-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant6
Biblioteczka
2017-07-19
2016-09-29
Po przeczytaniu "Dotyku" spodziewałam się czegoś więcej, bo chociaż w pierwszej części główna bohaterka była cholernie upierdliwa i przewidywalna, to dawałam jej szansę. W "Toksynie"... Co tu dużo mówić, Accardo kompletnie spartoliła zarówno postać Deznee, ukazując ją jako rozpieszczoną, egoistyczną nastolatkę, która się "buntuje" przeciwko wszystkiemu i wszystkim, jak i akcję powieści. Miałam wrażenie, że Deznee była na siłę przerysowywana, tak, że czytelnikowi (a przynajmniej mnie) chciało się już rzygać jej ciągłymi humorkami i stawianiu siebie na piedestale - jej uczucia są najważniejsze, ona się liczy najbardziej. W tej całej pogoni za uwagą dla głównej bohaterki autorka chyba zapomniała, że istnieje wątek i inni bohaterowie. Dałam radę przeczytać tylko połowę, być może dalej zaczęła się jakaś akcja, nie wiem. Mogę tylko powiedzieć, że nie polecam, chyba, że ktoś lubi podczas czytania tylko lecieć wzrokiem po linijkach, bez wgłębiania się w szczegóły. Ogółem - płytko, bez sensu, byle jak. Mogę ją śmiało zaliczyć do największych rozczarowań czytelniczych tego roku.
Po przeczytaniu "Dotyku" spodziewałam się czegoś więcej, bo chociaż w pierwszej części główna bohaterka była cholernie upierdliwa i przewidywalna, to dawałam jej szansę. W "Toksynie"... Co tu dużo mówić, Accardo kompletnie spartoliła zarówno postać Deznee, ukazując ją jako rozpieszczoną, egoistyczną nastolatkę, która się "buntuje" przeciwko wszystkiemu i wszystkim, jak i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Moja opinia o tej książce waha się między konstruktywną krytyką a okropnym hejtem i nie jest mi z tym ani trochę źle. Jeśli proza może być irytująca, to ta zdecydowanie wpisuje się na pierwsze miejsce listy top10.
Od czego zacząć? Może od głównej bohaterki? Tenley jest rozkapryszoną, denerwująco niezdecydowaną, typową w powieściach dla nastolatków pięknością, pochodzącą z wpływowej rodziny, która jednak nie kocha jej tak, jak powinno się kochać własne dziecko. Bohaterka ma skłonności do okaleczania się (bo przecież w każdej szanującej się książce musi być taki wątek), ma również nerwicę natręctw objawiającą się manią liczenia. Ten (tak, TEN, co za przypadek!) bowiem wszystko liczy. Numerologia to jej konik, ale przytaczane przez autorkę opisy (pozwolę sobie zacytować: "Tenley, dla przyjaciół Ten. Ten czyli dziesięć [...] Urodziłam się dziesiątego dnia dziesiątego miesiąca i dziesiątej dziesięć rano.") bardziej irytują niż ciekawią.
Opis więzienia w Prynne i tortur, jakimi poddaje się tam dzieci, trochę zmiękcza serce czytelnika, wręcz wywołując współczucie. Kiedy jednak poznajemy już trochę Ten, jej pobyt w zamkniętym zakładzie nie wydaje się taki nieuzasadniony - dziewczyna zachowuje się, jakby miała (no, ile?) DZIESIĘĆ lat. Jej decyzje są denerwujące, zwłaszcza, gdy na horyzoncie pojawia się dwóch przystojniaków walczących o jej względy (jakżeby inaczej). Wtedy to Tenley przechodzi sama siebie, nie mogąc się zdecydować na jednego z nich, nazywając obu przyjaciółmi i nie potrafiąc wybrać towarzystwa jednego z nich - a tym samym przynależność do jednej z dwóch sfer. Przy okazji wychodzi na jaw, że kilka lat wcześniej chłopcy (mężczyźni?) należeli do Miriady, którą jeden z nich opuścił na rzecz Trojki.
Co za przypadek, że odnaleźli się w ramionach najbardziej niezdecydowanej osoby na świecie!
Przyznam, że samo pisanie o tym jakże wspaniałym dziele współczesnej literatury irytuje mnie do tego stopnia, że zapomniałam wspomnieć o tym, co sama autorka powiedziała o swoim "dziecku". Otóż w wywiadzie udzielonym po napisaniu książki Gena Showalter zdradza: "Ten pomysł wybuchł we mnie i rozpalał mnie od środka do tego stopnia, że musiałam, po prostu musiałam spisać historię Firstlife."
I to by się zgadzało. Książka wydaje się być fajnym pomysłem z potencjałem, niestety pożerającym autora od środka w taki sposób, że ten musiał wszystko to z siebie wyrzucić i - przepraszam za wyrażenie - koncertowo to spieprzyć. Historia dzieje się za szybko, pomysł goni pomysł, i nie chodzi mi o taką "dobrą pogoń", tylko dziką i nieokiełznaną w negatywnym znaczeniu. Bardzo negatywnym. Przypomina to raczej bieg do toalety za potrzebą, niż, powiedzmy, wyścigi konne. Kiedy odkładasz pozycje na miejsce, nie czujesz zadowolenia. Czujesz ulgę, że ci się przez to przebrnąć.
Nie skreślam autorki. Na półce leży pożyca "Alicja w krainie zombi". Mam nadzieję, że nie będzie takim chłamem, jak "Firstlife".
Moja opinia o tej książce waha się między konstruktywną krytyką a okropnym hejtem i nie jest mi z tym ani trochę źle. Jeśli proza może być irytująca, to ta zdecydowanie wpisuje się na pierwsze miejsce listy top10.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOd czego zacząć? Może od głównej bohaterki? Tenley jest rozkapryszoną, denerwująco niezdecydowaną, typową w powieściach dla nastolatków pięknością, pochodzącą z...