rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Mieczysław Gorzka "Polowanie na psy"
Wiecie, jak to jest, kiedy pokochacie jakąś powieściową serię, wiecie ,że ma potencjał, a dowiadujecie się, że powstaną tylko trzy tomy? Chyba każdy czytelnik doświadczył kiedyś owego rozczarowania. Na szczęście bohaterowie „Cieni przeszłości” Mieczysława Gorzki powrócili w nowym, obiecującym cyklu „Wściekłe psy”. Niedawno wyszedł jego pierwszy tom pod tytułem „Polowanie na psy”.
Grudzień 1981 roku, kilka dni przed wprowadzeniem stanu wojennego ktoś brutalnie morduje starsze małżeństwo. Do sprawy zostaje przydzielony kapitan Marek Piekło, o którym można powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest wzorowym oficerem MO. Trudne śledztwo prowadzone w niestabilnej sytuacji politycznej to ostatnie, czym chce się zająć- woli w spokoju wychylać kolejną butelkę czystej po dniu spędzonym za biurkiem na posterunku. Nie ma jednak wyjścia. Polecenie to polecenie. Niechętnie zabiera się więc do pracy. Proste zdawałoby się śledztwo komplikuje się wraz z wprowadzeniem stanu wojennego. Służba Bezpieczeństwa zaczyna narzucać Piekle sposób prowadzenia sprawy, pojawiają się naciski, a na pierwszy plan wysuwają się prywatne korzyści. Piekło jest jednak przekorny, nie daje sobą kierować…
Współcześnie we Wrocławiu giną policjanci. Ich zabójca żąda ujęcia mordercy sprzed lat. Dopóki to się nie stanie, żaden stróż prawa nie może się czuć bezpieczny. Marcin Zakrzewski musi więc rozwiązać dwie sprawy, jeśli chce ochronić kolegów po fachu. Czy mu się to uda?
Mieczysław Gorzka wkroczył na scenę polskiego kryminału niedawno , ale już zdążył narobić tam niezłego zamieszania. Jego debiutancka trylogia zyskała uznanie . A pisarz dał się poznać czytelnikom jako ktoś, kto sprawnie operuje piórem, dobrze konstruuje postacie i ma swój własny charakterystyczny styl. Wszystkie te atuty widać również w „Polowaniu na psy”. Konstrukcja fabularna powieści jest dogłębnie przemyślana, a wydarzenia rozgrywające się na dwóch płaszczyznach czasowych, splatają się ze sobą w zaskakująco przewrotny sposób. Rozwiązania zagadki nie domyślicie do samego końca. Gorzka sprytnie rozsiewa w tekście fałszywe tropy.
Szczególnie podobała mi się część opisująca wydarzenia z przeszłości ze względu na dobrze oddany klimat schyłku PRL-u- burej, trudnej rzeczywistości, atmosfery swoistej beznadziei, gęstej od zagrożenia.
Gorzka potrafi konstruować postacie , za którymi chce się podążać. Taki Marek Piekło nie jest krystaliczny, ale może właśnie dlatego budzi moją sympatię. Muszę przyznać, że autor rozumie swojego bohatera, dając jego działaniom solidną psychologiczną podbudowę.
Podsumowując, polecam „ Polowanie na psy”, powieść można czytać bez znajomości „Cieni przeszłości”, jednak mimo wszystko warto sięgnąć po ten cykl, bo dzięki temu lepiej zrozumiecie Marcina Zakrzewskiego i będziecie się świetnie bawić.

