rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Podole, II połowa XVIII w, chociaż od pogromów Chmielnickiego minęło prawie sto lat, trauma przetrwała w pamięci mieszkańców. Wszechogarniający pesymizm, jak rohatynskie błoto, wrósł w tkanki ludzi niezależnie od stanu. Każdy czegoś wygląda – Żydzi - Zbawiciela, kasztelanowa Kossakowska dobrej pogody – wtedy dochodzą wiadomości i drogi przejezdne, biskup Sołtyk pieniędzy na spłatę długów zaciągniętych u Żydów, ksiądz Chmielowski nowych woluminów.
W tym ponurym przedrozbiorowym krajobrazie, objawia się Mesjasz, a dokładnie Jakub Lejbowicz Frank, który dzięki charyzmie i wsparciu wpływowych protektorów, pociąga za sobą rzesze wyznawców, wyprowadzając ich z judaizmu przez chrześcijaństwo prosto w ramiona własnej wspólnoty wiary i interesów.
Księgi Jakubowe to opowieść o herezji wywodzącej się z judaizmu z innej judaistycznej herezji sabatarianizmu, przepuszczone przez literacką soczewkę autorki. Postacie fikcyjne i historyczne wchodzą ze sobą w dialogi, prowadzą korespondencję, spoglądają z zaświatów oczami wszechwiedzącego narratora.
To trzon powieści. Jednak największe brawa należą się autorce za to co dzieje się na dalszych planach. Korespondencja księdza Chmielowskiego i Elżbiety Drużbackiej, burzliwe dzieje Antoniego Kossakowskiego - Moliwdy, Republika Iwańska, wiedeńskie kawiarnie, kamienieckie dysputy, kabała Nachmana, zawiłości Zoharu i Talmudu, królewskie polowania, życie bieguna, ukraińska wieś i dziwactwa magnaterii.
Rozmach i czasoprzestrzeń (sto lat różnicy) może nasuwać skojarzenie z Sienkiewiczem. Za dużo tu jednak błota i brak dzielnych rycerzy. Do refleksji, a nie ku pokrzepieniu serc.
Polecam, chociaż polecać nie trzeba. Dla wytrwałych.

Podole, II połowa XVIII w, chociaż od pogromów Chmielnickiego minęło prawie sto lat, trauma przetrwała w pamięci mieszkańców. Wszechogarniający pesymizm, jak rohatynskie błoto, wrósł w tkanki ludzi niezależnie od stanu. Każdy czegoś wygląda – Żydzi - Zbawiciela, kasztelanowa Kossakowska dobrej pogody – wtedy dochodzą wiadomości i drogi przejezdne, biskup Sołtyk pieniędzy na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Joanna Bator wysyła swą bezimienną bohaterkę, która jest jednocześnie narratorką opowieści, w podróż do Japonii. Wszystko za sprawą tajemniczej pani Myōko - uczennicy protagonistki, która prosi ją o „wielką przysługę” zaopiekowania się jej domem i kotem w Tokyo. Zapewnia jej przelot i skromną pensję na wyżywienie kota. Zaskakująca propozycja ? Przedziwna? Purezento? Takich niespodzianek?, darów? od losu?, osób? wydarzy się więcej. Bohaterka będzie uczyła się je przyjmować i obcować z nimi tu i teraz. Zyska też sposobność obcowania ze sobą – swoimi demonami – rekinami ludojadami, które atakują ją z każdej strony. Jej dotychczasowe życie ograniczało się do wykonywania podstawowych czynności pozwalających trwać. Nocna jazda na rowerze -jedyne co zostało po śmierci chłopaka, cotygodniowy telefon do matki, z którą od dawna nie umiała się porozumieć, oglądanie programów przyrodniczych, aby jak mantrę móc recytować nazwy małych rzadkich zwierząt i wreszcie praca, która odkąd pojawiła się pani Myōko stała się znośniejsza. „Każdy dzień był dla mnie jak skok na bungee. Stawałam na jego krawędzi i leciałam, a ona była liną.”
„Purezento” to hołd złożony tradycyjnej japońskiej estetyce wabi – sabi i filozofii zen, a główną metaforą książki jest kintsugi, czyli sztuka naprawy ceramiki przy pomocy złota. Tak autorka recenzowała swą „pierwszą japońską powieść” na jednym ze spotkań z czytelnikami. Polecam wszystkim, którzy pragną się na chwilę zatrzymać i pobyć ze sobą.

