Anna

Profil użytkownika: Anna

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 9 lata temu
80
Przeczytanych
książek
84
Książek
w biblioteczce
11
Opinii
18
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| Nie dodano
Absolwentka prawa, która bez aplikacji została sędzią, jednak nie chodzi w todze (choć czarny wyszczupla), bo preferuje inny styl, zamiast młoteczka sędziowskiego używa gwizdka, a zamiast kary grzywny stosuje żółte i czerwone kartki (choć częściej przechadza się po linii bocznej boiska od strony trybun). Najczęściej spotykana pod adresem http://subiektywnieopilce.blogspot.com/

Opinie


Na półkach: ,

Lekka powieść o przygodach detektywa Adriana Monka. Jednego z wielu detektywów, ale zarazem jedynego w swoim rodzaju, który na co dzień rozwiązuje zagadki kryminalne, lecz tym razem sam dopuszcza się przestępstwa.

Książka autorstwa Lee Golbderga, scenarzysty serialu o słynnym detektywie Adrianie Monku "Detektyw Monk wyrusza w podróż" to kolejny tom przygód specyficznego w swym fachu detektywa. Tym razem widzimy cierpiącego na wszelkiego rodzaju fobie detektywa, który w słusznej sprawie sam decyduje się popełnić przestępstwo.

Adrian Monk ma brata, który podobnie jak on cierpi na choroby lękowe. Najbardziej rzucającą się w oczy i najbardziej uciążliwą jest agorafobia, przez którą Ambrose Monk nie opuszcza własnego domu. Z bohaterami spotykamy się na krótko przed urodzinami Ambrose'a. Jego brat planuje wraz ze swoją asystentką Natalie wyjątkową niespodziankę. By ją jednak zrealizować, obaj bracia będą narażeni na wiele niebezpieczeństw, a sam detektyw, który ma świadomość, że jego brat nigdy nie zgodzi się na dobrowolne opuszczenie własnych czterech ścian, będzie musiał go uprowadzić.

Plan Natalie i detektywa Monka jest niemal idealny. Środki nasenne dosypane do kawałka tortu urodzinowego działają i szczęśliwie udaje im się wpakować Ambrose do campera. Monk i Natalie mają pełną świadomość, że kiedy leki przestaną działać i Ambrose się obudzi, to nie będzie zadowolony. Tak też się dzieje, jednak znajdujący się w niecodziennych okolicznościach brat detektywa powoli przekonuje się do wyprawy i rozpoczyna zwiedzanie Ameryki. Tyle że jego noga ani na chwilę nie opuszcza campera. Wszystko jednak do czasu.

Sielankowa podróż nie trwa jednak długo. Oczywiste jest, że gdzie pojawia się Adrian Monk, tam na pewno pojawi się i zbrodnia. Detektyw cierpi na swoje przypadłości, lecz najgorsze dla niego, to pozostawić sprawę bez rozwiązania. Wakacje i wyprawa, a przede wszystkim Natalie wymuszają na nim pozostawienie kilku przestępstw w rękach miejscowych detektywów. Te sytuacje coraz bardziej ciążą Monkowi, jednak zdaje on sobie sprawę, w jakim celu udał się w podróż.

W powieści przede wszystkim zwiedzamy wraz z braćmi Monk Amerykę: zatokę Monterey, Punkt Tajemnic, San Luis Obispo, Santa Barbara, Wielki Kanion Kolorado czy Yosemite, ale też doświadczamy z nimi nieprzewidzianych i pełnych grozy wydarzeń, jak choćby spotkanie z kierową ciężarówki, które kończy się w zaskakujących okolicznościach. Nie brakuje momentów trzymających w napięciu. Na Ambrose'a kolejne zbrodnie i "przygody" w sensie negatywnym, nie działają najlepiej. Swoje obawy mają również detektyw Monk i Natalie. Jak zakończy się ich podróż?

Historię widzimy z perspektywy asystentki detektywa Monka, która z dystansem podchodzi do fobii obu braci Monk i niejednokrotnie manipulując nimi, wymaga na nich złamanie własnych poglądów. Do tego posługuje się humorem, co nadaje całej powieści lekkości.