Mieczysław Gorzka "Polowanie na psy"
Wiecie, jak to jest, kiedy pokochacie jakąś powieściową serię, wiecie ,że ma potencjał, a dowiadujecie się, że powstaną tylko trzy tomy? Chyba każdy czytelnik doświadczył kiedyś owego rozczarowania. Na szczęście bohaterowie „Cieni przeszłości” Mieczysława Gorzki powrócili w nowym, obiecującym cyklu „Wściekłe psy”. Niedawno wyszedł jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wiara, nadzieja, miłość” Monika Jagodzińska
Długotrwałe działanie ucznia (grupy uczniów) skierowane na innego ucznia (lub grupę uczniów), zmierzające do wykluczenia go (ich) z grupy rówieśniczej. Może on przyjmować różne formy: od plotkowania, wyśmiewania, przedrzeźniania, do aktów przemocy fizycznej. Przeczytaliście właśnie definicję bullyingu- zjawiska, o którym powinno się mówić częściej. Coś, co dla niektórych wygląda jak „niewinne” poszturchiwanie czy dziecinne przezywanie (przecież wszystkie dzieci się kłócą, napięcia w grupie rówieśników to normalka) jest tak naprawdę systematycznym dręczeniem, od którego tylko krok od tragedii.
Na myśl o tym, że jutro musi pójść do gimnazjum Dianie – bohaterce powieści „Wiara, nadzieja, miłość” Moniki Jagodzińskiej- robi się słabo. Wie, że znowu będzie wyśmiewana, obgadywana, że usłyszy niewybredne komentarze na temat swej wagi. Nie potrafi sobie z tym poradzić, nikomu się nie skarży. Diana cierpi w milczeniu, nie robiąc nic , by poprawić swoją sytuację . Do czasu… Pewne wydarzenie stanowi dla niej impuls do działania. Postawia zadbać o siebie i schudnąć. Jest zdeterminowana. Można by pomyśleć, że to świetna wiadomość- Diana straci zbędne kilogramy i będzie dzięki temu zdrowsza, a przy okazji pozbędzie się kompleksów i zamknie usta dręczycielom . Same korzyści, prawda? Niekoniecznie, ponieważ nasza bohaterka traci kontrolę, myśląc, że ją zyskuje; waga pokazuje coraz mniej, a dziewczyna nadal sądzi, że wygląda źle. Wpada w błędne koło zaburzeń odżywiania. Czy się z niego wydostanie? O tym przekonacie się , czytając.
Warto poświecić parę chwil na lekturę tej niewielkiej objętościowo, ale wywołującej mnóstwo emocji, powieści. Jestem zaskoczona, że młoda autorka napisała tak dojrzałą historię. W niewielkich ramach fabularnych zawarła bardzo klarowne przesłanie. A dzięki bardzo dobrej kreacji postaci i umiejętności wywoływania w czytelniku emocji wybrzmiało ono niezwykle wyraźnie. „ Wiara, nadzieja, miłość” wstrząsa czytelnikiem, ale jednocześnie daje nadzieję. Diana udowadnia bowiem, że można uwolnić się z sideł anoreksji. Przy wsparciu bliskich nawet najtrudniejszą walkę da się wygrać.
Monika Jagodzińska dopiero stawia pierwsze kroki w literackim świecie. Widać jednak , że zmierza w dobrym kierunku. Potrafi kreować postacie, bardzo dbając o warstwą psychologiczną bohaterów i wiarygodnie umotywowanie ich postępowanie. Autorka umie wywoływać w czytelniku emocje , nie przekraczając granicy i nie starając się na nich grać. Jedyne, do czego mogę się trochę „przyczepić” to zakończenie, które „wyskoczyło jak królik z kapelusza. Rozumiem jednak, że nastoletni adres czytelniczy i przesłanie, które chciała przekazać autorka wymagały takiego finału. Jak już wspomniałam – powieść jest króciutka. Z uwagi na to niektóre wątki zostały opisane pobieżnie, a szkoda, bo kilka z nich aż prosi się o rozwinięcie (m.in. historia Nataszy, historia Konrada).
Nie ocenia się książki po okładce, a jednakże to ona przyciąga czytelnika jako pierwsza. Gdybym zobaczyła „Wiarę , nadzieję , miłość” w księgarni, nie kupiłabym jej . Okładka, mówiąc najdelikatniej , nie zachęca, mimo że rozumiem ( chyba) jej metaforykę.Grafika obrazuje mentalne spętanie przez chorobę duszy i kompleksy. Nieśmiało stwierdzę, że można było stworzyć ładniejszą szatę, nie tracąc nic z jej wymowy, Jako się jednak rzekło, nie to jest najważniejsze.
Takie powieści , jak „ Wiara, nadzieja, miłość”, powinno się omawiać z młodzieżą na lekcjach wychowawczych dotyczących przemocy. Po takie historie powinni sięgać rodzice, nauczyciele, bibliotekarze i wszyscy , którzy mają bliski kontakt z młodzieżą. Zarówno o przemocy w szkole , jak i o zaburzeniach odżywiania wciąż nieśmiało się szepcze, a należy o nich głośno krzyczeć. Do tej opowieści idealnie pasuje mój ulubiony cytat pochodzący z „Pożegnania z bronią” Ernesta Hemingwaya: „Świat łamie każdego i potem niektórzy są jeszcze mocniejsi w miejscach złamania”.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Monice Jagodzińskiej.

