rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Trudno się nie zgodzić z opinią @Koronczarki (patrz niżej. Albo wyżej). Ale ten stary, milicyjny kryminał posiada pewną zaletę: jest nieprzewidywalny. O ile w większości kryminałów już mniej więcej można wytypować sprawcę, o tyle w tym sprawa wyjaśnia się dopiero w ostatnim rozdziale. I jest to niewątpliwą zaletą tej książki.
Poza tym kryminał - jak kryminał. Bez fajerwerków.

Trudno się nie zgodzić z opinią @Koronczarki (patrz niżej. Albo wyżej). Ale ten stary, milicyjny kryminał posiada pewną zaletę: jest nieprzewidywalny. O ile w większości kryminałów już mniej więcej można wytypować sprawcę, o tyle w tym sprawa wyjaśnia się dopiero w ostatnim rozdziale. I jest to niewątpliwą zaletą tej książki.
Poza tym kryminał - jak kryminał. Bez fajerwerków.

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czyta się dość lekko - jak większość książek Edigeya. Jest to zgrabnie napisany stary, milicyjny kryminał, o nietypowym przestępstwie - choć zaczynającym się dość typowo. Od połowy pointa zaczyna być przewidywalna, co jednak nie umniejsza wartości pozycji.
Dla mnie książka miała jeszcze jeden, niezamierzony przez autora aspekt: była to podróż w przeszłość, na ulice Łodzi lat siedemdziesiątych.
Sześć gwiazdek.

Czyta się dość lekko - jak większość książek Edigeya. Jest to zgrabnie napisany stary, milicyjny kryminał, o nietypowym przestępstwie - choć zaczynającym się dość typowo. Od połowy pointa zaczyna być przewidywalna, co jednak nie umniejsza wartości pozycji.
Dla mnie książka miała jeszcze jeden, niezamierzony przez autora aspekt: była to podróż w przeszłość, na ulice Łodzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka jest relatywnie niezła. Do pewnego momentu. Bo później pojawiają się wątki fantasy. Umówmy się jednak, że - z całym szacunkiem - Miernickiemu trochę jednak brakuje do prozy Mastertona...

Autor nie zawiódł mnie jeśli chodzi o żeglarstwo: musiał się na tym 'wysypać'.

Zacznę od uwagi natury ogólniejszej. Nie rozumiem dlaczego Daniec (i Tomasz NN) mają zwyczaj pływać na samym grocie. Po to na slupach (slup - to jacht z dwoma żaglami: ten większy, z tyłu - to grot, ten mniejszy, z przodu -
to fok) wymyślono przednie żagle, żeby ich używać. A ci dwaj uparcie: tylko grot. Bali się żeglować czy co? Nie inaczej było w 'Zamku w Rynie':

[Cytat] (...) Leniwie halsowaliśmy, a że postawiłem tylko grot, więc co parę minut przesiadałem się z lewej na prawą burtę (...) [koniec cytatu]
Otóż drogi Autorze, nawet gdyby Daniec postawił foka, latacz, genuę, spinaker i kliwer - też by musiał się na halsówce przesiadać z burty na burtę. A to dlatego, że sternik ZAWSZE siedzi na burcie nawietrznej. Bez względu na ilość żagli na maszcie. Nawet jeśli połowę z nich stanowią... koszule.
Powody takiego stanu rzeczy są co najmniej dwa: po pierwsze - sternik ma lepsze pole widzenia (bo na zawietrznej żagle skutecznie je ograniczają), a po wtóre - będąc na burcie nawietrznej, zawsze może balastować łódką.
Nawet na wielu nowszych konstrukcjach morskich są dwa koła sterowe - po jednym na każdej burcie.

[cytat] (...) Kilkumetrowe fale ze wszystkich stron uderzały o jacht (...) [koniec cytatu]
Po pierwsze: kilkumetrowe fale bywają na Bałtyku. Ale nie na Mazurach. Jedynie na Śniardwach, na których wiatr może się rozpędzić, fale mogą mieć 1,5 metra. Ale kilka metrów - to zdecydowanie zbyt fantazyjne.
Po drugie: fale ZAWSZE układają się z wiatrem. Dlatego nie mogą uderzać ze wszystkich stron. Na prawa fizyki nie ma mocnych...

Daniec uczy Hankę żeglować. Oto część instrukcji:
[Cytat] (...) Luzując i wybierając szota sterujesz przednim żaglem, zwanym fokiem (...) [Koniec cytatu]
Sterować - w sensie dosłownym, a nie w przenośni - można czymś, co ma ster. Żaden z żagli nie ma steru. Przykro mi...