Lekka powieść o przygodach detektywa Adriana Monka. Jednego z wielu detektywów, ale zarazem jedynego w swoim rodzaju, który na co dzień rozwiązuje zagadki kryminalne, lecz tym razem sam dopuszcza się przestępstwa.

Książka autorstwa Lee Golbderga, scenarzysty serialu o słynnym detektywie Adrianie Monku "Detektyw Monk wyrusza w podróż" to kolejny tom przygód specyficznego w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kilka biografii piłkarskich przeszło już przez moje ręce. Jeśli miałabym wskazać tę najbardziej kompletną, która nie skupia się wyłącznie na sferze boiskowej i osiągnięciach głównego zainteresowanego, która nie mówi wyłącznie o faktach powszechnie znanych i która nie wychwala wyłącznie wniebogłosy, a skupia się też na negatywnych cechach bohatera, to jednogłośnie wskazałabym na pozycję Wydawnictwa Anakonda "Cantona. Buntownik, który został królem" napisaną przez francuskiego dziennikarza Philippe Auclaira.

Książka ta nie jest wyrwaną z kontekstu, napisaną na kolanie opowiastką o człowieku, który znaczył coś w Manchesterze United. Nie jest zlepkiem suchych faktów z życia piłkarza. Jest prawdziwym majstersztykiem w kategorii biografii sportowych. Choć sam główny zainteresowany nie chciał tworzyć swojej biografii, to Auclair mimo to poświęcił niemal trzy lata własnego życia, by porozmawiać z tymi, którzy Cantonę znali osobiście, by prześledzić wszystkie dostępne materiały prasowe, w których przewija się nazwisko Cantony, by wreszcie stworzyć prawdziwe dzieło o życiu francuskiego piłkarza.

Autor historię Cantony rozpoczyna jeszcze przed jego przyjściem na świat, co jest bardzo rzadkim zabiegiem w przypadku biografii sportowych. Widzimy jego dziadków i rodziców osiedlonych na skałach w Les Caillos, czyli pierwszą małą ojczyznę Cantony. Można się zastanawiać, co autor miał na myśli, rozwodząc się aż tak dokładnie nad korzeniami Cantony. Jednak pierwszy rozdział biografii ukazuje wiele uwarunkowań, z których wynika taki, a nie inny charakter króla Erica. Potem już towarzyszymy głównemu zainteresowanemu w jego pierwszych krokach w realnym świecie, w jego pierwszych wzlotach i upadkach. Jesteśmy świadkami jego pierwszych kroków w świecie futbolu. Cantona od małego nie miał łatwo, ot taki charakter. Widzimy go jako człowieka szukającego akceptacji i zaufania.

Francuski piłkarz powszechnie wzbudza ambiwalentne uczucia. Jedni go kochają, inni nienawidzą. Zwłaszcza, że jego niepokorny charakter jest niezwykle trudno zaakceptować. Auclair nie wybiela w żaden sposób Cantony, czasem daje mu rozgrzeszenie, lecz swoim ciętym komentarzem potrafi znaleźć odpowiednie słowa dla niebędącego w porządku zachowania Cantony.

Pisząc biografię o Cantonie można skupić się wyłącznie na głośnych medialnych aferach, bądź na jego piłkarskim kunszcie, jego bajkowych sztuczkach i jeszcze piękniejszych bramkach. Publikacja daje nam wszystkiego po trochę, czasem bagatelizując niektóre mecze piłkarskie, o których chciałoby się przeczytać więcej, a czasem z nadmiarem kontemplując te, o których wie się już niemal wszystko. Autor czasem pozwala sobie odpłynąć w momentami nużące opisy rzeczy i wydarzeń praktycznie niezwiązanych z życiem i światem Cantony, które jednak pozwalają nam dawkować informacje o samym zainteresowanym.

