Afganistanu!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy widzę przypadkowo ten znajomy tytuł, coś niewidzialnego szarpie za koniuszek serca. Uwalnia wszystkie uczucia jakie wydobył ze mnie swoją opowieścią Egipcjanin Sinuhe ponad dziesięc lat temu. Przed oczami mam wtedy obraz Teb, a w gardle czuję gryzący piasek pustyni. Słyszę głos młodego Egipcjanina snującego opowieść o głębokiej przyjaźni, miłości i samotności. Mówi, że tak naprawdę przez tysiące lat człowiek to istota, którą rządzą te same potrzeby i namiętności. Zmieniają się jedynie okoliczności. Przez całość przewija się nostalgiczne motto o "taksamości" ludzkiej natury. Mika Waltari swoim urzekającym słowem pozostawił mnie na długo w zadumie nad życiem i cudem natury jakim jest kontrowersyjne homo sapiens. Ta ponadczasowa powieść lączy w sobie magię i prostotę Małego Księcia i absolutnie bije na głowę pretensjonalnego, trywialnie sentymentalnego Alchemika Coelho.

Kiedy widzę przypadkowo ten znajomy tytuł, coś niewidzialnego szarpie za koniuszek serca. Uwalnia wszystkie uczucia jakie wydobył ze mnie swoją opowieścią Egipcjanin Sinuhe ponad dziesięc lat temu. Przed oczami mam wtedy obraz Teb, a w gardle czuję gryzący piasek pustyni. Słyszę głos młodego Egipcjanina snującego opowieść o głębokiej przyjaźni, miłości i samotności. Mówi,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Absolutny literacki geniusz!

Absolutny literacki geniusz!

Pokaż mimo to


Na półkach:

This could have been such an eerie, climatic modern fairy tale about love and abuse. It could have been quoted as genius among those extraordinary that change the archetypes of literature. When I close my eyes I see the water oracle, hear the trills of magic Maddies voice, the splash of Delphina's performing her beautiful pirouettes. But sadly such a wasted potential.
Let me use the fully allowed language of the author : Its utter fucked up twatting bollocks! Shocking, dark, hopeless, nerve - wracking. Wow! The drowning of AB gave me some language lesson being a non English reader. Was it all neccessary? I guess, to a certain extent. Is it our future of literature trend to shock, leave you angry and disgusted? Or is it a trick to sell better, stay in your head for longer? I guess it does those three well enough. So kudos to that, and also for being well written, thought through to keep you turning the pages to discover how ends this absolute "fuckupdness". Is the whole society these days shifting towards collective guilt to find solace in imaginary suffering or what? My biggest concern is that according to the story, the likes of Arthur, Laura, Maddie have no place in a real world. They do not fit, so end confined to imagined reality, living happily ever after in " the other world"? Is this what they deserve? So basically if I am being bullied, sexually abused, depressed, or for some other reason do not fit in, my only way out is to find myself " the other world"? And maybe take a rope, cut my veins, jump off the cliff? Is that what's suggested here? Clearly, it is,or thats at least what I felt after reading last sentence. The, in some way happy ending refers too much to something imagined and unreal. Arthur's father in the end experienced "shaggy" happiness, so could his son. But " maybes " its the level of happy for an outcast Arthur. That is kind of sad.I certainly do not suggest happy ending here, as this would obviously sound like a farse. Perhaps more realistic finish of this whole bitterness would at least give a glimse of hope. Unless what constitutes happiness is subjective meaning to everyone. I am aware this is not a reading for everyone. The title itself gives enough clues to stay clear for some. But still what BA actually want to say? Portray abuse, mental issues, guilty getting away with their crimes? All those characters imposing evil, except for Tommy Clarke and his merry bunch are actually adults. The three water healers to me represent passiveness to something that could have been prevented. To me the kind serial killer Silver is the worse out of them all.His explanatations and sorry for being gutless, buffling words " Run for your life!" simply do not reveal enough for those poor souls to change the course of their sad fate. Yes, I know, he says : "whats written within our future cannot pass us by"? Does it really? Or is it simply a way to show the crime of responsible adults, and those who turn blind eye to the wrongdoings of others. I guees and hope thats the intention of the author. Are Laura and Arthur really a landmark of todays teenagers? Many would disagree with the author's vision. But perhaps it is indeed an averaged picture of a young adult these days obsessed with facebook and almost nothing else. All Arthur is thinking about when looking at beautiful lass Delphina is his "boner", touching her tits etc. Well, I get it, thats his hormones playing like a harp on his manhood. Is that all there is in him? Kinda disappointing. The seriousness of some characters' stories is a bit flat to me. The author allows enough pages for Delphina or even quite shallow Arthur to dwell on certain things, but leaves a couple of paragraphs to describe the crimes and whys of others. All these abuse stories sound a bit like taken from a tatty magazine cleverly smuggled within the mistery and poetry of the book. In my opinion the overall message of " the drowning of BA" is not clear enough , especially for a young adult. It left me absolutely heartbroken. There is plenty of distressing stories in literature regarded as good. They equally shockingly describe evil of human being, eg " A thousand of splendid suns" by Khaled Hosseini that leaves a spark of hope at the end of portrayed "fuckupdness". Or if not hopeful, at least genius of literature " Lord of the Flies" by William Golding, an absolute must to read for everyone.