„Wiara, nadzieja, miłość” Monika Jagodzińska
Długotrwałe działanie ucznia (grupy uczniów) skierowane na innego ucznia (lub grupę uczniów), zmierzające do wykluczenia go (ich) z grupy rówieśniczej. Może on przyjmować różne formy: od plotkowania, wyśmiewania, przedrzeźniania, do aktów przemocy fizycznej. Przeczytaliście właśnie definicję bullyingu- zjawiska, o którym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Daltonista” Leon Durka, czyli cichy debiut kryminalny wart uwagi

Kiedy trzymam w ręku nowy kryminał, czuję się jak dziecko, które właśnie otrzymało nowe puzzle. Po otwarciu pudełka wysypuje je na stół – lądują byle jak, nie można niczego wywnioskować z ich układu. Dziecko musi się zastanowić, pomyśleć. W końcu zaczyna układać… Po jakimś czasie wyłania się zarys obrazka. Nie może się on pojawić za wcześnie, bo to psuje całą zabawę.
Dobry kryminał to puzzle, które układa się długo, wielokrotnie zmieniając układ elementów pod wpływem zwrotów akcji. A obrazek wyłania się dopiero po dopasowaniu ostatniego kawałka. Przy czym najlepiej, gdyby ten konkretny puzzel położył autor, zaskakując czytelnika. „Układanie” „Daltonisty” Leona Durki to była przednia literacka zabawa. Fabuła, mimo że powoli nabierała rozpędu, bardzo mnie zainteresowała i do końca trzymała w napięciu. Jednak to nie ona zdecydowała o całościowej ocenie książki. Tym czynnikiem były świetnie zbudowane, barwne postacie z różnych środowisk. I wcale nie mam tu na myśli głównego bohatera- komisarza Wiktora Traka, który jest sztampowym gliną z polskiego kryminału- rozwodnik w średnim wieku po przejściach , który żyje wyłącznie pracą.
Wróćmy jednak do wydarzeń przedstawionych na kartach książki. Rzeczony komisarz Trak robi wszystko, by znaleźć zabójcę pewnego biznesmena, który został zastrzelony przy wyjściu z metra. Dwie kule w klatce piersiowej i jedna w głowie sugerują klasyczną egzekucję wykonaną przez płatnego mordercę na czyjeś zlecenie.
W toku śledztwa okazuje się jednak, że jeden pocisk został wystrzelony z innej broni niż dwa pozostałe. Mnożą się tropy i wątpliwości. A nadzieja na szybkie rozwiązanie sprawy gaśnie. Śledztwo zmienia się w śmiertelnie niebezpieczną rozgrywkę z bezwzględnymi ludźmi ze świata przestępczego. Komisarz Trak musi stąpać bardzo ostrożnie. Nie może ufać nikomu, jeśli chce rozwiązać zagadkę i wyjąć z tego cało.
Naszego dzielnego glinę otaczają interesujące postaci. Widać, że Leon Durka włożył dużo pracy w ich kreację. Wszyscy są dopracowani w każdym calu. Barwne indywidualności z nakreślonymi różnorodną kreską portretami psychologicznymi. Wzbudzają niejednorodne emocje. Od niesmaku i niechęci po sympatię. Losy wszystkich postaci są emocjonalną sinusoidą, a autor prowadzi je z wyjątkową zręcznością. Najpierw wątki biegną obok siebie ,rozrzucone pozornie bez ładu i składu, by w pewnym momencie spleść się w sensowny i zaskakujący czytelnika układ.
Gdy wspominam fabułę „Daltonisty”, myślę: pokręcona. Przygotujcie się na to, że będziecie się gubić. Na początku kilka razy odkładałam książkę, wracałam do już przeczytanych fragmentów, będąc pewną, że coś pominęłam. Dopiero po jakimś czasie wczułam się w klimat i przepadłam. Jestem usatysfakcjonowana lekturą . Nie przeszkadzają mi ani literówki, które pojawiły się w tekście, ani niezbyt urodziwa- moim zdaniem- okładka. Na pewno sięgnę po koleiny tom przygód dzielnego komisarza Traka.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Leonowi Durce.