Książka jest wymagająca. Nie tylko dlatego, że ma ponad 400 stron i trzeba czasu i skupienia, by przez nią mówiąc kolokwialnie "przebrnąć". Czasem zbyt lakoniczne wyłącznie wspomniana mecze i zagrania, które przysporzyły Cantonie sławy. Autor wyszedł z założenia, że są to bramki i sztuczki powszechnie znane, o których nie trzeba już dodatkowo wspominać. Tym samym czytając, warto mieć pod ręką sprzęt, na którym można odszukać i sprawdzić dane wydarzenie, by w pełni zrozumieć zachwyt piłkarskiego świata nad niepokornym królem Ericiem.

Książka skupia się dość szeroko nad samą Premier League, dlatego jej niewątpliwą zaletą jest to, że śmiało polecić ją można nie tylko fanom Manchesteru United, ale też angielskiej piłki w ogóle.

Co mnie ujęło, to szacunek, szacunek, którego w obecnych czasach brakuje. Autor opisuje Cantonę w sposób, który ciężko wyrazić słowami. Widać w tym jego ogromny wkład i zaangażowanie, a tym samym szacunek do czytelnika. Niewątpliwie Auclair włożył spory kawał swojego serca w tę publikację, dlatego można wybaczyć mu zbędne opisy czy lekko przesadzone metafory. Widać, że sam piszący zdawał sobie z tego sprawę. Wiele treści, które zmieniłyby wydźwięk biografii z formy bardziej reportażowej w publicystyczną, umieścił po każdym rozdziale, odznaczając je kursywą i pozostawiając czytelnikowi wybór, czy chce się w nie zagłębić, czy nie.

Nie będę się tu rozwodzić szerzej nad sylwetką samego zainteresowanego, gdyż większość na pewno o Ericu Cantonie słyszała, a jeśli nie, to odsyłam tych mniej ciekawych do Wikipedii, a tych bardziej zainteresowanych do biografii Cantony Philippe Auclaira. Nie mogę się doczekać, kiedy ukaże się kolejna pozycja tego autora - "Thierry Henry. Samotność na szczycie". Jeśli autor nie spocznie na laurach i ponownie włoży tyle serca w przygotowanie kolejnej książki, to o jej jakość możemy być spokojni.

Na koniec podsumuję jeszcze wydanie. Wydawnictwo Anakonda przyzwyczaiło już do tego, że takie "smaczki" podaje w twardej oprawie i dopracowuje każdy detal. Walory estetyczne okładki i wydania zdecydowanie na plus. Razi jedynie praca korektora, bo niestety literówki, pozjadane literki czasem zabierają radość z czytania. Na szczęście książka rekompensuje te straty. Liczę, że w kolejnej pozycji literówek będzie mniej, bo wiadomo, że kilka zdarzy się każdemu :)

Kilka biografii piłkarskich przeszło już przez moje ręce. Jeśli miałabym wskazać tę najbardziej kompletną, która nie skupia się wyłącznie na sferze boiskowej i osiągnięciach głównego zainteresowanego, która nie mówi wyłącznie o faktach powszechnie znanych i która nie wychwala wyłącznie wniebogłosy, a skupia się też na negatywnych cechach bohatera, to jednogłośnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dieta kojarzy się z wyrzeczeniami i restrykcjami. Czasem jednak wystarcza niewiele, by zrobić dużo. Trzeba po prostu "wskoczyć" na właściwe tory. Gosia Waluszewska nie daje nam przepisu na szczęście, ale ukierunkowuje ku lepszemu życiu.

Żyjemy za szybko i ciągłym w stresie. Często brakuje nam czasu. Stale gdzieś gonimy, nie zastanawiając się tak naprawdę, czy podążamy dobrą drogą. W pewnym momencie nie potrafimy się zatrzymać, a wiele z pozoru nieistotnych wyborów dokonujemy mechanicznie. Nabieramy setki złych nawyków, które po jakimś czasie zbierają swoje żniwo. Odbijają się na zdrowiu, kondycji fizycznej, sylwetce, a nawet samopoczuciu. Często tkwimy w przekonaniu, że to, co serwują nam czołowi producenci na świecie jest dobre i dla nas najlepsze. Kuszą nas kolorowe etykiety i ciekawe slogany.