Daniec w poszukiwaniu Taedy zapuścił się do pomieszczeń niedostępnych dla gości hotelowych. Wszystkie jednak były zabezpieczone zamkami otwieranymi przy pomocy kart magnetycznych. Ale cóż to za problem dla naszego detektywa, który przy sobie ma tylko kartę do swojego pokoju?
[Cytat] (...) Wsunąłem kartę do pierwszego zamka. Szczęknęło i zajrzałem do małego pokoiku (...) [koniec cytatu]
Dobrze, że facet był uczciwy, bo swoją magiczną kartą mógłby otworzyć wszystkie drzwi w całym hotelu i wynieść ho ho - a może jeszcze więcej...

A tu znalazłem ciekawostkę architektoniczną:
[Cytat] (...) na wysokości pierwszego piętra drewniany krużganek obiegał dziedziniec, a na wyższe kondygnacje przechodziło się SCHODAMI W GRUBOŚCI MURÓW (...) [koniec cytatu]

Czym są schody w grubości murów? Czy to to samo, co schody wewnątrz grubych murów? Czy coś innego?

Książka jest relatywnie niezła. Do pewnego momentu. Bo później pojawiają się wątki fantasy. Umówmy się jednak, że - z całym szacunkiem - Miernickiemu trochę jednak brakuje do prozy Mastertona...

Autor nie zawiódł mnie jeśli chodzi o żeglarstwo: musiał się na tym 'wysypać'.

Zacznę od uwagi natury ogólniejszej. Nie rozumiem dlaczego Daniec (i Tomasz NN) mają zwyczaj pływać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie byłem w stanie doczytać książki: przez tydzień zmęczyłem 50 stron ze 136...

Książka wygląda trochę na aferę szpiegowską. A ściślej mówiąc - na szpiegostwo gospodarcze czy też technologiczne. Niestety: główny bohater przez owe 50 stron snuje się po kartach książki, a to umawiając się na randki, a to jeżdżąc po zakładach przemysłowych, a to podróżując po Polsce i... nic. Słowem: nudy na pudy. Rozumiem: jeden rozdział takiego wprowadzenia. No powiedzmy dwa. Ale ponad 1/3 książki?

Jest to klasyczny przykład bardzo, ale to bardzo źle napisanego kryminału. Możecie zweryfikować moją opinię - ale to już na własną odpowiedzialność.

Już chyba wolę poszukać głupot w kontynuacjach 'Pana Samochodzika'...

Nie byłem w stanie doczytać książki: przez tydzień zmęczyłem 50 stron ze 136...

Książka wygląda trochę na aferę szpiegowską. A ściślej mówiąc - na szpiegostwo gospodarcze czy też technologiczne. Niestety: główny bohater przez owe 50 stron snuje się po kartach książki, a to umawiając się na randki, a to jeżdżąc po zakładach przemysłowych, a to podróżując po Polsce i... nic....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dość przeciętna i jeszcze mniej prawdopodobna.
Do łez ubawiła mnie sytuacja:

[Cytat] Wskoczyli do samochodu. Więźnia wsadzili do bagażnika i po kilku minutach byli już daleko (...)
A nieco wcześniej:
(...) - Chyba mamy towarzystwo - zauważył szef. - Już od dłuższego czasu siedzi nam na ogonie MAŁY BEŻOWY FIAT.
- Może Sumo i jego bracia? - mruknąłem. (...) [Koniec cytatu]

Wieki temu miałem fiata 126p i doskonale pamiętam, że do bagażnika dało się zmieścić zapasową oponę, kanister 5 l, podnośnik i na apteczkę już nie było miejsca. Jakim cudem Daniec, jako ex komandos, który przecież rosłym facetem był (bo pokurczów do komandosów raczej nie biorą) zmieścił się w bagażniku małego fiata? Nawet jeśli był to 'bis'- to i tak bagażnik był mikroskopijny.

Dość przeciętna i jeszcze mniej prawdopodobna.
Do łez ubawiła mnie sytuacja:

[Cytat] Wskoczyli do samochodu. Więźnia wsadzili do bagażnika i po kilku minutach byli już daleko (...)
A nieco wcześniej:
(...) - Chyba mamy towarzystwo - zauważył szef. - Już od dłuższego czasu siedzi nam na ogonie MAŁY BEŻOWY FIAT.
- Może Sumo i jego bracia? - mruknąłem. (...) [Koniec...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dość przeciętna.
I od razu błąd rzeczowy:

[Cytat] „Carramba" płynął o wiele szybciej niż „Miserus". Gdy znaleźliśmy się na polskiej granicy, musieliśmy czekać na towarzyszący nam jacht (...)
(...) Najpierw płynęliśmy pełnym wiatrem na północ i wracaliśmy na południe zygzakując. Tak kręciliśmy się czekając na „Miserusa". Gdy ten wreszcie do nas dopłynął, z okolic Nowej Pasłęki wypłynęła do nas łódź pontonowa z oddziałem żołnierzy ubranych na czarno(...) Nie co dzień do żeglarzy podpływa grupa szturmowa Morskiego Oddziału Straży Granicznej(...)
(...) dokonaliśmy odprawy i mogliśmy płynąć do Rosji(...) [koniec cytatu]