Daltonista” Leon Durka, czyli cichy debiut kryminalny wart uwagi

Kiedy trzymam w ręku nowy kryminał, czuję się jak dziecko, które właśnie otrzymało nowe puzzle. Po otwarciu pudełka wysypuje je na stół – lądują byle jak, nie można niczego wywnioskować z ich układu. Dziecko musi się zastanowić, pomyśleć. W końcu zaczyna układać… Po jakimś czasie wyłania się zarys obrazka....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Złośliwi twierdzą, że niski poziom czytelnictwa, szczególnie polskiej literatury współczesnej, to wina części krytyków. Kreują oni na zjawiska literackie dzieła skończonych grafomanów, co tylko zraża oszukanych czytelników. Ja jednak zgadzam się z Pliniuszem Młodszym, który twierdził, że „Nie ma tak złej książki, żeby w jakimś stopniu nie przyniosła korzyści”. Czytam więc dosłownie wszystko. Dość dawno temu przez przypadek trafiłam na „Powódź” Pawła Fleszara. Zaintrygowały mnie i opis, i okładka. Powieść długo czekała na półce. Po przeczytaniu ostatniego zdania przyszły mi do głowy słowa Jana Parandowskiego : „Każda książka, jak głos podany przez radio, dociera tylko do tych, którzy mają tę samą długość fali”. Czy nadajemy z autorem na tej samej częstotliwości? Czy jego przekaz dotarł do mnie wyraźnie, czy też pojawiły się zakłócenia?
„Powódź” nie jest klasycznym kryminałem- nie oczekujcie cierpliwego wprowadzania czytelnika w świat przedstawiony, drobiazgowego śledztwa i wodzenia czytelnika za nos. Nie będziecie kluczyli w labiryncie domysłów, szukając tropów, które zaprowadzą was w ślepą uliczkę. Zostaniecie, niczym w sensacyjnym filmie, wrzuceni w sam środek akcji. Poznacie Krisa, zawodowego żołnierza. Pierwsze wasze skojarzenia to słynny Jack Reacher? Rozczaruję Was. Kris w niczym go nie przypomina- ma lekką nadwagę, nadciśnienie i wiecznie marudzącą żonę. Nie marzy o naprawianiu świata. Ale kiedy dowiaduje się, że jego najlepszy przyjaciel wyskoczył z okna, bez namysłu rusza do Krakowa . Od lat nie utrzymywali ze sobą kontaktu, choć w dzieciństwie Kuba był mu bliski, jak brat. Na miejscu okazuje się, że sprawa, delikatnie mówiąc, śmierdzi. Kris zaczyna podejrzewać, że samobójstwo mogło być w istocie morderstwem. W co wplątał się Kuba? Kim jest Zuza? Dlaczego zabrał ją zły człowiek? Chcąc poznać odpowiedzi na te pytania, Kris musi zapuścić się w mroczne zakamarki owianego legendami Darknetu i zdążyć przed wielką wodą, która grozi miastu.
W prywatnym śledztwie pomaga naszemu bohaterowi para nastolatków. Wsparcia nie odmawia mu również pewna intrygująca kobieta. Sama intryga nie jest ani oryginalna , ani zaskakująca. Jest jednak logiczna i spójna. A nie o wszystkich kryminałach można to powiedzieć.
Bardzo spodobała mi się koncepcja autora, by istotne role w śledztwie powierzyć nastolatkom. Pojawiły się skojarzenia ze słynnym Panem Samochodzikiem, któremu w rozwiązywaniu zagadek pomagali dzielni młodzi harcerze. Serię Nienackiego darzę dużym sentymentem.
Pisz, o tym co dobrze znasz, wtedy jest szansa, że twoja książka będzie dobra. Paweł Fleszar zastosował się do rady, którą często słyszą debiutanci, choć debiutantem nie jest. Posługuje się narzędziami, które doskonale zna- jest dziennikarzem, perfekcyjnie zatem posługuje się językiem, jego styl jest przyjazny dla czytelnika. Fabuła skondensowana, próżno tu szukać rozbudowanych, kwiecistych opisów miejsc czy literackich analiz przeżyć wewnętrznych bohaterów. Autor skupia się na wydarzeniach. Podoba mi się ten zabieg. Dzięki niemu akcja toczy się płynnie, nie tracąc tempa, a my mamy wrażenie, że wszystko dzieje się tu i teraz, że obserwujemy rzeczywiste wydarzenia. Poczucie realności potęgują znakomicie skonstruowane dialogi. Bohaterowie Pawła Fleszara rozmawiają językiem, który możemy usłyszeć na ulicy. Język, którym posługuje się dana postać jest elementem jej kreacji. Dobrze widać to na przykładzie Krisa, który często wtrąca w wypowiedzi elementy slangu wojskowego. Po świecie przedstawionym „Powodzi” porusza się tylko kilka postaci. Za to każda z nich jest „jakaś”. Charakterystyczna, dobrze skonstruowana, wiec nawet jeśli pojawia się wyłącznie na chwilę, czytelnik ją zapamiętuje.
Paweł Fleszar doskonale potrafi budować także klimat rodem z kryminałów noir. Czyni to poprzez relacje o nadciągającej powodzi. Realistyczne obrazy zagrożenia przeplatane są opisami uliczek i kamienic Krakowa, po których porusza się zagubiony bohater. A czytelnik czuje duszną atmosferę lęku . Kraków Fleszara jest piękny, ale i mroczny.
Podsumowując, mogę z całą pewnością stwierdzić, że nadajemy z Pawłem Fleszarem na tych samych falach. Byłabym w siódmym niebie, gdyby nie jedno małe zakłócenie w odbiorze- powieść była zdecydowanie za krótka, za mało rozbudowana. Czekam z niecierpliwością na obszerniejszy kryminał.