Joanna Bator wysyła swą bezimienną bohaterkę, która jest jednocześnie narratorką opowieści, w podróż do Japonii. Wszystko za sprawą tajemniczej pani Myōko - uczennicy protagonistki, która prosi ją o „wielką przysługę” zaopiekowania się jej domem i kotem w Tokyo. Zapewnia jej przelot i skromną pensję na wyżywienie kota. Zaskakująca propozycja ? Przedziwna? Purezento? Takich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O Marii Komornickiej to książka. Nie biografia lecz powieść oparta na fatalnym życiorysie. Fikcja spleciona z twórczością bohaterki, wspomnieniami bliskich i komentarzem przychylnego narratora.
Maria Jakubina Komornicka. Lemańska. Piotr Odmieniec Włast. Taka jest kolejność chronologiczna. Autorka zaczyna od ostatniego. Ding – dong, dzwony kościoła wybiły, Włast uwolniony - można opowiadać historię, wzywać poezję i ludzi na świadków.
U schyłku XIX wieku, w Grabowie nad Pilicą przyszło na świat cudowne dziecko. Dziewczynka. Genialny umysł ani rodowód nie pomogły, raczej jeszcze mocniej docisnęły gorset czasów. Ale Maria nie chciała się podporządkować. Helbig pisze: „Maria, należy to sobie zapamiętać, jest uparta i zdecydowana. Maria jak się zdecyduje, to nie rewiduje. Maria zawsze idzie na całość. Maria przebija głową mur. Marii własnej głowy nie jest szkoda do walenia w mury.” Niestety dla Marii nawet mityczni herosi polegli w starciu z ciążącym nad nimi fatum, a co dopiero młoda kobieta na przełomie wieków XIX i XX.
Zanim jednak los się wypełnił Maria pięła się po swoje. Kochała, pisała, odnosiła sukcesy. Jej wiersze, a także recenzje, tworzone pod pseudonimem, a jakże! Piotr Włast, publikował Zenon Przesmycki w czasopiśmie literackim Chimera. Antagonizowała. Bulwersowała. Żadnych letnich uczuć. Albo się ją kochało, albo nienawidziło.
A WIĘC DLACZEGO MARYNIA STAŁA SIĘ PIOTREM? Czy zawsze nim była? Gdzie punkt zwrotny? Choroba czy ostateczność? Interpretować feministycznie czy transpłciowo, a może kluczem są relacje rodzinne? Helbig nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Rysuje epokę, więzi z bliskimi, przytacza twórczość, gdzie tylko może powołuje świadków. W ostatniej części udziela głosu właściwie już tylko Włastowi, poprzez jego dramatyczne listy do matki.
Uczciwe to bardzo ze strony autorki, która nie kryje sympatii do Komornickiej. Kilka razy puszcza nam nawet oko „ skup się czytelniku, to będzie ważne”, ale bardzo subtelnie. Warto też wspomnieć, że Brygida Helbig zjadła zęby na Maryni/ Właście, którą zajmuje się także w swojej naukowej działalności.
Powieść polecam bardzo.

O Marii Komornickiej to książka. Nie biografia lecz powieść oparta na fatalnym życiorysie. Fikcja spleciona z twórczością bohaterki, wspomnieniami bliskich i komentarzem przychylnego narratora.
Maria Jakubina Komornicka. Lemańska. Piotr Odmieniec Włast. Taka jest kolejność chronologiczna. Autorka zaczyna od ostatniego. Ding – dong, dzwony kościoła wybiły, Włast uwolniony - ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Łubieński, jak przystało na biografa, zaczyna swą opowieść od początku, czyli od miasta Łodzi, gdzie się jeszcze nie Karski, ani nie Witold, a Jan Kozielewski urodził. Oprowadzając po tej postreymontowskiej ziemi obiecanej zagląda na podwórka, do czynszowych kamienic, a tam na regały sprawdzając czy na honorowym miejscu Nowy czy Stary Testament postawiony. I więcej talmudów niż katechizmów znajduje. Potem przez Wilno, lwowski uniwersytet, Czerniowce, Opole - prosto do przedwojennej Warszawy. Z czynszowej kamienicy do ministerstwa, na salony, bankiety, w szytych na miarę garniturach. Jak w młodopolskiej powieści. A potem to już wrzesień lecz dalej nie Karski, a podchorąży rezerwy bez szabli, porzuconej w lesie, do niewoli sowieckiej i niemieckiej trafia. Dalsze losy to już historia dobrze znana, materiał na film sensacyjny bez happy endu. A jednak się Karski podnosi, choć może wcale nie upadł. Zaczynając od nowa, „w ojczyźnie z wyboru, bo bez wyboru pozostał”, toczy swe życie bezpieczne, dostatnie, spełnione zawodowo, uhonorowane za życia, ( to niestety nie reguła w przypadku wojennych bohaterów) chociaż nie wolne od prywatnych tragedii, pokłosia wojny i zagłady. (Samobójstwa brata, żony, przyjaciela).
Łubieński to wszystko opowiada, nie ze szczegółami, ale w punkt bardzo. Z wielkim szacunkiem, ale nie bezkrytycznie. Zapytuje więc młodego chłopca, Polaka – katolika, o łódzkich sąsiadów i o getto ławkowe, o podbój Madagaskaru i miłość do Marszałka. Niby rozumie, że młodość ma swe prawa, a jednak poprzeczkę zawiesza wysoko. Nie ocenia, ale rozważa, daje głos rówieśnikom Kozielewskiego np. Kossoyowi. Pyta już Karskiego o wielkich tego świata: Roosevelta, Stalina, Churchilla, Sikorskiego. O ich reakcję na wiadomość o Zagładzie, ale i o losy pojałtańskiego świata. O sens polskich zrywów narodowowyzwoleńczych w kontekście strategii największych graczy. Trudne pytania i trudniejsze odpowiedzi. Karski ich udziela, chociaż tu w kraju nad Wisłą, gdzie romantyczny dyskurs często góruje nad tzw. realpolitik, dalej w pewnych środowiskach mogą być niepopularne.
Wojna według Karskiego autorstwa Tomasz Łubieńskiego to więcej niż biografia. Otwiera oczy, pozwala na skonfrontowanie własnych poglądów na temat historii najnowszej z bardzo przemyślaną i pozbawioną złudzeń narracją Jana Karskiego. Polecam bardzo, również ze względu na piękny język.

Łubieński, jak przystało na biografa, zaczyna swą opowieść od początku, czyli od miasta Łodzi, gdzie się jeszcze nie Karski, ani nie Witold, a Jan Kozielewski urodził. Oprowadzając po tej postreymontowskiej ziemi obiecanej zagląda na podwórka, do czynszowych kamienic, a tam na regały sprawdzając czy na honorowym miejscu Nowy czy Stary Testament postawiony. I więcej talmudów...

więcej Pokaż mimo to