Patryk

Profil użytkownika: Patryk

Bydgoszcz Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 2 lata temu
20
Przeczytanych
książek
20
Książek
w biblioteczce
3
Opinii
19
Polubień
opinii
Bydgoszcz Mężczyzna
Dodane| Nie dodano
Strony www:
Bydgoszczanin od zarania dziejów. Z wykształcenia nauczyciel wymarłego przedmiotu ZPT. Obecnie pracuje jako grafik, dla którego ani mały, ani wielki format nie jest straszny. Ojciec i mąż. Uwielbia amerykański Stand-Up. Miłośnik muzyki filmowej. Kinoman od zawsze. W każdym gatunku potrafi znaleźć kilka wybitnych pozycji. Od zawsze też opowiadał o filmach i je polecał. Teraz pisze. Trochę czyta :)

Opinie


Na półkach:

Lolo, Lolek, Karolek, Karol. Karol Kot - cichy, spokojny, pochodzący z inteligenckiej rodziny. Karol Kot, który przerażał i fascynował jednocześnie. To morderca, którego stracono przez powieszenie 16 maja 1968 roku.

W powieści Lolo, która w całości traktuje o zbrodniarzu, samych zbrodni nie ma (przynajmniej nie w taki sposób w jaki się spodziewacie). Autorka Marta Szreder przedstawia inny obraz Karola Kota. Szczerze powiem, że zupełnie niepodobny do tego co o nim czytałem. Żeby nie było, pierwszy raz postacią Karola Kota zainteresowałem się gdzieś w latach 90-tych. Namiętnie słuchałem wówczas zespołu Świetliki i płyty Ogród Koncentracyjny. Lider zespołu Marcin Świetlicki w jednej piosence (notabene zatytułowanej Karol Kot) nawiązał do zbrodniarza i w poetycki sposób nakreśla wydarzenia, które miały miejsce w Krakowie w latach 60-tych.

Śnieg w kościołach
Śnieg w bramach
Śnieg pod Kopcem Kościuszki

Mam cień
widziałem
obejrzałem się
mam cień siny na śniegu
mam płaszcz za duży
ciemniejszy od spodni
mam w płaszczu narzędzie

Pierwsze trzy wersy to nic innego jak opis miejsc zbrodni. Te, w powieści Lolo owszem są, morderstwa też mają miejsce, jednak opisane jest to w zgoła inny sposób. Otóż przez cały czas Marta Szreder w sposób bardziej obyczajowy niż w kryminalny szkicuje wizerunek zwykłego, przeciętnego nastolatka. Ja wiem, że pojęcie "normalności" występuje w większości policyjnych kronik. Był przecież normalnym młodym człowiekiem. Marta Szreder pisze w taki sposób, że czytelnik ma szansę... zaprzyjaźnić się z Karolem. Nie ma w nim nic, co mogłoby zwiastować okrutne czyny, których się dopuścił. Lubił bawić się nożem? Też lubiłem. Miał matkę - gorliwą katoliczkę? Co drugi Polak ma taką. Jeżeli nie matkę, to babcię. Zawód miłosny? Miałem kilka. Motywów działania z kart powieści nie poznamy.

Lolo nie jest przykładem wielkiej literatury. To przystępna powieść, bez wielkich słów, bez drążenia i prób wniknięcia w umysł mordercy. Pochłonąłem ją w jeden dzień i niech to świadczy, że mimo wszystko wciąga. Co ciekawe, Lolo ma nieco "scenopisarski" charakter. I rzeczywiście, w notce o autorce możemy przeczytać, że taki kierunek ukończyła. Objawia się to tym, że czasem akcja, która skacze pomiędzy poszczególnymi postaciami, rozdzielona jest tylko kolejnymi akapitami. A te są czasem bardzo krótkie. To w zasadzie scenki gotowe do sfilmowania. Nie jest to przytyk, mi tym bardziej przyjemnie się to czytało.

Polecam.