Złośliwi twierdzą, że niski poziom czytelnictwa, szczególnie polskiej literatury współczesnej, to wina części krytyków. Kreują oni na zjawiska literackie dzieła skończonych grafomanów, co tylko zraża oszukanych czytelników. Ja jednak zgadzam się z Pliniuszem Młodszym, który twierdził, że „Nie ma tak złej książki, żeby w jakimś stopniu nie przyniosła korzyści”. Czytam więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Totentanz” Mieczysław Gorzka- recenzja przedpremierowa. Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu „Bukowy Las”.

„Dobra książka to rodzaj alkoholu, też idzie do głowy”- pisała Magdalena Samozwaniec. Pokusiłabym się o rozwinięcie tego porównania. Alkohol alkoholowi nierówny. Czyż nie jest tak, że jeden „napój wyskokowy” pijemy kilkoma haustami , nie spodziewając się wielu pozytywów, a on szybko uderzywszy nam do głowy, równie szybko z niej wyparowuje. A inny degustujemy powoli, rozkoszując się jego walorami i jeszcze długo rozpamiętujemy pyszny smak na języku. Podobnie jest z książkami. Większość, nawet tych dobrych, zostaje w pamięci czytelnika na mgnienie chwili i zostaje wyparta przez zalew nowości. Nieliczne goszczą w naszej głowie dłużej: parę tygodni, może miesięcy. Pojedyncze i zupełnie wyjątkowe zapamiętujemy na zawsze.
Gdybym miała przyrównać „Totentanz” Mieczysława Gorzki do trunku, napisałabym, że jest to cudowne, oszałamiające wino, które zdecydowanie idzie do głowy i długo w niej zostaje. Jeszcze parę dni po literackiej degustacji starałam się wyodrębnić wszystkie elementy, dzięki którym ta uczta była taka znakomita.
Walor wizualny, zwany przez znawców wina suknią, czyli co nieco o fabule powieści
„Totentanz” to trzecia- i ostatnia część- cyklu „Cienie przeszłości”. Powracają dobrze nam znani bohaterowie: Paulina, Parol i - rzecz jasna- Marcin. Zakrzewskiego czeka najtrudniejsze zadanie w całej jego karierze- będzie tańczył. Co w tym trudnego? Kiedy partnerką na parkiecie zostaje śmierć, trzeba się bardzo pilnować: nadepnięcie jej na stopę czy pomylenie kroków grozi bowiem katastrofą . Marcin musi zatem nie tylko perfekcyjnie odtworzyć układ, ale również zacząć narzucać własny rytm, by wykiwać kostuchę. Czy mu się to uda? Czy złapie człowieka, który morduje młode kobiety? Czy dowie się kto „robi porządki” w światku handlarzy prochami? Czy odkryje, dlaczego młodzi ludzie popełniają samobójstwa? I co oznaczają rymowanki wysyłane desperatom? Czy Marcina wreszcie dopadnie przeszłość, która go niestudzenie ściga? Nie zdradzę. Napiszę wyłącznie, że zakończenie to petarda. Domyśliłam się , kto snuł wokół Marcina gęstą sieć intryg, a mimo to - po przeczytaniu ostatniego zdania - „zbierałam szczękę z podłogi”. Paru istotnych elementów nie odkryłam, choć wytrwale towarzyszyłam Marcinowi w śledztwie. Dzięki nim wyjaśnienie jest nieprzewidywalne, ale nieprzekombinowane.
Walor aromatyczny, zwany przez znawców wina nosem, czyli co nieco o elementach świata przedstawionego, stylu i konstrukcji powieści.
Fabuła „Totentanz” została rozpięta między współczesnością a przeszłością. Tym razem jednak lata dawno minione rzucają naprawdę długie cienie. Mieczysław Gorzka sprawnie splata kilka płaszczyzn czasowych w zgrabną literacką konstrukcję. Prowadzi nas krok po kroku ku rozwiązaniu zagadki i tylko czasem, jak to w dobrych kryminałach bywa, zwiedzie na manowce. Zawsze jednak zostawia sprytnie ukryte tropy, po których możemy wrócić. Styl, którym posługuje się autor nie utrudnia czytelnikowi lektury: jest plastyczny i -co dla mnie nie mniej ważne- nie urąga poprawności językowej. Historia toczy się płynnie, ale nie za szybko. Co nie znaczy, że wieje nudą, o nie. Autor po prostu doskonale wie, kiedy podkręcić tempo. W jaki sposób pisać, by przykuć człowieka do kanapy na dwa dni. Najlepiej widać to w prologu, który jest nieco naturalistyczny, ale też trochę poetycki. Czytając ten fragment książki, otwierałam coraz szerzej buzię. Mieczysław Gorzka pozytywnie mnie zaskoczył, zaczynając, niczym Alfred Hitchcock, od trzęsienia ziemi.
