NieTylkoGry

Profil użytkownika: NieTylkoGry

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 3 lata temu
113
Przeczytanych
książek
113
Książek
w biblioteczce
113
Opinii
1 086
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Strony www:
Branża gamingowa to już nie tylko gry video. W większości przypadków każde uniwersum poszerzone zostaje o różnego rodzaju encyklopedie, książki, artbooki, a nawet i komiksy. Na tym portalu zajmiemy się tymi i wieloma innymi produktami. Znajdziecie tutaj recenzje, informacje i newsy.

Opinie

Okładka książki The Disaster Artist: My Life Inside The Room, the Greatest Bad Movie Ever Made Tom Bissell, Greg Sestero
Ocena 7,9
The Disaster A... Tom Bissell, Greg S...

Na półkach: ,

Recenzowany u nas niedawno The Room okrzyknięto jednym z najgorszych filmów świata. Ale to także jeden z najbardziej kultowych filmów XXI wieku. Rzesze fanów gromadzą się by wspólnie świętować ową porażkę współczesnej kinematografii, odnajdując w filmie coraz to nowsze, coraz dziwniejsze i coraz bardziej niezrozumiałe elementy. Dlaczego tytułowy pokój udekorowany jest fotografiami łyżek? Dlaczego sceny z dachu zdają się być kręcone na innej planecie? I kim, do cholery, jest Steven? Na te i wiele innych pytań postanowiła odpowiedzieć jedna z osób odpowiedzialnych za powstanie owej filmowej abominacji, jaką jest The Room.

The Disaster Artist: My Life Inside The Room, the Greatest Bad Movie Ever Made to biograficzna książka, napisana przez Grega Sestero (odtwórcę roli Marka w The Room) oraz Toma Bissella (dziennikarza i współtwórcę scenariuszy do gier takich jak Gears of War: Judgment, The Vanishing of Ethan Carter czy wydanego niedawno What Remains of Edith Finch) Sestero opisuje w niej swoje losy jako początkującego aktora, oraz powstawanie kultowego The Room, zawsze jednak stawiając w centrum swoją relację z Tommym Wiseau, dla którego był współlokatorem, marionetką, powiernikiem, rywalem i jedynym przyjacielem.
Jak szybko się okazuje, historia powstawania The Room jest równie zadziwiająca, jak sam film. Głównym powodem jest Tommy Wiseau – człowiek, który wykracza poza wszystkie granice zrozumienia. Gdyby był postacią fikcyjną, byłby całkowicie niewiarygodny. Czytając The Disaster Artist zdajemy sobie jednak sprawę, że mamy do czynienia z książką biograficzną i wszystkie opisywane tam osoby są jak najbardziej prawdziwe. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak tylko zaakceptować fakt, że tacy ludzie faktycznie istnieją, i kontynuować lekturę.

Powiem wprost – The Disaster Artist jest świetną książką. Już od pierwszych stron wypełniona jest humorem i trafnymi obserwacjami, a to dopiero początek tego, co ma do zaoferowania. To pokręcona, ale też niesamowicie angażująca historia o marzeniach i determinacji, by je spełniać; opowieść o dobroci, która wraca, i o przyjaźni, która zmienia życia. A jednocześnie to też książka o tym, do czego prowadzi megalomania i o tym, jak potrafi ona wszystko zrujnować. To powieść o braku sprawiedliwości, o zazdrości, i o samotności. To w przykry sposób prawdziwy, a jednocześnie szalenie inspirujący obraz życia niezwykłego człowieka – Tommy’ego Wiseau.
Czytając The Disaster Artist przeskakujemy pomiędzy dwoma okresami z życia Sestero. Pierwszym z nich jest czas, gdy jako początkujący aktor zaprzyjaźnia się z Tommym Wiseau, drugim – gdy kilka lat później wspólnie rozpoczynają pracę nad The Room. Dzięki temu naprzemiennie dostajemy obraz dwóch początkujących aktorów szukających szczęścia w świecie srebrnego ekranu oraz obraz tego, jak jeden z nich, dostrzegłszy, że ów świat nie zamierza dać mu szansy, przeobraża się w desperacko walczącego o swoje tyrana.

