-
ArtykułyCzytamy w weekend. 20 września 2024LubimyCzytać276
-
Artykuły„Niektórzy chcą postępować właściwie, a inni nie” – rozmowa z autorką powieści „Prawda czy wyzwanie”BarbaraDorosz1
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Śnieżka musi umrzeć“ Nele NeuhausLubimyCzytać15
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Rzeczy niezbędne” z Katarzyną Warnke i Dagmarą DomińczykLubimyCzytać5
Biblioteczka
Rety, jeśli takie powieści dostają nagrodę Wielkiego Kalibru, to z polskim kryminałem jednak nie jest wcale tak dobrze.
Głównym grzechem Guzowskiej jest, jak mi się wydaje, to, że za silnie chce zrobić wrażenie na czytelniku. A to cynizmem bohatera, a to jego ciętym jęzorkiem, a to naukowymi terminami, a to atmosferą, a to dystansem do własnej narracji... Prawie zawsze wychodzi to groteskowo.
Mario pyskuje każdemu, kto się nawinie, z ironicznym humorem godnym czternastolatka. Przez przesadę jego aspołeczność jest zupełnie nieprawdopodobna.
Naukowość wykopalisk nie wytrzymuje krytycyzmu: Guzowska próbuje własną wiedzę zdobytą dzięki doświadczeniu rozdzielić między różne postacie, żeby nikt nie wiedział wszystkiego - okazuje się, że profesjonalistom w stopniu profesorów trzeba tłumaczyć najprostsze koncepty, co ma taki dodatkowy efekt, że czytelnik też się czuje traktowany jak dziecko.
Fragmenty, w których autorka "puszcza oko do czytelnika" (w rodzaju "Było ciemno jak... gdzieś, gdzie jest bardzo ciemno") wyszły bardzo sztucznie i niezręcznie. Styl jest ogólnie dziurawy, nieumiejętnie miesza słowa z różnych poziomów języka, korzysta z wulgaryzmów bez potrzeby.
Atmosfera jest może jedynym elementem, który w miarę satysfakcjonuje. Jak jest gorąco, to jest piekielnie gorąco. Troja spalona letnim upałem jest faktycznie męcząca, obskurne bary i sklepy niegościnne, ruiny nudne. To pomaga uwierzyć trochę w fabułę, która jednak poza tym nie jest zbyt wiarygodna. Postaci mają dziwaczne motywacje, tok rozumowania szwankuje. Schematyczna intryga z odkryciem trupa na początku i nie wiadomo skąd wziętą sceną akcji na końcu uwiera podczas czytania z powodu nienaturalnych powiązań między scenami ("O nie, muszę biec ją zobaczyć, bo tak się stęskniłem przez ostatnie dwie strony"!).
W sumie można, jak kto nie ma co robić, ale lepiej wybrać coś innego.
Rety, jeśli takie powieści dostają nagrodę Wielkiego Kalibru, to z polskim kryminałem jednak nie jest wcale tak dobrze.
Głównym grzechem Guzowskiej jest, jak mi się wydaje, to, że za silnie chce zrobić wrażenie na czytelniku. A to cynizmem bohatera, a to jego ciętym jęzorkiem, a to naukowymi terminami, a to atmosferą, a to dystansem do własnej narracji... Prawie zawsze...
Bardzo przyjemna lektura, świetnie napisana, lekka, zabawna i wciągająca. Wielce potrzebna chwila wytchnienia w literaturze zalanej niskich lotów psychologią, wątkami przemocy i śmierci - tutaj tylko wyborny pastisz klasycznego kryminału.
Bardzo przyjemna lektura, świetnie napisana, lekka, zabawna i wciągająca. Wielce potrzebna chwila wytchnienia w literaturze zalanej niskich lotów psychologią, wątkami przemocy i śmierci - tutaj tylko wyborny pastisz klasycznego kryminału.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
[Zastrzeżenie: książkę przyswoiłem w formie audiobooka czytanego przez słabiastą Agatę Kuleszę.]
Trudno mi wyliczyć wszystko, co jest w tej książce nie tak. Od fabuły, która rozpuszcza się w dłoni, a nie w ustach, przez potężne przeładowanie postaciami, wątkami i szczegółami - po żenujące chwilami teksty, takie jak pierwszy cytat, jaki zobaczyłem na tej stronie (tu po prawej u góry) "Życie jest jak oddech..." No serio? W takim momencie temu akurat bohaterowi zebrało się na coelhizmy?
Język jest ogólnie niezgrabny, niespójny, nieprzemyślany. Chwilami ma onieśmielić terminami specjalistycznymi albo slangowymi, a zaraz potem potyka się o siebie w niezręcznych omówieniach.
Denerwuje mnie też to hasło na okładce: "Na miejscu zbrodni pozostał tylko zapach". Nie, cholera, nie tylko, co wiadomo od początku. Co więcej, chociaż niby to są "Cztery żywioły: Powietrze", co sugeruje, że ten zapach powinien mieć jakieś znaczenie, w gruncie rzeczy nie ma żadnego, oprócz takiego, jakie każdy inny dowód i poszlaka.