Świat „Totentanz” zaludniają bohaterowie, którzy są zwykłymi ludźmi. Sprawiają wrażenie realnych. Mają swoje wady i zalety, demony i małe radości. Z Pauliną mógłbyś się mijać w osiedlowym sklepie, a z Marcinem umówić na piwo. To właśnie kreacja postaci jest największą siłą całej trylogii. Mieczysław Gorzka nie sili się na przesadne fajerwerki, jego bohaterowie są najzwyklejsi pod słońcem. Każdy może się z nimi utożsamić, co z kolei pomaga zaangażować się w historię opowiadaną na kartkach książki.
Walor smakowy, zwany przez znawców wina podniebieniem, czyli co nieco o nawiązaniach kulturowych i przesłaniu.
Ta część opinii będzie najkrótsza, ponieważ nie da się jej napisać inaczej, nie zdradzając za dużo.
Mieczysław Gorzka czerpie pełnymi garściami z tradycji klasycznego kryminału, umiejętnie uzupełniając owe motywy bardziej nowoczesnymi rozwiązaniami i na koniec wieńcząc to wszystko swoim „podpisem autorskim”- swoistym sznytem charakterystycznym wyłącznie dla niego.
Marcin Zakrzewski to twardy, bezkompromisowy glina, który umie odróżnić dobro od zła. Do walki z podłością jest gotów stanąć w każdym momencie. A sprawiedliwość i rodzina są dla niego wartościami najwyższymi. Marcin jest po prostu dobrym człowiekiem. Może dlatego Gorzka pozwala mu się wyjść cało z każdych możliwych kłopotów? Może autor daje nam to, czego potrzebujemy. Czyż nie chcemy wierzyć, że dobro zawsze zatryumfuje, że warto być uczciwym? Że nad szlachetnymi czuwa jakaś opiekuńcza siła?
W „Totentanz” zaobserwowałam również pewne rozwiązania stosowane w dobrym kinie akcji. Najlepszym przykładem jest iście hollywoodzki finał.
Czas zająć się trochę głębszą warstwą. Pierwsze nawiązanie kulturowe kryje się w tytule: „Totentanz” to nieco zapomniany cykl dwudziestu wariacji Franciszka Liszta. Kompozytor był zafascynowany śmiercią , a szczególnie jej średniowieczną alegorią. Liszt znakomicie ukazał różny stosunek ludzi do kresu życia: od wzburzenia po rezygnację. Mieczysław Gorzka również te oblicza obrazuje, przypominając nam dotkliwie, że od dnia urodzenia zaczynamy tańczyć ze śmiercią. A wszechobecny kult młodości jest wyłącznie nieudolną próbą oszukania kogoś, kogo oszukać się nie da. Może więc należy wziąć przykład z naszych przodków i oswoić śmierć? Żyć pełną piersią, ale jednocześnie pamiętać o swojej makabrycznej partnerce do tańca? Na stawiane przez autora pytania każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Gorzka jednak wyraźnie podkreśla, że nie da się rytmicznie i z satysfakcją tańczyć na parkiecie życia, nie pogrzebawszy przeszłości.
Danse macabre w to alegoryczne przedstawianie tryumfu śmierci i równości wobec niej wszystkich stanów. Ów motyw w powieści Mieczysława Gorzki jest przedstawiony najbardziej dosłownie W kulturze późnego średniowiecza powszechna jest fascynacja umieraniem. Podobne uwielbienie towarzyszy również jednemu z bohaterów powieści.
. W „Totentanz” można zauważyć także mniej znane ujęcie tańca śmierci. W kulturach pogańskich jego symbolika była związana bowiem nie tylko z umieraniem , ale również z kultem odradzania się świata. Jeden z bohaterów „Totentanz” odrodził się i całkiem dosłownie, i metaforycznie.
Czy dzięki rozliczeniu się z przeszłością odrodzi się również Marcin Zakrzewski? O tym przekonamy się, czytając kolejne książki Mieczysława Gorzki.
„Totentanz” stanowi najlepszą cześć trylogii „Cienie przeszłości”. Obserwowanie rozwoju zdolnego pisarza to wielka przyjemność.
„Totentanz” ukaże się 20 maja 2020 roku nakładem wydawnictwa Bukowy Las. Pojawi się także e-book, który będzie dostępny w wypożyczalni Legimi. Audiobooka posłuchacie natomiast w Storytel. Kieliszek wina przy lekturze obowiązkowy!

Totentanz” Mieczysław Gorzka- recenzja przedpremierowa. Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu „Bukowy Las”.