Dużym plusem jest tu fakt, że Wiseau trudno jednoznacznie oceniać. Z jednej strony jest człowiekiem ze sporym bagażem doświadczeń, który po prostu chce zrealizować swoje marzenia i dąży do tego z niewiarygodnym, lecz godnym podziwu uporem. Z drugiej jednak strony, jest on też osobą straszliwie egoistyczną, przewrażliwioną na swoim punkcie i manipulującą wszystkimi dookoła. W jednej chwili czytelnik mu współczuje, w następnej zastanawia się, dlaczego Greg nie ucieka od niego w obawie o swoje życie. A wszystko po to, by w kolejnym rozdziale znów mieć nadzieję, że szczęście jednak się do niego uśmiechnie. Choć Sestero wielokrotnie podkreśla swoją sympatię do Wiseau, nie próbuje upiększać jego wizerunku, jednocześnie nigdy go nie potępiając. Opisuje go jakim jest. The Disaster Artist świetnie ukazuje różne strony osobowości Wiseau, i jest to wyjątkowo ciekawy portret, pomimo tego – a może właśnie przez to – że otaczające go tajemnice nie pozwalają nam go w pełni zrozumieć.

The Disaster Artist sprawdza się także jako odtrutka na pogląd, że „reżyser-tyran” oznacza „reżysera-geniusza” – że psychiczne znęcanie się nad aktorami jest usprawiedliwione (zwłaszcza post factum), jeśli tylko doprowadziło do powstania wielkiego dzieła. Wiseau na planie filmowym pomiata pracującymi dla niego ludźmi, nie ma szacunku dla ich pracy i odmawia im rzeczy tak podstawowych jak woda w upalny dzień. Bynajmniej nie doprowadziło to do powstania wiekopomnego dzieła. Każdy może być tyranem. Ale każdego powinien za to spotykać równy ostracyzm, bez względu na jego zasługi dla sztuki.

The Disaster Artist: My Life Inside The Room, the Greatest Bad Movie Ever Made to pozycja absolutnie obowiązkowa dla każdego fana The Room. Pomijając już całą masę ciekawostek dotyczących filmu i zachodzących w nim niewytłumaczalnych zjawisk, to po prostu wyjątkowo dobra książka. Świetnie bawić będą się przy niej nawet ci, którzy nigdy nie widzieli The Room, choć tych szczerze zachęcam do seansu. Dla tej książki warto poznać nawet największą filmową abominację.
The Disaster Artist to jedna z najlepszych biografii, jakie czytałam. To powieść o przyjaźni i samotności, utracie nadziei i realizacji marzeń, niewinności i okrucieństwie. Świetnie napisana, pełna celnych uwag i niewymuszonego humoru. Do bólu szczera i dziwnie znajoma nawet dla tych, którzy nigdy nie chcieli zrobić kariery w Hollywood. Przykra i inspirująca jednocześnie. Prawdziwa. Doskonała.

P.S. Polecam również audiobooka czytanego przez Grega Sestero. Posiada on niesamowity i rzadko spotykany talent, jakim jest zdolność mówienia jak Tommy Wiseau.

Więcej na: https://nietylkogry.pl/post/recenzja-ksiazki-the-disaster-artist/

Recenzowany u nas niedawno The Room okrzyknięto jednym z najgorszych filmów świata. Ale to także jeden z najbardziej kultowych filmów XXI wieku. Rzesze fanów gromadzą się by wspólnie świętować ową porażkę współczesnej kinematografii, odnajdując w filmie coraz to nowsze, coraz dziwniejsze i coraz bardziej niezrozumiałe elementy. Dlaczego tytułowy pokój udekorowany jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fenomenu Martinowskiej Gry o tron pewnie nigdy w pełni nie zrozumiem, ale tak to już z fenomenami bywa. Rzadko które z popularnych w danym czasie dzieł naprawdę do mnie trafia, a że na dodatek za fantasy nie przepadam, saga Pieśń lodu i ognia nigdy szczególnie mnie nie pociągała. Doceniam jednak jej wpływ na ożywienie zainteresowania tą odmianą fantastyki, którą zapoczątkował Tolkien – i doceniam także samego Martina, piszącego naprawdę dobrze i mającego niezłe pomysły. Dlatego z chęcią sięgnąłem po Rycerza Siedmiu Królestw, lżejszą, prostszą i zabawniejszą niż jego opus magnum, ale wciąż udaną książkę, która doczekała się właśnie tak znakomitej, rewelacyjnie zilustrowanej edycji.

