rozwiń zwiń
TomaszGoreman

Profil użytkownika: TomaszGoreman

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 5 lata temu
17
Przeczytanych
książek
17
Książek
w biblioteczce
6
Opinii
26
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

W recenzji "Domu na Wyrębach", debiutanckiej powieści Stefana Dardy, stwierdziłem, że mimo nieznośnej tendencji do przynudzania i mało efektownych elementów grozy widzę w autorze potencjał. Po lekturze następcy, pierwszego tomu serii "Czarny Wygon", mam wrażenie, że mocno się przeliczyłem.

Lista grzechów "Słonecznej Doliny" jest długa, zacznę więc od tego, co rzuciło mi się w oczy jako pierwsze - odtwórczości. Punkt wyjścia fabuły jest niemal identyczny jak ten w "Domu na Wyrębach", z kosmetycznymi różnicami - nasz pozbawiony osobowości bohater nie jedzie na prowincję żeby tam zamieszkać, ale żeby odpowiedzieć na cynk podrzucony czasopismu, w którym pracuje. Nie znajduje tam zjawy, ale ludzi, którzy uciekli z zamrożonej w czasie wioski, pokutującej na wieki za niewyjaśniony póki co grzech. Napięcie i stawki nie są tak niskie jak w "Wyrębach", ale... jeszcze niższe.

I tu przechodzimy do problemu podstawowego, który z jakiegoś powodu wydaje się dla Dardy nie do przeskoczenia. To już druga jego książka, która przynudza wprost niemożebnie, a główną przyczyną jest łatwość, z jaką bohaterowie radzą sobie ze wszystkim, co się im przydarza. Każdy galimatias udaje się rozwiązać raz dwa, potencjalny konflikt zostaje zażegnany poprzez wymianę kilku zdań między bohaterami, wszystkie zagrożenia okazują się iluzoryczne. Bohater stwierdza, że z przeklętej wioski można uciec raz do roku, ale będzie to trudne? Udaje się za pierwszym podejściem. Ktoś okazuje się być osobą, która doprowadziła niezamierzenie do śmierci żony innego bohatera? Zostaje mu wybaczone. W okolicy grasuje morderca? Nocne patrole policji załatwiają sprawę. W pewnym momencie nasuwa się pytanie - czy w tej historii komukolwiek kiedykolwiek się coś nie uda?

Ale jasne, nie każda fabuła, zwłaszcza książkowa, musi być oparta na konflikcie - można zawsze zrobić taką, w której nie dzieje się prawie nic, ale rezultatem jest interesujące studium postaci. Nic z tego - wszyscy bez wyjątku są tak papierowi, że niemal przezroczyści. Witold, główny bohater, kuleje, ma złą reputację (szybko okazuje się, że niesłusznie) i jest zmęczony życiem. To cała jego postać. Poza tym nie różni się on absolutnie niczym od protagonisty "Wyrębów" - odziedziczył po nim choćby losowe zachwyty nad okolicą (czy czytamy folder reklamujący turystyczne walory Podkarpacia?), ale przede wszystkim rozbrajającą nonszalancję, z jaką podchodzi do bądź co bądź nietypowych zdarzeń. Czasem zupełnie na marginesie rzuca, że strasznie jest zestresowany np. chodzeniem w nocy po lesie, w którym grasuje zabójca, ale efekt jest przeciwny do zamierzonego - tylko bardziej kłuje w oczy, jak małe wrażenie wywiera na nim sytuacja. Pozostałe postaci nie wypadają lepiej, a dialogi, delikatnie mówiąc, nie powalają realizmem.

Wyjątkowo irytował mnie też motyw książki - pardon, brulionu - jaki główny bohater dostaje do przeczytania. Jest to lichy pretekst do "organicznego" wprowadzenia retrospekcji. Drażnił mnie niewiarygodnie fakt, że były one napisane w trzeciej osobie, w identycznym stylu jak reszta "Słonecznej Doliny", chociaz rzekomo mieliśmy do czynienia ze wspomnieniami. Czy to dziwaczna interpretacja zapisków? Czemu dostajemy je w takiej formie? Chyba że autor pamiętnika pisał o sobie w trzeciej osobie - a jeśli tak, to czemu? Pytanie goni pytanie.