Fabuła zresztą rozłazi się już na poziomie koncepcji. Sasza co chwila wchodzi na scenę z jakąś nową rewelacją - skąd się ona wzięła? Nie wiadomo. Służy tylko popchnięciu akcji. Zamordowany zostaje piosenkarz - oczywiście, że klucz tkwi w piosence! No powiedz sam(a): czy gdyby zginął Hołdys, nie podejrzewał(a)byś od razu Ewki? No cóż - nie.
Jedyne, co przedstawia się w miarę żywo i prawdziwie, to relacja Saszy z córką i przede wszystkim jej alkoholizm. Połączony jest niestety z silnymi wątkami religijnymi, które są podane dość ciężko.
Dodam, że rozwiązanie wątku bliźniaków mnie akurat raczej zadowoliło, a sama zagadka, czyli jądro każdego kryminału, była całkiem wciągająca, chociaż złości, że czytelnik nie ma szansy sam się z nią zmierzyć.
I wreszcie - lubię sobie pomyśleć, o co właściwie chodziło autorowi, kiedy siadał do tej książki; jaki miał konkretny cel, myśl zamkniętą w jednym zdaniu, co nowego chciał powiedzieć. Mam wrażenie, że tu tą myślą było: "W polskim kryminale nie było jeszcze zawodu profilera, więc napiszę coś, gdzie jest na pierwszym planie". Niby tak, jak Miłoszewski zrobił z prokuratorem. Za mało. Może za chwilę ktoś napisze pierwszą polską powieść, gdzie głównym bohaterem jest policyjny rysownik - i co, zapisze się w historii?
A więc ogólnie - cztery gwiazdki na zachętę, jeśli komuś skończył się już Miłoszewski, a jest zdesperowany, by chwycić coś podobnego, to Bonda może na chwilę go zadowoli.
[Zastrzeżenie: książkę przyswoiłem w formie audiobooka czytanego przez słabiastą Agatę Kuleszę.]
Trudno mi wyliczyć wszystko, co jest w tej książce nie tak. Od fabuły, która rozpuszcza się w dłoni, a nie w ustach, przez potężne przeładowanie postaciami, wątkami i szczegółami - po żenujące chwilami teksty, takie jak pierwszy cytat, jaki zobaczyłem na tej stronie (tu po...
Ciekawe postaci, przekonujący klimat, barwny dość język, dobrze się czyta. Intryga kryminalna nie robi wrażenia, ja już parę dni po przeczytaniu nie wiedziałem, o co właściwie chodzi i po co to wszystko było. Denerwująca jest wulgarność, sztuczna i wydumana moim zdaniem.
Ciekawe postaci, przekonujący klimat, barwny dość język, dobrze się czyta. Intryga kryminalna nie robi wrażenia, ja już parę dni po przeczytaniu nie wiedziałem, o co właściwie chodzi i po co to wszystko było. Denerwująca jest wulgarność, sztuczna i wydumana moim zdaniem.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Ziarno prawdy" uważam za najlepszą część trylogii o Szackim. Sandomierz przekonuje życiem (choć może nie jak Warszawa w "Uwikłaniu"), Teodor przekonuje pogubieniem (choć jego puszczalstwo jest denerwujące), Polska przekonuje gorzką prawdą. Intryga kryminalna jest najpełniejszą i najlepiej pomyślaną spośród trzech części, autor trochę bawi się oczekiwaniami czytelnika, a na koniec serwuje mu satysfakcjonujące zaskoczenie. Niestety, choć zazwyczaj w kryminałach nic takiego nie znajduję, to u Miłoszewskiego za każdym razem widzę jakąś lukę w fabule - tak samo tutaj. Nie psuje mi to jednak satysfakcji.
"Ziarno prawdy" uważam za najlepszą część trylogii o Szackim. Sandomierz przekonuje życiem (choć może nie jak Warszawa w "Uwikłaniu"), Teodor przekonuje pogubieniem (choć jego puszczalstwo jest denerwujące), Polska przekonuje gorzką prawdą. Intryga kryminalna jest najpełniejszą i najlepiej pomyślaną spośród trzech części, autor trochę bawi się oczekiwaniami czytelnika, a na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
To, co do mnie przemawia, to naprawdę żywa Warszawa, taka, jaką znam, z zakamarkami, zaułkami, ulicami, wydarzeniami sprzed 10 lat. Mam poczucie prawdziwości, nawet jeżeli nie wszystkie odczucia Szackiego podzielam. Rozterki, dylematy i udręki życiowe głównego bohatera także uderzają mnie jako prawdziwe i szczere, mogę się identyfikować z męskimi problemami.
Nie całkiem przekonuje mnie natomiast intryga kryminalna. Za dużo tu chyba srok - są wątki historyczne, których za bardzo nie lubię; zakończenie wydaje się zbyt wydumane, by było naprawdę zaskakujące, jak z Christie - co gryzie się z dojmującym realizmem całej powieści.
