-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant7
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2024-02-18
2013-12-22
Niestety pisarzem to pan Pankiewicz nie jest. Toporna narracja, wiele informacji zbytecznej, poezji brak.
Pisanie islandzkich nazw fonetycznie, a nie w oryginale, uważam niemal za zbrodnię dokonaną na tym narodzie. Tak się po prostu nie robi, od tego są przypisy...
Nawet frazes: "W książce znajduje się wiele przydatnych informacji" nie ma tutaj zastosowania, bo nie ma ich wiele. Jest... trochę.
Niestety pisarzem to pan Pankiewicz nie jest. Toporna narracja, wiele informacji zbytecznej, poezji brak.
Pisanie islandzkich nazw fonetycznie, a nie w oryginale, uważam niemal za zbrodnię dokonaną na tym narodzie. Tak się po prostu nie robi, od tego są przypisy...
Nawet frazes: "W książce znajduje się wiele przydatnych informacji" nie ma tutaj zastosowania, bo nie ma ich...
Nie spodziewałam się, że książka o tak niepozornych rozmiarach (liczy zaledwie 144 strony), tak mnie wzruszy. Obawiałam się trochę, że będzie jak islandzki film: powolna muzyka, ładny obrazek i nic się nie dzieje. Okazała się jednak tulącą melancholią.
W „Chłodzie kwietniowego słońca” dzieje się zwyczajne życie. Bohaterką opowieści jest młoda kobieta, Védís, którą poznajemy w momencie kiedy dowiaduje się o śmierci swojego ojca. Niedowierzanie miesza się z zakłopotaniem. Każdy mógł o nim coś powiedzieć, ona nie dzieliła z ojcem tych samych doświadczeń, co oni. „Wszyscy chcieli go dla siebie.”
To opowieść o skrajnej samotności. Przygnębiającej samotności i niezrozumienia wśród tłumu. O szaleńczej miłości i niezdecydowaniu, pragnieniu znalezienia odpowiedzi na wszystkie pytanie w quizie o nazwie ŻYCIE, których niestety nie ma. Ani dobrych, ani złych. Żadnych.
W miarę przewracania kolejnych stron obserwujemy postępującą chorobę psychiczną bohaterki, która traci grunt pod nogami i nie odnajduje się w codzienności. Jednocześnie dzieli się z czytelnikiem refleksjami na które zwykły zjadacz chleba nie ma czasu. A może chęci? Védís, zagubiona wśród ulic Reykjavíku z lat osiemdziesiątych zatrzymuje się na krańcach języka. Brakuje słów do opisania tego, co w niej bulgocze.
Teraz, gdy o tym myślę, aprílsólarkuldi na Islandii naprawdę istnieje. To ostatnie roztopy, rozgrzewka słońca przed białymi nocami, ale chłodne, jeszcze ciemne późne godziny i orzeźwiające poranki. Jesteśmy „pomiędzy”, choć nie do końca zawieszeni. Tak jak Védís: dryfująca między zwyczajnością a psychiczną manią.
Ogromne brawa dla tłumacza, Jacka Godka. Dzięki jego kunsztowi, powieść, choć trudna, to jednocześnie stała się tak przystępna dla odbioru i przyjemna w lekturze dla każdego czytelnika. Mam nadzieję, że będzie to jednak z gorętszych premier tego roku. Obowiązkowa dla fanów literatury nordyckiej.
Nie spodziewałam się, że książka o tak niepozornych rozmiarach (liczy zaledwie 144 strony), tak mnie wzruszy. Obawiałam się trochę, że będzie jak islandzki film: powolna muzyka, ładny obrazek i nic się nie dzieje. Okazała się jednak tulącą melancholią.
więcej Pokaż mimo toW „Chłodzie kwietniowego słońca” dzieje się zwyczajne życie. Bohaterką opowieści jest młoda kobieta, Védís, którą...