-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2022-12-12
2018-04-15
Jeśliby chcieć określić tę książkę jednym słowem, to trzeba by użyć określenia „nudnawa”, tudzież „nużąca”, niestety. „Niestety”, gdyż sam zamysł umiejscowienia opowieści, narracji w realiach kulturowych i historycznych określonej krainy geograficznej, choć niekoniecznie oryginalny, to jednak zapowiadał się ciekawie, pociągająco. Wykonanie tego zamysłu pozostawia jednak wiele do życzenia.
Książka to opowieść o Trzech Kobietach, które wszak w ujęciu psychologicznym sprowadzić można do jednej wspólnej Persony, tyle że narracyjnie rozczłonkowanej na postaci owych Trzech Bohaterek; to opowieść o poszukiwaniu przez nie własnej tożsamości, o ich problemach z samoakceptacją i niezależnością. Poszukiwania te i problemy determinowane są przez uczucie miłości i relację podporządkowania, mające przemożny, wręcz skrajnie deterministyczny wpływ na egzystencję Głównych Bohaterek: Tej, Tamtej i Jej. W tej płaszczyźnie opowieść wręcz przesycona jest środkami artystycznego wyrazu, mającymi zapewne świadczyć o szczególnym „uduchowieniu” tych Postaci i poetyckim charakterze ich osobowości. W rezultacie jednak doświadczamy swoistego znużenia, gdyż ciągłe epatowanie mniej lub bardziej wymyślnymi epitetami, metaforami, niekiedy rozbijającymi się o banał, a niekiedy po prostu śmiesznymi, powodować może pewne zniecierpliwienie czytelnika, gdyż miast rysować głębię postaci, sprawia wrażenie pewnej sztuczności, a nawet pewnego efekciarstwa, na pewno zaś nie przyczynia się do lepszego wniknięcia we wnętrza Bohaterek, do lepszego zrozumienia motywów ich postępowania i dokonywanych przez nie wyborów. To wszystko jest zresztą ponadto elementem pewnego dysonansu, gdyż postacie drugoplanowe rysowane są ledwo jako „żywe postumenty”, jako pewne szablony – wycięte z kartonu figury, które mają do odegrania swoje role, wyznaczone im tylko po to, by główne Bohaterki mogły jawić się jako natchnione, pełne magii, podczas gdy owi bohaterowie drugiego planu to egzystencjalni nihiliści, pionki wygłaszające ściśle wyznaczone im kwestie, niemalże statyści. Konsekwencją takiego zabiegu jest to, że Ta, Tamta, Ona nabierają kształtu „wyalienowanych indywiduów” unoszących się wysoko ponad zadaną im czasoprzestrzenią, zaś ich Stryjkowie, sąsiedzi, pozostali ”współplemieńcy” to emocjonalne wydmuszki, o których nie jesteśmy w stanie powiedzieć nic poza tym, że są, tudzież byli. Szkoda, bo właśnie te postacie mogłyby być nośnikiem treści kulturowych i zaszłości historycznych na szerszą skalę, w szerszym horyzoncie, co nie tylko wzbogacałoby treść opowieści, ale być może czyniłoby bardziej autentycznym, wiarygodnym postępowanie Trzech Kobiet, co z kolei pozwoliłoby odnieść się do nich z empatią, o którą trudną, tak jak trudno ocenić i zrozumieć nam zupełnie nieznajome osoby, na podstawie wyłącznie przedkładanych przez nie autoprezentacji.
Największe zastrzeżenia można i należy mieć jednak do warstwy kulturowej i historycznej poprowadzenia narracji. Eksponowane przez Autorkę w Przedsłowiu odwoływanie się do dziejów i kultury żuławskiej, w istocie, w powieści ma wymiar wybitnie fasadowy, fragmentaryczny, a niekiedy zupełnie przypadkowy. Odniesienie się do pojedynczych faktów i postaci z okresu wojen napoleońskich - zupełnie niezrozumiałe i bez związku z warstwą fabularną,kilkuzdaniowe zobrazowanie pejzażu międzywojennego Lipna i Wilna w przededniu wojny, wyrywkowe odwołania się do wydarzeń z okresu I i II wojny światowej, zdawkowe zarysowanie konturów społeczno-politycznych oraz gospodarczych doby „Polskiej Republiki Ludowej” (sic! – nazewnictwo!) to stanowczo za mało by móc stwierdzić, że akcja powieści i losy bohaterów osadzone są w realiach historycznych, podobnie, jak przytoczenie dwóch, trzech legend żuławskich, tudzież odwołanie się do obrzędu dziadów, nie pozwala na stwierdzenie, iż książka jest nasycona elementami kulturowego pejzażu Żuław. Oceny tej nie mogą zmienić liczne, czasami drobiazgowe opisy wnętrz domostw, ich wyposażenia i sprzętów, co do których to przedmiotów można podnieść, iż podobne albo wręcz takie same znaleźć by można w innych regionach kraju, a których uderzająca precyzja opisu, wręcz pietyzm w ich dokonaniu zbliża go charakterem do protokołu kryminalnego z czynności oględzin miejsca zbrodni, nie tchnąwszy wszak w te elementy kultury materialnej ożywczego oddechu. W odniesieniu do elementów kulturowych i historycznych (zwłaszcza tych drugich) zdarza się ponadto popełnić Autorce mniejsze bądź większe omyłki i lapsusy, co pozostając bez wpływu na zasadniczą opowieść snutą na kartach książki, osłabia jej wartość, głównie poznawczą.