Lolo, Lolek, Karolek, Karol. Karol Kot - cichy, spokojny, pochodzący z inteligenckiej rodziny. Karol Kot, który przerażał i fascynował jednocześnie. To morderca, którego stracono przez powieszenie 16 maja 1968 roku.

W powieści Lolo, która w całości traktuje o zbrodniarzu, samych zbrodni nie ma (przynajmniej nie w taki sposób w jaki się spodziewacie). Autorka Marta Szreder...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziwne uczucie zaczęło mi towarzyszyć w momencie, gdy przewróciłem ostatnią stronę w książce z wywiadami z Quentinem Tarantino. To była... tęsknota za tymi 300 stronami, które tak szybko minęły (wcale nie szybko, bo czytałem długo, ale wiecie o co mi chodzi :) Lubię czytać o ludziach, których obsesją jest kino. Najbardziej urzeka mnie ich pasja i znajomość tematyki. Quentin jest gawędziarzem. Oczywiście wiedziałem, że Tarantino jest znawcą kina gatunkowego. Pracując w wypożyczalni kaset video i pożerając wszystko co stoi na jej półkach, siłą rzeczy historię kina poznał. Sam Quentin podkreśla, że bardzo nie lubi, gdy ktoś podsumowuje jego życiorys stawiając na pierwszym miejscu wpatrywanie się w tv i przerzucanie kaset. Jednak to właśnie ten okres uczynił z twórcy chodzącą encyklopedię. Ba! Barda, z którego ust nie uświadczysz jednak piosenki, lecz wystrzeliwane, jak z karabinu maszynowego, tytuły kolejnych inspiracji czy ulubionych filmów.

I tak jak jeden z jego rozmówców, Terry Gross, prowadzący audycję Fresh Air, byłem zasmucony, gdy rozmowy się skończyły...

Książka wydana nakładem Axis Mundi, specjalizującej się w biografiach, trafiła w mój gust idealnie. Oczywiście nie miałbym nic przeciwko, gdyby zawartość książki bardziej przypominała życiorys i drogę początkującego reżysera do sławy. Taka forma też by mnie zadowoliła. Jednak Gearld Peary, decydując się na zebranie wywiadów od czasu premiery Wściekłych Psów, aż po pierwsze reakcje po filmie Django, nakreślił inny niż dotychczas znany obraz twórcy. Ja przynajmniej takiego Quentina jeszcze nie znałem. To człowiek pewny siebie, pyszny niemal i przeświadczony (słusznie) o ogromie swojej filmowej wiedzy. Irytuje go krytyka i nieprawidłowa interpretacja jego zamysłów, np. przy rozmowie z dziennikarzem Sight & sound (nomen omen jednego z ulubionych czasopism reżysera) wdaje się spór o przynależność gatunkową swojego filmu Death Proof. Co ciekawe czytelnik czuje, że Quentin jest o krok od powiedzenia jakiejś złośliwości. Tak jak napisałem, Quentin nie lubi krytyki. Zdawkowo opowiada o sytuacji, gdy jeden z jego ulubionych reżyserów, Samuel Fuller, spotkał go i ostro wypowiedział się o jego debiucie.

"Zrobiłeś film dla idiotów! Za dużo ględzenia! Za dużo gadki szmatki!" (to musiało zaboleć)

Sam twórca wyraźnie ewoluuje, oczywiście pomijając wrażliwość artystyczną. Ewoluuje jego styl wypowiedzi przy kontaktach z dziennikarzami. Na początku opowiada więcej anegdot z planu filmowego (jak zdarzenie ze Stevem Buscemim przy Wściekłych Psach, gdy Steve podczas ucieczki musiał czekać na zielone światło, gdyż ekipa nie miała pieniędzy na zablokowanie wszystkich potrzebnych ulic...). Później przy okazji Kill Bill mówi już więcej o późniejszych planach, mniej o kłopotach, więcej o sukcesach. Z drugiej strony, to całkiem zrozumiałe. Jego początkowe problemy ze zdobywaniem funduszy, terminami itp. skończyły się tuż po premierze pierwszego filmu. Każdy następny był już wyczekiwany przez widzów i kolegów z branży. Luc Besson podczas jednego ze spotkań powiedział, że dobija go, iż Quentin tak rzadko kręci filmy, bo w zasadzie czeka już tylko na jego produkcje...