Mogę polecić, i to szczerze - cieszę się, że polski kryminał rozwija się tak dobrze, a Miłoszewski jest na jego czele. Z drugiej strony nie rozumiem aż takich zachwytów i wszystkich honorów, które się na niego sypnęły. Może bym zrozumiał po przeczytaniu kolejnych książek, ale nie mam na to wielkiej ochoty od razu po Uwikłaniu.
To, co do mnie przemawia, to naprawdę żywa Warszawa, taka, jaką znam, z zakamarkami, zaułkami, ulicami, wydarzeniami sprzed 10 lat. Mam poczucie prawdziwości, nawet jeżeli nie wszystkie odczucia Szackiego podzielam. Rozterki, dylematy i udręki życiowe głównego bohatera także uderzają mnie jako prawdziwe i szczere, mogę się identyfikować z męskimi problemami.
Nie całkiem...
Szkoda mi, że tak nisko oceniam tę książkę. Moim zdaniem jest to najsłabsza część cyklu.
Słyszałem, że rozwój postaci Szackiego jest "z d...". Nie zgadzam się, uważam, że dojrzewa - czy też starzeje się - dość wiarygodnie. Motyw starego superbohatera, który w końcu zostaje uderzony tam, gdzie boli najbardziej, to wspaniałe ujęcie klasyki. Olsztyn to kolejne miasto w trylogii, które żyje, choć nie mogę się z nim utożsamić, bo go nie znam.
Jest więc "Gniew" naprawdę dobrą książką. Czym nie jest? Nie jest niestety dobrym kryminałem.
O zakończeniu napisano już mnóstwo. Jest zaskakujące, trzeba przyznać, ale nie satysfakcjonujące. I nie chodzi o to, że Miłoszewski nie rozstrzygnął, co się dzieje z Szackim - jestem jak najbardziej za przełamywaniem tabu i konwencji i pomysł na kryminał o otwartym zakończeniu podoba mi się. Niestety, trzeba to zrobić ostrożnie i umiejętnie, a tu część wątków została zupełnie porzucona, co do niektórych autor nie podsunął czytelnikowi żadnego pokarmu dla interpretacji. Oprócz tego nie wydaje mi się, żeby sama otwartość zakończenia była w jakikolwiek sposób uzasadniona rozwojem powieści - a przynajmniej nie w tym momencie.
Poza tym w samej intrydze jest sporo dziur i niekonsekwencji. "Gniew" nie wydaje się kryminałem dojrzałym i przemyślanym. Choć książka wciąga (przeczytałem w ciągu 24 godzin), to po jej zakończeniu czuję się trochę oszukany.
Szkoda mi, że tak nisko oceniam tę książkę. Moim zdaniem jest to najsłabsza część cyklu.
Słyszałem, że rozwój postaci Szackiego jest "z d...". Nie zgadzam się, uważam, że dojrzewa - czy też starzeje się - dość wiarygodnie. Motyw starego superbohatera, który w końcu zostaje uderzony tam, gdzie boli najbardziej, to wspaniałe ujęcie klasyki. Olsztyn to kolejne miasto w...
"Królowa polskiego kryminału" nie zawodzi oczekiwań - po słabym "Pochłaniaczu" powstał mniej więcej taki sam "Okularnik".
Rozdęta jest ta fabuła do granic niemożności. Ten tu, tamta tam, oni wtedy, ale większość od dawna i cały czas. Ciężko się połapać, kto kogo i dlaczego, co jest potęgowane tym, że na końcu i tak niewiele się wyjaśnia - albo wyjaśnia się w taki sposób, że trudno coś zrozumieć.
Maniera polskiej powieści popularnej, czyli cięty, ironiczny, trochę wulgarny język przetykany mądrze brzmiącymi słowami jest sztuczny, niezgrabny i źle zastosowany. Ciężko zawiesić niewiarę, kiedy bohaterowie dokładnie w trakcie porwania przeprowadzają rozmowę na tematy ponadczasowe, wymieniają się opiniami itd. Nie mówiąc już o tym, że czasem zamiast rozmowy prowadzą konwersację albo, o zgrozo, dyskurs.
Autorce należy się jakaś nagroda za najgorszy, najbardziej ordynarny i nieuzasadniony cliff-hanger, jaki spotkałem w książce, filmie czy grach komputerowych.
Przeczytałem (właściwie przesłuchałem) tylko dlatego, że muszę coś robić w drodze do pracy; przesłucham też "Lampiony", ale głównie po to, żeby mieć to za sobą.
"Królowa polskiego kryminału" nie zawodzi oczekiwań - po słabym "Pochłaniaczu" powstał mniej więcej taki sam "Okularnik".
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toRozdęta jest ta fabuła do granic niemożności. Ten tu, tamta tam, oni wtedy, ale większość od dawna i cały czas. Ciężko się połapać, kto kogo i dlaczego, co jest potęgowane tym, że na końcu i tak niewiele się wyjaśnia - albo wyjaśnia się w taki sposób,...