Podobne zastrzeżenia można odnieść do opisu przyrody i krajobrazu żuławskiego, który powinien grać – jak się wydaje – „pierwsze skrzypce” w rysowaniu tła dla wydarzeń przedstawianych w powieści. Brak tu kolorytu, brak głębszego zarysu tych szczegółów, które determinują specyfikę tego „nota bene” wyjątkowego w skali całej Polski regionu, na którą jednak nie składa się wielokrotnie powtarzany w książce motyw wierzby, bo te znaleźć można również i na Mazowszu, Kujawach, Podlasiu, ani też motyw księżycowych nocy, opadających liści, czy hulających wiatrów, również eksploatowanych uparcie w ramach prowadzonej narracji.
A co do samej narracji – jeden jedyny wątek dramatyczny i kryminalny zarazem, poprowadzony w opowieści, dotyczący wydarzeń przy studni i sprawcy nieszczęścia, jakie tam się wydarzyło, który mógł okazać się przełomowy i symboliczny dla losów przynajmniej jednej z Bohaterek; który do pewnego momentu nawet intryguje, w swym finale pęka jak bańka mydlana i pozostawia czytelnika z uczuciem gorzkiego rozczarowania, tu fabuła miast rozbłysnąć, stać się znaczącą ręką Fatum, gaśnie niczym metanowy ognik na wale żuławskim.
Nie wiem co to jest realizm magiczny, zakładam, że to coś co się czuje a nie definiuje, coś co wypływa z kart prozy (literatury), a nie z próby jej zakwalifikowania. Autorka zaryzykowała definicję swojej Książki również i przez pryzmat tego terminu. Jeśli „wydumana” poetyka, okraszona sporą dawką środków artystycznych miała by o tym „magicznym” momencie powieści stanowić, to kwalifikacja taka jawi się jako w pełni uprawniona. Ale jeśli magia to pobudzenie wyobraźni, imaginacji, to malowanie w świadomości, a niekiedy również i w podświadomości obrazów, i realnych i pół-realnych i nierealnych, budzenie emocji w odbiorcy, to tej magii tu zabrakło. Zabrakło również wystarczającego potencjału osadzenia tego co miało być „magią” w realiach, które – niejako paradoksalnie – magię tę mogły na zasadzie „sprzężenia zwrotnego” wydatnie wzmocnić i ożywić. Z korzyścią i dla Książki i dla czytelnika
Jeśliby chcieć określić tę książkę jednym słowem, to trzeba by użyć określenia „nudnawa”, tudzież „nużąca”, niestety. „Niestety”, gdyż sam zamysł umiejscowienia opowieści, narracji w realiach kulturowych i historycznych określonej krainy geograficznej, choć niekoniecznie oryginalny, to jednak zapowiadał się ciekawie, pociągająco. Wykonanie tego zamysłu pozostawia jednak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Tak się szczęśliwie zdarza – na szczęście stosunkowo często – iż na obrzeżach rynku wydawniczego, tego oficjalnego i komercyjnego zarazem, poddanego prawidłom wszechogarniającego marketingu, pojawiają się książki, które śmiało można określić mianem prawdziwych perełek. Książki te najczęściej powstają z potrzeby serca, są wyrazem autentycznej pasji oraz emanacją żywej fascynacji lub zauroczenia określonymi: przestrzenią, miejscem, środowiskiem, bądź też historiami zapisanymi w mniej lub bardziej odległej przeszłości.
Przykładem takiego to woluminu jest książka autorstwa Mirosława Kuklika zatytułowana: „Tryptyk helski. Część II od roku 1920 do roku 1938”.
Jest to – co tytuł książki ujawnia w sposób otwarty – monografia poświęcona Helowi, owej kameralnej, cyplowej miejscowości dumnie obwieszczanej współcześnie jako „początek Polski”; przy czym jej zawartość prezentuje okres niezwykle istotny w jej historii, a mianowicie okres funkcjonowania Helu w ramach II Rzeczypospolitej. Powrót do tzw. macierzy w 1920 roku otwierał przed Helem nowe możliwości rozwojowe, inicjował głębokie przemiany społeczne, kulturowe, gospodarcze i narodowościowe, jakie od tego momentu właśnie aż do przejęcia Helu przez Wojsko Polskie (1938) tu miały się urzeczywistniać, zmieniając nie tylko oblicze zewnętrzne miejscowości, ale także jej charakter oraz determinując szczególne miejsce, jakie poczęła zajmować w odrodzonym Państwie Polskim i w jego społeczeństwie.