Ogólnie rzecz biorąc - szkoda czasu. Dalej będę czytał tylko z dwóch powodów - moje wydanie zawiera pierwsze dwa tomy cyklu, a poza tym mocno mnie ciekawi, jakim cudem tak cienka fabuła może być rozciągnięta na więcej części. Choć sam wątek wsi zamkniętej w pętli czasu jest całkiem interesujący, Darda zwyczajnie nie jest w stanie go udźwignąć, wpadając w dokładnie te same pułapki, co w swojej poprzedniej powieści. Szkoda.

W recenzji "Domu na Wyrębach", debiutanckiej powieści Stefana Dardy, stwierdziłem, że mimo nieznośnej tendencji do przynudzania i mało efektownych elementów grozy widzę w autorze potencjał. Po lekturze następcy, pierwszego tomu serii "Czarny Wygon", mam wrażenie, że mocno się przeliczyłem.

Lista grzechów "Słonecznej Doliny" jest długa, zacznę więc od tego, co rzuciło mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Debiut Stefana Dardy jest napisany o wiele lepiej niż przeciętny polski horror, ale cierpi na kilka małych grzechów i jeden wielki - taki mianowicie, że ciężko trafić na równie nudną książkę. Zarzut ten dotyczy wszystkich aspektów "Domu na Wyrębach" - bohaterowie są płascy, wątek nadprzyrodzony okazuje się wprost obezwładniająco banalny, pozbawiony jakichkolwiek zwrotów akcji i łopatologicznie wyjaśniony w długim monologu pod koniec książki, a stawki pozostają niskie nawet wtedy, gdy dochodzi wreszcie do sytuacji zagrożenia życia. Na każdym kroku razi nieznośna sztampa, przez którą książka aspiruje co najwyżej do miana średniaka.

Najbardziej wadzi jednak tempo. Okładka informuje nas, że mamy do czynienia z powieścią "w klimacie prozy Stephena Kinga"; niestety, znajdziemy tu ślady tylko i wyłącznie najgorszych tendencji króla, a konkretnie jego umiłowania do mozolnego budowania świata przez setki stron. O ile amerykański autor potrafi jeszcze czasem przeistoczyć to w swój atut, Darda rozpisuje się niemożebnie o grzybobraniu, sejmikach żurawi, starówce w Lublinie i innych cudownie nieważnych rzeczach. Dość powiedzieć, że pierwszą 1/3 "Domu na Wyrębach" można czytać niemal jako poradnik na temat remontowania starych domów. Dla niepoznaki raz czy dwa pojawia się duch, ale główny bohater przyjmuje go z zaskakującą nonszalancją.

Ta postawa zresztą przesiąka jego zachowanie przez całą książkę - nawet gdy skutki ataku zjawy powinny go zmusić do panicznej walki o życie, odwleka podjęcie działań tak, jakby chodziło o drapiący go zarost, który niby powinien zgolić, ale w sumie to nie ma pośpiechu. W związku z tym ciężko o jakiekolwiek budowanie napięcia - gdy nadchodzi czas, by akcja powoli, ale stanowczo zmierzała do finału, Darda znajduje jeszcze miejsce na wysłanie bohatera na losową randkę. Faktycznie, mrożący krew w żyłach horror. Jeśli dodać do tego parę niezamierzenie zabawnych scen (np. zaczajenie się na strzygę w łóżku i obezwładnienie jej... strzykawką z wodą święconą), wychodzi taka trochę parodia grozy. Ciężko bać się zjawy, na której odstraszanie jest stuprocentowo skuteczny sposób (zapalaj świeczki na noc, noś medalion i możesz spokojnie przeżyć kilka dekad) i trzeba się zagapić, żeby ją do siebie dopuścić. Bardzo doceniam, że autor nie opiera się na flakach i seksie, ale, niestety, nie oferuje nic w zamian. Nastroju grozy nie czuć w "Domu na Wyrębach" w ogóle.

Całość, jak wspomniałem na wstępie, ratuje zupełnie niezgorszy warsztat Dardy. Język nie gryzie; czasem zdarzy się jakieś kwaśne zdanie albo niezgrabne powtórzenie, ale to wyjątki. Miło też, że choć autor co i rusz rozrzedza akcje losowymi wątkami pobocznymi - na przykład konkursem fotograficznym, w którym bierze udział główny bohater (!) - to nie zostawia ich kompletnie na poboczu i później przynajmniej do nich nawiązuje. Niby podstawa, ale i tak stawia to "Dom na Wyrębach" kilka poziomów wyżej niż inne polskie horrory, z którymi miewałem do czynienia. Męcząc książki np. Radeckiego i Cichowlasa mam nieodparte wrażenie, że nawet nie przeczytali oni tekstu po napisaniu, tylko od razu polecieli do wydawnictwa, nie przejmując się pustymi scenami i dziurami w fabule. Darda tego błędu zdecydowanie nie popełnił, co jednak nie całkiem usprawiedliwia jego tendencje do niekończącego się gawędzenia o prozie życia.