W skład Rycerza Siedmiu Królestw wchodzą trzy nowele napisane w latach 1998-2010, opowiadające o wydarzeniach dziejących się na sto lat przed akcją Gry o tron. Ich głównym bohaterem jest młodzieniec imieniem Dunk, który do tej pory wychowywał się, uczył i pracował pod okiem starego rycerza. jednak ten właśnie zmarł, a Dunk, pochowawszy go, postanawia samemu zostać rycerzem. Ubrany w zbroję zmarłego, z jego mieczem przytwierdzonym do pasa za pomocą sznurka, z resztkami jego pieniędzy w sakwie i z jego koniem pod sobą, wyrusza do miasta Ashford, po drodze spotykając niejakiego Jajo, który staje się jego giermkiem. Niełatwo jest jednak „rycerzowi” bez owej rycerskości dowodu, dlatego też Dunk musi zadbać o swą sławę. Tak zaczynają się jego losy, pełne niebezpieczeństw i przygód, gdzie honor, zdrada, rycerskie ideały i polityczne matactwa mieszają się w szalonym tańcu…

Z fantastyką w moim życiu bywało różnie. Zaczynałem od wielkiej fascynacji gatunkiem, potem znudziłem się nim do tego stopnia, że nawet we Władcy Pierścieni nie widziałem nic poza minusami i błędami, a w końcu powoli znów wracam na to gatunkowe łono. Nic więc dziwnego, że do wszelkich dzieł reprezentujących tę literacką gałąź, nawet tych pisanych przez obecnych mistrzów, podochodzę z ostrożnością. Tak też było z Grą o tron, która nawet przypadła mi do gustu, ale nie potrafiłem do końca rozstrzygnąć, czy ze względu na samą fabułę, czy też dlatego, że słuchałem opartej na niej superprodukcji audio, która robiła naprawdę wielkie wrażenie. Ale teraz śmiało mogę powiedzieć, że kontakt z twórczością Martina uważam za udany. Autor wprawdzie nie trafi do czołówki ulubieńców, ale zdecydowanie wyróżnia się na tle współczesnych autorów fantasy.

Czym? Przede wszystkim znakomitym stylem. Fabuła, przynajmniej w Rycerzu, to rzecz właściwie drugoplanowa, bardziej służąca do snucia chłopięcych fantazji rycerskich na dorosłym gruncie, niż zaoferowaniu czytelnikowi jakiegoś przesłania. Bo nawet tutaj, choć całość jest lżejsza, prostsza i mniej poważna niż Pieśń lodu i ognia, widać, że Martin pisać potrafi. I to w sposób pełny, treściwy oraz literacko nierozczarowujący. O dziwo, pozostaje przy tym daleki od rozwlekłości czy nudy. Na minus muszę mu zaliczyć fakt, że w poszczególnych nowelach próżno szukać głębi, ale to w końcu lekkie opowieści rozrywkowe i jeśli tak podchodzić do trzech zebranych tu tekstów (oraz traktować je jako prequel Gry o tron), czytelnik na pewno się nie zawiedzie.

Szczególnie, że – co wspomniałem na początku – to wydanie prezentuje się po prostu rewelacyjnie. Twarda oprawa i dobry papier to jedno, ale znakomite, czarno-białe ilustracje autentycznie robią wielkie wrażenie. Realistyczne i szczegółowe, są co najmniej tak samo dobre jak treść. Kolorowa grafika na wewnętrznej stronie okładki stanowi idealną wisienkę na torcie.

I chociaż zabrakło mi w Rycerzu siedmiu Królestw głębi i przesłania, mogę polecić go wam z czystym sercem. To taka rozrywkowa literatura dla wiecznych chłopców, którzy cenili rycerskie opowieści i wciąż im ich mało, choć chcą czegoś dojrzalszego. To też całkiem udany dodatek do sagi, warto więc go poznać, jeśli jesteście miłośnikami Pieśni lodu i ognia.

Dziękuję wydawnictwu Zysk za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Więcej na: https://nietylkogry.pl/post/recenzja-ksiazki-rycerz-siedmiu-krolestw/

Fenomenu Martinowskiej Gry o tron pewnie nigdy w pełni nie zrozumiem, ale tak to już z fenomenami bywa. Rzadko które z popularnych w danym czasie dzieł naprawdę do mnie trafia, a że na dodatek za fantasy nie przepadam, saga Pieśń lodu i ognia nigdy szczególnie mnie nie pociągała. Doceniam jednak jej wpływ na ożywienie zainteresowania tą odmianą fantastyki, którą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wprawdzie Tolkien za swojego życia opublikował właściwie tylko dwie powieści (z czego jedną, Władcę Pierścieni, rozbitą na trzy tomy), jednak ten skromny literacki dorobek wystarczył, by stworzyć światowy fenomen i stać się „ojcem” gatunku fantasy. Obecnie, choć autor nie żyje już od ponad czterech dekad, wciąż pozostaje jego niekwestionowanym mistrzem, inspirując kolejne pokolenia twórców oraz czytelników i ciesząc się niesłabnącą popularnością. Wśród wznowień klasycznych książek Tolkiena i dzieł sygnowanych jego nazwiskiem pojawiła się właśnie także pozycja zatytułowana Atlas Tolkienowski. Czym ona jest, co różni ją od znanego chyba wszystkim miłośnikom prozy angielskiego mistrza Atlasu Śródziemia i co ma do zaoferowania tym, którzy pokochali hobbitów, elfów, krasnoludów i resztę magicznego świata.