Porywające i fascynujące zarazem rozmowy nie pozwalają się nudzić aż do ostatniej strony. Autor "ostrzega", że czasem odpowiedzi Tarantino się powtarzają. Jednak gdy pada kolejny raz pytanie o historię powstania Bękartów Wojny, reżyser nie może odpowiedzieć inaczej niż tydzień wcześniej... Zresztą powtórzonych odpowiedzi nie ma aż tak wiele, by zapisywać to na minus dla całej publikacji. Brakuje natomiast ciekawszych zdjęć. Te umieszczone w książce już wszyscy widzieliśmy... Tarantino na czerwonym dywanie. Tarantino z Umą Thurman. Zdjęcie zza kulis Pulp Fiction. Czytając wywiady nie zawsze mogłem się zgodzić z Quentinem. Miami Vice Michaela Manna jest zajebisty i koniec, kropka :)

Polecam

Dziwne uczucie zaczęło mi towarzyszyć w momencie, gdy przewróciłem ostatnią stronę w książce z wywiadami z Quentinem Tarantino. To była... tęsknota za tymi 300 stronami, które tak szybko minęły (wcale nie szybko, bo czytałem długo, ale wiecie o co mi chodzi :) Lubię czytać o ludziach, których obsesją jest kino. Najbardziej urzeka mnie ich pasja i znajomość tematyki. Quentin...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dlaczego więc skusiłem się na propozycje PWN? Bo książka traktuje w pewnym stopniu o kinie i gro filmów, do których odwołuje się autor, widziałem. Muszę też przyznać, że jako kinoman strasznie kręci mnie poruszanie się po miejscach, w których toczyła się akcja filmów (chociażby palcem po mapie). Porównywanie ich, chłonięcie tej atmosfery, nawet przeżywanie w jakiś sposób wydarzeń kreślonych czy to w scenariuszach, czy też na kartach historii związanych z budynkami i ulicami.

Autor Michał Bąk spełnia swoją rolę dwojako. Raz jako przewodnik, dwa jako historyk. I choć historii nie skończył, to jest jej ogromnym pasjonatem, szczególnie lat 60-tych. Konsultantem merytorycznym był dr hab. Maciej Forycki. Jako absolwent Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu i Université de Versailles-Saint-Quentin-en-Yvelines w Paryżu na wydziałach historii, jest gwarantem poprawnej treści. Sam Michał Bąk, jako scenopisarz i wielki miłośnik kina, przejawia swoją miłość do filmu i historii na każdej stronie. Obie pasje przeplatają się i autor raz wybiega dalej w obszary historyczne, a raz pozostaje na dłużej w kinie.

Całość skonstruowana jest jak przewodnik. Podobny nawet w formie wydania (zaokrąglone rogi, które mają choć trochę uchronić strony przed zniszczeniem w plecaku). Dużo zdjęć obiektów, no i w końcu zaznaczone na stronach adresy i ciekawsze miejsca. Chociaż brakuje map, co dla mnie jest minusem. Pozostając przy definicji przewodnika, trzeba zaznaczyć, że to dość specyficzne wydanie, w którym najlepiej odnajdą się kinomani chcący poznać Paryż od strony X muzy. Autor postanowił zacząć swoją opowieść od Kodu Da Vinci w reżyserii Rona Howarda, kreśląc czytelnikowi intrygi rozgrywające się w środowisku katolickim tamtego okresu. Kilka akapitów o templariuszach, kilka dat, a w tle kino. Gdzie kręcono tę i tę scenę? Jakie problemy miała ekipa przy kręceniu w Luwrze? I razem z autorem idziemy dalej przez historię Paryża, odwiedzamy dwór królowej Margot, zatrzymujemy się u Marii Antoniny. W końcu następują bardziej "filmowe" czasy, czyli Scorsese oraz Hugo i jego wynalazek. Skok do straconego pokolenia, czyli wszystkie "znane" twarze z O północy w Paryżu. Marzyciele i wydarzenia z 1968 roku. W końcu Nienawiść, Kieślowski i jego trylogia Trzy Kolory, i kończymy na wszystkich historiach miłosnych z Paryżem w tle zamykając przewodnik magiczną Amelią. Po drodze jest jeszcze kilka innych, ale frajdę poznawania treści pozostawię przyszłym czytelnikom.