PS, I have a little suggestion here. If the focus of the book was just ONE of those employed disturbing stories, if it was skilfully and more subtly entwined within the beauty of such an original setting, the Drowning of Arhtur Braxton could have been much better.

This could have been such an eerie, climatic modern fairy tale about love and abuse. It could have been quoted as genius among those extraordinary that change the archetypes of literature. When I close my eyes I see the water oracle, hear the trills of magic Maddies voice, the splash of Delphina's performing her beautiful pirouettes. But sadly such a wasted potential.
Let...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miniaturzystka zalicza się do powieści z gatunku historycznej fikcji. Autorka zauroczyła mnie dokładnością i wiarygodnością opisanego siedemnastowiecznego Amsterdamu. Podobał mi się również język adekwatnie dobrany do czasów w jakich rozgrywa się akcja książki. Nie jestem w stanie skomentować na temat polskiego przekładu, gdyż Miniaturzystkę przeczytałam w oryginalnym wydaniu. Niestety wiele obecnych tłumaczeń książek odbiera im urok, a nawet skutecznie zniechęca do czytania. Fabuła Miniaturzystki rozwija się BARDZO powoli.Pięćdziesiąt procent tekstu autorka spędza na opisywaniu mało ciekawych wydarzeń typu domowych obowiązków, chodzenia do sklepów, koscioła. Ujmując prosto, wiało nudą. Do czytania Miniaturzystki podchodziłam kilkakrotnie zachęcana opinią znajomej. Druga część tej klimatycznej opowieśći wypada znacznie lepiej. Pojawia się wreszcie długo oczekiwane napięcie, o co toczy się gra, dochodzi wręcz do napiętrzenia wydarzeń, które wydaje mi się, że mogły lepiej odegrać rolę dawkowane powoli. Sama tajemnica miniaturzystki, kobiety pojawiającej się tu itam na stronach powieści może być niewystarczającym powodem dla wielu czytelników do dalszego brnięcia przez leturę w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. Bohaterowie są nieco niemrawi pod względem psychologicznym, powiedziałabym płascy i mało przekonywujący. Głowna bohaterka jest wręcz nijaka. Bardziej intrygowało mnie odkrycie tajemnicy niż śledzenie losów Petronelli Brandt. Dopiero w połowie książki wraz z przyspieszeniem akcji wreszcie widzimy rozwój głównej bohaterki. Czy Miniaturzystka pozostanie na długo w mojej pamięci? Raczej nie. Jedyne co z niej zapamiętam na dłużej to mistrzowsko przedstawiony klimat tamtych czasów. Amsterdam to dość nietypowy i oryginalny wybór na rozgrywaną akcję powieści. Zabrakło w niej jednak dramatyzmu i postaci, które zrobiłyby na mnie wrażenie.