Z opisu wynika, że odprawa graniczna dokonywana jest na wodzie, gdzieś na teoretycznej granicy. Otóż nic z tego! Na Zalewie Wiślanym odpraw dokonuje się albo w Elblągu, albo we Fromborku. Po stronie rosyjskiej - w Bałtijsku. Po odprawie nie wolno nigdzie dobijać do brzegu! Granicę przekracza się w okolicach pławy świetlnej nr 10. Tam cumuje polska jednostka Straży Granicznej i bardzo często zdarza się, że do jachtu przekraczającego granicę podpłynie polski ponton, a jego załoga zapyta o nazwę jachtu i ilość załogi. Rosjan to już raczej nie interesuje, ponieważ dostają pełną informację od załogi jednostki SG.
Acha... Po stronie rosyjskiej obowiązuje zakaz pływania nocą (po polskiej nie).

Dość przeciętna.
I od razu błąd rzeczowy:

[Cytat] „Carramba" płynął o wiele szybciej niż „Miserus". Gdy znaleźliśmy się na polskiej granicy, musieliśmy czekać na towarzyszący nam jacht (...)
(...) Najpierw płynęliśmy pełnym wiatrem na północ i wracaliśmy na południe zygzakując. Tak kręciliśmy się czekając na „Miserusa". Gdy ten wreszcie do nas dopłynął, z okolic Nowej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trochę nieprawdopodobna książka - jak film z Bondem. Ale czytać się da.

Znalazłem taki błąd:
[Cytat] - Twoje nazwisko McLooking oznacza irlandzkie pochodzenie? - zapytałem Alison, gdy jedliśmy śniadanie.
- Tak - odparła uśmiechając się życzliwie. [koniec cytatu]

Owszem, panna McLooking mogła pochodzić z Irlandii, ale jej nazwisko świadczy o pochodzeniu... szkockim. To w Szkocji wiele nazwisk zaczyna się od Mc, podczas gdy w Irlandii zaczynają się od O', czyli O'Brian, O'Mahony, 'OSullivan itp.
Faktem jest natomiast, że O' i Mc oznaczają to samo: syn. Czyli O'Brian - syn Briana, McIntosh - syn Intosha, itp.

Trochę nieprawdopodobna książka - jak film z Bondem. Ale czytać się da.

Znalazłem taki błąd:
[Cytat] - Twoje nazwisko McLooking oznacza irlandzkie pochodzenie? - zapytałem Alison, gdy jedliśmy śniadanie.
- Tak - odparła uśmiechając się życzliwie. [koniec cytatu]

Owszem, panna McLooking mogła pochodzić z Irlandii, ale jej nazwisko świadczy o pochodzeniu... szkockim. To w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka dość przeciętna, choć w sumie czyta się ją raczej gładko. I - o dziwo - Autora nawet specjalnie nie ponosiła fantazja... Znalazłem zaledwie jeden błąd, który jest dość trudny do wyłapania przez kogoś, kto nie ma do czynienia z budownictwem zabytkowym lub regionalnym:

[cytat] (...) Z zaciekawieniem oglądałem pojedyncze barokowe kamienice, ale większość stanowiły BUDOWLE SZACHULCOWE z tak zwanego PRUSKIEGO MURU (...) [koniec cytatu]

Jedne i drugie ściany są tzw. ścianami szkieletowymi - to fakt. Ale w ścianach szachulcowych wypełnienie stanowi ubita glina (często z sieczką czy faszyną), zaś w murze pruskim - wypełnienie zawsze stanowi cegła. Jeśli mur pruski (czyli ceglany) został otynkowany - to rzeczywiście, na pierwszy rzut oka trudno jest rozróżnić je od siebie. Co nie zmienia faktu, że mogą one być albo szachulcowe, albo z muru pruskiego - a nie równocześnie tym i tym, co sugeruje Autor.
Gwoli sprawiedliwości dodać muszę, że szachulec - to także pozioma belka w ścianach szkieletowych.

Książka dość przeciętna, choć w sumie czyta się ją raczej gładko. I - o dziwo - Autora nawet specjalnie nie ponosiła fantazja... Znalazłem zaledwie jeden błąd, który jest dość trudny do wyłapania przez kogoś, kto nie ma do czynienia z budownictwem zabytkowym lub regionalnym:

[cytat] (...) Z zaciekawieniem oglądałem pojedyncze barokowe kamienice, ale większość stanowiły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka dobra, trzymająca w napięciu. Aczkolwiek posiada 'wady' literatury tworzonej przez tego Autora.
I tak:
- dość płytkie dialogi;
- wątek - a jakże - miłosny; i to dość expressowy - bo do wyznań dochodzi już na pierwszej randce
- zakochany milicjant;
- dwóch przestępców poruszających się (parami) samochodem;
- jeden z kierowców/przestępców ginie - by 'przeciąć nitkę wiodącą do kłębka';
- przestępca, który 'pęka' zaraz na pierwszym przesłuchaniu;
- jedno z morderstw popełnionych jest za pomocą garoty;
- zakochany milicjant
i jeszcze parę innych wspólnych elementów z książką 'Śmierć nadjechała fiatem' tego samego Autora. Ponieważ 'Zbrodnia rodzi zbrodnię' jest pozycją wcześniejszą, to wychodzi na to, że elementy autoplagiatu pojawiły się w książce 'Śmierć nadjechała fiatem'.