Zważywszy na to, że "Dom na Wyrębach" to pierwsza powieść tego autora, jestem gotów uwierzyć, że po lekkim wyrobieniu się udało mu się później napisać coś całkiem zjadliwego. Kiedyś prawdopodobnie sięgnę po jego kolejne powieści - choć debiut skutecznie mnie usypiał i nikomu nie mogę go szczerze polecić (szkoda czasu), czuć w nim rękę potencjalnie niezłego rzemieślnika.

Debiut Stefana Dardy jest napisany o wiele lepiej niż przeciętny polski horror, ale cierpi na kilka małych grzechów i jeden wielki - taki mianowicie, że ciężko trafić na równie nudną książkę. Zarzut ten dotyczy wszystkich aspektów "Domu na Wyrębach" - bohaterowie są płascy, wątek nadprzyrodzony okazuje się wprost obezwładniająco banalny, pozbawiony jakichkolwiek zwrotów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Podziemne miasto" porusza całkiem ciekawą tematykę (sieć opuszczonych nazistowskich bunkrów - niezły punkt wyjścia dla horroru) tylko po to, żeby utopić ją w zalewie płaskich postaci, nudnej, przewidywalnej intrydze, i paru przegiętych scenach akcji. Najtragiczniejszy jest jednak styl autora, który każe mi podejrzewać, że targetem jest młodszy czytelnik, taki w wieku 9-10 lat, co jest trochę problematyczne, bo mowa o momentami dość drastycznym horrorze. Nie jestem jednak w stanie inaczej wytłumaczyć sobie wszędobylskiej, potwoooornej ekspozycji poświęconej rzeczom, które naprawdę nie powinny wymagać wyjaśnienia:

"Dalej, trupie czaszki. Ulubiony znak nazistów, do tego stopnia, że esesmani zrobili z nich swój symbol. Na pewno oznacza śmierć i ostrzeżenie."

Tak, to fragment DIALOGU. Podobnie opływające oczywistościami stwierdzenia dotyczą jednak nie tylko warstwy historycznej:

"Tam, gdzie nie ma żadnego źródła światła, oczy nie mogą przyzwyczaić się do ciemności. Stał się więc niczym ślepiec."

Czy Henel jest kosmitą, który pisze dla swych pobratymców i musi im wyjaśniać absolutnie wszystko o tych dziwnych istotach z planety Ziemia? Miałoby to sens, bo pojawiają się też problemy ze słownictwem; więcej niż raz przedmiot zostaje nazwany sześcianem... o szerokości półtora i długości czterech metrów (w jednym z przykładów). A mauzoleum może, według autora, mieć epicentrum. Ręce opadają. Gdyby słabe powieści mogły zabijać, pewnie umarłbym od lektury i przyjął to równie przejmująco, jak jeden z bohaterów "Podziemnego miasta":

"Jestem w piekle - pomyślał. - Umieram, ponieważ nigdy nie powinienem tu wchodzić."

Lepiej bym tego nie ujął. No, dodałbym "był" po "powinienem", ale już odpuśćmy. Druga gwiazdka w ocenie wyłącznie za poruszenie mało znanego tematu.

"Podziemne miasto" porusza całkiem ciekawą tematykę (sieć opuszczonych nazistowskich bunkrów - niezły punkt wyjścia dla horroru) tylko po to, żeby utopić ją w zalewie płaskich postaci, nudnej, przewidywalnej intrydze, i paru przegiętych scenach akcji. Najtragiczniejszy jest jednak styl autora, który każe mi podejrzewać, że targetem jest młodszy czytelnik, taki w wieku 9-10...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika TomaszGoreman

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
17
książek
Średnio w roku
przeczytane
2
książki
Opinie były
pomocne
26
razy
W sumie
wystawione
17
ocen ze średnią 2,9

Spędzone
na czytaniu
68
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
minuta
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]