Fakty historyczne nie są przytłaczające, daty nie wyskakują z każdego zdania, toteż jeden dzień w zupełności mi wystarczył, by połknąć te 300-sta stron. Autor słusznie pisze we wstępie, że nie miał szans zadowolić wszystkich. Od razu też przeprasza za brak 400-stu batów (A jakże! Niewybaczalny to błąd :) i kilku innych znamienitych tytułów. To całkowicie subiektywna i prywatna podróż autora przez jego tytuły. Zaprasza nas do niej i w spisie treści wyraźnie wytłuszcza, gdzie będziemy się zatrzymywać. O kolejnej setce są oczywiście wzmianki. Tak wygląda cała struktura książki. Wszystko przyozdobione fotosami z filmów, zdjęciami miejsc, gdzie rozgrywała się akcja opisywanych filmów, a całość doprawiona licznymi ciekawostkami. Jak na przykład opis relacji pomiędzy Hemingwayem, a Scottem Fitzgeraldem i anegdoty o tym jak to Hemingway zapewniał autora Wielkiego Gatsbego, że jego przyrodzenie ma całkiem normalne rozmiary (uprzednio sprawdzając to w knajpianej toalecie).

Jasne, że życzyłbym sobie wymianę kilku tytułów. Chciałbym Frantica. Amelia mi nie potrzebna do szczęścia. Wolałbym coś z Luisem De Fune, niż Diabeł ubiera się u Prady. Jednak trzeba uszanować wybory Michała Bąka, bo to jego lista. Przy okazji chciałbym jeszcze napisać zdanie o stylu pisania, który wyjątkowo mi odpowiadał. Pan Michał pisząc o kilku tytułach dość szybko daje się zdemaskować z tym, w których opowieściach czuje się najpewniej. Na ten przykład, przy obrazie Woody Allena tak się rozpisał, że o twórcy Pożegnania z Bronią mamy anegdot i historyjek na kilka stron. Dla mnie to duży plus, bo lubię takie zbaczanie z kursu. Jednak z drugiej strony, przy kilku rozdziałach można czuć się lekko oszukanym. O lokacjach z Bękartów Wojny, pomimo hucznego tytułu rozdziału, jest tyle co kot napłakał. No cóż... Nie można mieć wszystkiego.

Polecam jako przewodnik po historii stolicy Francji, jako książkę o filmowym Paryżu i subiektywną listę kilkunastu ulubionych filmów autora.

Dlaczego więc skusiłem się na propozycje PWN? Bo książka traktuje w pewnym stopniu o kinie i gro filmów, do których odwołuje się autor, widziałem. Muszę też przyznać, że jako kinoman strasznie kręci mnie poruszanie się po miejscach, w których toczyła się akcja filmów (chociażby palcem po mapie). Porównywanie ich, chłonięcie tej atmosfery, nawet przeżywanie w jakiś sposób...

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika Patryk Karwowski

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [2]

Stephen King
Ocena książek:
7,0 / 10
169 książek
14 cykli
15911 fanów
Graham Masterton
Ocena książek:
6,5 / 10
156 książek
9 cykli
2320 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
20
książek
Średnio w roku
przeczytane
2
książki
Opinie były
pomocne
19
razy
W sumie
wystawione
20
ocen ze średnią 7,4

Spędzone
na czytaniu
146
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
3
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]