I jeszcze coś: jeden z podejrzanych zapytany o datę urodzenia, podaje... 13 grudnia 1930 roku. Ta sama data pojawia się w książce 'Śmierć nadjechała fiatem'. Inny jest tylko rok - co nie zmienia faktu, że Autor swe urodziny obchodził właśnie 13 grudnia...

Książka dobra, trzymająca w napięciu. Aczkolwiek posiada 'wady' literatury tworzonej przez tego Autora.
I tak:
- dość płytkie dialogi;
- wątek - a jakże - miłosny; i to dość expressowy - bo do wyznań dochodzi już na pierwszej randce
- zakochany milicjant;
- dwóch przestępców poruszających się (parami) samochodem;
- jeden z kierowców/przestępców ginie - by 'przeciąć nitkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka mi się podobała i - jak od mało której kontynuacji - trudno mi było się od niej oderwać, czego efektem była zarwana noc.
Ale - jak to w 'kontynuacjach' - nie obyło się bez wpadek:

[Cytat] (...) - To dla ciebie - z kieszeni kurtki wyjął białą kopertę. NIE MUSIAŁEM JEJ OTWIERAĆ, by zauważyć, że w środku był bilet wstępu do podziemnej trasy turystycznej w Sandomierzu (...) [koniec cytatu]
Czytanie listów bez otwierania koperty? Houdini mógłby się od Dańca wielu rzeczy nauczyć...
* * *
[Cytat] (...) Wtedy poczułem na swoim ramieniu czyjś dotyk (...) [koniec cytatu]
Dańca dotknął w ramię niejaki Leśnik, który [cytat] (...) siedział na taborecie ZA drewnianymi drzwiami prowadzącymi do nieoświetlonego korytarza (...) [koniec cytatu]
Kolejny iluzjonista? Dotknąć ramienia Dańca siedząc na taborecie - może i jeszcze by się dało. Ale zrobić to będąc ZA drzwiami? To już wyższa szkoła jazdy...
* * *
[Cytat] (...) Piętnastu CHŁOPCÓW na umrzyka skrzyni (...) [koniec cytatu]
Cytat ten pochodzi z polskiego tłumaczenia książki R. L. Stevensona 'Wyspa skarbów'. Powinno być zatem CHŁOPA - a nie CHŁOPCÓW. Nawiasem mówiąc, w oryginalnym tekście starej, żeglarskiej pieśni nie ma mowy o 'umrzyka skrzyni' (czyli trumnie):
Fifteen men on the dead man’s chest –
Yo-ho-ho, and a bottle of rum!
* * *
[Cytat] (...) Usłyszałem, jak PSTRYKNĄŁ KONTAKT (...) [koniec cytatu]
Bardzo, ale to bardzo potoczna polszczyzna
* * *
[Cytat] (...) opuściliśmy żagiel i popłynęliśmy pod prąd (...) [koniec cytatu]
Jak? - że tak nieśmiało zapytam... Siłą woli? Bo ani o wiosłach, ani o silniku Autor nawet się nie zająknął...
* * *
Teraz opis należącej do chłopców łodzi:
[Cytat] (...) Ta, należąca do chłopców, miała sześć metrów długości i 120 centymetrów szerokości przy maszcie, wysoko wzniesione stewy dziobową i rufową oraz MASZT Z ŻAGLEM REJOWYM (...)
Autor uparł się na ożaglowanie rejowe - bo na wszystkich 'pływadełkach' o których wspomina w różnych swoich książkach, występuje ten rodzaj ożaglowania. Nie mam nic przeciwko takiemu ożaglowaniu, ale - na miłość boską - nie można pisać, że:
[Cytat] (...) Wykonaliśmy ZWROT POD WIATR, potem jeszcze jeden, żeby przybić do pomostu (...) [koniec cytatu]
Na takim małym pływadełku z żaglem rejowym, na którym nie ma żagli sztakslowych NIE DA się zrobić zwrotu NA WIATR (a ściślej mówiąc: zwrotu przez sztag). Nie da i koniec. A dlaczego - to już byłby wykład z fizyki, który niestety wykracza (i to mocno) poza tematykę tego forum. Jeśli ktoś jest bardzo ta tematyką zainteresowany, to odsyłam go do książki (tyleż grubej co nudnej) Czesława Marchaja 'Teoria żeglowania. Aerodynamika żagla'.