Zmiany zacznę od jutra

W pewnym momencie dochodzimy do wniosku, że trzeba coś zmienić. Zmiany kojarzą się z reguły źle. Często już na samym starcie zniechęcają do działania. Zmiana dla nas często równa się rewolucji. Zwłaszcza jeśli chodzi o dietę i żywienie. By schudnąć, szukamy "diety-cud", sięgamy po bogate receptury farmaceutyczne i zalecenia lekarzy. Często posuwamy się do "głodówki", ale zawsze powtarzamy sobie "zacznę od jutra".

MetaDieta dietą-cud?

Czym jest "MetaDieta" Gosi Waluszewskiej? Czy jest to kolejna "dieta-cud", którą mamy stosować przez tydzień, dwa, podsuwająca nam sztywne zasady, dzięki którym uda nam się zrzucić parę kilo? Na odwrocie publikacji czytamy: "Autorka "MetaDiety" nie namawia nas do kolejnej diety-cud, nikogo nie reprezentuje, niczego nie chce nam sprzedać. Własnym życiem, osobistą przemianą, poprawą stanu zdrowia, samopoczucia i chęcią do życia, w postaci krótkich "lekcji" daje nam świadectwo skuteczności proponowanych mikro-korekt. Zastosuj choć jedną i obserwuj efekty - namawia nas Gosia Waluszewska. "MetaDieta" to efekt jej kilkunastoletnich poszukiwań, lektur, badań i podróży po całym świecie. To poparte wiedzą i doświadczeniami przekonanie, że zmiana w wymiarze "co i jak jesz" procentuje przemianą tego "jak żyjesz"."

Możemy oczywiście stwierdzić już na wstępie, że to i tak nic nie da, i że znów mamy kolejnego obiecującego nam gruszki na wierzbie autora. Tym samym możemy z czystym sumieniem odłożyć książkę na półkę. Prawda jest jednak taka, że nawet jeśli nie skorzystamy ze wszystkich propozycji Waluszewskiej, a wprowadzimy do naszego życia przynajmniej jedną małą wskazówkę, to na pewno czas z "MetaDietą" nie będzie czasem straconym. Z książki dowiemy się wielu ciekawych, popartych badaniami i doświadczeniem, rzeczy na temat jedzenia i żywności, w których każdy znajdzie coś dla siebie.

Lekkostrawne i sycące lekcje

Zaletą publikacji jest to, że została ona podzielona na 36 lekcji, które możemy odbyć w dowolny sposób. Możemy przeczytać całość od razu, codziennie po jednej bądź kilka lub jak to w szkole bywa "na wyrywki". Poszczególne lekcje zawarte są na 2-4 stronach i obejmują szeroki wachlarz tematów. Tekst można by w zasadzie skonsolidować zamiast na 190, to na 90 stronach. Jednak wydanie "MetaDiety" zostało bardzo dobrze przemyślane. Po każdym rozdziale mamy kilka niezapisanych kart. Co ciekawe, nie jest to wcale marnotrawstwo papieru. W momencie przekładania kolejnych stron możemy na spokojnie przeanalizować przeczytaną treść, zastanowić się, czy w naszym życiu nie dałoby się dokonać podobnej mini-korekty i inne. Całość ubrana jest w kolory indygo, magenta i limonkowy. Tak, jak kolory na talerzu, tak też ważne jest to, jak autorka podaje nam swoje dzieło. Wszystko w myśl zasady "zdrowie tkwi w kolorach" jest lekkostrawne i sycące.