Miniaturzystka zalicza się do powieści z gatunku historycznej fikcji. Autorka zauroczyła mnie dokładnością i wiarygodnością opisanego siedemnastowiecznego Amsterdamu. Podobał mi się również język adekwatnie dobrany do czasów w jakich rozgrywa się akcja książki. Nie jestem w stanie skomentować na temat polskiego przekładu, gdyż Miniaturzystkę przeczytałam w oryginalnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu darmowego fragmentu książki dostępnego na jednej ze stron, postanowiłam wydać trzy funciaki z kawałkiem na wersję epub. Zachęcił mnie język autorki, a dokładniej trafne porównania, dobrze dobrane sformuowania i dość nietypowy styl. Muszę przyznać, że jak na debiutantkę język jest naprawdę świetny. Opisy jeziora, trawnika, sny czytałam jedynie z powodu ich poetyzmu i artystycznego waloru, bo tak naprawdę mogłoby ich zwyczajnie nie być. Ani nie posuwały akcji( jeśli w ogóle można o takowej powiedzieć, bo fabuła jest cienka jak bibuła), ani specjalnie nic z nich nie wynikało. Co do postaci tej opowieści, mój zarzut kieruję do kiepsko przedstawionych pobocznych bohaterów, którzy robili jedynie niepotrzebny tłum. Historia Ewy w ogóle mnie nie zainteresowała, a tym bardziej nieprawdopodobne relacje, które były następstwem poznania Emila i Ewy. Niebardzo też wiem jaką funkcję spełniali ci mnożący się statyści, bo autorka i tak uciekała się często do opisania, a nie pokazania Emila zachowań i w pewnym sensie ich tłumaczenia. No bo i trzeba było, inaczej jego irracjonalność, emocjonalna niestabilność, rozkapryszenie i do tego wszystkiego pretensjonalna maniera byłyby bardzo niezrozumiałe i niewiarygodne. Emil był absolutnie rozrywany przez wpatrzony w jego oryginalność tłum znajomych. Ale dlaczego? Z jakiego powodu? Autorka przekonywała nas do tego jedynie opisami i tezą" tak było i musisz czytelniku w to uwierzyć", bo obiektywnie szansa polubienia męskiej diwy gasła z każdą przesunięta stroną ebooka. Za "normalnego" można uznać jedynie nijakiego, sierotowatego, nieasertywnego Kubę. Ale in on jakoś wypadł blado i mało przekonywująco. Wracając do irytującej postaci Emila, czy artysta koniecznie musi być pretensjonalny? Czy to jakiś wyznacznik lepszości, inności? Czy żeby się wyróżniać trzeba ubierać się w firmowe ciuchy, jeść, pić w "odpowiednich" lokalach, obracać się w elitarnym towarzystwie? Czy to wyznaczniki bycia "cool"? My Polacy zupełnie niepotrzebnie wciąż mamy za dużo kompleksów. A odnośnie Emila orientacji, wydaje mi się, że dużo bardziej autentyczny byłby jako gej, a nie takie niewiadomo co. Ni to gej, ni to transwestyta, biseksualista? Odebrało mu to wyrazistości postaci. Wracając do maniery tej rozkaprzyszonej męskiej księżniczki, jestem wrogiem pretensji, a niestety dość często widzę tę cechę u naszych rodaków. Być może wynika to z kompleksów dlugozakorzenionej komuny. Jest to typowy atrybut postkomunistycznych krajów i im dalej na wschód, tym gorzej się to prezentuje. Co prawda muszę z ulgą powiedzieć, że nasza mentalność powoli się zmienia. Mieszkam od ponad dziesięciu lat poza granicami Polski i szczegolnie widzę kontrast w naszym sposobie myślenia. Wracając do lektury Magdaleny Zych, wiele stron skanowałam jedynie wzrokiem. Roi się od zbędnych opisów. Nie bardzo rozumiem jaki cel na rozwój fabuły miały opisy snów, uczęszczania do kościoła, opis chodnika i korporacyjnego stylu jego przemierzania, i wiele innych. Co mnie niemile zaskoczyło to stwierdzenie Kuby, że studentki medycyny są trzy razy głupsze od studentów innych wydziałów. A skąd takie dość krzywdzące przekonanie w ogóle sie wzięło? Czy były prowadzone jakieś statystyki na ten temat ? Pamiętam jeszcze z lat studiów, mówiło się, że student medycyny kiedy ma się do czegoś przygotować nie pyta "ile" ma przeczytać tylko "na kiedy", ale to brzmi znacznie lepiej niż stopniowanie ich głupotą. I co złego w słuchaniu Metaliki? Rozumiem wolność słowa, ale zabrzmiało to trochę nie tak i sądzę, że nie tylko mnie rozdrażniło jako czytelnika. Co mi się również nie podobało to natrętne zanglojęzyczenia, zfrancużenia, wtrącanie słów piosenek, które jedynie szybko przeskakliwałam wzrokiem. Uważam, że język polski nie powinien być zaśmiecany tego typu wyrażeniami. Niektóre nawet słowa polskie były zastępowane angielskimi jako synonim. Bardzo tego nie lubię. Tym bardziej doceniam język polski w jego czystej formie mieszkając za granicą, a tego typu wtrącenia uznaję za brak umiejętności znalezienia polskiego odpowiednika. Niebardzo też rozumiem ciągłą zmianę narracji, skakanie po czasach. Nie wiem czemu miało to słuzyć. Podsumowując naprawdę dziwię się, że ta książka w ogóle została wydana, a tym bardziej jestem zaskoczona decyzją Prószyńskiego i Spółki. Poza poetyckim językiem Siedem Szklanek nie ma nic do zaoferowania.
Może następna powieść Pani Zych wypadnie lepiej, bo językowo ma ogromny potencjał.

Rozczarowany czytelnik.

Po przeczytaniu darmowego fragmentu książki dostępnego na jednej ze stron, postanowiłam wydać trzy funciaki z kawałkiem na wersję epub. Zachęcił mnie język autorki, a dokładniej trafne porównania, dobrze dobrane sformuowania i dość nietypowy styl. Muszę przyznać, że jak na debiutantkę język jest naprawdę świetny. Opisy jeziora, trawnika, sny czytałam jedynie z powodu ich...

więcej Pokaż mimo to