Książka mi się podobała i - jak od mało której kontynuacji - trudno mi było się od niej oderwać, czego efektem była zarwana noc.
Ale - jak to w 'kontynuacjach' - nie obyło się bez wpadek:

[Cytat] (...) - To dla ciebie - z kieszeni kurtki wyjął białą kopertę. NIE MUSIAŁEM JEJ OTWIERAĆ, by zauważyć, że w środku był bilet wstępu do podziemnej trasy turystycznej w Sandomierzu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kryminał zupełnie przeciętny: ani motyw, ani sposób morderstwa, ani tryb prowadzenia śledztwa nie powalają na kolana. I jeszcze te błędy!

Po pierwsze:
[cytat] (...) szczęk noży i WIDELCY o talerze (...) [Koniec cytatu]
Jakich WIDELCY, na Boga! Jedyna poprawną formą jest WIDELCÓW - tak jak pajaców (nie pajacy!), pałaców (nie pałacy!) czy pasterzy (nie pasterzów!).

Po drugie:
Autor umieścił wydarzenia w roku 1981 - co nietrudno odgadnąć po wzmiance nt. zamachu na Jana Pawła II. Był to czas, w którym w Polsce strajki i akcje protestacyjne były na porządku dziennym.
Autor wprawdzie jednoznacznie nie określił swojego stosunku do ówczesnych wydarzeń, ale strajkujący zawsze pokazani byli jako niemili, opryskliwi i chamscy. Znalazło się i takie zdanie:
[cytat] )...) To, o co oni walczą, my podnosiliśmy już dawno w organizacji młodzieżowej. Mówiliśmy o tym podczas spotkań z działaczami partyjnymi (...) [koniec cytatu]
Przemycanie własnych poglądów politycznych na karty kryminału? Fe...

Po trzecie:
Książka jest 'przegadana'. W dodatku dialogi nie są najwyższych lotów i niewiele - lub nic nie wnoszą w treść książki. No bo jakie znaczenie ma monolog żony 'ciosającej na głowie kołki' jednemu z milicjantów - że nie ma co na kolację zrobić? Albo jego rozmowa z synem pt. 'kim chciałbyś zostać w przyszłości?' Takich rozmów jest całe mnóstwo: a to na przyjęciu, a to w komendzie, a to w biurze...

Po czwarte:
Autor widać zapomniał, że dopóki nie ma ciała - nie ma morderstwa. Czytelnicy wiedzą o morderstwie - ale nie wiedzą o tym milicjanci. Tymczasem od początku szukają oni mordercy.

I na koniec ciekawostka, którą udało mi się odkryć. Jeden z podejrzanych zapytany o datę i miejsce urodzenia, odpowiada : 13 grudnia 1928, Warszawa. Jest to data urodzenia... samego Autora - co łatwo sprawdzić np. w Wikipedii.

Kryminał zupełnie przeciętny: ani motyw, ani sposób morderstwa, ani tryb prowadzenia śledztwa nie powalają na kolana. I jeszcze te błędy!

Po pierwsze:
[cytat] (...) szczęk noży i WIDELCY o talerze (...) [Koniec cytatu]
Jakich WIDELCY, na Boga! Jedyna poprawną formą jest WIDELCÓW - tak jak pajaców (nie pajacy!), pałaców (nie pałacy!) czy pasterzy (nie pasterzów!).

Po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Będzie że się 'czepiam', ale jak się nie uśmiechnąć, gdy Autor puszcza do nas 'perskie oko'?

[Cytat] To także czas, gdy w sklepach warzywnych można kupić najsmaczniejszą paprykę. Pamiętałem o tej papryce, bo właśnie gdy robiłem zakupy w sklepie osiedlowym, zadzwonił do mnie mój szef - Pan Samochodzik. [koniec cytatu]
Gdyby Daniec kupował pomidory i przypomniał mu się niejaki Tomatow (występujący w innych tomach 'kontynuacji') - to wszystko byłoby dla mnie oczywiste. Ale powiązania Pana Samochodzika z papryką jakoś nie widzę.
* * *
[Cytat] - Siadaj, Pawle - pan Tomasz wskazał mi miejsce przy stoliku. - Jak zwykle mocna herbata i łyżka cukru? - upewniał się. [Koniec cytatu]
Cóż za rozrzutność! Słodzić herbatę łyżkami! Bo nie wierzę, żeby Pan Samochodzik nie dorobił się łyżeczek do herbaty...