Atlas – to słowo kojarzy nam się dość jednoznacznie. Geograficzny to zbiór map, anatomiczny jest serią grafik obrazujących ciało człowieka wewnątrz i na zewnątrz . Atlas Śródziemia był połączeniem tego pierwszego typu z wizualizacją przebiegu danych bitew na konkretnym terytorium, Atlas Tolkienowski to bardziej przewodnik po miejscach, a co za tym idzie – także wydarzeniach zawiązanych z nimi, ukazujący, jak na przestrzeni czasu – od Silmarillionu, przez Hobbita, po Władcę Pierścieni – zmieniło się Śródziemie i Nieśmiertelne Kraje. A nawet sama Arda. Czymże jednak byłby magiczny świat Tolkiena bez zamieszkujących go bohaterów? Także oni pojawiają się na stronach tej pozycji, ale nie zdradza ona zbyt wiele z treści książek, nadmieniając o co ważniejszych zdarzeniach, jednak bez wnikania w ich szczegóły i bez ukazywania jak potoczyły się losy postaci czy poszczególne wątki. Autorowi przyświecał cel stworzenia chronologicznie przedstawionego kompendium wiedzy o świecie wymyślonym, ale zachęcającego do sięgnięcia po pierwowzór, a nie go zastępującego.

I to trzeba zaliczyć mu na plus. In minus jest tutaj jedna rzecz: prostota. Poszczególne hasła i wydarzenia ukazane zostały dość ogólnikowo, w sposób nieskomplikowany i bardzo lekki. To jednak nie jest w tym przypadku rzeczą istotną – David Day, któremu zawdzięczamy choćby Bestiariusz Tolkienowski, skupił się na oddaniu w ręce czytelników swoistego uzupełnienia sagi Tolkiena. W jakim sensie? Graficznym.

Bowiem jedna trzecia Atlasu to nic innego jak kolorowe grafiki najróżniejszych artystów. Znane co prawda z jego wcześniejszych dzieł, ale dzieł w większości niewydanych w Polsce. David Day był w końcu autorem, który stworzył pierwsze w pełni ilustrowane encyklopedyczne dzieło o Śródziemiu i przez lata rozwijał ten właśnie kierunek, zamawiając u światowej sławy rysowników specjalizujących się w fantasy kolejne grafiki. Atlas jest zwieńczeniem tego procesu, zbiorem tych prac, różnorodnych co prawda, ale ciekawych. Jest tu sporo prostych rzeczy, czasem wręcz komiksowych czy baśniowych, więcej jednak znajdziecie znakomitych, realistycznych ilustracji, wśród których trafia się niejedna perełka. Wszystko to sprawia, że z kompendium wiedzy niniejsza książka staje się znakomitym dodatkiem do sagi Tolkiena, oferującym rysunki i obrazy, jakich nie znajdziecie w żadnym wydaniu powieści.

Ale na tym nie koniec. Ci spragnieni bardziej encyklopedycznego podejścia znajdą tu omówionych wiele haseł, sporą ilość map, chronologię Śródziemia, drzewa genealogiczne i wiele, wiele innych. I chociaż Atlas jest pozycją nieautoryzowaną, miłośnicy Tolkiena z pewnością będą z niego zadowoleni. Szczególnie że został naprawdę znakomicie wydany, w twardej oprawie i dodatkowej obwolucie (pod którą kryje się druga wersja okładki) i bardzo dobrze prezentuje się na półce.

Dziękuję wydawnictwu Zysk za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Więcej na: https://nietylkogry.pl/post/recenzja-ksiazki-atlas-tolkienowski/

Wprawdzie Tolkien za swojego życia opublikował właściwie tylko dwie powieści (z czego jedną, Władcę Pierścieni, rozbitą na trzy tomy), jednak ten skromny literacki dorobek wystarczył, by stworzyć światowy fenomen i stać się „ojcem” gatunku fantasy. Obecnie, choć autor nie żyje już od ponad czterech dekad, wciąż pozostaje jego niekwestionowanym mistrzem, inspirując kolejne...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika NieTylkoGry

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
113
książek
Średnio w roku
przeczytane
13
książek
Opinie były
pomocne
1 086
razy
W sumie
wystawione
113
ocen ze średnią 7,4

Spędzone
na czytaniu
637
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
14
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]