„Dobra książka to rodzaj alkoholu, też idzie do głowy”- pisała Magdalena Samozwaniec. Pokusiłabym się o rozwinięcie tego porównania. Alkohol alkoholowi nierówny. Czyż nie jest tak, że jeden „napój wyskokowy” pijemy kilkoma haustami , nie spodziewając się wielu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cztery kobiety, dwa plany czasowe, cztery dramaty, dwie pary sióstr. Anna, Irena, Wiktoria, Barbara- wszystkie są winne. To krótkie słowo, składa się tylko z pięciu liter, a mieści w sobie wiele bólu, strachu i łez.
„Tak czy inaczej zawsze jest się trochę winnym”- pisze Albert Camus w „Obcym”. Czym zatem zawiniły bohaterki powieści Jarosława Czechowicza? Mową? Myślą? Uczynkiem? Czy zaniedbaniem? Znajdziemy odpowiedź, ale po kolei.
Co nieco o fabule.
Annę zastajemy na Islandii w trudnym dla niej momencie, właśnie drze fotografie i wyładowuje lęk na Bogu ducha winnych sprzętach. Pocieszenie znajduje w kieliszku pełnym wina i lekach nasennych, które łyka niczym cukierki, bo choć uciekła daleko od kraju, traumę zabrała ze sobą. Na czym polega jej wina? Może na zerwaniu kontaktu z siostrą, choć kiedyś były ze sobą bardzo blisko? A może na tym, że uciekła od męża właściwie bez rozmowy i słowa wyjaśnienia? A może wina Anny polega na nieumiejętności wybaczenia sobie i innym? A może na obwinianiu siebie, choć tak naprawdę winne były okoliczności?
Przyjrzyjmy się teraz Irenie. Jej zdaniem nie potrafiła ochronić Anny w dzieciństwie- jest winna, nie umiała zapobiec także dramatowi siostry w dorosłym życiu. Z medycznego punktu widzenia zrobiła wszystko, co mogła, ratując Annie życie, ale jest winna, bo jednocześnie wpędziła ją w depresję i zmusiła do wyjazdu.
Irena jest winna, bo nie potrafi kochać matki, odwiedza ją rzadko i z musu. Nie umie współczuć kobiecie, która dała jej życie. Irena była ślepa, obwiniając tylko jednego z rodziców o zmarnowane dzieciństwo, które kładło się cieniem na jej przyszłości i nie pozwoliło na ułożenie sobie życia.
Barbara- winna temu, że za długo milczała, za długo się godziła na coś, na co zgody być nie powinno. Winna, bo nie szukała pomocy. A może w tamtych czasach pomoc by nie nadeszła? Należało jednak chociaż spróbować. Barbara próby nie podjęła, wiec teraz nie kocha własnych córek, zrzucając na nie odpowiedzialność za swe zmarnowane życie. Barbara jest również winna temu, że ukrywała przed córkami prawdę. Zamiast rozmowy i odrobiny wparcia okazywała im okrucieństwo.

Wiktoria- winna ukrywaniu prawdy przed siostrzenicami. Akceptowała sposób wychowania dziewczynek przez Barbarę.
Co nieco o moich wrażeniach
„Winne” to znakomita powieść psychologiczna o silnych kobietach dźwigających na swoich ramionach traumę. Każda z nich radzi sobie z własnym dramatem w inny sposób. Uciekają w milczenie, w uzależnienie, w samotność, zamykają się emocjonalnie na innych. Poczucie beznadziei i mrok, w których nurzają się bohaterki wyzierają dosłownie zza każdego zdania. Jarosław Czechowicz doskonale kreuje duszną atmosferę. Jego opisy, styl, jakim się posługuje doskonale oddają meandry zagubionych kobiecych dusz. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, że mężczyzna stworzył tak wiarygodne i przejmujące bohaterki.
„Winne” jest brutalną, na wskroś szczerą opowieścią o tym, jak jedno wydarzenie powoduje efekt domina. Książka Jarosława Czechowicza stanowi ważny głos w dyskusji o wpływie dzieciństwa na nasze losy. Powieść jest przerażająca, mocna i smutna, ale jednocześnie niesie pocieszające przesłanie: choć traumy to bardzo ciężki bagaż, z którym trudno iść przez życie, nie definiują tego, kim jesteśmy. O tym decydujemy sami. To od nas zależy, czy ten balast uniesiemy, czy przygniecie nas do ziemi.