I kilka zdań dalej:
[Cytat] Siedziałem więc na tapczanie czekając na przygotowaną przez Pana Samochodzika niespodziankę, bo taką zawsze okazywał się każdy kolejny wyjazd. [Koniec cytatu]
To gdzie w końcu Daniec siedział? Przy stoliku czy na tapczanie?
* * *
[Cytat] Piękna szatynka (...) włosy miała długie i rozjaśnione do różnych odcieni koloru słońca, od krwistej miedzi, przez złocisty miód do barwy słomy. [Koniec cytatu]
Faceci słabo rozróżniają kolory i Daniec nie jest w tym odosobniony. Ale mógłby przynajmniej odróżnić szatynkę od szatynki ufarbowanej na blond.
* * *
[Cytat] Ten w kamizelce, gdy mówił, zionął smrodem piwa, a ten elegant pachniał najdroższymi męskimi perfumami. [koniec cytatu]
Znaczy: jeden pił piwo, a drugi perfumy?
* * *
[Cytat] Przyjazd wehikułu pod pałac zrobił największe wrażenie na grupce młodzieży siedzącej na schodach. Był tam około czterdziestoletni mężczyzna(...) [Koniec cytatu]
Nie od dziś wiadomo, że prawdziwa młodość zaczyna się po czterdziestce...

Książka dość przeciętna. Ale takie właśnie są kontynuacje przygód Pana Samochodzika...

Będzie że się 'czepiam', ale jak się nie uśmiechnąć, gdy Autor puszcza do nas 'perskie oko'?

[Cytat] To także czas, gdy w sklepach warzywnych można kupić najsmaczniejszą paprykę. Pamiętałem o tej papryce, bo właśnie gdy robiłem zakupy w sklepie osiedlowym, zadzwonił do mnie mój szef - Pan Samochodzik. [koniec cytatu]
Gdyby Daniec kupował pomidory i przypomniał mu się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zupełnie przyzwoicie napisany kryminał rodem z PRLu.

Do samego końca nie wiadomo KTO, a gdy już w końcu się dowiadujemy, kolejnym zaskoczeniem jest JAK. Czyta się gładko, chwilami trudno się od lektury oderwać.

Zupełnie przyzwoicie napisany kryminał rodem z PRLu.

Do samego końca nie wiadomo KTO, a gdy już w końcu się dowiadujemy, kolejnym zaskoczeniem jest JAK. Czyta się gładko, chwilami trudno się od lektury oderwać.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak wszystkie kontynuacje "pana Samochodzika...' pisana 'pod szablon'. Porywać nie porywa, ale czytać się da.

Jedna rzecz mi się tylko 'kupy nie trzyma':
[Cytat] "(...) Pan Rudolf napisał list do wokalisty i dał mi go do wysłania ze Sakrszew, 'Bo z miasta to szybciej dojdzie' (...)"

Ów wokalista - to leader Pink Floyd - David Gilmour. Tak się zastanawiałem: skąd u niemłodego przecież człowieka zamiłowanie do progresywnego rocka? No, ale powiedzmy że rzeczywiście lubił ten gatunek muzyki. Skąd jednak u samotnika, mieszkającego na wyspie, tak doskonała znajomość (w piśmie!) języka angielskiego? Na Google Translate pan Rudolf liczyć raczej nie mógł - chyba, że miał komputer na... naftę. Bo prądu na wyspie przecież nie było...

Takie to trochę naciągane jest...

Jak wszystkie kontynuacje "pana Samochodzika...' pisana 'pod szablon'. Porywać nie porywa, ale czytać się da.

Jedna rzecz mi się tylko 'kupy nie trzyma':
[Cytat] "(...) Pan Rudolf napisał list do wokalisty i dał mi go do wysłania ze Sakrszew, 'Bo z miasta to szybciej dojdzie' (...)"

Ów wokalista - to leader Pink Floyd - David Gilmour. Tak się zastanawiałem: skąd u...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka jest nudna jak przysłowiowe flaki z olejem.

Cytat:
(...) W środę przed goleniem Lemaitre wymienił na nowy dwuostrzowy nożyk Contour, choc mógł go jeszcze z powodzeniem używać. Zastanawiał się też dłuższą chwilę nad wyborem krawata do jasnokremowej koszuli, nim zdecydował się na jedwabny w niebiesko-brązowe paski (...)
Pytania:
1. Jakie znaczenie miał fakt, że nożyk był dwuostrzowy a nie jednoostrzowy?
2. Jakie znaczenie miał fakt, że był on marki Contour a nie - dajmy na to - Gillette?
3. Jakie znaczenia miał fakt, że krawat był w niebiesko-brązowe prążki a nie np. Bahama Yellow w zielone ciapki?
Odpowiedź: Żadne. Najmniejsze nawet. Zero. Null.

Takiej "waty" jest przynajmniej pół książki. Stronę zajmuje opis szczennej suki rasy spaniel i jej przychówku. Pół strony zajmuje opis meczu Francja - Hiszpania i żony komisarza, która w trakcie oglądania meczu gubi oczka w ręcznej robótce. Opis łowienia ryb i kto je (czyli ryby) komisarzowi i jego żonie przyrządził - kolejne pół strony. Co trzy strony znajdziemy opis wizyt komisarza w różnych bistro wraz z jadłospisem oraz listą wypitych trunków. Co kilkanaście stron - dywagacje żony komisarza, że jej mąż się zapracowuje lub dywagacje komisarza, że żonie poświęca zbyt mało czasu. Opisów pogody w Paryżu już nawet nie zliczę. Itd., itp., ect. Widać Autorka pracowała "na akord" i czymś musiała zapełnić karty książki.