Walorem podstawowym książki jest język, jakim została napisana i sposób prezentowania w niej wątków. Nie jest to sucha narracja, z jaką – niestety – często spotkać możemy się w przypadku historycznych opracowań popularno-naukowych. Nie jest to też proste, beznamiętne zestawienie faktów historycznych. Przeciwnie – jest to żywa, barwna, wielowątkowa i wielopłaszczyznowa gawęda o miejscu i jego mieszkańcach, prowadzona na różnych poziomach badawczej i poznawczej percepcji.
Osią przewodnią publikacji zdaje się prezentowanie procesu – złożonego, rozciągniętego w czasie i wieloaspektowego – zaszczepiania w Helu polskości, po latach dominowania w nim żywiołu niemieckiego. Autor z pietyzmem, w sposób niezwykle sugestywny opisuje „instalowanie” w Helu polskiej administracji, przejmowanie zarządu nad tamtejszym portem, budowę i funkcjonowanie „kamienia milowego” w rozwoju tej miejscowości, którym okazało się być jej kolejowe skomunikowanie z resztą kraju.
Odrębnym segmentem książki są te jej partie, w których przedstawiono Hel jako centrum ówczesnego rybołówstwa morskiego we wschodniej części Bałtyku. Tu znajdziemy nie tylko opisy łowisk, metod połowowych, czy sposobów gospodarczego wykorzystywania pozyskiwanych zasobów połowowych ale także historie „ze smaczkiem” – niuanse mniej lub bardziej otwartej konfrontacji pomiędzy dotychczasowymi mieszkańcami Helu – rybakami niemieckimi a przybywającymi tu z innych miejscowości polskiego wybrzeża rybakami kaszubskimi.
Generalnie odtwarzanie burzliwych niekiedy, a zawsze skomplikowanych relacji pomiędzy helskimi Niemcami a osiedlającymi się tu Polakami jest bardzo ważną treścią tej pozycji, obfitującą w szereg szczegółów, niekiedy zaskakujących i wymykających się standardowym, uproszczonym ocenom historycznym. Tu na szczególną uwagę zasługuje rekonstrukcja procesu wysiedlania tzw. optantów niemieckich oraz procesu powstawania nowej (polskiej) kolonii rybackiej, które to posunięcia okazały się być krokami przeważającymi w zniesieniu dotychczasowej dominacji niemieckiej na rzecz ukonstytuowania w międzywojennym Helu prymatu polskości.
W książce nie zabrakło również detali obrazujących kulturowe oraz religijne uwarunkowania, które determinowały życie codzienne i świąteczne helan – zarówno tych pochodzenia niemieckiego, jak i rekrutujących się spośród Kaszubów, tudzież osadników napływających z głębi Rzeczypospolitej.
Część II Tryptyku helskiego to także pełna kolorytu opowieść o istniejącym w Helu kąpielisku morskim, o rozwijanych tu funkcjonalnościach tej miejscowości, z jednej strony obliczanych na zaspakajanie potrzeb i oczekiwań letników oraz turystów goszczących tu dla zaznania odpoczynku i rozrywki; z drugiej umożliwiających pozyskiwanie przez „tubylców” środków finansowych w tych okresach, gdy połowy rybackie nie gwarantowały osiągnięcia wystarczających przychodów. To nadto opowieść m.in. o pierwocinach polskiej oceanografii, tu w Helu tworzonej od podstaw i wzrastającej w instytucjonalnej formie Morskiego Laboratorium Rybackiego.
To wreszcie opowieść o Helanach Niepoślednich, zasłużonych dla Helu, oddanych mu, rozpoznawalnych i szanowanych w ramach żyjących tu obydwu społeczności: polskiej i niemieckiej.
Atutem bezdyskusyjnym książki jest ilość i spektrum tematyczne zamieszczonych w niej fotografii, szkiców, reprodukcji planów i projektów. Ich gruntowne przejrzenie i przeanalizowanie to przedsięwzięcie zgoła odrębne od samej lektury, ale równie wciągające jak owa lektura. Sporo tu także cytatów zaczerpniętych z ówczesnej międzywojennej prasy oraz z publikacji, w tym o charakterze reporterskim i pamiętnikarskim, przybliżających scenerię Helu, widzianą z czysto indywidualnej, subiektywnej perspektywy. Te wstawki niekiedy zaskakują swą treścią, niekiedy śmieszą, innym zaś razem napawają zadumą i refleksją czynioną ku rzeczywistości, która choć odeszła bezpowrotnie do przeszłości, to dzięki książkom takim jak dzieło Mirosława Kuklika może pozostawać wciąż żywą w naszej pamięci, tudzież wyobraźni.
Książkę jako wyprawę do świata pełnego osobliwości i nieoczywistości, zamkniętego w magicznej, wielowymiarowej przestrzeni miejscowości przylegającej do cypla helskiego – serdecznie wszystkim polecam, nie tylko miłośnikom historii, czy wielbicielom morza.
Tak się szczęśliwie zdarza – na szczęście stosunkowo często – iż na obrzeżach rynku wydawniczego, tego oficjalnego i komercyjnego zarazem, poddanego prawidłom wszechogarniającego marketingu, pojawiają się książki, które śmiało można określić mianem prawdziwych perełek. Książki te najczęściej powstają z potrzeby serca, są wyrazem autentycznej pasji oraz emanacją żywej...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to