Cztery kobiety, dwa plany czasowe, cztery dramaty, dwie pary sióstr. Anna, Irena, Wiktoria, Barbara- wszystkie są winne. To krótkie słowo, składa się tylko z pięciu liter, a mieści w sobie wiele bólu, strachu i łez.
„Tak czy inaczej zawsze jest się trochę winnym”- pisze Albert Camus w „Obcym”. Czym zatem zawiniły bohaterki powieści Jarosława Czechowicza? Mową? Myślą?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O Agacie Czykierdzie- Grabowskiej przeczytałam po raz pierwszy w 2016 roku, " wpadł mi wtedy w oko" post promujący " Jak powietrze". Notka wydawcy była zachęcająca- zamówiłam i " przepadłam". Kupiłam wszystkie książki autorki. Właśnie skończyłam " Pod skórą". Uważam,że jest to najlepsza - jak dotąd- powieść Agaty Czykierdy- Grabowskiej. Dlaczego? Moim zdaniem siłą tej książki, oprócz znakomicie, spójnie skonstruowanej fabuły, są dialogi. Cięty, pełen ironicznego humoru język, jakim posługują się bohaterowie, pozwala czytelnikowi mieć złudzenie,że są oni realnymi ludźmi. Kreacja postaci to kolejny wielki plus, Agata Czykierda- Grabowska ma niebywałą zdolność obserwacji rzeczywistości, stworzyła bohaterów, z którymi bardzo łatwo się utożsamić.A tym samym przeżywać wraz z nimi wszystkie dylematy, radości i smutki. Emocje - tego na pewno nie zabraknie Wam podczas lektury. Będziecie się irytować, wkurzać, wzruszać, śmiać i płakać. Polecam .

O Agacie Czykierdzie- Grabowskiej przeczytałam po raz pierwszy w 2016 roku, " wpadł mi wtedy w oko" post promujący " Jak powietrze". Notka wydawcy była zachęcająca- zamówiłam i " przepadłam". Kupiłam wszystkie książki autorki. Właśnie skończyłam " Pod skórą". Uważam,że jest to najlepsza - jak dotąd- powieść Agaty Czykierdy- Grabowskiej. Dlaczego? Moim zdaniem siłą tej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka,od której nie mogłam się oderwać. Thiller rozgrywający się w Warszawie tuż przed powstaniem. W mieście, gdzie ofiary zmuszone są żyć obok swych katów, gdzie bohaterstwo przeplata się z podłością, dochodzi do dziwnych morderstw. Giną zarówno gestapowcy, jak i żołnierze AK. Były polski policjant oraz pracujący w Kripo Niemiec muszą połączyć siły,by złapać mordercę. Dawno nie miałam okazji śledzić tak inteligentnie skonstruowanej intrygi. Bez reszty wsiąknęłam w świat przedstawiony powieści. Kozar ma świetne pióro. Na uwagę zasługuje kreacja bohaterów. Jest ona tak znakomita,iż ma się wrażenie,że postacie nie są stworzone tylko na użytek opowieści, ale żyły realnie w Warszawie w roku 1944, a przez autora zostały wyłącznie sportretowane.Po raz pierwszy polubiłam seryjnego mordercę. Cykl zasługuje na dużo lepszą promocję.

Książka,od której nie mogłam się oderwać. Thiller rozgrywający się w Warszawie tuż przed powstaniem. W mieście, gdzie ofiary zmuszone są żyć obok swych katów, gdzie bohaterstwo przeplata się z podłością, dochodzi do dziwnych morderstw. Giną zarówno gestapowcy, jak i żołnierze AK. Były polski policjant oraz pracujący w Kripo Niemiec muszą połączyć siły,by złapać mordercę....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Klątwa przeznaczenia Sylwia Dubielecka, Monika Magoska-Suchar
Ocena 7,3
Klątwa przezna... Sylwia Dubielecka, ...

Na półkach:

Jestem zachwycona debiutem młodych, polskich autorek. Stworzyły niezwykłą opowieść o trudnej miłości rodzącej się w miejscu, gdzie wszystkie przejawy uczucia karze się śmiercią. To okrutna rzeczywistość pełna intryg i bezwzględnej walki o władzę. Wielowymiarowi bohaterowie, zbudowany z rozmachem,lecz precyzyjnie świat przedstawiony - oto znaki rozpoznawcze Klątwy Przeznaczenia. Odnajduję w niej coś z klimatu powieści Trudi Canavan.

Jestem zachwycona debiutem młodych, polskich autorek. Stworzyły niezwykłą opowieść o trudnej miłości rodzącej się w miejscu, gdzie wszystkie przejawy uczucia karze się śmiercią. To okrutna rzeczywistość pełna intryg i bezwzględnej walki o władzę. Wielowymiarowi bohaterowie, zbudowany z rozmachem,lecz precyzyjnie świat przedstawiony - oto znaki rozpoznawcze Klątwy...

więcej Pokaż mimo to