A tak w ogóle, to - IMHO - żaden kryminał. Co najwyżej słaba powieść obyczajowa albo romans z morderstwem w tle.

W każdym razie - nie polecam.

Książka jest nudna jak przysłowiowe flaki z olejem.

Cytat:
(...) W środę przed goleniem Lemaitre wymienił na nowy dwuostrzowy nożyk Contour, choc mógł go jeszcze z powodzeniem używać. Zastanawiał się też dłuższą chwilę nad wyborem krawata do jasnokremowej koszuli, nim zdecydował się na jedwabny w niebiesko-brązowe paski (...)
Pytania:
1. Jakie znaczenie miał fakt, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W tej książce - jak w rzadko której kontynuacji przygód Pana Samochodzika pisanej przez epigonów Nienackiego - głupot i nieścisłości niewiele. Co nie znaczy że ich nie ma.

Bo oto Paweł Daniec tłumaczy najpierw przedszkolakowi (sic!) skąd pochodzi i jak wygląda miłorząb, a następnie opowiada:
'(...) Zamek wybudowano w pierwszej połowie XIII wieku i jego właścicielem był czeski król Wacław II. (...) Później, w 1264 roku przekazał zamek biskupstwu miśnieńskiemu, które jako kasztelana, dowódcę zamku, umieściło tu Hinka von Lesna, potem zamek miał wielu właścicieli (...)'
Serio? Takie opowieści dla czterolatka? Albo Autor nie miał dzieci, albo już zapomniał jak się z przedszkolakiem rozmawia!

Są i błędy faktograficzne:
'(...) Na korze starszych drzew znalazłem odciski od mocowań siatek maskujących(...)'
Naprawdę? Po 40 latach wciąż na korze były ślady?

Już we wstępie czytamy, że samolot, którym lecieli amerykańscy spadochroniarze, został przez Niemców zestrzelony rakietą. Rzecz w tym, że rakiety ziemia - powietrze zaczęto wprowadzać dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, czyli półtorej dekady po opisywanych wydarzeniach.

* * *

Ale - jak już wspomniałem - głupot w książce jest naprawdę niewiele. Czyta się ją dość gładko, choć wybitna literatura toto nie jest.

W tej książce - jak w rzadko której kontynuacji przygód Pana Samochodzika pisanej przez epigonów Nienackiego - głupot i nieścisłości niewiele. Co nie znaczy że ich nie ma.

Bo oto Paweł Daniec tłumaczy najpierw przedszkolakowi (sic!) skąd pochodzi i jak wygląda miłorząb, a następnie opowiada:
'(...) Zamek wybudowano w pierwszej połowie XIII wieku i jego właścicielem był...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

U Hitchcoka jest tak: najpierw trzęsienie ziemi - a później już tylko coraz gorzej. W tej książce konstrukcja fabuły przypomina sinusoidę (żeby nie powiedzieć: stosunek przerywany): akcja narasta i gdy oczekujemy wyjaśnienia kolejnej zagadki - opada aż do granicy znudzenia. I gdy mamy dość 'flaków z olejem' i już chcemy przerzucić kilka stron - znów nabiera tempa, by po kilkunastu stronach znów nas znudzić. Genialne!

Nieźle napisany kryminał z zaskakującymi zwrotami akcji. I choc prawie od początku wiadomo KTO, to jednak autor do końca potrafi zaskoczyć czytelników. Mnie zaskoczyła rzecz, na którą pewnie mało kto zwrócił uwagę: strony kryminału zapełnione są istnym panopticum postaci o nazwiskach tak dziwnych, że samo wymyślenie ich (czyli nazwisk) jest wyczynem samym w sobie!

Ale jest i 'wpadka'. Otóż jedna z bohaterek, niejaka Biała Anka (Biała - to przezwisko, a nie nazwisko) ma wyraźnie inklinacje ku dziennikarzowi o imieniu Karol. Wie o tym Autor, wiedzą i czytelnicy, bo Biała Anka się do tego przyznaje. Natomiast nie wie o tym oficer milicji - jeszcze się z Białą Anką bowiem nie spotkał. Ale nie przeszkadza mu to powiedzieć o owych inklinacjach Karolowi, wyprzedzając znacznie całą akcję...