Małe grzeszki

Książka nie daje nam gotowych schematów, choć tabele i diagramy urozmaicają treść. Zachęca nas do zmiany. Pokazuje co możemy zmienić, ale wybór jak zawsze pozostaje po naszej stronie. Możemy próbować zmienić coś raz w miesiącu, raz w tygodniu, raz dziennie, a może po prostu zamiast całego batonika, zjeść tylko połowę. Nie musimy rezygnować ze wszystkiego. Autorka wręcz namawia do małych grzeszków. "Klucz do dobrego samopoczucia, to umiejętność stawiania sobie granic, dyscyplina, ale również ... drobne grzeszki od święta", grunt, by były popełniane rzeczywiście od święta. Kiedy mamy nieodpartą ochotę na coś słodkiego, to nie musimy się katować. Autorka pisze "(...) daję się uwieść, ale... rozkoszuję się długo tylko pierwszą łyżeczką deseru, a potem odstawiam talerz (naprawdę pierwsza łyżeczka wystarczy, by zaspokoić potrzebę. Brnięcie dalej, to już grzeszne łakomstwo(..))". Czyż nie jest to prawdziwa szkoła charakteru?

Zakupy, jak je robić?

Waluszewska zwraca uwagę na nasze wybory zakupowe. Podkreśla, że pierwszą ze zmian jaką sama wdrożyła we własne życie, jest to, by przynosić ze sklepu i kłaść na talerzu te produkty, które rozpoznałaby nasze prababki. W ten sposób bardzo łatwo z naszego jadłospisu wyeliminujemy żywność przetworzoną, która niewiele ma wspólnego z naturalnym i zdrowym odżywianiem. Do tego autorka podsuwa nam gotowe S.O.S. zakupowe, zachęcając m. in. do korzystania z bardzo prostej rzeczy, a mianowicie spisu produktów, które chcemy nabyć. Ważne jest, by owego spisu się trzymać i nie wyjść ze sklepu z produktami, których na naszej magicznej liście nie ma.

Żyć jak najdłużej

"MetaDieta" oscyluje wokół jedzenia. Jednak wiąże się ona z całym naszym życiem. Już w pierwszym rozdziale Waluszewska podkreśla, że jesteśmy tym, co jemy i jak jemy. Autorka pokazuje nam związek między uzależnieniem od cukru i przetworzonej żywności a agresywnością, spadkiem wydajności i ciągłym zmęczeniem. Zachęca do myślenia o tym co jemy, by w ogóle móc myśleć. Wszelkie stwierdzenia popiera własnym przykładem. Sama o sobie pisze: "Jestem na półmetku życia. Trzech kolejnych wróżbitów w Indiach, na przestrzeni 10 lat przewidziało, że dobiję co najmniej do 80-tki. Jeszcze 10 lat temu nie czułam się na tyle dobrze, żeby im uwierzyć. Ze sporą nadwagą, obciążona rodzinną cukrzycą, wiecznie zmęczona, przeziębiona, z astmą i sezonową alergią, czułam się stara. Przerażała mnie taka wizja życia, które mogłoby trwać prawie do setki . Niepokój o przyszłość stał się największym motywatorem do wprowadzenia radykalnych zmian w żywieniu i stylu życia."

Niech to będzie wystarczająca zachęta, by postawić w naszym życiu drobne mikrokroki, które poprowadzą nas do makrozmian. Niech przykład Gosi Waluszewskiej uczy, że zmiany nie muszą następować "od jutra" w formie rewolucji. Niech następują już dziś, zachęcając nas do lepszego i zdrowszego życia.

http://www.wiadomosci24.pl/artykul/metadieta_mikrokroki_do_makrozmian_recenzja_280634-2--1-d.html

Dieta kojarzy się z wyrzeczeniami i restrykcjami. Czasem jednak wystarcza niewiele, by zrobić dużo. Trzeba po prostu "wskoczyć" na właściwe tory. Gosia Waluszewska nie daje nam przepisu na szczęście, ale ukierunkowuje ku lepszemu życiu.

Żyjemy za szybko i ciągłym w stresie. Często brakuje nam czasu. Stale gdzieś gonimy, nie zastanawiając się tak naprawdę, czy podążamy...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Anna

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
80
książek
Średnio w roku
przeczytane
6
książek
Opinie były
pomocne
18
razy
W sumie
wystawione
14
ocen ze średnią 8,5

Spędzone
na czytaniu
395
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
5
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]