U Hitchcoka jest tak: najpierw trzęsienie ziemi - a później już tylko coraz gorzej. W tej książce konstrukcja fabuły przypomina sinusoidę (żeby nie powiedzieć: stosunek przerywany): akcja narasta i gdy oczekujemy wyjaśnienia kolejnej zagadki - opada aż do granicy znudzenia. I gdy mamy dość 'flaków z olejem' i już chcemy przerzucić kilka stron - znów nabiera tempa, by po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To zdecydowanie najsłabsza pozycja Borchardta. 'Krążownik spod Somosierry' czy 'Znaczy Kapitan' wprost powalają na kolana. 'Szamana morskiego' da się jeszcze poczytać - choc odbiega od dwóch pozostałych. 'Kolebkę nawigatorów' przeczytałem dla nazwiska i dlatego, że akurat kocham 'te klimaty'.
Ale byłem srodze zawiedziony.

To zdecydowanie najsłabsza pozycja Borchardta. 'Krążownik spod Somosierry' czy 'Znaczy Kapitan' wprost powalają na kolana. 'Szamana morskiego' da się jeszcze poczytać - choc odbiega od dwóch pozostałych. 'Kolebkę nawigatorów' przeczytałem dla nazwiska i dlatego, że akurat kocham 'te klimaty'.
Ale byłem srodze zawiedziony.

Pokaż mimo to

Okładka książki Anatomia katastrofy smoleńskiej. Ostatni lot PLF 101 Tomasz Białoszewski, Jan Osiecki, Mieczysław Prószyński
Ocena 7,3
Anatomia katas... Tomasz Białoszewski...

Na półkach: ,

Jestem jak ten niewierny Tomasz (nie na darmo jest on patronem jednej z moich profesji): muszę dotknąć - żeby uwierzyć. Dlatego nie przemawiają do mnie żadne bomby termobaryczne, elektromagnesy, wybuchy (ze szczególnym uwzględnieniem parówek i stodół), sztuczne mgły i inne tego typu fake newsy: lotniskowce po dolarze za sztukę, samoloty rozpylające coś nad naszymi głowami, płaska ziemia, syreny, węże morskie i małe zielone ludziki z kosmosu budujące egipskie piramidy.
Dlatego ta książka trafia mi do przekonania: każde z wydarzeń lotu ma swoje konsekwencje w procesie katastrofy. I to, że samolot przewrócił się na grzbiet, i to, że pasażerowie zostali zmiażdżeni przez golenie, bagaże, balast i zapasowe części, znajdujące się w luku pod podłogą, i to, że każde drzewo ma znacznie większą wytrzymałość w poprzek włókien niż wzdłuż, itd., itp., ect.
Nie wiem, komu polecić tę książkę... Ci, którzy wierzą w teorie A.M. - i tak książki nie zrozumieją. Ci, którzy w nie nie wierzą - i tak są przekonani o katastrofie, a nie zamachu, który był (jest?) potrzebny jako mit założycielski religii smoleńskiej, przy którym blednie nawet ludobójstwo w Katyniu, o którym już się nie mówi.
Lepiej nie wiedzieć jak się robi politykę i (nomen omen) parówki.

Jestem jak ten niewierny Tomasz (nie na darmo jest on patronem jednej z moich profesji): muszę dotknąć - żeby uwierzyć. Dlatego nie przemawiają do mnie żadne bomby termobaryczne, elektromagnesy, wybuchy (ze szczególnym uwzględnieniem parówek i stodół), sztuczne mgły i inne tego typu fake newsy: lotniskowce po dolarze za sztukę, samoloty rozpylające coś nad naszymi głowami,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dość zręcznie napisany kryminał z bardzo zaskakującym zakończeniem. Może nie tyle zaskakującym - bo wszystko zmierzało w tym własnie kierunku - co pozostawiającym pewien niedosyt. Podobnie jak i kilka innych wątków które zostały podjęte - a nigdy nie zostały wyjaśnione do końca.
Czyta się lekko i gładko - jak na kryminał przystało.
Uwielbiam wyszukiwać w książkach miejsca, w których autorzy zbyt mocno popuścili wodze fantazji. Tu Autorka trochę przesadziła z tempem robót budowlanych: za miesiąc do ośrodka wczasowego w starym pałacyku mają przyjechać pierwsi wczasowicze, a w piwnicy, w której ma być klub - do połowy wysokości jeszcze zalega gruz. Przy ówczesnej technice (połowa lat 70 ubiegłego wieku) raczej nie było szans na oddanie tych pomieszczeń w terminie. Ale to taka mała 'skucha' w żaden sposób nie rzutująca na akcję książki.

Dość zręcznie napisany kryminał z bardzo zaskakującym zakończeniem. Może nie tyle zaskakującym - bo wszystko zmierzało w tym własnie kierunku - co pozostawiającym pewien niedosyt. Podobnie jak i kilka innych wątków które zostały podjęte - a nigdy nie zostały wyjaśnione do końca.
Czyta się lekko i gładko - jak na kryminał przystało.
Uwielbiam wyszukiwać w książkach...

więcej Pokaż mimo to